Odrodzenie dawnej gwiazdy? Xavi żałował, Tuchel nie zdążył. "Tak dobrze nie wyglądał od blisko dwóch lat"
W czołówce klasyfikacji kanadyjskiej Ligue 1, tuż za plecami Kyliana Mbappe, znajduje się znane nazwisko. Pierre-Emerick Aubameyang znów strzela, a przy tym jest najlepszym asystentem w lidze. Jego liczby w ostatnich tygodniach sugerują - na razie małe - odrodzenie. Czy to powrót jednego z najlepszych napastników w Europie?
Aubameyang w 2018 roku trafiał do Anglii jako jeden z najskuteczniejszych piłkarzy poprzednich lat na europejskich boiskach. W barwach Arsenalu kontynuował imponujące wyniki strzeleckie. Raz wygrał nawet Złotego Buta Premier League, dzieląc go z Sadio Mane i Mohamedem Salahem. Gdy jednak nadszedł sezon 2020/21, u doświadczonego napastnika coś się zmieniło. Nie potrafił regularnie utrzymywać wysokiego poziomu. Przestał trafiać z dawną regularnością. Zaczęły się też problemy pozaboiskowe. Choć trudno jednoznacznie zdiagnozować przyczynę takiego stanu rzeczy, można upatrywać jej w trudnościach ze znalezieniem wspólnego języka z Mikelem Artetą. To pod jego wodzą Gabończyk zaczął notować słabsze liczby i właśnie u niego pierwszy raz spotkał się z konsekwencjami niesubordynacji.
Raz, w prestiżowych derbach z Tottenhamem, usiadł na ławce z powodu spóźnienia na zbiórkę przed meczem, lecz został szybko przywrócony do składu. Potem nie wrócił w umówionym terminie z wizyty u mamy we Francji i sprawa tym razem nie rozeszła się po kościach. Dla londyńskiego klubu już nie zagrał. Odebrano mu opaskę kapitańską. Choć jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej twierdził w wywiadzie dla “Sky Sports”, że osoba trenera to jeden z głównych powodów przedłużenia kontraktu, to właśnie jego decyzją opuścił szeregi “Kanonierów”. “Aubę” pożegnano przy pierwszej okazji. W styczniu 2022 roku wylądował w Barcelonie. Potem wspominał jeszcze, że jedyny problem na Emirates dotyczył Artety.
Xavi żałował
Konflikt z hiszpańskim menedżerem okazał się początkiem okresu niemałych turbulencji, z którymi musiał zmagać się dzisiejszy gracz Olympique'u Marsylia, choć dobry start w barwach “Blaugrany” mógł sugerować coś zupełnie innego. Ustrzelił hattricka z Valencią, zaliczył też dublet w El Clasico. Łącznie w pierwsze pół sezonu w “Barcy” strzelił 13 goli, pomagając drużynie w wywalczeniu kwalifikacji do Ligi Mistrzów. W “Dumie Katalonii” mieli jednak plan zakontraktowania innego napastnika: Roberta Lewandowskiego. Gdy Polak trafił na Camp Nou, jego dawny kolega z Dortmundu stracił miejsce w podstawowej jedenastce. Pod koniec okienka poszukująca wciąż funduszów Barcelona postanowiła więc przyjąć ofertę Chelsea. Ta zaproponowała za 33-letniego piłkarza 12 milionów euro. Nawet jej szkoleniowiec, Xavi, przyznał, że szkoda mu było tego ruchu. Aubameyang z kolei potwierdził później, że krótki czas spędzony w Katalonii to najlepszy okres w jego karierze.
Powrót do Premier League nie wypalił, bo Thomas Tuchel, dawny znajomy z Dortmundu, szybko stracił pracę. Nowy-stary podopieczny zagrał u niego tylko raz. Współpracę z Grahamem Potterem zaczął z kolei nieźle, bo od trzech goli w czterech pierwszych występach. I to by było na tyle - do końca pobytu na Stamford Bridge ani razu nie znalazł drogi do siatki. Od stycznia tego roku zaczęły pojawiać się informacje, że chciałby ponownie zmienić barwy, stał się postacią wręcz marginalną, usunięto go nawet z listy piłkarzy zgłoszonych do Ligi Mistrzów, żeby znaleźć miejsce dla zimowych nabytków. Stało się jasne, nie zagrzeje miejsca na długo. Dotrwał do końca rozgrywek, a nowo zatrudniony Mauricio Pochettino też z niego zrezygnował. Gabończyka zwolniono z kontraktu zaledwie rok po powrocie do Londynu. Tym samym zakończył kolejny problematyczny rozdział w karierze.
Przebudzenie
Przed startem obecnych rozgrywek rękę do Aubameyanga wyciągnął Olympique Marsylia. Francuzi, którzy stracili Alexisa Sancheza po tym, jak nie przedłużono jego umowy, poszukiwali klasowego lidera ofensywy. Poprzeczka wisiała na wysokim poziomie, bo Chilijczyk cieszył się dużą sympatią trybun. Start nie zachwycał, ale ostatnie tygodnie pokazują jednak, że włodarze OM mogli mieć nosa co do sprowadzenia “Auby”. Choć w pierwszych 17 spotkaniach w nowych barwach 34-latek trafił do siatki tylko pięciokrotnie, teraz wskoczył na naprawdę wysokie obroty. Cztery ostatnie występy we wszystkich rozgrywkach to udział doświadczonego napastnika w aż dziesięciu bramkach: siedem goli (w tym hattrick przeciwko Ajaksowi w Lidze Europy) oraz trzy asysty. Ogólny bilans też jest niezły: 21 meczów na wszystkich frontach, 12 bramek, sześć asyst (prowadzenie w klasyfikacji asystentów Ligue 1, gdzie zanotował je wszystkie), udział w trafieniu średnio co niespełna 82 minuty. To statystyki naprawdę dobre, znamionujące zawodnika wysokiej klasy.
W Marsylii znaleźli nie tylko dostarczyciela goli, ale i piłkarza dobrze czującego się, gdy trzeba wprowadzić kolegów do akcji. Te atuty ”Auba” pokazywał w Arsenalu, tego szukali też w Barcelonie. Teraz największe plusy pokazuje również we Francji.
- Wyróżnia się na tle ligi, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, ale bardziej tych przy rozegraniu, co też odzwierciedla spora liczba asyst - mówi o nim Michał Bojanowski, komentujący Ligue 1 na antenach “Canal+”. - Mimo wieku cały czas sprawdza się granie Aubameyangowi piłek na wolne pole, “depnięcia” nie stracił.
Za wcześnie, by odtrąbić sukces?
Udany okres weterana europejskich boisk nie umknął obserwatorom. Taka zwyżka formy to jednak coś, co widzieliśmy u niego już w ostatnich, nieudanych latach. Powody bywały różne, ale ostatecznie Aubameyang zawsze wracał w stan “zawieszenia”. Teraz z pewnością będzie liczył na to, że uda się kontynuować dyspozycję, która nadeszła po budzącym wątpliwości starcie na Velodrome. Po bezbramkowym remisie z Lille, gdy napastnik Marsylii miał zaledwie jedno trafienie po 10. kolejce Ligue 1, odzywały się już bowiem krytyczne głosy. Wtedy w obronę wziął go trener Gennaro Gattuso.
- Zmarnował kilka podań, ale nie widzę w nim zawodnika z wielkimi problemami. (...) Oczekujemy od niego trochę więcej, bo nazywa się Aubameyang. Robi błędy jak wszyscy, ale płaci za swoją karierę i nazwisko. Ludzie chcą, żeby strzelał gola na mecz.
Piłkarz odpowiedział w najlepszy możliwy sposób. Nie przekonał jednak wszystkich. Do grona podchodzących do jego formy z rezerwą należy też Bojanowski.
- Zdecydowanie za wcześnie na mówienie o odrodzeniu. Aubameyang zagrał na razie świetnie w dwóch meczach z Ajaksem i trzech w lidze: z Lyonem, Le Havre oraz Lorient. Przez długi czas przewodził za to klasyfikacji najmniej skutecznych graczy na podstawie expected goals i liczby goli - zwraca uwagę.
W odbudowie i powrocie do optymalnej dyspozycji na dłuższy okres przeszkodzić może też to, jakim zespołem jest Olympique Marsylia. To drużyna turbulentna, w której od czasów Andre Villasa-Boasa (maj 2019 - luty 2021) żaden trener nie pracował dłużej niż jeden sezon. Już w tych rozgrywkach zmieniła zresztą menedżera, bo Gattuso we wrześniu przejął posadę po Marcelino. Pytań wciąż mamy wiele. Nawet pomimo faktu, że najlepszy strzelec drużyny kilka miesięcy temu podpisał aż trzyletni kontrakt.
- Marsylia od lat pokazuje, że nie istnieje tam jakikolwiek plan działania na więcej niż jeden sezon. Prezydent Pablo Longoria rokrocznie wymienia przynajmniej pół drużyny, więc nawet jeśli Aubameyang utrzyma formę, jego przyszłość na południu Francji nie jest pewna, co pokazał przykład Alexisa Sancheza z zeszłego roku - mówi nam Bojanowski. - To samo tyczy się Gattuso - coś nowego, świeżego po względem doboru personalnego i ustawienia pokazał dopiero w ostatnim meczu z Lyonem, więc musimy jeszcze trochę poczekać, nim stwierdzimy, że to był zamierzony plan, a nie wypadek przy pracy.
Choć nie można jeszcze mówić o powrocie wielkiego Aubameyanga, można zaryzykować stwierdzenie, że tak dobrze nie wyglądał od niemal dwóch lat.
Sinusoida jego dyspozycji z poprzednich sezonów, naznaczonych m.in. trzema zmianami barw klubowych w ciągu zaledwie 18 miesięcy, ma teraz zwrot skierowany w górę. Gabończyk z pewnością będzie starał się, żeby ta tendencja utrzymała się możliwie najdłużej i nie nadszedł kolejny spadek. Zobaczymy, czy naprawdę wrócił stary, dobry “Auba”.