"On powinien grać w Ekstraklasie". Wisła Kraków miesza w czołówce I ligi
Pierwsza liga nie lubi nudy, a skoro tak, to Wisła Kraków postanowiła znów namieszać w czołówce. Do zameldowania się w topowej szóstce co prawda nie doszło, ale wygrana w Płocku może "Wiślaków" bardzo cieszyć. To dla ’’Białej Gwiazdy” niedziela z gatunku: Angel Rodado i wszystko jasne.
Różna odsłona Wisły Kraków potrafi się wylosować na mecz z zespołem z czuba tabeli. Tydzień temu kompletny, bardzo dobry i wygrany mecz z liderującą Termalicą. W tygodniu wyjazd do Łęcznej i absolutnie zero argumentów w ofensywie z Górnikiem, nudny mecz i powrót z porażką. Tym razem było jeszcze inaczej, ale zwycięsko. A namieszać w stawce ekipa z Krakowa lubi, bo Wisła Płock, która w tym sezonie ligowym przegrała tylko raz (i to aż 21 sierpnia z Termalicą), tym razem została ograna i ma przed sobą mecze z Arką Gdynia, Górnikiem Łęczna i Miedzią Legnica.
Wisła Kraków była dziś sobą - przewidywalna i nieprzewidywalna jednocześnie. Po stronie tego pierwszego zapisujemy Angela Rodado (dwa trafienia) i kolejną czerwoną kartkę (12. czerwona kartka od maja 2024!). Po drugiej to, że uzyskany ostatecznie pozytywny rezultat przyszedł nieoczekiwanymi metodami - gole na 1:0 i 2:0 zostały strzelone po stałych fragmentach gry, z którymi do tej pory ’"Biała Gwiazda" miała spore problemy.
Za groźne wrzutki należy pochwalić Giannisa Kiakosa, a Łukasza Zwolińskiego za coraz większą przydatność dla zespołu - gra coraz dłużej, w Wiśle strzelił już pięć goli i zaliczył trzy asysty. Ale jak brawa, to przede wszystkim, sami wiecie, dla pana Angela Rodado. Z Górnikiem Łęczna zgłosił problemy zdrowotne, szybko opuścił boisko i znacznie go brakowało. Dzisiaj mecz wziął na siebie, był tam, gdzie miał być i dwoma trafieniami wyśrubował swoje liczby i został samodzielnym liderem strzelców na zapleczu Ekstraklasy. Kapitan Wisły w dzisiejszym meczu zanotował udział przy 25 golach w tym sezonie: 17 bramek i 8 asyst. Mamy październik, przypominamy… On po prostu powinien grać w Ekstraklasie.
Ciekawie dla TVP Sport po meczu wypowiedział się trener Mariusz Jop, który uważa, że do zespołów z czołówki przyjeżdża Wisła Kraków i okazuje się, że zaczynają grać nisko i bezpiecznie. Odniósł się też do stałych fragmentów i nastawienia zawodników:
- Zespoły, które grają przeciwko nam, bronią nisko i czekają na stałe fragmenty gry. Często przewaga wzrostu jest po stronie rywala. Nie robiliśmy w tym tygodniu niczego szczególnego w kontekście stałych fragmentów, trenujemy to regularnie. (…) Zobaczcie jak Zwoliński wraca w 90. minucie i pracuje dla zespołu. Tak musimy pracować z każdym i w każdym meczu - powiedział.
Ekipa Mariusza Jopa faktycznie dopięła swego i w Płocku nie dała się zdominować i zepchnąć do bronienia własnego pola karnego. Nie było w tym spotkaniu fazy, w której rywale atakowali szturmem bramkę Letkiewicza, a Mariusz Misiura i jego płocka Wisła do takich fragmentów w meczach tego sezonu nas przyzwyczaili.
Od przejęcia zespołu przez Mariusza Jopa Wisła wygrała pięć meczów i przegrała tylko ten w Łęcznej. A terminarz w następnych tygodniach jest niepokojąco… niewymagający: GKS Tychy, Stal Stalowa Wola i Chrobry Głogów. To drużyny, które łącznie w 39 rozegranych spotkaniach wygrały… pięć meczów, czyli dokładnie ile Wisła Kraków. Ale czy Wisła lubi grać z rywalami, w których trenerzy walczą o utrzymanie posady? Różnie z tym bywało.