Bayern przestrzelił. Nowa gwiazda zawodzi, jasne słowa Tuchela
Kilka miesięcy temu zamienił słabiutką drużynę na europejskiego potentata. Po skoku na głęboką wodę na razie nie może wypłynąć na powierzchnię. Bryan Zaragoza nie został nowym królem Bawarii.
W tym sezonie ofensywa Bayernu Monachium była prawdziwym one-man army. Odkładając na bok żarty o pustej gablocie, można jedynie podejrzewać, w jak fatalnym miejscu znaleźliby się “Die Roten” bez bramek i asyst Harry’ego Kane’a. Anglik nie doczekał się jednak należytego wsparcia. Serge Gnabry przeżywa kryzys formy, Leroy Sane zgasł po udanej rundzie jesiennej, a Kingsley Coman po raz kolejny w karierze zmaga się z kontuzjami. Remedium na problemy Bawarczyków mógł zostać Bryan Zaragoza, którego zimą ściągnięto do klubu w trybie awaryjnym. Wydawało się, że dynamiczny Hiszpan wniesie nieco ożywienia do ospałej obsady na skrzydłach. Na razie 22-latek został jednak bohaterem tournee po ławkach rezerwowych niemieckich stadionów.
Mały, ale wariat
Rok temu kariera Zaragozy nabrała zawrotnego tempa. W poprzednim sezonie przyłożył rękę w awansie Granady do La Ligi. W trzech ostatnich kolejkach strzelił trzy gole, które wprowadziły ekipę z Nuevo Los Carmenes na salony. Co najważniejsze, przeskok na najwyższym poziom rozgrywkowy zupełnie nie przestraszył filigranowego skrzydłowego. Chociaż mierzy on tylko 164 centymetrów, w wielu meczach potrafił przerastać rywali talentem, szybkością i wizją gry.
22-latek stał się prawdziwym odkryciem pierwszej połowy sezonu na Półwyspie Iberyjskim. Był on jedynym zawodnikiem, dla którego warto było włączać mecze Granady. Pozostali partnerzy prezentowali się źle lub bardzo źle, ale sam Zaragoza robił wszystko, żeby zatuszować niedoskonałości kolektywu. Prawdziwy popis dał z Barceloną, kiedy ustrzelił dublet na wagę remisu. Przy drugiej bramce zabrał Julesa Kounde i Marka-Andre ter Stegena na karuzelę, ale zapomniał im powiedzieć, żeby wzięli aviomarin.
- Wiele mówi się o moim wzroście, ale nie trzeba mieć 190 centymetrów, aby dobrze grać w piłkę. To nie ma żadnego znaczenia. Moim punktem odniesienia zawsze był Leo Messi. Sam opisałbym siebie jako gracza ulicznego - podkreślał cytowany przez Mundo Deportivo.
Popisowe występy oczywiście nie przeszły niezauważone. W październiku Zaragoza po raz pierwszy został powołany do seniorskiej reprezentacji. Była to ogromna nobilitacja, patrząc na jego przeszłość. Wcześniej nie rozegrał ani jednego występu w młodzieżowych kadrach. Na początkowym etapie kariery żaden trener nie dostrzegł w nim czegoś ekstra. Błyskawiczna transformacja w lidera Granady pozwoliła jednak na dostąpienie zaszczytu, jakim był debiut w narodowych barwach.
- Bryan jest zachwycony, a my też jesteśmy zadowoleni, że mamy takiego piłkarza. Jego charakter pozwolił mu na szybkie przystosowanie się do grupy. Oczywiście, że jest opcją do gry. Rozmawiałem z nim na ten temat i powiedział mi, że się nie zmieni, że w kadrze też będzie grał swój futbol - mówił Luis de la Fuente.
- Kiedy trafiłem do zespołu, Bryan był w rezerwach. Szczerze mówiąc, w tamtym momencie był bardziej poza klubem. Chciałem jednak, żeby zaczął trenować z pierwszą drużyną. Kiedy zobaczyliśmy jego pewność siebie, postanowiliśmy mu pomóc, aby wyeliminował pewne błędy. Zrobił to do tego stopnia, że stał się kluczowym elementem. To ogromna radość, widząc, że zawodnik, który rok temu był w drugiej lidze, teraz jest w pierwszej reprezentacji. Cieszę się, że uczestniczyłem w tym procesie, chociaż Bryan doszedł do tego dzięki swojemu talentowi i ciężkiej pracy. To chłopiec, który słucha i stara się wykonywać wszystkie polecenia. Jestem dumny z jego rozwoju i to na pewno dopiero początek - chwalił na łamach dziennika AS Aitor Karanka, były trener Granady.
Niczym Ribery
Na półmetku sezonu Zaragoza miał na koncie sześć goli i dwie asysty w 19 spotkaniach. Liczby te może nie rzucają na kolana, chociaż warto mieć na uwadze, że osiągnął je w dysfunkcyjnej drużynie pozbawionej jakości. Zdobycze w klasyfikacji kanadyjskiej były też jedynie dodatkiem do niezwykle efektownego stylu gry. Mówimy o zawodniku, który sam opisuje się jako “piłkarz uliczny”. W dzieciństwie stał się mistrzem dryblowania, ponieważ zaczynał jako futsalista. Występował nawet w lokalnym klubie Humilladero FS i to u boku Brahima Diaza. Co więcej, ojciec Marokańczyka był trenerem tamtego zespołu. Obaj zawodnicy znani są obecnie z niezwykłej umiejętności wygrywania pojedynków.
Liczby potwierdzają indywidualne zdolności Zaragozy. Po rundzie jesiennej miał na koncie 118 udanych dryblingów, był to najlepszy wynik w lidze hiszpańskiej. Drugi w tej klasyfikacji Savinho minął rywali 108, a trzeci Nico Williams 103 razy. Nic zatem dziwnego, że po gwiazdora Granady ustawiła się kolejka chętnych. Wyścig wygrał Bayern, który już na początku grudnia potwierdził transfer wart 13 mln euro. Pierwotnie nowy nabytek miał przenieść się do Niemiec po zakończeniu sezonu. W styczniu nastąpiła jednak plaga kontuzji, która zrewidowała plany “Die Roten”. W pewnym momencie Leroy Sane był jedynym zdrowym skrzydłowym na Allianz Arenie. Wtedy Bawarczycy postanowili dopłacić 4 mln euro, aby od razu sprowadzić Hiszpana. Pośpiech okazał się złym doradcą.
- Mam nadzieję, że będę mógł pójść w ślady takich legend, jak np. Franck Ribery. Opuszczenie Granady było bolesne, ale nie wahałem się, podpisując umowę. Zawdzięczam Granadzie wszystko, jednak nie mogłem przepuścić takiej okazji. Bardzo cieszę się, że jestem w tak dużym klubie. Pierwszą rzeczą, którą chciałbym zrobić, to debiut i nauka od wspaniałych kolegów z drużyny i pomoc w walce o tytułu. Chcę wygrać tutaj wszystko - podkreślił Zaragoza na powitalnej konferencji w Monachium.
TranslaTor
Zaragoza mógł liczyć na to, że dostanie szanse wobec urazów Gnabry’ego i Comana. Thomas Tuchel miał jednak inny pomysł i przesunął bliżej skrzydła Jamala Musialę. W efekcie nowy gracz praktycznie w ogóle nie otrzymywał szans na grę. Po trzech miesiącach miał na koncie zaledwie 72 rozegrane minuty. W Bundeslidze dostawał ogony, a w spotkaniach Ligi Mistrzów nawet nie podnosił się z ławki rezerwowych. Okazało się, że problemem jest komunikacja.
- Widzimy jego jakość, ale zauważamy też, że proces adaptacji nie jest ukończony. Przede wszystkim brakuje mu języka, a to podstawowy element - wyjaśnił Tuchel w marcu. - Transfer do Bayernu to był duży krok dla Bryana, bardzo duży krok. Przejście, z całym szacunkiem, z klubu, w którym grał do drużyny z Ligi Mistrzów, nie jest łatwe. Bryan nie mówi ani po angielski, ani po niemiecku, więc jego adaptacja wymaga czasu. Każdy transfer wymaga czasu. Jesteśmy jednak z niego zadowoleni, trenuje z nami, jest częścią drużyny. Powtórzę, wszystko potrzebuje czasu - to już słowa trenera z konferencji przed meczem z Realem.
Niemiecka prasa wyjaśniła później, że relacje Tuchela z Zaragozą właściwie nie istnieją. Piłkarz komunikuje się jedynie z asystentem Nico Mayerem, który na jego szczęście zna hiszpański. Kontakt z pozostałą częścią szatni musi jednak być ograniczony, ponieważ w klubie nie gra żaden inny Hiszpan. To już nie są czasy Thiago Alcantary, Javiego Martineza, Juana Bernata i Pepe Reiny.
Trudna sytuacja 22-latka oczywiście nie umknęła uwadze hiszpańskich mediów. Kilka tygodni temu dziennikarze Sportu i Mundo Deportivo sugerowali, że beneficjentem nieudanej adaptacji Zaragozy może zostać FC Barcelona. Katalończycy nie dysponują imponującym budżetem na transfery, więc muszą szukać okazji na rynku. Według niektórych doniesień “Blaugrana” miała być gotowa na to, aby postarać się o wypożyczenie skrzydłowego w letnim okienku. Sam zainteresowany uciął jednak plotki o odejściu.
- W ciągu ostatnich miesięcy mogłem znacznie rozwinąć się na poziomie zawodowym i osobistym. Atmosfera w klubie jest wyjątkowa, mam okazję uczyć się od najlepszych na świecie. Jestem wdzięczny za zaufanie, jakim mnie obdarzono. Wsparcie klubu jest dla mnie fundamentalne, ponieważ wykazano wiarę w moje umiejętności. Klub jest przy mnie cały czas i dzięki temu zachowuję pozytywne nastawienie. Doceniam zainteresowanie ze strony innych drużyn, ale nie rozważam nawet wypożyczenia. Skupiam się na dalszej pracy i wykorzystaniu szans, jakie pojawią się w Bayernie - podkreślił w rozmowie z dziennikiem MARCA.
- To prawda, początek był trudny, ale już czuję się dobrze. Dostosowałem się do zespołu, stopniowo będę mógł zyskać kolejne szanse. Dla mnie bycie w Bayernie to zaszczyt. Każdego dnia pracuję, aby grać. Pojawiło się wiele informacji, które nie są prawdą. Na pewno nie odejdę w przyszłym sezonie. Widzę siebie w Bayernie, z którym podpisałem kontrakt na 5,5 roku. Chcę nadal tu być. Nie mogę doczekać się dalszej pracy, nauki języka i jak najszybszej adaptacji w tym wspaniałym zespole - dodał w wywiadzie z agencją EFE.
Żywot Bryana
Transfer Zaragozy można uznać za długoterminową inwestycję monachijczyków. Nauka języka i nawiązanie lepszych relacji z Tuchelem lub jego potencjalnym następcą mogą diametralnie zmienić położenie reprezentanta Hiszpanii. Pod kątem czysto sportowym posiada bowiem potencjał, aby grać w klubie pokroju Bayernu. Udowodnił to choćby w niedawnym meczu z Wolfsburgiem, kiedy po raz pierwszy dostał szansę w wyjściowym składzie. Pokazał się z dobrej strony, zaliczył trzy dryblingi, cztery wygrane pojedynki, miał jedno kluczowe podanie. Strzelił nawet gola, który nie został uznany z powodu spalonego. To był ten sam piłkarz, który przedstawił się światu w lidze hiszpańskiej.
- Wierzymy w ciebie. Jeszcze będziesz ważnym elementem zespołu - dziennikarz Kerry Hau informował, że tymi słowami Max Eberl zwrócił się do piłkarza podczas kwietniowego spotkania.
Pozbywanie się Zaragozy po niezbyt udanym półroczu byłoby głupotą. Tak naprawdę można zastanowić się nad tym, czy samo przyspieszenie przeprowadzki o pół roku było dobrym pomysłem. Z jednej strony skrzydłowy stracił wiele tygodni, wędrując od ławki do ławki. Z drugiej jednak mógł już poznać lepiej drużynę, do której na dobre powinien wkomponować się w przyszłym sezonie. Na “auf wiedersehen” kiedyś jeszcze przyjdzie czas. Teraz Hiszpan powinien uczyć się innych zwrotów.