Oblężona Twierdza Madryt. "Królewscy" na wojnie ze wszystkimi. Szukają spisków, wywołują histerię

Dopiero co wyszli z jednego dołka i już wpadli w następny. Real Madryt nie rozpieszcza swoich sympatyków, serwuje mocno przeciętne spektakle, potyka się o własne nogi. A gdy nie zgadzają się wyniki, najwidoczniej musi działać na innym froncie. Na nieszczęście “Królewskich” kwestia PR-u też zaczęła szwankować.
“Brudna liga Negreiry”, “mistrzostwa kraju trzeciego świata”, “rzygliga” i oczywiście top of the top popularności - “Skandal na skalę światową”. Kibice Realu Madryt mają swoje ulubione hasła po meczach, gdy kontrowersyjne decyzje sędziów zabierają punkty piłkarzom Carlo Ancelottiego.
Telewizja Real Madrid TV wyprzedza całą stawkę rzucając podobne stwierdzenia na swojej antenie, oczywiście nie udając obiektywnej. Ma do tego prawo. To w końcu telewizja klubowa, z definicji pokazująca punkt widzenia fanów “Los Blancos”. A ostatnio ma coraz większą pożywkę z tego, co dzieje się na hiszpańskich boiskach.
W poszukiwaniu sprawiedliwości
Czy obrońca Espanyolu powinien zostać wyrzucony za faul na Kyliane Mbappe? Tak, oczywiście, każdy ze zdrowym rozsądkiem powie, że arbiter popełnił kardynalny błąd. Czy dobrze się stało, że gwizdnięto rzut karny podyktowany w derbach Madrytu za faul Aureliena Tchouameniego? Niekoniecznie. Czy Jude Bellingham kazał sędziemu “sp…*”? Nie, widocznie Hiszpanie nie potrafią w angielski. Zdarza się. Zresztą nie po poraz pierwszy.
Ancelotti nie ukrywa, że mecze Realu są lepiej prowadzone w Lidze Mistrzów. - Statystyki mówią same za siebie - podkreślił na jednej z konferencji prasowych. Zapomina jednak, że w Lidze Mistrzów sędziują najlepsi fachowcy w Europie. W Hiszpanii jest z tym większy problem, o czym potem.
Javier Tebas, prezes La Ligi, porównuje zachowanie madryckiego klubu do histerii, choć sam deklaruje gotowość na zmiany. Klub domaga się reform, ale czystka, jaka może zostać przeprowadzona wśród grona sędziowskiego, raczej nie usatysfakcjonuje zbulwersowanych. W stolicy Hiszpanii są pewni, że w kraju zawiązał się spisek przeciwko, jak sami się określają, “największemu piłkarskiemu projektowi na świecie”.
Ale może coś w tym jest? Może naprawdę Real jest krzywdzony?
Poziom sięga dna
Najpierw musimy zrozumieć, jakie są główne zarzuty. W lutym, tuż po meczu z Espanyolem i ówczesnym skandalu, ekipa z Concha Espina otwarcie wezwała do przeprowadzenia szeroko zakrojonych reform w sędziowaniu, oskarżając decydentów o systematyczne zaniedbania w tej dziedzinie. Domaga się całkowitej wymiany kadry zarządzającej i uważa, że obecna struktura jest mocno skorumpowana. Główny postulat: usunięcie sędziów, których powiązania z podejrzanymi ludźmi podważają legalność rozgrywek. Podejrzani ludzie to oczywiście świta Jose Marii Negreiry, byłego wiceprezesa Komitetu Technicznego Arbitrów.
Według Madrytu, Komitet skompromitował się po aferze z płatnościami ze strony Barcelony, które potwierdził sąd, ale nadal nie ma dowodów na to, że miały one wpływ na sędziów i ich decyzje. Real słusznie zastanawia się, w jaki sposób rozjemcy z gwizdkami, tacy jak Javier Alberola Rojas, którego relacje z Negreirą zostały udokumentowane, mogą nadal prowadzić mecze w La Liga. Komitet w tym przypadku milczy.
Innym źródłem nieporozumień są protokoły meczowe. Madrytczycy nie wiedzą, kto kontroluje oficjalne dokumenty. Jeśli nie ma takiej kontroli, to sędzia może pisać, co chce, a i tak nie będzie ponosił odpowiedzialności za błędne informacje. Na przykład Munuera Montero napisał po spotkaniu z Osasuną, że Jude krzyknął “Fuck you”, podczas gdy Komitet przyznał, że Anglik użył słów “Fuck off”. Gdyby działacze Realu nie zainterweniowali, pomocnik musiałby odpoczywać minimum cztery kolejki, a nie dwie. Czy w lidze pracują niekompetentni ludzie? Oczywiście. Ale czy intencjonalnie psują rozgrywki? Nie ma na to dowodów.
Prawda dla fanów, działaczy i piłkarzy Realu będzie jednak bolesna. I bardzo oczywista. Hiszpańscy sędziowie są wyjątkowo słabi, ale nie wydaje się, by byli skorumpowani. Wystarczy z uwagą prześledzić spotkania aktualnych mistrzów. Dwa najbardziej kontrowersyjne incydenty ostatnich miesięcy były na korzyść i niekorzyść Realu. To brak czerwonej kartki po faulu Romero na Mbappe i brak rzutu karnego dla Celty, gdy Andrij Łunin faulował Williota Svedberga z Celty Vigo w ćwierćfinale krajowego pucharu. W tych przypadkach błędnie stwierdzono, że nie potrzeba wideoweryfikacji. Pozostałe decyzje mogły iść w dwie strony i nie były na tyle czarno-białe, by wymagały interwencji VAR. To jednak nie tłumaczy niskiego poziomu sędziowskiego fachu.
W lutym madrycki dziennik AS przeprowadził dochodzenie, w wyniku którego ustalono, że arbitrzy w La Liga zarabiają najwięcej na świecie. Średnio pensja jednego wynosi 265 tys. euro rocznie. Dla porównania sędzia w Niemczech otrzymuje 50 tys. euro mniej, a ten z Premier League jest uboższy o średnio 100 tys. euro. Hiszpanie nie dość, że płacą hojnie, to mają najbardziej rozbudowaną bazę sędziów. Składa się na nią 20 arbitrów boiskowych (nie licząc asystentów) i dziesięciu obsługujących VAR. Żadnego z nich nie można zaliczyć do światowej czołówki. To wiele mówi.
Pomyłki w dyplomacji
Kiedy Real zażądał reform, wielu kibiców nie rozumiało, dlaczego reszta ligi nie wyraziła chęci dołączenia do protestu. Atletico wypowiadało się jednoznacznie przeciwko, podczas gdy niemal wszyscy po prostu zachowali neutralność. Madryt, który rzekomo pragnie sprawiedliwości, nie zyskał żadnego poparcia.
A to głównie dlatego, że sam się izoluje. Nie próbuje nawiązać z nikim żadnego dialogu. Narzuca dyktat, zamiast spróbować budowy dużej koalicji, która mogłaby pójść bić się z ligą. Wielu również zarzuca “Królewskim” zbytnią emocjonalność, a wręcz syndrom oblężonej twierdzy. Zamiast spokojnie wyjaśnić swoją wizję, przedstawić racje i argumenty, przed derbami klubowa telewizja wypuszcza klipy z błędami, rzuca oskarżenia, atakując każdego, kto tylko miałby odmienne zdanie. Nic więc dziwnego, że w najlepszym razie nawet ci zgadzający się z apelami o reformy wolą się nie wychylać.
Pojawiają się również zdania, że Real próbuje wyrastać ponad ligę, ponad struktury. Najchętniej sam by przyjął nowe zasady, mianował swoich ludzi do Komitetu, może nawet sam ustalał sędziów do każdego meczu. A z pyszałkami nikt nie chce rozmawiać. Tym bardziej, że nawet nie zamierzają do nikogo wyciągnąć ręki na zgodę, z jakąkolwiek propozycją dialogu.
Stąd pytanie, czy Realowi naprawdę zależy na zmianach? A może jedynie na skłóceniu wszystkich, wywołaniu burzy, a w głębi duszy pasuje im status quo? Wszystko się pewnie wyjaśni, gdy drużyna zacznie znów seryjnie wygrywać i przestanie narzekać na decyzje arbitrów.