"On jest w stanie osiągnąć poziom Lewandowskiego". Der Klassiker wreszcie pojedynkiem wielkich snajperów
Kiedy Robert Lewandowski był w wieku Erlinga Haalanda, jako król strzelców zaplecza Ekstraklasy zamieniał wtedy Znicza Pruszków na Lecha Poznań. Choć dzieli ich pokolenie, futbolowa droga obu piłkarzy wydaje się jednak bardzo podobna. Haaland ma wszystko, by pójść w ślady “Lewego”.
Małe przypomnienie początków kariery kapitana reprezentacji Polski: 36 goli w ciągu dwóch lat, w tym aż 21 w drugim sezonie, wypromowały grającego wtedy w Zniczu „Lewego” do tego stopnia, że latem 2008 roku trafił do Lecha Poznań Franciszka Smudy. Choć doświadczony trener początkowo widział go na skrzydle, z czasem pozwolił mu występować na środku ataku. Dzięki temu, już za kadencji trenera Jacka Zielińskiego, Lewandowski zdołał wywalczyć kolejny tytuł króla strzelców, tyle że Ekstraklasy, a także mistrzostwo Polski. Borussia Dortmund nie kupowała kota w worku.
Pod tym względem rozwój o 12 lat młodszego Haalanda przebiegał nieco szybciej, a wszystko przez to, że w seniorskim futbolu zadebiutował on po prostu wcześniej od obecnego lidera Bayernu. Tak czy inaczej wydaje się, że jeśli już Bundesliga naprawdę powoli musi zacząć się rozglądać za następcą „Lewego” w roli gwiazdy rozgrywek, to naturalnym kandydatem wydaje się być właśnie Norweg.
Dwa lata i wzwyż
Kariery obu tych klasowych napastników przebiegają w naprawdę podobny sposób. Choć oczywiście „Lewy” jako junior przewinął się przez struktury Legii, a Haaland od początku swojego szkolenia aż do debiutu w seniorach był związany z raczej prowincjonalnym Bryne FK, to ostatecznie na poziomie seniorskim obaj debiutowali właśnie w niższych ligach.
Szybko wypromowali się zresztą do lepszych zespołów z europejskimi aspiracjami. Lewandowski w Lechu, a Haaland w Molde spędzili po dwa lata. Zarówno Polak, jak i Norweg w pewnym momencie zrozumieli jednak, że jeśli chcą się dalej rozwijać, muszą trafić do jeszcze lepszych drużyn. Mimo że mieli oferty z Anglii - Lewandowski z Blackburn, a Haaland z Leeds - to zdecydowali się na Niemcy, które okazały się prawdziwym strzałem w dziesiątkę.
Po nieco bardziej stonowanym początku stali się filarami kolejno Salzburga i BVB. Choć oczywiście na tym etapie kariery więcej osiągnął Lewandowski, dochodząc z dortmundczykami do finału Ligi Mistrzów, obaj panowie w momencie odejścia zostawili swoje zespoły z trofeami. Haaland dorzucił do tego jeszcze 20 milionów, które Borussia zapłaciła za jego transfer Austriakom. „Lewy” odszedł oczywiście za darmo.
Sięgnąć szczytów
W tej chwili na szczycie dumnie stoi oczywiście Lewandowski, a jego młodszy kolega chce dopiero na niego się wspiąć. Biorąc jednak pod uwagę, że już w wieku 20 lat jest jednak absolutnie kluczowym piłkarzem drużyny walczącej o najwyższe cele (Lewandowski do klubu z topowej europejskiej ligi trafił dopiero jako 22-latek), wydaje się trafne postawienie hipotezy, że jeśli już ktoś ma w przyszłości zostać następcą „Lewego” (niekoniecznie w Bayernie, lecz w ogólnym świecie futbolu), to będzie nim właśnie Haaland.
- Robert Lewandowski przyszedł do nas w 2010 roku jako wielki talent. Natomiast Haaland już w momencie transferu do BVB osiągnął sporo i miał zupełnie inną reputację niż „Lewy” tę dekadę temu. Wówczas musiał on walczyć o swoje miejsce w kadrze - przyznał niedawno na łamach „sport.de” Sebastian Kehl, który w latach 2002-2015 grał dla zespołu z Dortmundu.
Nie tylko droga Haalanda do ligi niemieckiej sprawia, że jest on porównywany do Lewandowskiego. Obaj pochodzą ze sportowych rodzin - ojcem Norwega jest były pomocnik reprezentacji „Lwów”, Alf-Inge Haaland, który wiele lat spędził w Premier League (z tego też powodu Erling urodził się w Leeds). Lewandowski jest z kolei synem byłej siatkarki oraz judoki.
- Uważam, że Erling może być tak dobry jak Lewandowski. Jest jeszcze przecież młody, a gra już na bardzo wysokim poziomie. To napastnik ambitny i żądny kolejnych goli. Wierzę, że jest w stanie osiągnąć poziom Lewandowskiego - przyznał w tym tygodniu na łamach „Bilda” Giovane Elber, były król strzelców Bundesligi i ex-napastnik „Die Roten”.
Podobni są także pod względem czysto piłkarskim, jak i również charakterologicznym. W ich naturze leży motywacja do ciągłego samorozwoju. Podczas gdy w polu karnym czują się jak ryba w wodzie, żadnego z nich nie należy też zaliczać jako jedynie piłkarza wykańczającego akcje, tego odpowiedzialnego za zaledwie strzał. Obaj dają swoim drużynom bowiem znacznie więcej niż tylko gole.
Najważniejszy kolejny krok
Lewandowski w obecnym sezonie walczy o szóstą armatkę dla najlepszego strzelca Bundesligi. Na razie jest na dobrej drodze ku podtrzymaniu swojej dominacji na niemieckich boiskach. Po zaledwie sześciu rozegranych meczach ma już na swoim koncie 10 goli, przy pięciu trafieniach Norwega. Choć obu dzieli jeszcze Andrej Kramarić z Hoffenheim, nikt nie ma chyba wątpliwości, że jedynym, który może zagrozić napastnikowi Bayernu, jest właśnie Haaland.
To, czy Norweg w dalszej perspektywie zyska w Bundeslidze status na poziomie tego obecnego Lewandowskiego, zależy tak naprawdę głównie od niego. W tej chwili pytanie kluczowe brzmi bowiem, czy Haaland wkrótce w ogóle w tej lidze niemieckiej wciąż będzie grać. Szczególnie, że wątek przypatrującego się mu z Liverpoolu Juergena Kloppa przewija się co jakiś czas w doniesieniach medialnych.
- Jeśli będzie on ciężko pracować, stanie się lepszym piłkarzem i może osiągnąć najwyższy poziom. Pozostanie w Bundeslidze na nieco dłużej, przed podjęciem kolejnego kroku, może być tym przypadku dla niego bardzo dobre - stwierdził w majowej rozmowie z portalem Goal.com… Robert Lewandowski.
Der Klassiker, od momentu, gdy z Dortmundu odszedł Pierre-Emerick Aubameyang, cierpiał na brak dwóch niemal równorzędnych sobie snajperów. Przyjście Haalanda na Signal Iduna Park jednak wszystko odmieniło. Hit Bundesligi znowu jest nie tylko starciem największych klubów niemieckiego futbolu, ale także pojedynkiem najlepszych napastników grających na niemieckiej ziemi. Napastników, których zdecydowanie więcej łączy, niż dzieli. Który z nich będzie górą? Pierwszy gwizdek sędziego o 18:30.