Odrzucony przez Zidane'a odradza się w domu. Luka Jović będzie wyrzutem sumienia Francuza? Zaczął wybornie
Syn marnotrawny odradza się we Frankfurcie. Luka Jović wrócił do klubu, w którym czuje się jak ryba w wodzie. Podczas trzech meczów zdobył więcej goli niż w Realu Madryt przez półtora roku. Jeśli dalej tak pójdzie, to Zinedine Zidane będzie musiał uderzyć się w pierś, że nie potrafił odpowiednio spożytkować najlepszych cech piłkarza.
Jak odbudowywać formę strzelecką, to tylko na starych śmieciach. Choć i takie próby często przychodzą zawodnikom z trudem. Ale nie Luce Joviciowi. Serb nie miał żadnych problemów z ponowną aklimatyzacją w Eintrachcie. Snajper okres półrocznego wypożyczenia zainaugurował naprawdę wybornie. Oczywiście, to dopiero początek, jednak z godnością przyjął rolę zmiennika Andre Silvy (o którego fantastycznej formie przeczytacie tutaj) i wzorowo wywiązuje się ze swoich obowiązków.
Ci, którzy psioczyli na Lukę i przewidywali jego równią pochyłą, teraz raczej trzymają język za zębami, ponieważ doskonale wiedzą, że zbyt pochopnie skreślili obecnego dżokera „Orłów”. Jasne, że schematy meczowe trenera Adiego Huettera są Joviciowi świetnie znane. Tak, Frankfurt to drugi dom reprezentanta Serbii. To jego strefa komfortu. Niemniej, tak elitarny szkoleniowiec, za jakiego uważa się Zinedine Zidane’a, powinien umieć wykorzystywać zdolności piłkarza, którego przecież sam chciał sprowadzić na Santiago Bernabeu. A jednak tego nie zrobił. I na razie to Luka strzela, a „Zizou” kule nosi! Mając jednocześnie spore problemy z rolą zmiennika dla Karima Benzemy.
Nie wszędzie dobrze, we Frankfurcie najlepiej
„Nie ma miejsca jak dom” - to powiedzenie idealnie odzwierciedla aktualną sytuację Jovicia. We Frankfurcie wyrobił sobie markę jednego z najlepszych napastników Bundesligi. Tam zaskarbił sobie dozgonną miłość kibiców oraz ich szacunek. Eintracht według definicji Serba to nie klub, a rodzinne strony, gdzie kocha gościć, gdy tylko może.
- Chciałem tu wrócić, ponieważ Eintracht zajął ważne miejsce w moim sercu i łączy nas wyjątkowa więź. Myślę, że to odpowiedni krok na tym etapie mojej kariery. Motywacja jest na tak wysokim poziomie, na jakim była w pierwszym dniu w tym klubie. Jednocześnie staram się zapomnieć o przeszłości i zacząć od zera, pomagając drużynie osiągnąć stawiane przed nią cele. Gra we Frankfurcie to dla mnie zaszczyt - oświadczył Jović tuż po finalizacji wypożyczenia.
Ponadto Luka preferuje styl oferowany przez trenera Huttera. Już pierwszym meczem serbski snajper zaświadczył, jak dobrze rozumie założenia taktyczne trenera „Orłów” i że nie zapomniał, z czego czerpie moc ofensywa zespołu. A mianowicie podania do klasycznej „9” z bocznych sektorów boiska. Ktoś za chwilę podniesie larum, że to trafienia zanotowane przeciwko marnemu w tym sezonie Schalke. I będzie miał częściową słuszność. Jednak gdy zawodnik wchodzi na pół godziny przy stanie 1:1, po czym szybko dwukrotnie pokonuje golkipera gości, należy zdjąć czapki z głów, kłaniając się nisko przed takim dokonaniem. Chapeau bas!
Sól w oku Zidane’a
Kiedy latem 2019 roku Jović został wytransferowany z Eintrachtu do Realu za ok. 60 milionów euro, Zidane był wręcz wniebowzięty. Bo oto szeregi drużyny zasilił potencjalny zbawca ataku, który miał konkurować o miejsce w wyjściowej jedenastce z Karimem Benzemą. Według doniesień to sam Francuz poprosił władze klubu o dość zaskakujący, kosztowny zakup Serba. Natomiast rzeczywistość okazała się brutalniejsza, niż przewidywał to trener „Królewskich”. Pomijając kontuzje czy zakażenie Serba koronawirusem, Zidane’owi po prostu brakowało pomysłu na wykorzystanie umiejętności nowego podopiecznego.
Na domiar złego prasa zaczęła ostro krytykować politykę transferową, w której zachcianki Francuza kosztowały klubowy budżet sporą pulę pieniężną. Z czasem „Zizou” oczekiwał od Jovicia natychmiastowych fajerwerków, ale lont kompletnie zamókł. Porozumienie na linii trener-zawodnik sypało się z każdym następnym treningiem, aż w końcu zniecierpliwiony Zidane przestał wierzyć w Jovicia. Na kolejne pytania dziennikarzy o Serba udzielał zdawkowych odpowiedzi, albo takich wyjętych z szablonu.
- Luka Jović jest piłkarzem Realu Madryt i chcę go tutaj, pomimo tego co mówią media. Wielu ludzi wyraża własną opinię na ten temat i ma do niej prawo, ale Jović to zawodnik naszego klubu i musimy z tym żyć - mówił jeszcze niedawno wicemistrz świata z 2006 r.
Biorąc pod uwagę wyłącznie aspekt sportowy, reprezentant Serbii zachowywał się w pełni profesjonalnie. Ale jeśli dyskutujemy na temat dyscypliny pozaboiskowej, to bez dwóch zdań Luka do świętoszków nie należał. Grill podczas pandemicznych obostrzeń czy bezmyślne opuszczenie miejsca, w którym odbywał kwarantannę, nie pomagały w budowaniu zaufania w oczach Zinedine’a Zidane’a. Teraz - jakby na złość - Jović odpalił torpedy w Eintrachcie.
Nie zmarnować szansy
Póki co, wszystko czego dotknie Luka, zamienia w złoto. „Orły” biją się o uczestnictwo w europejskich pucharach, zatem wzmocnienie w postaci serbskiego napastnika bez wątpienia przyda się na przestrzeni przypominającego maraton, żmudnego sezonu. Ważne, żeby nie zasypiać gruszek w popiele. Chociaż jeżeli podopieczny Huettera będzie strzelał takie gole, jak na poniższym materiale wideo, to jesteśmy spokojni o jego odrodzenie.
Początek futbolowego zmartwychwstania Jovicia już mamy. I to wyśmienity. Tak trzymać. A kto wie, może ewentualny następca Zidane’a w Madrycie spojrzy na Serba łaskawszym okiem?