"Oto i on, pie***lony zbawca". Armata w lewej nodze i spis cudzołożnic Ryana Giggsa

"Oto i on, pie***lony zbawca". Armata w lewej nodze i spis cudzołożnic Ryana Giggsa
mooinblack/shutterstock.com
Ponad dwadzieścia lat występów na najwyższym światowym poziomie. Pełen profesjonalizm. Wmurowywanie w podłoże boiska obrońców drużyn przeciwnych za pomocą obłędnego przyspieszenia oraz kapitalnych sztuczek technicznych, które znakomicie świadczyły o nadzwyczaj wysokim piłkarskim ilorazie inteligencji, definiując pozycję nowoczesnego skrzydłowego. Dyrygent ofensywnych działań Manchesteru United na przełomie wieków, duma walijskiego futbolu, Ryan Giggs.
Odkąd sięgamy pamięcią, Walijczycy posiadali silnie obsadzoną lewą flankę. Wspominamy sumienną etykę pracy niezastąpionego Gary’ego Speeda, podziwiamy fenomenalną dynamikę Aarona Ramseya, który może grać w różnych sektorach boiska, patrzymy ze zdumieniem na znakomite umiejętności Garetha Bale’a. O ile ostatni wywołany do tablicy pomocnik traktuje piłkę nożną na zasadzie zwykłej roboty, wyżej ceniąc zdolności posługiwania się kijem na polu golfowym, o tyle Ryan Giggs to pasjonat piłki nożnej z krwi i kości.
Dalsza część tekstu pod wideo
Alessandro Del Piero stwierdził dawniej, że dwukrotnie uronił łzę wzruszenia nad pięknem futbolu, gdy oglądał piłkarzy w akcji. Pierwszym był Diego Maradona, natomiast drugim właśnie „Giggsy”. Genialny George Best, ekscytując się talentem wschodzącej walijskiej supergwiazdy w barwach „Czerwonych Diabłów”, rzekł: - Pewnego dnia ludzie zaczną mówić, że byłem drugim Ryanem Giggsem.
Kiedy nastolatek słyszy takie słowa na własny temat, płynące z ust historycznego wirtuoza piłki nożnej, ma dwa wyjścia: albo uderzy mu do głowy woda sodowa i - kolokwialnie rzecz ujmując - przerżnie swój potencjał, degustując środki masowego nieszczęścia. Lub zmierzy się z wyzwaniem rzuconym przez „El Beatle” z Belfastu, spełniając marzenia oraz pokładane w nim nadzieje, by zapisać się na kartach dziejów piłki nożnej. Giggs wybrał drugą opcję.

Pełnomocnik tłumu

„Walijski Czarodziej” wcale nie miał dzieciństwa usłanego różami. W wieku siedmiu lat przeprowadził się z rodzinnego Cardiff do Manchesteru, do którego po dwóch tygodniach pobytu zaczął żywić odrazę. Wprawdzie Ryan nie mógł narzekać na ubóstwo, brak opieki czy przedmiotów niezbędnej potrzeby, ale ciepło domowego ogniska wygasło, gdy jego ojciec, Danny Wilson (słynny rugbista), postawił krzyżyk na familii, wynosząc się z ich życia.
Ryan postanowił wówczas, że pragnie nosić panieńskie nazwisko matki, Lynne. Okres podstawówki to bezustanne złośliwości ze strony rówieśników, które dotyczyły faktu, że wychowuje się w rozbitej rodzinie, nabijanie się z walijskiego pochodzenia oraz tamtejszego akcentu przyszłego zawodnika ManU, jak również notoryczne atakowanie rasistowskimi uwagami odnośnie czarnego koloru skóry ojca „Giggsy’ego”.
Niemniej, Ryan szczycił się twardym charakterem, był nieugiętym chłopakiem, nie dał się złamać uszczypliwościom szczenięcych oprawców. Hartowały go przede wszystkim sukcesy na gruncie sportowym, zwłaszcza na futbolowych boiskach. Podczas meczów młodzików zdecydowanie wyróżniał się na tle innych graczy, dominując nad nimi zdolnościami. Już wtedy Giggsa obserwowali łowcy talentów obu klubów z Manchesteru, a sam zainteresowany zapragnął stać się nie tyle zawodowym piłkarzem, co przedstawicielem zwykłych ludzi.
- Po treningach zawsze spędzałem dwie godziny na jodze. To ja stawałem w obronie ludzi, ale również ich krytykowałem. Byłem reprezentantem kibiców, chciałem służyć im za wzór. Nieraz rozmawiałem z atakującą prasą, po czym odwracałem się, żeby ochłonąć, ponieważ nie mogłem znieść, gdy ktokolwiek widział moją reakcję - wspomina „Walijski Czarodziej”.

Potrójna korona

Ostatecznie wybór „Giggsy’ego” padł na Manchester United, z którym związał się na dobre i złe, dostarczając fanom drużyny wielu cudownych chwil, lecz także przeżywając chude lata. Sezon 1998/99 był dla „Czerwonych Diabłów” najlepszym w dotychczasowej 142-letniej historii istnienia klubu. Podopieczni trenera Sir Alexa Fergusona sięgnęli po tytuł mistrzowski, zdobyli FA Cup oraz znaleźli się na szczycie europejskiej piłki nożnej, zwyciężając Bayern Monachium w jednym z najpiękniejszych finałów Chamions League.
Gdy w szóstej minucie rywalizacji Mario Basler potężnym strzałem po ziemi pokonał Petera Schmeichela, zawodnicy ManU rzucili się do odrabiania strat, ale nieskuteczność idealnie odzwierciedlała dyspozycję dnia zespołu z Dwightem Yorkiem i Andym Colem na szpicy. Piłkarze „Die Roten” wspaniale przygotowali zasieki defensywne, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na wygraną Bayernu. W drugiej odsłonie widowiska Ferguson wprowadził na plac gry Teddy’ego Sheringhama oraz Ole Gunnara Solskjaera, co okazało się strzałem w dziesiątkę.
Ekipa Ottmara Hitzfelda mogła pogrzebać marzenia „Czerwonych Diabłów” znacznie wcześniej, jednak Anglików przed utratą bramki ratował Schmeichel, natomiast w innej dogodnej akcji piłka trafiała w słupek lub w poprzeczkę. „Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić”, „szczęście sprzyja lepszym” - owszem, to wyświechtane slogany, ale tym razem sprawdziły się w stu procentach.
Dośrodkowanie z rzutu rożnego w doliczonym czasie gry, nieudane wybicie obrońcy na szesnasty metr, Giggs uderza prawą nogą, do piłki dopada Sheringham, wyrównując stan meczu. Za moment jesteśmy świadkami powtórki z rozrywki, tyle że tym razem w rolę asystenta wcielił się Sheringham, zaś futbolówkę w sieci umieszcza Solskjaer, dokładając nogę do przedłużenia kolegi z drużyny. Ostatni gwizdek sędziego Pierluigiego Colliny, Monachium tonie we łzach rozpaczy, Manchester przepełnia radość.
Tuż po zakończeniu potyczki „Walijski Czarodziej” długo nie podnosił czterech liter z murawy. Nie wierzył w to, co się stało na Camp Nou, trudno było mu ochłonąć. Kiedy wreszcie zaczął świętować wspaniały sukces z kompanami, został poproszony przez brytyjskiego reportera o komentarz do tych niewiarygodnych wydarzeń. Łamiącym się głosem skwitował mecz następującymi słowami: „Emocjonalny rollercoaster”.

Pogrążając „Kanonierów”

Giggs miał olbrzymi wkład w każde trofeum pamiętnych rozgrywek 1998/98. Może trzy trafienia i zaledwie dwie asysty w trakcie ligowych zmagań nie powalają na kolana, lecz cztery bramki w Lidze Mistrzów stanowi już solidny dorobek skrzydłowego „Czerwonych Diabłów”, biorąc pod uwagę gola, który dał Manchesterowi cenny remis, strzelonego Juventusowi na Old Trafford w pierwszym starciu półfinałowym.
Ryan upodobał sobie zdobywanie arcyważnych bramek w półfinałach, czego dowodem jest powtórzone spotkanie w ramach FA Cup przeciwko londyńskiemu Arsenalowi na stadionie Villa Park, które zostało rozstrzygnięte dopiero w dogrywce. Czołowi rajdowcy globu, czy mistrzowie slalomu w narciarstwie alpejskim, nie powstydziliby się fantastycznego wejścia smoka między obrońców „Kanonierów”, wykończonego armatnim uderzeniem. Palce lizać!
- W Londynie taksówkarz powiedział do mnie: „Zrujnowałeś moje życie tej nocy na Villa Park”. Sympatycy United powtarzali mi, że była to najpiękniejsza bramka, jaką kiedykolwiek widzieli. Z kolei fani Arsenalu dali mi do zrozumienia, że nigdy mi nie wybaczą - mówił „Giggsy” w wywiadzie dla „Daily Mail”.
Podobno po jednym z treningów przed pojedynkiem z Arsenalem, Sir Alex Ferguson był wściekły na walijskiego pomocnika, że ten obija się podczas zajęć, odpuszcza i nie prezentuje pełnej gamy własnych możliwości. Jak widać, reprymenda podziałała na Giggsa motywująco. Kiedy wszyscy celebrowali awans do finału FA Cup, w progu szatni zjawił się bohater meczu. Nikt nie zwracał na niego uwagi, oprócz Roya Keane’a, który - jak to miewał w zwyczaju - podsumował kumpla w kilku słowach: „Oto i on, pie***lony zbawca”.

Romanse i budka telefoniczna

Cieniem na zawodowej karierze Ryana kładzie się romans z uczestniczką brytyjskiego Big Brothera, Imogen Thomas, któremu piłkarz kategorycznie zaprzeczał. Gdy szokująca afera nieco ucichła, światło dzienne ujrzał jeszcze większy skandal obyczajowy z udziałem przykładnego męża oraz ojca. W niedzielnym wydaniu tabloidu „The News of the World” opublikowano artykuł dotyczący cudzołóstwa, którego Giggs dopuszczał się przez osiem lat ze swoją bratową.
Rhodri, brat zawodnika, dowiedziawszy się o potajemnym spółkowaniu Ryana z małżonką, wpadł w furię do tego stopnia, że biegał po mieście z młotkiem, szukając zemsty na „Giggsym”. Zaszczyty, ordery, sława, wspieranie fundacji na rzecz potrzebujących, pomoc dzieciom z ośrodków opiekuńczych i walka z rasizmem zostały przekreślone przez seksualne wyskoki. Przez dwadzieścia cztery lata występów dla Manchesteru United żaden arbiter nie ukarał go czerwoną kartką, aż nagle legendarny pomocnik sam to uczynił w życiu osobistym.
Nie obchodzi nas, kto z kim sypia. Istotne, żeby się wyspał, bo dokonania sportowe Giggsa są niepodważalne i głównie na nich koncentrujemy się odtwarzając w pamięci kolejne epizody jego futbolowego dziedzictwa. Absolutny fenomen, który ściśle krok po kroku realizował sen o wielkiej przygodzie związanej z piłką nożną. Przez ponad dwadzieścia sezonów raczył nas profesjonalnym podejściem do sportu. Ferguson scharakteryzował niegdyś „Walijskiego Czarodzieja” krótkim zdaniem: - Biegnąc i dryblując, Ryan wręcz sprawia, że najlepszym defensorom świat wiruje w łepetynach.
Jeszcze barwniej w kwestii chluby walijskiego futbolu wypowiedział się Carlos Queiroz: - On jest jednym z tych wyjątkowych i rzadkich piłkarzy, którzy mogą grać w piłkę nawet w budce telefonicznej i zawsze znajdą drogę do bramki, nieważne ilu graczy wsadzisz tam razem z nim.
Mateusz Połuszańczyk
Redakcja meczyki.pl
Mateusz Połuszańczyk , Mateusz Połuszańczyk
24 Apr 2020 · 20:30
Źródło: własne

Przeczytaj również