Oscar zalał się łzami. Koniec eldorado. "Jest ich celem numer jeden"
Wszystko wskazuje na to, że Oscar, który osiem lat temu wypisał się z poważnego grania w Europie, w końcu opuści Chiny. Kontrakt Brazylijczyka wygasa wraz z końcem roku, a on sam, zalewając się łzami po ostatnim meczu, dał jasny sygnał dotyczący swojej przyszłości. Kto skusi się na Brazylijczyka, który ma za sobą kapitalny sezon? Pojawiają się pierwsze informacje.
To bohater jednej z najdziwniejszych karier w historii futbolu. Zanim jeszcze modne stały się przeprowadzki do Arabii Saudyjskiej, zaledwie 25-letni Oscar, ceniony wówczas pomocnik londyńskiej Chelsea i reprezentacji Brazylii, postawił na transfer do Chin. Kierując się chęcią zarobienia ogromnych pieniędzy podpisał lukratywny kontrakt z Shanghai Port.
Kosmiczna kasa
Sam piłkarz nie spodziewał się wtedy, że w Państwie Środka zostanie na tak długie lata. Przyznawał to wprost.
- Kiedy podjąłem decyzję o przyjeździe tutaj, myślałem bardziej o rodzinie niż o karierze. Miałem inne bardzo dobre oferty od dużych drużyn z Europy. Ale pomyślałem o mojej rodzinie. Potem mogę wrócić, jestem jeszcze młody - twierdził.
Młodość mijała jednak z roku na rok, a Oscar, parafrazując klasyka, trochę zakochał się w Chinach. Miał też szczęście, bo zanim tamtejszy futbol dotknęły poważne restrykcje, dotyczące m.in. limitu pensji dla obcokrajowców, on przedłużył umowę na znakomitych warunkach aż do końca 2024 roku. I postanowił wycisnąć z kontraktu ostatnie soki. Jak Informuje Marca, zarobił nawet 175 milionów euro, licząc jedynie podstawową pensję. To kwota znacznie większa niż w przypadku wielu gwiazd najlepszych europejskich klubów.
Kiedy Oscar meldował się w Chinach, tamtejsza liga przeżywała jeszcze okres swojej hossy. Na porządku dziennym były transfery opiewające na kilkadziesiąt milionów euro, a postacie takie jak Hulk, Paulinho, Gervinho, Alexandre Pato, Marko Arnautović, Yannick Carrasco, Robinho, Marouane Fellaini, Cedric Bakambu, Jackson Martinez, Marek Hamsik czy Stephan El Shaarawy zasilały kluby z Państwa Środka. Wielkich gwiazd nie brakowało nawet na trenerskich ławkach, gdzie zasiadali Fabio Cannavaro, Luiz Felipe Scolari i Marcello Lippi.
Inni uciekli, on nie
Dziś jednak potęga ligi chińskiej to już melodia przeszłości. Nowe przepisy dotyczące m.in. limitu pensji dla obcokrajowców, wysokiego podatku za piłkarzy sprowadzonych z innych krajów, a także te zakazujące promowania firm w nazwach drużyn, zrobiły swoje. Niektóre kluby upadły, inne do dziś walczą z kryzysem, a znani piłkarze, widząc co się dzieje, prędzej czy później po prostu z Chin uciekli. Wszyscy poza… Oscarem.
Brazylijczyka, jak zdążyliśmy już wspomnieć, restrykcje praktycznie nie dotknęły. Przedłużony w odpowiednim momencie kontrakt “ominął” ograniczenia, a Shanghai Port, jako jeden z niewielu ligowych gigantów, pozostał na powierzchni bez wielkiego szwanku, stając się w ostatnich latach chińskim hegemonem. Kilka tygodni temu zespół Oscara drugi raz z rzędu sięgnął po mistrzowski tytuł.
Nic więc dziwnego, że były gracz Chelsea, rywalizując głównie z drużynami opartymi na przeciętnych piłkarzach z Chin, w ostatnich kilku sezonach wykręcał już kosmiczne statystyki. Jeśli nie zagra więcej dla drużyny z Szanghaju, a wiele na to wskazuje, zamknie licznik na 248 meczach, 77 golach i aż 141 asystach. W ostatnim tylko sezonie zdobył 16 bramek, a koledzy zamieniali jego podania na trafienia, uwaga, 31 razy. Brazylijczyk brał więc bezpośredni udział przy 47 golach w 40 rozegranych meczach.
W międzyczasie pojawiały się pogłoski o ewentualnym transferze Brazylijczyka, który jeszcze w trakcie trwania kontraktu był blisko dołączenia do Flamengo. Media informowały ponadto o zainteresowaniu takich klubów jak Sharjah FC czy FC Barcelona, a sam piłkarz dawał do zrozumienia, że marzy mu się powrót do Chelsea. Zawsze jednak, gdy przyszłość Oscara stawała pod znakiem zapytania, w ostatecznym rozrachunki i tak pozostawał on w Szanghaju.
Polały się łzy. Idzie nowe?
Czy podobnie będzie teraz? Raczej nie, choć niczego nie można jeszcze wykluczyć. Brazylijczyk kilka dni temu zagrał w meczu Azjatyckiej Ligi Mistrzów, a po ostatnim gwizdku, błagany przez kibiców i kolegów z drużyny o pozostanie w klubie, zalewał się łzami.
Oscar miał przyznać, że ostateczną decyzję dotyczącą swojej przyszłości podejmie w najbliższych tygodniach, ale niewiele wskazuje na to, że 33-letni obecnie pomocnik podpisze z mistrzem Chin nowy kontrakt. On nie byłby już tak atrakcyjny finansowo, a pewnie i sam Oscar ma chrapkę na nowe wyzwania.
Jaki kierunek mógłby obrać? Najbardziej naturalny wydaje się powrót do Brazylii, do której pomocnika ciągnęło już w ostatnich latach. Obecnie Oscar przebywa nawet w ojczyźnie. W grę wchodzą przenosiny do FC Sao Paulo, a więc macierzystego zespołu, gdzie jest ponoć transferowym planem numer jeden, a także Flamengo, prowadzonego obecnie przez Filipe Luisa, byłego kumpla Oscara z szatni Chelsea.
Jak informuje jednak brazylijska Planeta de Futbol, 33-latek ma też liczne oferty z Kataru i Japonii, a Marco Molla, dziennikarz specjalizujący się w doniesieniach z Kraju Kwitnącej Wiśni, dodaje, że Brazylijczykiem interesuje się Urawa Red Diamonds, a więc klub, którego trenerem jest Maciej Skorża. Sam Oscar, według medialnych doniesień, ma być ponadto otwarty na przenosiny do MLS, ale akurat z tej ligi póki co nie otrzymał żadnych konkretnych ofert.
Najmniej, a szkoda, mówi i pisze się o powrocie do Europy. To byłby bez wątpienia ciekawy test. Czy dziś, po ośmiu latach gry w nieszczególnie wymagających rozgrywkach, tak niegdyś ceniony piłkarz wciąż radziłby na Starym Kontynencie, na przykład w jednej z pięciu czołowych lig. Może to już nie młodzieniaszek, ale też przecież nie emeryt.
Z ciekawością będziemy zatem śledzić dalsze losy Oscara. Najbliższe tygodnie muszą przynieść decyzje, bo obecna umowa Brazylijczyka z Shanghai Port wygasa już 31 grudnia.