O nikim nie mówi się tyle, co o Świątek. "Jej gra była straszna"
Iga Świątek na bardzo wczesnym etapie, czyli trzeciej rundzie, zakończyła udział w tegorocznym Wimbledonie. W trzech setach przegrała z Julią Putincewą, ale martwić może przede wszystkim nie sama porażka, a styl w jakim do niej doszło.
Od dawna żadna tenisistka, szczególnie spoza ścisłej światowej czołówki, aż tak bardzo Polki nie zdominowała. W trakcie meczu 3. rundy Wimbledonu Świątek miała serię dziewięciu przegranych gemów z rzędu. Takie passy, owszem, często mają miejsce w jej pojedynkach, tyle że w drugą stronę.
Za szybko
Tymczasem w sobotę w Londynie zupełnie nie potrafiła postawić się dobrze grającej przeciwniczce. Dyspozycja rywalki nie powinna jednak zamykać dyskusji, bo wysoki poziom to jeden z niezbędnych warunków, aby zwyciężyć w pojedynku z liderką światowego rankingu. Problem w tym, że Polka zupełnie nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.
Cały czas starała się grać w ten sam sposób, licząc zapewne, że to koniec końców doprowadzi do czegoś dobrego. Było jednak zupełnie inaczej, to Putincewa świetnie czuła się grając z wykorzystaniem siły przeciwniczki. Z każdym kolejnym gemem coraz bardziej się napędzała. Świątek zupełnie nie miała koncepcji, jak ją zatrzymać. W pewnym momencie gemy zaczęły błyskawicznie uciekać. Ze stanu 6:3, 1:1 w kilkanaście minut zrobiło się 6:3, 1:6 i 0:3.
Brak kontroli
Tak jakby Polka była zaskoczona tym, co wydarzyło się po wygranym pierwszym secie. W nim miała kontrolę nad wydarzeniami, to w pierwszym secie zagrała 19 z 35 punktów wygrywających. To w pierwszym secie miała też pięć z ośmiu punktów na przełamanie. Później statystyki poszybowały na łeb na szyje.
- Uważam, że mój poziom bardzo spadł. Sama czułam, że nie miałem energii, żeby grać na jej intensywności. Dałam jej wejść w mecz i nie było łatwo odzyskać kontrolę - oceniła Świątek w rozmowie z Polsatem Sport.
W kolejnych dwóch można było odnieść wrażenie, że liderka rankingu jest sparaliżowana. Popełniała sporo błędów z forehandu, a serwis, który w dwóch pierwszych rundach był sporym atutem, tym razem nie dawał takiej przewagi.
- Jej gra w drugim i trzecim secie była straszna. Jednocześnie Putincewa grała świetnie. W ostatnich dwóch latach przewidywałem, że Iga wygra Wimbledon. Za rok już tego nie zrobię - powiedział w cenionym branżowym The Tennis Podcast uznany tenisowy dziennikarz David Law.
- Wiele zawodniczek mówi, że gra na trawie nie różni się aż tak bardzo od innych nawierzchni, że to wszystko się w ostatnich latach spłaszczyło. Świątek wygląda natomiast jakby to było dla niej coś zupełnie obcego - dodał Law.
Gorąca dyskusja
Trudno się nie zgodzić, a zarazem nie zauważyć, że obecnie Polka jest tenisistką, wokół której najwięcej jest dyskusji dotyczącej gry na kortach trawiastych. Młodszy od niej o dwa lata Carlos Alcaraz już w Londynie triumfował. I zupełnie nie chodzi o to, aby to było dla Igi porównanie negatywne, lecz bardziej o to, że o nikim innym w kontekście dostosowania się do tej nawierzchni nie mówi tyle, co właśnie o liderce rankingu kobiet.
Pytanie też, na ile Iga jest zdeterminowana żeby z gry na trawie w tym momencie uczynić jeden z priorytetów. Zaczynając turniej w Londynie była po bardzo intensywnym okresie. Wygrała dwie imprezy Masters 1000, w Madrycie i w Rzymie, dołożyła triumf w Wielkim Szlemie w Paryżu, po którym od razu poinformowała, że wycofuje się z udziału w zawodach na kortach trawiastych w Berlinie.
- To jest Wimbledon… Może to brytyjskie spojrzenie, romantyzm, ale nie uważam, że ona traktuje ten turniej specjalnie - powiedziała w The Tennis Podcast Catherine’a Whitaker.
Po raz trzeci Świątek przystąpiła do Wimbledonu z pozycji liderki światowego rankingu i po raz drugi odpadła jeszcze w pierwszym tygodniu. W obliczu zbliżających się igrzysk w Paryżu pewnie długo tego rozpamiętywać nie będzie, ale tak jak przed rokiem można było mówić o progresie na kortach trawiastych, dotarła w Londynie do ćwierćfinału, tak teraz trochę wróciła do punktu wyjścia.