Organizacyjnie Wisła Kraków. Wielopoziomowa katastrofa. Zamknięty Jakub Błaszczykowski symbolem konferencji
Władze Wisły Kraków przemówiły. Trudno wskazać, dlaczego czekały na to blisko miesiąc po spadku zespołu z Ekstraklasy. Smutny obraz konferencji prasowej jest dopełnieniem fatalnego czasu “Białej Gwiazdy”. Konkretów padło niewiele, znaków zapytania pozostaje mnóstwo. To była katastrofa na wielu poziomach.
15 maja Wisła Kraków spadła z Ekstraklasy. Sześć dni później zakończył się ligowy sezon. Dziś, 13 czerwca, gdy minął blisko miesiąc od relegacji klubu, wreszcie przemówiły jego władze. Konferencja prasowa właścicieli i najważniejszych osób Wisły daleka była jednak od ideału. Trudno zrozumieć, dlaczego szefostwo “Białej Gwiazdy” tyle czekało, by się odezwać. Tu nie grało właściwie nic. Zabrakło konkretów, konferencję zdominowały duże, ale i puste słowa. Wymowne było też zachowanie Jakuba Błaszczykowskiego, który, jako właściciel i główna osoba rządząca klubem, mówił mniej od niektórych zadających pytania dziennikarzy. Wielopoziomowa katastrofa.
Na co czekali?
O tym, że ta konferencja może okazać się niewypałem, mógł świadczyć sam jej termin, zaplanowany z dużym wyprzedzeniem, mocno spóźniony względem zakończenia sezonu. Wydawałoby się jednak, że jeśli już władze Wisły zwołują takie spotkanie dnia 13 czerwca, to będą do niej doskonale przygotowani i zapewnią zainteresowanym wyczerpującą dawkę konkretów. Dogłębną analizę sportowej klęski, szczegółowy plan naprawczy, wizję rozwoju na najbliższy czas, pomysł na uporządkowanie tego chaosu i ponowny zwrot w kierunku Ekstraklasy.
Nic z tego. Od pierwszych słów wyraźnie zdenerwowanego, wygłaszającego oświadczenie z kartki Dawida Błaszczykowskiego można było założyć, że konferencja nie pójdzie we właściwą stronę. Prezes Wisły zaczął od streszczenia poprzedniego sezonu, jakby słuchający nie wiedzieli, że “Biała Gwiazda” spadła i dlaczego to się stało. Opowieści o kolejnych meczach (później ten trend kontynuował też Maciej Bałaziński), o porażkach, o zwolnieniu Adriana Guli, nie były tym, czego oczekiwano. Okazało się też, że władze klubu czekały miesiąc, by rzucić hasło o mitycznym “wyciągnięciu wniosków” i wskazać jako przyczynę spadku sportowe błędy w postaci:
- za dużej liczby obcokrajowców
- braku charakteru na boisku
- strzelenia zbyt małej liczby bramek (!)
Fantastyczne wnioski, doprawdy.
Czego jeszcze się dowiedzieliśmy? Że Dawid Błaszczykowski chciał złożyć dymisję po sezonie, ale na prośbę właścicieli zostanie na stanowisku przynajmniej do końca letniego okienka transferowego, by zbudować dobry zespół. Biorąc pod uwagę, jaki był efekt takiej budowy w Ekstraklasie, kibice powinni mieć spore obawy.
Że Jerzy Brzęczek będzie pobierał tylko 25% dotychczasowej pensji i wcieli się w rolę “supertrenera”, menedżera na wzór angielski. Że, jak widać, wszyscy zawalili, lecz poza wspomnianym prezesem klubu nikt nie myślał o rezygnacji. Że wprawdzie cała wiślacka wierchuszka poczuwa się do winy, przyznaje do porażki i przeprasza za spadek, ale nie wygląda na przygotowaną do naprawienia własnych błędów. I w sumie nie jest najgorzej. Aż wypada tu zacytować T.Love. “Jest super, jest super, więc o co Ci chodzi?”
Makaron na uszy
Konferencja ogólnie stanowiła kopalnię wielkich i jednocześnie pustych słów, które najwyraźniej miały przykryć organizacyjny chaos klubu. Padały frazy o “ciężkiej pracy”, “odpowiedzialności”, miłości do Wisły. Jarosław Królewski, który, co trzeba mu oddać, z całego grona wypadł najlepiej, wpisał do piłkarskiego słownika “perspektywę marsjańską”.
Ogólnie jednak władze “Białej Gwiazdy” znowu głównie nawijały otoczeniu makaron na uszy, pokazując, że w Krakowie dalej aktualny jest model działania szefostwa w postaci tzw. oblężonej twierdzy. Zaskakująco dużo (i na ogół niezbyt ciekawie) mówił teoretycznie ustawiony z tego grona najniżej na klubowej drabinie wiceprezes Bałaziński.
Nastawiony konfrontacyjnie Tomasz Jażdżyński zaś długo walczył sam ze sobą, by nie palnąć czegoś aroganckiego, ale w końcu wypalił argumentem na zasadzie: “gdyby nie my, to Wisły by nie było, więc w czym problem?”. Słyszeliśmy też, że decydenci wkładają w klub duże pieniądze z prywatnej kieszeni i tylko dzięki nim on funkcjonuje. Cóż, tych środków byłoby więcej, gdyby nie autopozbawienie się gigantycznych zastrzyków gotówki od Canal+, przysługującym klubom Ekstraklasy, z której właściciele właśnie Wisłę zrzucili.
Było również oczywiście wzniosłe odniesienie się do pracy w Wiśle kosztem “własnych marzeń i rodziny” oraz podkreślenie własnej “pokory i autentyczności”.
50 minut ciszy
Osobną kwestią pozostaje zachowanie w trakcie tej konferencji Jakuba Błaszczykowskiego, który, umówmy się, jest najważniejszym człowiekiem Wisły. Były reprezentant Polski przez blisko 50 minut nie odezwał się ani słowem i zabrał głos dopiero wywołany do tablicy przez dziennikarza “Goal.pl”, Przemka Langiera. Bardziej wygadany był przy okazji kończącego sezon spotkania z Wartą Poznań, gdy wybiegł do kibiców i przyznał, że “zje**ł”. Teraz niespecjalnie wyjaśnił, co konkretnie zepsuł, a przy tym sprawiał wrażenie wyjątkowo zagubionego i przytłoczonego całą sytuacją. Mówił wprawdzie, że nie chowa się od odpowiedzialności, ale wyglądał na załamanego, skrzywionego. Dukał kolejne zdania i można się zastanowić, czy na tej konferencji paru dziennikarzy nie mówiło przypadkiem więcej od niego.
Pół żartem, pół serio, był to występ godny tego z Japonią na MŚ 2018. Śmiech przez łzy, bo oto właśnie legenda polskiej piłki, osoba, która dopiero co ratowała Wisłę przed upadkiem, znalazła się w wyjątkowo trudnym położeniu i zdaje się zupełnie nie mieć pomysłu, jak odwrócić złą kartę, a przy tym nie pomaga sobie i klubowi swoją postawą. Przykre, ale i wymowne - pewnego rodzaju “szara eminencja” Wisły, mająca w klubie najwięcej do powiedzenia, realnie mówi najmniej.
Jaka jest puenta fatalnej konferencji władz Wisły? Nic chyba lepiej nie odda jej przebiegu, charakteru i efektu niż słowa wiceprezesa Bałazińskiego.
- Czy celem Wisły będzie powrót do Ekstraklasy? - zapytano go.
- Piłka uczy pokory. Adam Małysz mówił zawsze, że chce oddać dwa równe skoki - odparł.
Na razie jednak szefowie “Białej Gwiazdy” źle wybili się z progu, wylądowali na buli i przy tym zaliczyli spektakularną wywrotkę, zasługując na wyjątkowo niskie noty od sędziów. I tylko od nich zależy, czy kolejne próby będą udane. Na razie absolutnie się na to nie zanosi.