Ostry zjazd legendy NBA. To koniec dawnego mistrza
Kiedyś odejdzie z NBA jako legenda. Ale teraz w żaden sposób nie przypomina ikonicznego koszykarza, którym był przez wiele lat. Klay Thompson popadł w przeciętność.
Play-offy w NBA ruszyły z wielkim przytupem. 16 najlepszych drużyn toczy bezpośrednie boje, przymierzając w marzeniach mistrzowskie pierścienie. W tym gronie nie znajdują się Golden State Warriors, którzy odpadli już na etapie fazy play-in. Aby przedłużyć szanse na tytuł, podopieczni Steve’a Kerra musieli pokonać Sacramento Kings. To był mecz ostatniej szansy, zwycięzca przechodził dalej, przegrany wracał do domu na tarczy. W decydującym momencie najbardziej zawiódł gracz, który przez lata był filarem ekipy z San Francisco. Klay Thompson zaliczył jeden z najgorszych występów w karierze, przyczyniając się do porażki “Wojowników”. Mecz przeciwko Kings zakończył z zerowym dorobkiem punktowym. Nie trafił ani jednego z dziesięciu oddanych rzutów, bezskutecznie obijał obręcz i tablicę. To był definitywny zmierzch dawnej gwiazdy.
- Takie jest życie. Odniosłem tutaj tak wiele sukcesów, że nie pozwolę, żeby w przyszłości zapomniano o tym, czego tu dokonałem. Tak to działa, takie jest życie. Nie możesz pozostać na szczycie na zawsze. W tej chwili jest mi trudno. Zastanawiam się, czy dalej będę w ogóle chciał oglądać play-offy - podsumował Klay po klęsce z Sacramento.
Splash Brothers
Widoczny regres Thompsona boli, wiedząc, jaki poziom potrafił osiągnąć, kiedy znajdował się w najlepszej formie. W latach 2015-2018 pomógł przecież Golden State Warriors w zdobyciu trzech mistrzostw. Wraz ze Stephenem Currym utworzył magiczny duet Splash Brothers, który potrafił zasypywać rywali kolejnymi celnymi trójkami. Ten styl gry zrewolucjonizował współczesną koszykówkę, obecnie w dużej mierze opartą na rzutach dystansowych. I chociaż Steph pozostaje najlepszym strzelcem w dziejach NBA, jego partner z drużyny potrafił dotrzymywać mu kroku.
W przeszłości liderami GSW byli głównie Curry oraz Kevin Durant, ale czasami Klay potrafił przyćmić nawet tak wielkie gwiazdy. W sezonie 2016/17 rzucił 60 punktów z Indianą Pacers, spędzając na parkiecie zaledwie 29 minut. Wcześniej, w 2015 roku ustanowił do dziś niepobity rekord ligi, zdobywając 37 punktów w ciągu jednej kwarty. Dokonał tego z Sacramento Kings, czyli drużyną, która niedawno pogrzebała jego marzenia o tytule. Wciąż pozostaje też zawodnikiem z największą liczbą trójek w jednym meczu. Przeciwko Chicago Bulls trafił 14 rzutów z dystansu. Takie występy pokazywały, że Warriors nie byliby tak wielcy bez gracza, którego wydraftowali w 2011 roku.
- Miałem gigantyczne szczęście, grając z Michaelem Jordanem, Timem Duncanem, Davidem Robinsonem i innymi wielkimi zawodnikami. Michael zrobił tyle spektakularnych rzeczy co wieczór, ale nigdy nie widziałem, żeby zrobił coś takiego - ocenił trener Kerr po rekordowym występie Thompsona z Bulls.
Noga w strzępach
W 2019 roku Klay wstąpił na równię pochyłą. Wszystko rozpoczęło się w szóstym meczu finałów z Toronto Raptors. Pod koniec trzeciej kwarty uszkodził kolano, próbując przeprowadzić akcję podkoszową. Poszkodowany miał zejść do szatni, ale po chwili znów pojawił się na parkiecie, żeby trafić dwa rzuty osobiste. Pewnie nie wiedział, że będą to ostatnie punkty, które zdobędzie w ciągu następnych ponad dwóch lat. Okazało się bowiem, że chwilowo wrócił do gry, chociaż miał zerwane więzadło krzyżowe w kolanie.
- Nigdy wcześniej nie doznałem takiej kontuzji, więc nie sądziłem, że jest aż tak poważna. Myślałem, że może podkręciłem kolano. Ale kiedy grasz o mistrzostwo, jesteś w swojej hali, poziom adrenaliny jest tak wysoki, że w pewnym sensie to wszystko lekceważysz. Pomyślałem, stary, nie chcę kończyć meczu, to finał - przyznał Klay w wywiadzie dla The Athletic.
Kiedy zszedł z parkietu w feralnym meczu z Raptors, jego zespół prowadził 85:80. Ostatecznie Warriors przegrali spotkanie, które przypieczętowało triumf Kanadyjczyków. Niedługo potem potwierdzono, że Thompson zerwał ACL i przegapi cały następny sezon. Prawdziwie hiobowa wieść nadeszła jednak rok później. Zawodnik uporał się z problemami, był gotowy, aby wrócić do gry, po czym doznał kolejnej paskudnej kontuzji. Tym razem zerwał ścięgno Achillesa i musiał pauzować przez kolejnych kilkanaście miesiący. Wielu graczy mogłoby się załamać po takiej serii niefortunnych zdarzeń. Trzykrotny mistrz zacisnął jednak zęby i zrobił wszystko, aby wyjść z tego jako silniejszy sportowiec. Zastosował specjalny plan treningowy, który miał na celu wzmocnienie dolnej partii nóg. Zaczął wykonywać nietypowe ćwiczenia, jak np. bieganie pod wodą. Skonsultował się też z zawodnikami NBA, którzy zmagali się z podobnymi urazami, czyli Dominique Wilkinsem, Kevinem Durantem czy Rudym Gayem.
- Najważniejsza rzecz, której się nauczyłem od tych wszystkich gości, to, że nie należy niczego wymuszać i przyspieszać. Po prostu pracuj dzień po dniu. Oczywiście, że czujesz się wtedy okropnie, bo nie możesz pomóc drużynie. Było ciężko, przez pewien czas nie mogłem prowadzić samochodu, nie mogłem nic zrobić. Jestem wysportowaną osobą, uwielbiam się ruszać, a nagle zostałem unieruchomiony. Ale brat ciągle powtarzał mi: "Cierpliwości, cierpliwości, to wszystko się opłaci" - opowiadał.
Powrót w chwale
9 stycznia 2022 roku przeszedł do historii NBA jako #KlayDay. Thompson wrócił na parkiet po 941 dniach przerwy. W trakcie jego nieobecności Warriors wymienili ponad połowę składu, ale jedna rzecz się nie zmieniła. Rzucający obrońca znów miał tworzyć spektakularny duet ze Stephem Currym. W swoim pierwszym meczu trafił trzy trójki, zanotował 17 punktów i pomógł w pokonaniu Cleveland Cavaliers 96:82. To wyglądało tak, jakby czas stanął w miejscu, a prawie trzyletnia pauza była tylko wytworem wyobraźni.
- Ludzie mogą tylko domyślać się, jak ciężki był to okres. My z bliska widzieliśmy Klaya przez te prawie trzy lata. Jego powrót był czymś wyjątkowym, zarówno na parkiecie, jak i poza nim, ponieważ zrobił już tyle dla zespołu i całej organizacji Warriors. Jego gra i umiejętności plasują go na szczycie ligi. Jestem nim zachwycony - chwalił Kerr. - Miałem okazję poznać Klaya i powiem ci coś - on nigdy się nie boi. To najbardziej wyjątkowa rzecz. Kiedy wyszedł na parkiet, wyglądał tak, jakby nie przegapił ani jednego meczu. To był triumfalny powrót, byłem zachwycony. Byłem szczęśliwy, widząc jego uśmiech, bo wiesz, że za tym uśmiechem kryło się wiele ciemnych dni, przez które musiał przejść, aby dotrzeć do tego punktu. Mam nadzieję, że dalej będzie tak grał i stanie się jeszcze silniejszy - ocenił B.J. Armstrong, trzykrotny mistrz NBA, na antenie Sky Sports.
Patrząc z boku, historia powrotu Klaya mogła przypominać scenariusz amerykańskiego filmu. W styczniu 2022 roku znów postawił wyleczone nogi na parkiecie, a już sześć miesięcy później świętował czwarte mistrzostwo z Golden State Warriors. Przyglądając się dokładniej, można jednak było dostrzec, że to już nie był taki triumf, jak w 2015 roku. “Wojownicy” przestali być trzygłowym Cerberem złożonym z Thompsona, Curry’ego i Draymonda Greena. Tym razem to Steph niemal w pojedynkę doprowadził GSW do sukcesu. Klay starał się, ale choćby w finałach jego gra pozostawiała wiele do życzenia. Przeciwko Celtics trafił tylko 26 z 73 rzutów za trzy. Jego ogólna skuteczność nie przekroczyła 42%. Oczywiście, że mistrzowie piszą historię i nikt nie śmiał podważać tego zwycięstwa. Czuć jednak było, że w niedalekiej przyszłości Warriors będą potrzebowali czegoś więcej niż wybitnej formy Stephena Curry’ego.
- Wiem, jak ulotna może być tak chwila. Być tu ponownie, zdobyć jeszcze jedno mistrzostwo, to coś wyjątkowego, nie mogę w to uwierzyć. To znaczy dla mnie bardzo wiele, wylaliśmy już wiele łez. Jestem po prostu wdzięczny, że tu jestem - powiedział po finałach z 2022 roku.
Najgorszy sezon
- Tego lata nie grałem zbyt wiele, to było trudne. Szczególnie przez to, co stało się poprzednio. Byłem już zdrowy, a potem uszkodziłem Achillesa. Naprawdę ciężko mi było to zaakceptować. Trudno to wyjaśnić, ale tworzy się pewna blokada psychiczna. To był dla mnie bardzo trudny sezon, bo to wszystko wracało. Trudno też było zdobyć mistrzostwo, a miesiąc później znowu grać. To było dla mnie za dużo, więc tego lata grałem mniej - tłumaczył kilka miesięcy temu Klay, cytowany przez Warriorswire.com.
Dwie bardzo dotkliwe kontuzje i upływający czas w końcu musiały odcisnąć na nim piętno. Do pewnego momentu Curry tuszował regres swoich partnerów, ale w końcu on również potrzebował pomocy. A ta nie nadeszła. Miniony sezon regularny pokazał, że Thompson musi ustąpić z koszykarskiego piedestału. Na przestrzeni rozgrywek 2023/24 rzucał średnio 17,9 punktu, po raz pierwszy od 2014 roku zszedł poniżej 20 oczek na mecz. Jego procent trafionych trójek spadł z 41% do 38%. Z nim na parkiecie defensywny rating Warriors wynosił 116,1. Spośród podstawowych zawodników gorszy wynik miał tylko Andrew Wiggins. 34-latek nie nadążał w obronie za młodszymi, szybszymi i lepiej przygotowanymi rywalami. Jednocześnie swoich braków nie nadrabiał w ataku.
Steve Kerr przez długi czas bronił swojego podopiecznego. Trener ten dał się poznać jako osoba, która woli umrzeć w zgodzie ze sobą niż żyć, przeciwstawiając się własnym ideom. Nawet jego pokłady cierpliwości w końcu zostały wyczerpane. Thompson oferował zbyt mało argumentów sportowych, aby nadal otrzymywać szanse. W połowie lutego czara goryczy się przelała i Thompson stracił miejsce w pierwszej piątce. Kendra Andrews z ESPN informowała, że weteran nie przyjął dobrze informacji o zdegradowaniu do roli rezerwowego. Miał wówczas zrobić awanturę i nakrzyczeć na trenera oraz asystentów. Sportową złość przekuł jednak w coś dobrego. Przeciwko Utah Jazz wszedł z ławki, rzucił aż 35 punktów i pomógł w wygraniu 140:137. To był Klay w najlepszej wersji.
- Jak to zniosłem? Pomyślałem, że Manu Ginobili to facet, który zdobył cztery pierścienie, a przez całą karierę wchodzi z ławki. Nie sądzę, żeby ktoś kiedykolwiek podważał jego miejsce w Hall of Fame. Jest jednym z największych. Więc tak to przyjąłem - zdradził Klay przywoływany przez Sports Illustrated. - To nie była łatwa rozmowa. To być może najtrudniejszy etap podczas oddalania się od swojej najlepszej formy. Po 12 latach gry Klaya w pierwszej piątce to było trudne. Powiedziałem mu jednak, że jeśli to zaakceptuje, to pomoże drużynie wygrywać - dodał Steve Kerr.
Czas pożegnań
Warriors wygrali pięć z pierwszych sześciu meczów, w których Thompson zaczynał na ławce. Terapia szokowa podziałała jednak tylko w krótkim odstępie czasu. Pod koniec sezonu podopieczni Kerra znów grali w kratkę, przez co zakończyli fazę zasadniczą dopiero na dziesiątym miejscu. Ostatecznym egzaminem miały być play-iny. Dawni mistrzowie zawiedli, przegrywając z Sacramento Kings różnicą 24 punktów. Niestety, ale nie można nawet myśleć o zwycięstwie, jeśli jeden z potencjalnych filarów nie trafia ani jednego rzutu. Ten mecz pokazał, że czas Klaya minął i to bezpowrotnie.
- Ja nadal chcę wygrywać. Kiedy masz za sobą tyle zwycięskich sezonów, nie chcesz od tego odchodzić. Przydałby się jeszcze jeden pierścień, nadal uważam, że jest w zasięgu. Ale muszę zastanowić się, co naprawdę sprawi mi radość w ciągu ostatnich lat kariery - podsumował Klay.
Nie można wykluczyć, że fatalny występ z Kings stanowił jednocześnie zamknięcie jego 13-letniej kariery w GSW. Tego lata stanie się bowiem wolnym zawodnikiem i na razie nie pojawiają się informacje o ewentualnej prolongacie. Stacja CBS Sports podawała, że Warriors zaoferowali mu dwuletni kontrakt o łącznej wartości 48 mln dolarów. Warunki te nie zostały zaakceptowane. Thompson chce dłuższej umowy i większych pieniędzy. Ale pytanie brzmi, czy na nie zasługuje.
- Warriors muszą podjąć trudną decyzję. Klay nie stanie się młodszy. Podpisałbyś z nim kontrakt na cztery lata? Wszyscy kochamy Klaya, ale Klay chce ogromnej umowy i jej nie dostanie. Przecież on nie stanie się młodszy po podpisaniu kontraktu. Sport nie jest dla starych ludzi. To nie jest brak szacunku. Klay trafi do Hall of Fame, ale nie będzie grał lepiej. To tak nie działa - podkreślił Charles Barkley, legendarny koszykarz, a obecnie ekspert stacji TNT.
- Od miesięcy nie było żadnych merytorycznych rozmów między zespołem i przedstawicielami Thompsona, które dotyczyłyby nowej umowy. Źródła podają, że Klay jest zainteresowany poszukaniem drużyny jako wolny agent - informował ostatnio Zach Lowe, dziennikarz ESPN.
Wydaje się, że rozstanie byłoby logicznym rozwiązaniem dla każdej ze stron. Warriors już wiedzą, że czasy wielkiej trójki Curry-Green-Thompson minęły. Steph jeszcze trzyma wysoki poziom, ale potrzebuje wokół siebie głodnych zawodników pokroju Brandina Podziemskiego, który zanotował udany debiutancki sezon na parkietach NBA. Być może warto zatem pożegnać Klaya, aby w pamięci nie pozostał smutny obraz wypalonego gracza rzucającego zero punktów w decydującym spotkaniu. Lepiej wspominać ikoniczne występy, kiedy rzucał 60 punktów, był nie do zatrzymania, trafiał jedną trójkę za drugą. To były piękne czasy, które dobiegły końca. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Klay jako Wojownik stoczył już ostatnią bitwę.