Nowy trener Lechii Gdańsk lepszy niż mówią wyniki? Ma już pomysł na grę zespołu. "Jestem o tym przekonany"
Pracy trenera uczył się w La Masii, a choć jego ostatnie wyniki z Cypru budzą niepokój, to David Badia apeluje, by nie patrzeć wyłącznie na suche statystyki. Nowy trener Lechii Gdańsk już zrobił dobre wrażenie w klubie. Cel: utrzymać “Biało-Zielonych” w Ekstraklasie. - Odczuwam na tyle pozytywne bodźce, by móc powiedzieć, że wszystko się odmieni i będzie dobrze - mówi nam Hiszpan.
Lechia po dość spodziewanym zwolnieniu Marcina Kaczmarka z obowiązków pierwszego trenera, postanowiła zaskoczyć wyborem jego następcy. Co rusz w mediach przewijały się nazwiska kolejnych polskich szkoleniowców. Wydawało się to logiczne, by w kryzysowej sytuacji postawić na kogoś, kto zna realia rodzimej piłki. Wybór padł jednak na Hiszpana, Davida Badię, w Polsce zupełnie anonimowego. Jedyne skojarzenie, jakie przychodziło do głowy na hasło “Badia”, to Piast Gliwice i wieloletni zawodnik tej drużyny, Gerard. Teraz swoją historię w Ekstraklasie zacznie pisać jego rodak, 48-letni były opiekun m.in. zespołów z Cypru.
La Masia i gwiazdy
David Badia urodził się w Barcelonie. Był piłkarzem, lecz nie zrobił wielkiej kariery. Rywalizował w niższych ligach w ojczyźnie i w austriackim Sturm Graz, jednak i tam grał głównie w drużynie rezerw. Po zawieszeniu butów na kołku skupił się na pracy trenerskiej. Zaczynał w słynnej La Masii, w której pracował z zespołami młodzieżowymi. Następnie wcielił się w rolę asystenta głównego szkoleniowca. Najpierw w Turcji: Antalyasporze i Fenerbahce, a potem w hiszpańskiej Almerii. Po drodze miał styczność z dużymi postaciami świata piłki. W Antalyasporze współtworzył sztab szkoleniowy pod wodzą Leonardo, podczas gdy na boisku biegał Samuel Eto’o. W Fenerbahce z bliska obserwował pracę Phillipa Cocu, a w Almerii dbał o rozwój Darwina Nuneza. CV w roli asystenta i nazwiska, z którymi mógł pracować, budzą podziw, choć sam Badia podkreśla, że nadaje się do pracy w Lechii z innych względów.
- Na sam koniec wiele rzeczy może pomóc. Nie tylko możliwość współpracy z piłkarzami na wysokim poziomie, ale przede wszystkim umiejętność przetrwania w trudnych sytuacjach, charakteryzujących się wysokim napięciem. W pewnym odstępie czasu musisz wykrzesać maksymalną wydajność z zawodników - przekonuje w rozmowie z nami Hiszpan.
Na własny rachunek
O ile lista klubów, w których Badia pełnił rolę asystenta, jest imponująca, o tyle nazwy ekip, które prowadził jako pierwszy trener, nie brzmią już tak interesująco. Trenował trzy cypryjskie zespoły: Ethnikos, AEK Larnaka i Akritas. Obawy budzą przede wszystkim wyniki odnoszone w każdym z tych klubów. Średnia punktów na mecz to odpowiednio: 1,27, 1,50 i 0,71. Śmiało można założyć, że takie rezultaty mogą nie napawać optymizmem kibiców Lechii na ostatniej prostej walki o ligowy byt. Badia odbija jednak piłeczkę, sugerując, że to tylko “suche” statystyki i należy przyjrzeć się okolicznościom, z jakimi się mierzył.
- Pierwszy zespół, do którego dołączyłem, miał zaledwie dwa punkty. Podczas mojego dwu i pół miesięcznego pobytu byliśmy rewelacją. Zbliżyliśmy się do uratowania przed spadkiem. Doprowadziłem Ethnikos do półfinału pucharu krajowego. Potem klub już beze mnie dotarł do finału Pucharu Cypru, co było historycznym przypadkiem w całym kraju. Przez okres dziesięciu spotkań straciliśmy zaledwie dwie bramki - były tylko dwie takie drużyny w całej Europie. Zwróciłem swoją osobą uwagę AEK-u Larnaka, ważnej drużyny na Cyprze. Wykupili mnie i przeniosłem się do klubu, który mieści się w tym samym mieście - mówi trener.
Hiszpan, tak jak wspomniał, doprowadził Ethnikos do półfinału Pucharu Cypru. Miesiąc później, gdy był już trenerem AEK-u Larnaka, także wygrał mecz ćwierćfinału krajowego pucharu. Los sprawił, że w półfinale tych rozgrywek obie drużyny stanęły naprzeciwko siebie. Badia niespodziewanie musiał uznać wyższość ostatniego pracodawcy. Ethnikos wygrał w dwumeczu z AEK-iem 5:2.
W lidze zaś przejmował AEK na piątym miejscu po trzech kolejkach gry w grupie mistrzowskiej. Do końca rozgrywek pozostawało siedem spotkań.
- AEK walczył o to, by wspiąć się możliwie najwyżej w grupie mistrzowskiej. To są mecze na wysokim stopniu rywalizacji, bo musi mierzyć się ze sobą sześć najlepszych drużyn. Gdyby liga trwała tylko w czasie, w którym prowadziłem AEK, to bylibyśmy mistrzami Cypru. Zajęliśmy jednak drugie miejsce i AEK zakwalifikował się po raz pierwszy w historii do eliminacji Ligi Mistrzów. Tak więc nie było tak źle w AEK-u i tak samo w Ethnikosie - tłumaczy Badia.
Jego ostatnim przystankiem przed przyjściem do Lechii był Akritas. Klub o specyficznej polityce prowadzenia zespołu.
- To projekt, który opierał się na stawianiu na możliwie najmłodszych zawodników z różnych części świata. Spośród 30 zawodników których miałem, aż 27 było nowych. Byliśmy czwartą najmłodszą drużyną w całej Europie. Pierwszy był Nordsjaelland, druga drużyna z Serbii (FK Vozdovac - przyp. red.), a trzeci Red Bull Salzburg. To było bardzo skomplikowane i trudne wyzwanie. Drużyna grała dobrze, ale małe detale miały znaczenie, gdy grało się z klubami, które miały sześć razy większy budżet niż my, a zawodnicy, którzy miesięcznie zarabiali po 800 euro, musieli grać na tych, którzy inkasowali 45 tysięcy euro - objaśnia Hiszpan.
- Tak więc jest pewna różnica, kiedy w takim projekcie właściciele decydują się, by działać w taki sposób. Rozumiałem zamysł i chcieliśmy spróbować to zrobić. Taka jest rzeczywistość tych trzech sytuacji. Jeśli patrzy się na cyfry i statystyki, to powinno się także zwrócić uwagę na dane okoliczności - dodaje.
Pozytywne sygnały
Choć David Badia to wychowanek myśli szkoleniowej Barcelony, będzie musiał dostosować się do warunków, jakie zastał w Gdańsku. Drużyna, przedostatnia w tabeli, jest w beznadziejnej formie sportowej i psychologicznej. Zawodnicy mają niskie poczucie własnej wartości piłkarskiej i potrzebują kogoś, kto pomoże odzyskać im pewność siebie. Nowy trener zamierza postawić na sprawdzone metody.
- Nasz styl gry będzie bardzo praktyczny. Chcemy wydobyć maksimum z piłkarzy. To musi być najwyższa wydajność zawodników w każdym spotkaniu. Oczywiście będziemy chcieli zbliżać się do stylu gry bardziej “piłkarskiego”. Im lepiej grasz, tym większe jest prawdopodobieństwo na wygrywanie spotkań. Jestem przekonany, że możemy rozgrywać mecze, w których będziemy częściej dochodzić do sytuacji strzeleckich. Im więcej trenujesz, tym większa szansa, że nic nie powstrzyma cię przed wygranymi - podkreśla nasz rozmówca.
Nie da się uciec od wyświechtanego sloganu, bo choć słowa Badii brzmią rozsądnie, to… wszystko zweryfikuje boisko. Poprosiliśmy także Hiszpana o wnioski po obejrzeniu dotychczasowych meczów Lechii. Nie da się oprzeć wrażeniu, że trener zauważył duże braki, jeśli chodzi o organizację i spójność zespołu.
- Myślę, że piłkarze - na bazie tego co widziałem w przeszłości - muszą być bardziej zaangażowani. Ta drużyna powinna grać bardziej “ze sobą”. W oparciu o te dwie zasady zespół będzie się rozwijał i poprawiał - twierdzi szkoleniowiec.
Z obozu Lechii Gdańsk docierają pozytywne sygnały, jakoby trener swoją osobowością budził w drużynie duży autorytet i wprowadzał nim spokój i większą pewność siebie wśród piłkarzy.
- Ten cały stres musi przejść na mnie, jako nowego trenera. Na koniec to ja będę odpowiedzialny za sytuację, która się wydarzy. Odczuwam na tyle pozytywne bodźce, by móc powiedzieć, że wszystko się odmieni i będzie dobrze - przekonuje.
David Badia tryska więc optymizmem na dziewięć spotkań przed zakończeniem sezonu Ekstraklasy. Pierwszy mecz Lechii Gdańsk pod wodzą hiszpańskiego trenera już w sobotę o 20.00, kiedy to na własnym boisku podejmie Śląsk Wrocław.
Cała rozmowa z hiszpańskim szkoleniowcem poniżej: