Rafał Wolski show. Pomocnik Wisły Płock wróci do reprezentacji Polski? "Powinien dostać szansę"

Wisła Płock świetnie weszła w nowy sezon Ekstraklasy. “Nafciarzy” napędza m.in. znakomita gra środka pola. A tam kluczową postacią wydaje się wracający do wielkiej formy Rafał Wolski. Powinien znów trafić do reprezentacji Polski?
Trzy zwycięstwa, komplet punktów i bilans bramek 10:1. Pewnie nawet najbardziej optymistycznie nastawieni kibice Wisły Płock nie spodziewali się, że ich drużyna tak udanie rozpocznie nowy sezon Ekstraklasy. Szczególnie, że na rozkładzie jazdy widniał choćby wyjazd do Poznania na mecz z mistrzem kraju, Lechem Poznań. Zespół prowadzony przez Pavla Stano zarówno w meczu z “Kolejorzem” (3:1), jak i w starciach z Wartą (4:0) i Lechią (3:0) pokazał, że w obecnym sezonie będzie naprawdę mocny. Jedną z najważniejszych postaci w tych trzech pierwszych starciach mazowieckiej ekipy był Rafał Wolski, który łącznie strzelił trzy gole i zanotował jedną asystę.
Kto wie, gdzie znajdowałby się teraz 29-latek, gdyby w przeszłości omijały go kontuzje. Wychowankowi Legii Warszawa swego czasu wróżono naprawdę świetlaną przyszłość. Choć ostatecznie boisko, a zwłaszcza wspomniane urazy, brutalnie zweryfikowały te zapowiedzi, “Wolak” aktualnie uchodzi w naszej lidze za jednego z najciekawszych graczy. I niewykluczone, że jeśli utrzyma taką formę, czeka go jeszcze w karierze kilka naprawdę miłych zaskoczeń.
Spadająca gwiazdka
W Legii Wolski zadebiutował jeszcze jako nastolatek - w marcu 2011 roku najpierw w Pucharze Polski, a kilka dni później w Ekstraklasie. Był wówczas jednym z największych talentów akademii stołecznego klubu. W kolejnym sezonie, u trenera Macieja Skorży, już należał do grona najbardziej wyróżniających się zawodników “Wojskowych”. Do tego wszystkiego gwarantował liczby. Rozgrywki 2011/2012 zakończył z ośmioma golami i trzema asystami, w tym dwoma w fazie grupowej Ligi Europy - z Rapidem Bukareszt i Sportingiem. W maju 2012, na kilka tygodni przed mistrzostwami Europy, zadebiutował też w reprezentacji Polski, w meczu towarzyskim z Łotwą. Znalazł się zresztą w kadrze Franciszka Smudy na główny turniej, lecz na nim nie pojawił się na boisku choćby na minutę.
Być może już wtedy, po udanym, pierwszym pełnym sezonie w Legii pomocnik zdecydowałby się na transfer, szczególnie że zainteresowania nie brakowało, zwłaszcza ze strony niemieckich drużyn. Problemem okazała się jednak kontuzja stopy, której doznał w czasie letnich przygotowań. Uraz wyeliminował go z gry na wiele miesięcy. W rundzie jesiennej nie zagrał ani razu. A gdy w styczniu kolejnego roku wrócił do treningów, to po kilku tygodniach był już graczem Fiorentiny, która zapłaciła za niego Legii około 2,7 miliona euro.
- Rafał Wolski w Fiorentinie był postacią, w której widziano spory talent. Jakby nie było, bardzo się rozwinął w swoim pierwszym sezonie we Florencji. Trener Vincenzo Montella był zachwycony nim i tym, jakie tworzy perspektywy. Później niestety pojawił się wielki błąd w zarządzaniu karierą Wolskiego. Piłkarz przeszedł na bezmyślne wypożyczenie. Trafił do grającego w Serie B Bari, w którym zupełnie się nie odnalazł. Styl gry drużyny z zaplecza nie odpowiadał Polakowi, przez co nie zaprezentował tam niczego wybitnego. Wolski to taki symbol zmarnowanego talentu, spadającej dużej gwiazdki z nieba - mówi nam Mateusz Skotny, prowadzący fanpage “Fiorentina Polska”.
Tam miał pecha
Bo choć Wolski w “Violi” nigdy nie mógł liczyć na pewny plac, a przez pierwsze pół roku dochodził do siebie po kontuzji, w sezonie 2013/2014 wystąpił dla zespołu ze Stadio Artemio Franchi w sumie w 14 spotkaniach Serie A. Konkurencja w środku pola drużyny z Toskanii była jednak ogromna. Być może właśnie z tego powodu latem 2014 zdecydował się na wspomniane, zupełnie nieudane wypożyczenie do Serie B. W Bari rzucano go po najróżniejszych pozycjach w ataku, jego zespół spisywał się mocno przeciętnie, a on sam po rundzie jesiennej musiał szukać nowego miejsca do kontynuowania kariery. Padło na belgijskie Mechelen.
- Rafał miał pecha, ale również fizycznie nie był przygotowany do gry w Belgii. Pecha dlatego, że na dziesiątce w Mechelen grał wtedy Sofiane Hanni, który był potem wybrany najlepszym piłkarzem sezonu. Przez to Wolski często nie grał na swojej ulubionej pozycji, tylko na przykład na wahadle, gdzie jego słabe przygotowanie siłowe niestety było bardzo widoczne. Czuję, że mógł sobie już wtedy poradzić w lidze belgijskiej, lecz w innym klubie i gdyby został dłużej. Technicznie wyróżniał się wśród innych piłkarzy - mówi w rozmowie z nami Mariusz Moński, obserwator belgijskiego futbolu.
“Wolak” w Jupiler Pro League spędził cały 2015 rok. Dla “De Kakkers” w sumie wystąpił w 27 spotkaniach, w których zdobył dwie bramki i dopisał do tego tyle samo asyst. Choć Belgowie posiadali prawo pierwokupu pomocnika z Fiorentiny, nie zdecydowali się na to, a kariera Polaka znów znalazła się na zakręcie. Po próbie podbicia zagranicy postanowił wtedy powrócić do ojczyzny i na kilka miesięcy przed EURO 2016 podpisał kontrakt z Wisłą Kraków.
Kłody pod nogami
Choć gdy “Biała Gwiazda” potwierdzała wypożyczenie Wolskiego, jej trenerem był jeszcze Tadeusz Pawłowski, na początku rundy wiosennej zastąpił go Dariusz Wdowczyk. To właśnie u niego pochodzący również z Mazowsza zawodnik zanotował najlepszą dotąd rundę w karierze. W 14 spotkaniach strzelił cztery gole i dołożył do tego aż dziewięć asyst. Dzięki takiej postawie pomocnika Fiorentina zdołała nawet nieco zmniejszyć finansową stratę związaną ze ściągnięciem do siebie Polaka. Latem 2016 za pół miliona euro sprzedała go bowiem do Lechii Gdańsk.
W klubie z Trójmiasta Wolski spędził w sumie trzy i pół roku. W tym czasie niestety nie omijały go kontuzje. Dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe. Ostatecznie czas w Lechii pod względem czysto sportowym nie był jednak aż tak najgorszy. Zdobył z nią Puchar i Superpuchar Polski, wystąpił w eliminacjach europejskich pucharów. W pewnym momencie był nawet bliski powrotu do kadry, ale jak sam wspominał w późniejszym wywiadzie dla “Weszło”, w braku powołania palce miał maczać… jego ówczesny trener Piotr Stokowiec, który rzekomo odradzał taki ruch selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi.
Nie tylko jednak kontuzje okazały się sporą przeszkodą dla Wolskiego w czasie jego pobytu w Gdańsku. Piłkarz z Lechii odszedł bowiem w dość nieprzyjemnych okolicznościach, po tym jak na początku 2020 roku wraz z Arturem Sobiechem i Sławomirem Peszko poprosił o rozwiązanie kontraktu z winy klubu, z powodu braku zapłaty zaległych pensji. Ostatecznie związkowe władze przychyliły się do jego wniosku i w marcu tego samego roku Wolski związał się z Wisłą Płock.
Punkt zwrotny
Po powrocie w rodzinne strony długo czekał na powrót na boisko. Wydawało się, że może być mocnym punktem “Nafciarzy” już w sezonie 2020/2021, ale wtedy po raz trzeci w karierze zerwał więzadła. Stracił przez to pół roku na rehabilitację, a kolejne pół na powolne dojście do formy. Co ważne, Wisła nie zostawiła go jednak na lodzie. Wierzyła w zawodnika i postanowiła odbudować go zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym.
- Punktem zwrotnym w płockiej przygodzie Rafała niewątpliwie okazało się zaufanie, jakim został obdarzony przez klub. Po ostatniej kontuzji nastąpiła u niego duża zmiana mentalna, wykonał ogromną pracę wraz z trenerem przygotowania fizycznego Mateuszem Oszustem, poprawiając nie tylko parametry sprawnościowe, ale też znacznie zwiększając siłę i masę mięśniową. Rafał przed startem poprzedniego sezonu miał za sobą pełen okres przygotowawczy z zespołem, ugruntowaną pozycję w drużynie oraz zaufanie zarówno klubu, jak i sztabu trenerskiego. Początek rozgrywek miał słabszy jak cała drużyna, jednak z czasem zaczął się "zazębiać" z kolegami i odzyskiwać dawny blask - mówi w rozmowie z nami Michał Sporczyk z “Nafciarski.pl”.
O ile pod względem zdrowotnym Wolski miał fatalne wejście do nowego zespołu, tak ostatnio sytuacja się ustabilizowała. W zeszłym sezonie opuszczał pojedyncze spotkania, dłuższa przerwa dopadła go dopiero w kwietniu. W gruncie rzeczy jednak po raz pierwszy od kilku lat mógł wreszcie liczyć na regularne występy bez obaw dotyczących kolejnych urazów. To przełożyło się również na liczby - minione rozgrywki zakończył z czterema golami i siedmioma asystami.
- Przede wszystkim trzeba zauważyć, że Rafała w ostatnim czasie omijają kontuzje. Oby tak zostało. Gra bardziej asekuracyjnie, wie, że nie wszędzie może włożyć nogę, żeby nic złego się nie stało. Po ostatniej kontuzji mocno trenował również pod okiem świetnego specjalisty Piotra Ciebiery. Poprawił sylwetkę, nabrał masy mięśniowej w dolnych partiach ciała. Większa świadomość techniki wykonywanych ćwiczeń oraz odpowiednie treningi pokazały, jakie ćwiczenia może bezpiecznie wykonywać i które wzmocnią okolice więzadeł - dodaje Iwona Wiśniewska, redakcyjna koleżanka Sporczyka.
Nie można odbierać marzeń
Świetna postawa na początku nowego sezonu sprawiła, że do debaty publicznej powrócił też temat powołania Wolskiego w reprezentacji Polski. 29-latek ma w niej dotąd siedem występów i jednego gola. Po raz ostatni zagrał jednak w narodowych barwach w 2017 roku, jeszcze u selekcjonera Adama Nawałki. Piłkarz o takim profilu, dysponujący naprawdę wyjątkową techniką, mógłby się teraz okazać bardzo ciekawym uzupełnieniem w talii Czesława Michniewicza.
- Nigdy nie należy nikomu odbierać marzeń. Jeżeli Wolski utrzyma formę jeszcze przez dwa miesiące, powinien dostać szansę w reprezentacji. Nie mamy aż tak wielkiego wyboru zawodników wyszkolonych technicznie na jego poziomie. Drybling, podanie, strzał, wszystko się zgadza. Przeszkadzać może tylko nieco słabsza postawa w defensywie. Może nie jest to zawodnik na pierwszą jedenastkę, ale na szeroką kadrę zdecydowanie tak - uważa Sporczyk.
Kibice “Nafciarzy” chcieliby znów zobaczyć piłkarza swojego klubu w reprezentacji. Dla samego Wolskiego ewentualne powołanie oraz dalsza dobra forma może oznaczać zwiększone zainteresowanie jego osobą w zimowym okienku. To z kolei równa się temu, że najbliższe miesiące mogą być jego ostatnimi w barwach zespołu z Mazowsza.
- Bez wątpienia wiele klubów z Ekstraklasy wiedziałoby Rafała u siebie, ale myślę, że on się dobrze czuje w Wiśle Płock, znalazł tu swoje miejsce, jest bardzo ważną postacią w drużynie. Klub nie zrezygnował z niego, gdy przed sezonem kontuzja wykluczyła go z grania. Zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy Wisła radzi sobie świetnie, nie ma powodu zamieniać jej na inny ekstraklasowy klub. Jeśli transfer, to pewnie zagraniczny, do którejś z egzotycznych lig, ale oczywiście kibice chcieliby, by “Wolak” zakończył karierę w Wiśle Płock - podsumowuje Wiśniewska.