Odszedł z Ekstraklasy za grubą kasę, wylądował na trybunach. Chcą się go pozbyć. "Rozczarował"

Odszedł z Ekstraklasy za grubą kasę, wylądował na trybunach. Chcą się go pozbyć. "Rozczarował"
Lukasz Sobala / pressfocus
Dominik - Budziński
Dominik BudzińskiWczoraj · 16:00
Na polskich boiskach spisywał się znakomicie, czym zapracował na transfer do słynnego Sportingu CP. Tam jednak, choć początkowo był pierwszym wyborem trenera, drastycznie spadł w hierarchii bramkarzy. Dziś Vladan Kovacević nie mieści się nawet w meczowej kadrze. Jeśli w ostatnich dniach okna transferowego nie wyruszy na wypożyczenie, może stracić kolejne kilka miesięcy.
To drugi najdrożej sprzedany bramkarz i trzeci najdrożej wytransferowany obcokrajowiec, już bez podziału na pozycje, w historii polskiej Ekstraklasy. Vladan Kovacević okazał się dla Rakowa Częstochowa nie tylko dużym wzmocnieniem na trzy lata, ale też jak najbardziej trafioną inwestycją. Przychodził z bośniackiego FK Sarajewo za nieco ponad milion euro, odchodził za prawie pięć razy więcej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Wielkie zainteresowanie

Polskę mógł pożegnać już wcześniej, bo jego świetne występy, także te w europejskich pucharach, nie uszły uwadze klubów z innych krajów, nawet tych piłkarsko najsilniejszych. Mówiło się o zainteresowaniu Interu Mediolan, Bayeru Leverkusen, Celty Vigo, Montpellier, a Benfica Lizbona była nawet z Kovaceviciem po słowie.
- Nie mogę dokładnie powiedzieć, co się wydarzyło... Niestety, byłem bardzo blisko. Głowa już była w Lizbonie, wszystko było już spakowane - mówił potem Bośniak w rozmowie z Kanałem Sportowym.
Temat ewentualnego transferu z Rakowa do mocniejszej ligi wracał w zasadzie co okienko, ale zmaterializował się dopiero latem 2024 roku. Kovacević, tak jak planował, faktycznie wylądował w Lizbonie. Zakontraktował go jednak Sporting, nie Benfica. “Lwy” ze stolicy Portugalii zapłaciły 4,81 mln euro, a w umowie zawarto jeszcze różnego rodzaju bonusy, które miały sięgać nawet kwoty 1,2 mln euro.
Kovacević, który trafiał do zespołu prowadzonego jeszcze wówczas przez Rubena Amorima, miał zabetonować miejsce między słupkami aktualnego mistrza kraju. Na starcie sezonu wszystko szło zgodnie z planem. Bośniak wychodził w podstawowej jedenastce najpierw na mecz o Superpuchar Portugalii, a potem także w czterech pierwszych kolejkach ligowych. Wszystko zmieniła kontuzja kostki, której doznał na początku września.

Spadek w hierarchii

Kovacević wcale nie wypadł wówczas na długo, ale kiedy po kilkunastu dniach wyzdrowiał, nie miał już abonamentu na grę. W bramce “Lwów” zadomowił się wówczas Franco Israel. Urugwajczyk sprowadzony już ponad dwa lata temu z Juventusu, gdzie grał dla zespołów młodzieżowych, wykorzystał swoją szansę. Przeskoczył byłego golkipera Rakowa w hierarchii, grając regularnie nie tylko na portugalskim podwórku, ale też w Lidze Mistrzów.
Od początku września Kovacević wystąpił więc tylko w pięciu spotkaniach. Dwa razy zagrał w lidze, gdy dla odmiany to Israel miał problemy zdrowotne, a trzykrotnie wybiegał na murawę w krajowych pucharach. Miał szansę odebrać Urugwajczykowi to, co ten zabrał mu na początku sezonu, a więc miejsce w składzie. Nie zrobił tego. Szybko wrócił na ławkę, na której z tygodnia na tydzień mógł nabawić się coraz większych odcisków. Na domiar złego Sporting, niezadowolony ze swoich zasobów w bramce, postanowił wzmocnić się w tej formacji.
14 stycznia gruchnęła wiadomość, że ekipę “Lwów” na zasadzie wypożyczenia z obowiązkowym wykupem po sezonie wzmocnił doświadczony Rui Silva. 30-letni Portugalczyk, mający nawet na koncie debiut w tamtejszej reprezentacji, ostatnie lata spędził w Granadzie i Realu Betis, rozgrywając na hiszpańskich boiskach ponad 200 spotkań. W ostatnich miesiącach coraz częściej był jednak tylko zmiennikiem, dlatego postanowił przenieść się do Lizbony.
Silva, który po wykupie będzie miał umowę ważną do 2028 roku, z miejsca wskoczył do bramki Sportingu, jeszcze bardziej komplikując sytuację Kovacevicia, który spadł w hierarchii bramkarzy na trzecie miejsce. Ostatnie dwa ligowe mecze Bośniak oglądał zatem już nie z ławki, a z trybun. Do meczowej kadry łapie się ostatnio jedynie w Lidze Mistrzów, bo tam można mieć do dyspozycji zdecydowanie większą liczbę rezerwowych, w tym nawet dwóch bramkarzy.

Czas na zmianę

Co więc z przyszłością byłego golkipera Rakowa? Mówi i pisze się o możliwym wypożyczeniu (z opcja wykupu) do innego klubu, ale i ten plan jest na ten moment pełen komplikacji. Zimowe okno transferowe w większości lig zamyka się bowiem już w najbliższy poniedziałek. Nie ma więc dużo czasu na ewentualne ruchy. Na początku stycznia Bruno Andrade z CNN Portugal informował, że Kovaceviciem interesuje się m.in. Lens, a ponadto kluby z… Polski. Żadna z tych opcji najwidoczniej nie okazała się jednak, przynajmniej póki co, wystarczająco konkretna.
Co ciekawe, według informacji A Bola, nawet czwarty w tej chwili bramkarz Sportingu, Diego Callaii, ma w Lizbonie lepsze perspektywy na przyszłość. Klub liczy, że 20-letni wychowanek “Lwów” za kilka lat stanie się pełnoprawną “jedynką”, gdy między słupkami nie będzie stał już sprowadzony ostatnio Silva. Mimo propozycji z innych klubów Callai póki co zostaje zatem w klubie ze stolicy Portugalii.
W tym momencie tylko cud mógłby zatem sprawić, że Kovacević zaistnieje jeszcze w Sportingu.
- Bośniacki bramkarz to jak dotąd nabytek, który najbardziej rozczarował fanów Sportingu. Tylko dziesięć meczów. 930 minut gry to zaledwie 31 procent czasu gry. Franco Izrael dostaje ponad dwukrotnie więcej minut: 1920. A teraz pojawia się Rui Silva - pisze A Bola.
Wydaje się zatem, że Bośniak dla swojego dobra powinien jak najszybciej zmienić klub. Jeśli w najbliższych dniach nie znajdzie nowego pracodawcy, przez resztę sezonu może nawet nie powąchać murawy.

Przeczytaj również