Oni woleliby o tej rundzie zapomnieć. Wybraliśmy najgorszą jedenastkę jesieni w Ekstraklasie

Oni woleliby o tej rundzie zapomnieć. Wybraliśmy najgorszą jedenastkę jesieni w Ekstraklasie
MediaPictures.pl/shutterstock.com
Tegoroczne zmagania w Ekstraklasie dobiegły końca. Za nami dwadzieścia kolejek ligowych w tym sezonie, a przed nami prawie dwa miesiące odpoczynku od lepszych i gorszych piłkarzy, którzy od połowy lipca niemal co tydzień doprowadzali kibiców do radości (rzadziej) lub szewskiej pasji (częściej). Emocji na polskich boiskach jednak na pewno nie brakowało, w czym spory udział mieli Ci, którym po takiej rundzie raczej zalecalibyśmy, delikatnie mówiąc, wewnętrzny reset. Wybraliśmy najgorszą jedenastkę jesieni oraz kilku rozegranych awansem kolejek rundy rewanżowej.
Przy tworzeniu takich zestawień zwykle nie jest łatwo dokonać wyboru, bo akces do miana najgorszych zawodników zgłasza po prostu zbyt wielu piłkarzy. W Ekstraklasie, zważywszy na dobrze nam znany poziom rozgrywek, to jeszcze twardszy orzech do zgryzienia.
Dalsza część tekstu pod wideo
Najwięcej chętnych do zagoszczenia w naszym składzie znaleźliśmy w ofensywie, bo indolencją w tej sferze boiska “imponowało” naprawdę wielu ekstraklasowych cudaków. A niektórzy i tak uniknęli odpowiedzialności, bo nawet jak kopali się po czole, to grali zbyt mało.
O dziwo, a może nie o dziwo, największy ból głowy był przy obsadzie bramkarza. Zastanawialiśmy się też, czy pośród wskazanych asów futbolu wskazać tego naj-naj-słabszego, ale uznaliśmy, że to nie ma sensu, bo każdy z nich wielokrotnie gubił się wyjątkowo uroczo i nieporównywalnie z innymi zawodzącymi piłkarzami. No bo jak zestawić fatalnego w defensywie, serwującego kibicom babola za babolem Rafała Janickiego z takim mistrzem ataku jak Djuranović?
Wybór najgorszego z najgorszych pozostawiamy Wam. Wszystkim bohaterom tego tekstu życzymy spokojnych świąt oraz poprawy gry na wiosnę lub zmiany klubu/ligi, a tymczasem przyjrzyjmy się, kto zawodził najbardziej.

Bramkarz: Thomas Dähne (Wisła Płock)

Nie, niemiecki bramkarz wcale nie znalazł się tu za nazwisko i kiepską markę, którą zdołał już sobie wyrobić na boiskach Ekstraklasy. Po prostu znów trudno znaleźć kogoś, kto zawodził częściej i bardziej.
Wisła Płock straciła jesienią 32 gole. Gorsze pod tym względem były tylko Wisła Kraków i ŁKS Łódź, ale Michał Buchalik i tak wielokrotnie ratował “Białą Gwiazdę” przed gorszymi łomotami, a i ciężko sobie przypomnieć, by popełniał jakieś rażące błędy.
Z kolei odpowiedzialność za stracone bramki przez ŁKS rozłożyła się na Michała Kolbę i Arkadiusza Malarza. Ten pierwszy może mógłby liczyć na niechlubne wyróżnienie, lecz dość szybko z całej zabawy się wymiksował, wpadając na dopingu.
Przechodząc jednak do samego Dähne. Trzeba podkreślić, że Niemiec też nie grał we wszystkich meczach. Wystąpił 17 razy, wpuszczając 24 gole. Miewał dobre interwencje, ale częściej przyprawiał kibiców Wisły o zawały. Trochę tych błędów było.
Żeby jednak nie pastwić się za bardzo nad niemieckim golkiperem, musimy podkreślić, że i tak prezentuje się lepiej niż w poprzednim sezonie. Jego pech polega na tym, że pozostali bramkarze po prostu byli bardziej pewni.

Lewy obrońca: Daniel Dziwniel (Korona Kielce)

Jeden z większych zjazdów ostatnich lat w polskiej piłce. Kiedyś Dziwniel prezentował się na boiskach Ekstraklasy naprawdę solidnie. W Ruchu Chorzów wyróżniał się na tyle, że zaliczył nawet transfer do szwajcarskiego St. Gallen. Później wrócił do kraju, przez trzy sezony reprezentując barwy Zagłębia Lubin, gdzie miewał momenty lepsze i gorsze.
Te gorsze przyczyniły się jednak do tego, że latem tego roku zmienił barwy, przenosząc się do Korony Kielce. A tam jest po prostu bardzo słaby. Na początku sezonu był pewniakiem do miejsca w składzie, ale zawodził raz po raz. Chaotyczny w ofensywie, popełniający duże błędy w obronie. Nic dziwnego, że w końcu stracił miejsca w składzie, a Korona bez niego nagle zaczęła prezentować się dużo lepiej. Przypadek?
Kiedyś Dziwniel słynął z efektywnej gry do przodu, zbierając bramki i asysty. Teraz w 11 spotkaniach rozegranych w barwach Korony jego statystyki w tym względzie prezentują się następująco: 0-0. A “popisy” w defensywie lepiej przemilczeć.

Środkowy obrońca: Rafał Janicki (Wisła Kraków)

Na początku sezonu wydawało się nawet, że Janicki w krakowskiej Wiśle może odbudować się po fatalnym pobycie w Poznaniu. Maciej Stolarczyk słynął przecież z wyprowadzania na prostą piłkarzy mniej lub bardziej zagubionych. To jednak przypadek należący do grupy tych najtrudniejszych.
U Janickiego trudno szukać już jakichkolwiek atutów. Gdy Wisła wpadła w spiralę porażek, którą zakończyła dopiero niedawno, były stoper Lechii i Lecha popełniał błędy na potęgę. Źle się ustawiał, oddawał piłkę rywalom, przegrywał pojedynki, nie potrafił wyprowadzić futbolówki do przodu, a jego podania, częściej niż u kolegów, lądowały na aucie.
Lepiej prezentował się nawet Lukas Klemenz, o którego można było mieć chyba jeszcze większe obawy. To nie świadczy o Janickim najlepiej.

Środkowy obrońca: Jan Sobociński (ŁKS Łódź)

Po znakomitej grze młodego stopera w pierwszej lidze, łódzcy kibice ostrzyli sobie zęby na jego postawę w Ekstraklasie, która w przyszłości mogłaby zaowocować dobrze płatnym zagranicznym transferem. Nie wykluczamy, że tak w istocie będzie, ale na razie utalentowany defensor sobie po prostu nie radzi.
Wydaje się, że Sobociński póki co nie potrafi udźwignąć na swoich barkach dowodzenia obroną ŁKS-u na najwyższym poziomie, przeciwko solidniejszym, mocniejszym rywalom. Popełnia błędy naturalne dla dopiero krzepnących graczy, ale robi to zdecydowanie zbyt często. Miejsce w tabeli beniaminka z Łodzi nie wzięło się znikąd, a kiepska gra w defensywie to jeden z wielu mankamentów w szeregach zespołu prowadzonego przez Kazimierza Moskala.
Nie będziemy przesadnie dosadni, bo wierzymy, że Sobociński trafia do podobnego zestawienia pierwszy i ostatni raz, a na wiosnę wróci na poziom reprezentowany w pierwszej lidze. Papiery na grę ma, musi dojechać głowa.

Prawy obrońca: Artur Bogusz (ŁKS Łódź)

Długo zastanawialiśmy się, czy umieścić w tej jedenastce piłkarza, który rozegrał tylko dziewięć meczów, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że w ich trakcie Bogusz odpowiednio zapracował sobie na nasze wyróżnienie. 26-latek wychodził w pierwszej jedenastce w siedmiu ligowych spotkaniach. Bilans? Siedem porażek ŁKS-u! Prawdziwy talizman.
Gdy natomiast Bogusz wchodził tylko z ławki, albo w ogóle się z niej nie podnosił, nagle łodzianie przypominali sobie jak się gra w piłkę i punktuje. Podczas swoich nielicznych występów prezentował się tak słabo, że momentalnie lądował w różnego rodzaju jedenastkach najsłabszych piłkarzy kolejki.

Lewy pomocnik: Kamil Zapolnik (Górnik Zabrze)

Zapolnik rzutem na taśmę, po burzliwej dyskusji, wygryzł ze składu młodszego kolegę z zespołu, Davida Kopacza. Jest bardziej doświadczony, ograny w lidze i można było od niego oczekiwać więcej. Więcej niż minimum, do którego nawet nie potrafił aspirować.
Pokazał się raz, gdy z dwóch metrów pokonał bramkarza Korony Kielce. 25 sierpnia. Od kilku miesięcy nie zdziałał zupełnie nic, a postawa ofensywna zabrzan zależy od formy Angulo, Jimeneza i Wolsztyńskiego. Zapolnik nie wyróżnia się absolutnie niczym, za co zasłużył bez wątpienia na miejsce w naszej wyjątkowej drużynie.

Środkowy pomocnik: Filip Bainović (Górnik Zabrze)

Kibice Górnika mogli sobie z tym transferem wiązać całkiem spore nadzieje, bo ich klub za gotówkę kupił zawodnika, który był podstawowym piłkarzem niezłego zespołu ligi serbskiej, a dodatkowo ma 23, a nie 33 lata. Oczywiście mamy świadomość, że przybysz z Bałkanów to środkowy pomocnik o usposobieniu defensywnym, ale nie zwalnia go to z dobrej gry. A dobrej gry akurat u niego, może poza pojedynczymi “wyskokami”, brakowało.
Jedyną asystę zaliczył dopiero niedawno, a poza tym miał spory udział w tym, że Górnik przez większość rundy wyglądał słabo lub bardzo słabo. Być może wnikliwi obserwatorzy dostrzegą u niego jakieś specjalne zalety, bo my ich nie widzimy.
Transfery zabrzańskiego klubu spod ręki Artura Płatka to generalnie pasmo niepowodzeń i dziwne wynalazki zagraniczne. Sympatycy Górnika mogą łapać się za głowę, przypominając świeży, polski, stosunkowo młody zespół sprzed nie tak dawna. Sprowadzanie kolejnych Bainoviciów na pewno nie pomoże zabrzanom w walce o utrzymanie.

Środkowy pomocnik: Rafał Boguski (Wisła Kraków)

Często Rafał Boguski był niesprawiedliwie atakowany. Nawet gdy prezentował się nieźle, to i tak adresowano w jego stronę nieustanne głosy krytyki. W tym sezonie trudno jednak powiedzieć o grze “Bogusia” cokolwiek dobrego. Owszem, cała “Biała Gwiazda” w znaczącej części sezonu wyglądała fatalnie, ale Boguski wiódł w tym prym.
Doświadczony pomocnik wystąpił w 16 spotkaniach, zazwyczaj od pierwszej minuty. Był jednak podobnym “talizmanem” jak Bogusz. Podobieństwo nazwisk chyba nieprzypadkowe. Gdy wychodził w podstawowej jedenastce, Wisła wygrała tylko raz. Kiedy natomiast rozpoczynał spotkania na ławce, udało się pokonać Górnik, Zagłębie, Pogoń i ŁKS. Gra “Białej Gwiazdy” od razu wyglądała dużo lepiej.
Do głowy przychodzą też obrazki ze spotkań z Koroną i Górnikiem. W pierwszym z nich Boguski dostał czerwoną kartkę jeszcze w pierwszej połowie. W drugim pojawił się na boisku po przerwie, gdy krakowianie prowadzili 2:1. Zagrał fatalne 30 minut, a Wisła zdołała jeszcze przegrać ten mecz 2:4.
Jeśli “Boguś” dalej będzie prezentował się tak źle, chyba trzeba będzie powoli myśleć o zejściu ze sceny.

Prawy pomocnik: Kamil Antonik (Arka Gdynia)

A tego piłkarza to nam akurat szkoda. Młody skrzydłowy to ofiara przepisu o młodzieżowcu, bo nietrudno się domyślić, że bez tej zasady to raczej by nie grał. W poprzednim sezonie Antonik imponował w barwach Resovii na boiskach drugiej ligi, ale przeskok do Ekstraklasy okazał się dla niego murem nie do przeskoczenia.
Co ciekawe, po okresie przygotowawczym w Gdyni dominowały głosy zachwytu, że udało się podpisać kontrakt z tak utalentowanym młodym zawodnikiem. Antonik mógł się podobać, ale gdy w lidze przyszło co do czego, kompletnie się pogubił. Nie wychodziło mu nic, a pudła zanotowane w starciach z Pogonią czy Lechem Poznań przypomniały gdynianom o czasach, gdy w Arce po czole kopał się zarabiający krocie Marcin Chmiest.
Antonik w drugiej części rundy został schowany “do szafy”, czemu trudno się dziwić. Nie wykluczamy jednak, że w przyszłości może odpalić, bo rokuje (rokował?) całkiem nieźle. Problemów należy się doszukiwać w sferze mentalnej. Jeśli nastąpi zwolnienie blokady w jego głowie, arkowcy mogą jeszcze mieć z niego pociechę. Na razie jednak nie bez przyczyny wygodnie zajął miejsce na prawej flance naszego niechlubnego zestawienia.

Napastnik: Uros Djuranović (Korona Kielce)

“Skąd oni go wytrzasnęli?” - pewnie nie raz myśleli kibice Korony, oglądając w akcji namiętnie wystawianego do gry Czarnogórca. Djuranović przyszedł do Kielc z ligi czeskiej, gdzie ostatnio w barwach Dukli Praga zanotował morderczy bilans sześciu goli w trzydziestu spotkaniach. Okazało się, że w Ekstraklasie nawet jedno trafienie to dla niego sufit nie do przebicia.
Mamy szczere obawy, czy pozostawienie tego wybitnego snajpera w drużynie będzie dobrym krokiem w walce Korony o utrzymanie w lidze. Choć o takich napastnikach lepiej czasem nie pamiętać, to w głowach sympatyków “Złocisto-Krwistych” i uważnych obserwatorów ligi na pewno zostanie występ Djuranovicia przeciwko Arce Gdynia na własnym boisku.
Fachowiec z Bałkanów mógł zaliczyć błyskawicznego hat-tricka w pierwszym kwadransie spotkania, ale udowodnił, że przyjęcie piłki to bariera nie do pokonania. Skończyło się na kompromitacji napastnika, a Korona ten mecz przegrała 0:1.

Napastnik: Fabian Serrarens (Arka Gdynia)

Serrarens miał być lekiem na całe zło w pierwszej linii, z którym od lat zmaga się gdyński klub. Holender w ubiegłym sezonie strzelał w Eredivisie, statystyki miał niezłe, wiek odpowiedni. Podobno Arce nie było łatwo przekonać Serrarensa, że to akurat ich ofertę ma wybrać. No wybrał, czego na razie w Gdyni mogą załować.
28-latek już przeszedł do historii, bo przez prawie siedemset minut nie potrafił oddać celnego strzału na bramkę. Ani jednego! A jak już oddał, to niespodziewanie zdobył bramkę w Poznaniu. Prawdziwy cud. Wprawdzie w trakcie sezonu miewał spore problemy zdrowotne, ale to raczej słabe usprawiedliwienie, bo grał wystarczająco dużo, by przyprawić kibiców Arki o palpitacje serca.
To nie jest tak, że Serrarens nie potrafi grać wcale w piłkę. Choćby z Zagłębiem Lubin dobrze sprawdził się w roli “defensywnego napastnika”, który się zastawiał, rozgrywał, pressował, podawał, “klepał” i próbował dryblować. Tylko co z tego, jeśli tylko raz udowodnił, że może i ma pojęcie o właściwym zachowaniu się pod bramką rywala?
***
A oto ławka rezerwowych z udziałem tych, którzy mają spore szczęście - grali na ogół fatalnie, ale nie byli naj-naj-gorsi.
Michał Kołba (ŁKS Łódź)
Emir Azemović (Raków Częstochowa)
Ricardo Guima (ŁKS Łódź)
Jean Carlos (Wisła Kraków)
Nando Garcia (Arka Gdynia)
Aleksandar Kolew (Arka Gdynia/Raków Częstochowa)
Ognjen Mudrinski (Jagiellonia Białystok)
Ekstraklasa - Najgorsza XI rundy
Meczyki.pl

Przeczytaj również