Odrzucił topową kadrę i nie żałuje. Ostatnio porozstawiał Polaków po kątach

Odrzucił topową kadrę i nie żałuje. Ostatnio porozstawiał Polaków po kątach
Goran Stanzl / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski15 Oct · 10:00
Jego rodzina uciekała przed wojną, a pierwsze lata kariery spędził błąkając się po niższych ligach. Kiedy jednak już wszedł do wielkiej piłki, to z wielkim rozmachem. Ofensywa Chorwacji przez wiele lat opierała się na Mario Mandzukiciu. Teraz “Vatrenich” rozpala do czerwoności Igor Matanović.
Poprzedni mecz Polski z Chorwacją miał wiele smaczków. Nieudany debiut Mateusza Bogusza, kapitalna bramka Luki Modricia z rzutu wolnego, do tego pechowa próba Roberta Lewandowskiego w poprzeczkę. Komentatorzy jeszcze częściej mogli jednak powtarzać nazwisko nieco mniej znanego zawodnika. We wrześniu Igor Matanović rozegrał dopiero pierwsze spotkania w seniorskiej kadrze. Ale w jego prywatnym słowniku ewidentnie zapodział się taki termin, jak presja debiutanta. 21-latek wyglądał jak stary wyga, który zjadł zęby na futbolu. Większość ofensywnych akcji “Vatrenich” kończyła się strzałami snajpera Eintrachtu Frankfurt. Paweł Dawidowicz czy Sebastian Walukiewicz są dość postawnymi zawodnikami, jednak na tle tego rywala przypominali kieszonkową wersję stoperów. Bałkański Guliwer nie wyrządził może biało-czerwonym namacalnej krzywdy w postaci goli i asyst, ale pozostawił po sobie bardzo dobre wrażenie.
Dalsza część tekstu pod wideo

I gol, Matanović

Rodzina Igora pochodzi z Kotor Varos, miejscowości, która obecnie należy do Bośni i Hercegowiny. Można ją jednak nazwać małym zagłębiem chorwackich perełek. Są to bowiem rodzinne strony Mateo Kovacicia, który od wielu lat odgrywa kluczową rolę w układance Zlatko Dalicia. Ranko Matanović, ojciec napastnika, wraz z matką i siostrą właśnie stamtąd musiał uciec przed wojną do Niemiec. Tam próbował swoich sił w piłce i szkole muzycznej. Z powodu problemów zdrowotnych musiał jednak porzucić te marzenia, aby finalnie zostać urzędnikiem.
- Oczywiście, że nadal kochamy rodzinne miasto. Mieszkałem tam do 12. roku życia, to część mojej tożsamości. Kiedy tylko mogliśmy, wraz z Igorem odwiedzaliśmy te strony. Wizyty były krótkie, ale zawsze bardzo wzruszające. Niestety nie ma tam już nikogo ze znajomych, wszyscy musieli wyjechać z powodu wojny - opowiedział Ranko Matanović dla Herc.info.
Ojciec zaraził syna miłością do futbolu. Ta objawiła się u niego w bardzo młodym wieku. Igor już w wieku sześciu lat został zapisany do akademii St. Pauli. Będąc chłopcem od podawania piłek, poznał tam innego chorwackiego snajpera, Ante Budimira. Pewnie sam nie wierzył, że kiedyś będą dzielić szatnię w reprezentacji.
- Moim celem zawsze było zostanie profesjonalnym piłkarzem. Kiedy miałem cztery czy pięć lat, całe dnie spędzałem z piłką przy nodze. W domu zdarzyło mi się rozbić kilka wazonów i żyrandol. Mama zapisała mnie do klubu, żeby ratować mieszkanie. Ale mówiąc poważnie, udało mi się przekształcić pasję w karierę i odbieram to jako przywilej - przyznał.
W młodzieżówkach ekipy z Hamburga Matanović strzelał jak na zawołanie. W ekipie U-16 huknął 19 goli i siedem asyst w 27 meczach. Dość szybko wkroczył też na seniorski poziom. W wieku 17 lat zdobył w 90. minucie bramkę na wagę zwycięstwa 3:2 z Hannoverem. Ogromny orędownikiem jego talentu był Fabian Huerzeler, który najpierw pełnił funkcję asystenta, a później pierwszego trenera St. Pauli. Obecny szkoleniowiec Brighton wiedział, że ma do czynienia z nieoszlifowanym diamentem.
- Jako napastnik Igor potrafi wszystko. Jego rozwój mnie nie dziwi, ponieważ od początku widać było, że bardzo dobrze panuje nad piłką, nauczył się też lepiej pracować ze swoim ciałem, wykorzystywać warunki fizyczne. Jego wykończenie jest coraz lepsze, ma odpowiednie przyspieszenie. Jestem szczęśliwy, w jakim kierunku zmierza ta kariera - chwalił Huerzeler w rozmowie z Bildem.

Droga z przeszkodami

Rozwój Matanovicia został nieco wstrzymany przez problemy zdrowotne. Najpierw uszkodził bark, później przyplątały się kontuzje mięśniowe. Ale kiedy już pojawiał się na boisku, stanowił prawdziwe utrapienie dla rywali. Naturalna siła, 194 centymetrów wzrostu i pewne wykończenie sprawiły, że zaczęło się o nim robić coraz głośniej. Trzy lata temu Eintracht Frankfurt postanowił dokonać inwestycji o ograniczonym ryzyku, płacąc za napastnika 500 tys. euro. St. Pauli zgodziło się na niezbyt wygórowaną kwotę, ponieważ uzgodniono, że Chorwat pozostanie w Hamburgu jeszcze przez dwa lata.
- Igor jest bardzo utalentowanym zawodnikiem, silnym fizycznie i uzdolnionym technicznie. Ma ogromny potencjał, ważne jest, aby teraz go odpowiednio rozwinął. W tym wieku najważniejszy jest regularny rytm meczowy, dlatego uważamy, że rozsądnym rozwiązaniem jest tymczasowe pozostawienie go w macierzystym klubie - tłumaczył dyrektor Markus Krosche, kiedy Eintracht sfinalizował transfer.
Prawdziwym przełomem okazało się dopiero ubiegłoroczne wypożyczenie do Karlsruher. Włodarze z Frankfurtu musieli po raz kolejny oddać napastnika, ponieważ ten nie był jeszcze gotowy, aby wygrać rywalizację z Randalem Kolo Muanim, Rafaelem Borre czy Lucasem Alario. I tym razem znaleziono klub, w którym Chorwat został bezwarunkowym liderem ofensywy. W minionych rozgrywkach zanotował 14 bramek i siedem asyst w 32 występach na zapleczu Bundesligi. Średnio na 90 minut wykręcał 0,45 oczekiwanego gola, 1,46 celnego strzału i 0,94 wykreowanej szansy. Do tego niepodzielnie rządził w królestwie powietrznym, wygrywając aż 139 pojedynków główkowych, średnio ponad cztery w każdym spotkaniu.
Podczas pobytu w Karlsruher Matanović przede wszystkim nabył umiejętność samoakceptacji. Wcześniej potrafił zbyt krytycznie podchodzić do tematu oceny własnych występów. W przypadku jednego złego zagrania na dziesięć skupiał się właśnie na tym złym. Wewnętrzna frustracja w pewnym stopniu utrudniała mu pójście o krok naprzód. Być może w poprzednim klubie, czyli St. Pauli, chciał być aż nazbyt perfekcyjny. Spędził tam przecież 13 lat, ponad pół życia. Dopiero doświadczenia zdobyte w innym miejscu sprawiły jednak, że stał się gotowy na grę w niemieckiej elicie.
- Mogę mówić o Igorze w samych superlatywach. To skromny chłopak, bardzo samokrytyczny. Czasami musieliśmy go powstrzymywać, ponieważ z jednego błędu chciał robić problem. A nie zawsze należy tak do tego podchodzić. Myślę jednak, że na pewno będzie kontynuował rozwój już w pierwszej Bundeslidze - zdradził Jerome Gondorf, kolega z Karlsruher, przywoływany przez Fr.de.

Ciche odkrycie

Eintracht uważnie śledził postępy Matanovicia. W trakcie poprzedniego sezonu przedłużył z nim kontrakt aż do 2029 roku, a po kolejnych znakomitych występach zakomunikował, że Chorwat wróci do zespołu i tym razem pozostanie w nim na stałe. A sam zainteresowany najlepiej opisał, w jaki sposób może przydać się ekipie Dino Toppmollera.
- Co wniosę do drużyny? Fizyczność, siłę i bałkańską mentalność - podkreślił na konferencji po powrocie do Frankfurtu. - Nauczyłem się być cierpliwym w przypadku kontuzji i braku szans. Nie zazdroszczę zawodnikom, którym w początkowych latach kariery wszystko układa się pomyślnie. Cieszę się, że ja dostałem od życia kilka lekcji. Rok temu było trudniej przebić się do składu, ale teraz wierzę, że naprawdę mogę pomóc. Wracam z większym poczuciem pewności siebie, bardziej wypiętą klatką piersiową. Jestem gotowy na to wyzwanie. Dzięki mojej posturze i warunkom mogę wnieść do zespołu coś nowego. Eintracht w przeszłości czerpał korzyści z takich napastników, jak Bas Dost, Alex Meier czy Sebastien Haller - dodał w rozmowie z kickerem.
21-latek zanotował mocne wejście do nowego-starego zespołu. W trakcie okresu przygotowawczego strzelił sześć goli w sparingach z niżej notowanymi rywalami. W pierwszej rundzie DFB Pokal trafił do siatki z Eintrachtem Brunszwik. We wrześniu zdobył premierową bramkę w Bundeslidze, oddając skuteczny strzał głową przeciwko Holstein Kiel. Później dołożył jeszcze asystę w wygranym starciu z Besiktasem na arenie europejskiej. Nie skupiano się na tym w wielkim stopniu, ponieważ całe show we Frankfurcie kradnie fenomenalny Omar Marmoush. Egipcjanin po sześciu kolejkach ligowych ma na koncie osiem bramek i cztery asysty. Już teraz można spodziewać się, że w styczniu lub najpóźniej latem zostanie sprzedany za grube miliony. I wydaje się, że właśnie wtedy Matanović będzie mógł stać się pełnoprawnym filarem ofensywy.

Jak SuperMario

Matanović urodził się i spędził większość życia w Hamburgu. Jako junior zdążył też rozegrać osiem spotkań w młodzieżówkach Niemiec, strzelając pięć goli. I trudno nie odnieść wrażenia, że mógłby realnie liczyć na szansę w seniorach “Die Mannschaft”. Nasi zachodni sąsiedzi nie mają bowiem kłopotu bogactwa na środku ataku. Poza Niklasem Fuellkrugiem brakuje tam rasowej “dziewiątki”. Kai Havertz może występować w tej roli, ale profilem bliżej mu do podwieszonego napastnika lub “dziesiątki”. Julian Nagelsmann testował nawet gracza Arsenalu na pozycji lewego obrońcy. W ostatnim meczu z Bośnią i Hercegowiną funkcję napastnika pełnił zaś Tim Kleindienst. Czy Matanović jest gorszym zawodnikiem? Raczej nie. Ale zdecydował się wybrać inną drogę.
- Wiele zawdzięczam Niemcom, urodziłem się tutaj, chodziłem do szkoły, spędziłem większość dzieciństwa. Ale moje serce zawsze biło dla Chorwacji. Podjąłem decyzję, której nie żałuję - tłumaczył cytowany przez portal Germanijak.hr.
We wrześniu Matanović zadebiutował w pierwszej reprezentacji. Przeciwko Portugalii rozegrał 29 minut, notując jeden strzał i dwie wygrane główki. Wywalczył sobie jednak miejsce w pierwszym składzie na mecz z Polską. I tym razem zdążył pokazać pełnię swoich możliwości. Kiedy tylko piłka wędrowała w okolice pola karnego, 21-latek nie zastanawiał się i od razu oddawał uderzenie. Łącznie zgromadził ich aż osiem, z czego sześć niecelnych. Oczywiście, że w jego poczynaniach zabrakło precyzji, skuteczności i opanowania. Jako kibice biało-czerwonych mogliśmy jednak z zazdrością patrzeć na napastnika, który tak łatwo i tak regularnie dochodzi do sytuacji. Trudno było nie cofnąć się pamięcią do popisów Mario Mandzukicia dysponującego podobnym warsztatem.
- “Mandżu” jest bohaterem dla wszystkich Chorwatów. Zawsze walczył o każdą piłkę, staram się być taki sam. Największym celem każdego Chorwata jest występ w reprezentacji, wiem, że muszę wykorzystać swoją szansę. Zostawię na boisku serce - przyznał Matanović, przywoływany przez Sportske Novosti.
- Miło jest słyszeć, że jestem już gwiazdą, ale muszę iść krok po kroku. Zagrałem dopiero dwa mecze w kadrze, chociaż nie sądziłem, że dostanę aż tyle minut. Cieszę się wszystkim, co mnie spotyka. Kiedyś znałem Modricia czy Perisicia tylko z telewizji i filmików na Youtube. To wielki zaszczyt być z nimi razem na boisku, na treningu. Muszę cieszyć się takimi chwilami i czerpać z tego pełnymi garściami. Gra w kadrze to dla mnie zaszczyt, marzyłem o debiucie, teraz to się spełniło i chcę jeszcze więcej - ocenił dla Sportnet.hr po meczu z Polską.
Zlatko Dalić naturalnie powołał napastnika na październikowe zgrupowanie. Niewykluczone, że znów dostanie on szansę od pierwszej minuty przeciwko Polsce. A to zwiastuje jedynie prawdopodobne kłopoty w biało-czerwonej defensywie. Niełatwo bowiem znaleźć sposób na skuteczne pokrycie snajpera, który przy tak imponującej budowie dysponuje jeszcze zwrotnością, kontrolą piłki i naprawdę dobrą grą na małej przestrzeni. Matanović potwierdził jakość w ostatnim spotkaniu ze Szkocją, kiedy strzelił premierowego gola w kadrze.
Kiedyś chłopiec z Hamburga podawał piłki Budimirowi. Później oglądał kompilacje Modricia i Perisicia. Cieszył się, że jego rodzina pochodzi z tego samego miasta, co Kovacić. Teraz sam wkroczył do wielkiego świata chorwackiego futbolu. I ma wszystko, aby pozostać w nim na dłużej.

Przeczytaj również