Nowy piłkarz Wisły zaimponował. Debiut na plus, widać, gdzie grał. "Narobił apetytu"
Wisła Kraków spełniła obowiązek i wygrała z KF Llapi 2:0. Poza samym zwycięstwem trener Kazimierz Moskal może zanotować kilka istotnych kwestii. W tym bardzo solidny debiut nowego nabytku “Białej Gwiazdy”.
25 tys. osób na trybunach, fantastycznie wykonany hymny: klubu i narodowy, spektakularny początek meczu, efektowne racowisko i oprawa. Wisła z przytupem wróciła do europejskich pucharów. I choć spotkanie z KF Llapi długimi fragmentami niemiłosiernie nudziło, to najważniejsze, czyli wynik, się zgadza.
Debiutant błysnął
Dobrze, że się zgadza, bo gdyby nie piekielnie inteligentny gol niezawodnego Angela Rodado z samej końcówki, wiślacy jechaliby na rewanż nie tyle z niedosytem, ile niepewnością. Jedna bramka przewagi na gorącym kosowskim terenie dałaby niewielki margines błędu. A tak będzie więcej spokoju i poczucie, że awans do kolejnej rundy, gdzie czeka już uznana marka, bo Rapid Wiedeń, jest naprawdę blisko.
2:0 to też rezultat sprawiedliwy, bardziej oddający to, co działo się przy Reymonta. Będąca w trakcie przygotowań do sezonu Wisła nie zagrała nic wielkiego, ale absolutnie była lepsza, stworzyła sobie więcej okazji bramkowych, pokazała wyższą kulturę gry. Gdyby nie kuriozalne pudło Angela Baeny, pewnie ten spokój zagościły w jej szeregach wcześniej. Niemniej, Kazimierz Moskal może sobie zapisać kilka rzeczy na plus, poza oczywiście wynikiem. Po pierwsze, brak kontuzji, bo tych już w zespole nie brakuje. Po drugie, trafienie z wyjściowym składem. Paru kibiców pewnie łapało się za głowę, patrząc na obecność w nim Igora Sapały, a ten nie dość, że strzelił gola, to jeszcze zagrał solidne zawody. Po trzecie, solidne debiuty. Wyciągnięty z Resovii Rafał Mikulec dał radę, a 21-letni Olivier Sukiennicki, do niedawna w Stali Stalowej Wola, był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym wiślakiem czwartkowego wieczoru.
Warto przy nim się zatrzymać, bo to piłkarz, o którego Wisła chwilę walczyła, a jego dotychczasowa ścieżka kariery jest nietypowa. Urodzony w Częstochowie, jako młody chłopak wyjechał do Anglii, gdzie przewinął się nawet przez szkółkę Manchesteru City. Był też w West Bromwich, Stoke i Bradford. Po powrocie do kraju nie przebił się w Rakowie, za to błysnął w Stalowej Woli, skąd teraz kupiła go “Biała Gwiazda”. Przeciwko Llapi Sukiennicki pokazał, że “co nieco” potrafi. Choć “świeżak”, to brał na siebie ciężar gry, dołożył do tego dynamikę, drybling, napędzał akcje drużyny. Wyróżniał się, zdał “eye-test”, dał jakość. Jak na debiut naprawdę spisał się pozytywnie, a przecież nominalnie wystąpił nie na swojej pozycji. Rywal był jaki był, ale mówiąc wprost, Sukiennicki narobił apetytu na następny mecz.
Po czwarte, trener Moskal dostał sygnał, że warto stawiać na młodzież, bo in plus zagrał też na pewno rówieśnik Sukiennickiego, Patryk Gogół. On już wiosną wysłał pozytywny impuls, miał kilka udanych występów, pokazał się w finale Pucharu Polski. Całościowo, jest to kierunek, w którym Wisła powinna podążać.
Mnóstwo do poprawy
Oczywiście, nie będziemy czarować: w tej drużynie nadal jest mnóstwo do poprawy. Mimo że choćby gra w odbiorze wyglądała obiecująco, to fakty są jasne: skład wymaga pilnych wzmocnień, na wielu pozycjach, od linii obrony począwszy. Rezerwowi zresztą niewiele w tym meczu wskórali, ławka była mocno eksperymentalna. Ale i prezes Jarosław Królewski, i Kazimierz Moskal na pewno doskonale zdają sobie sprawę z wszystkich braków. Pracują nad poszerzeniem kadry, niezbędnym, by nie tyle walczyć w Europie (bo to bonus, ekstrapremia za Puchar Polski), ile przygotować się do rywalizacji w Betclic I Lidze. Przypominamy, że “Biała Gwiazda” dopiero co finiszowała tam na 11. miejscu, a latem jak dotąd raczej się osłabiła aniżeli wzmocniła. Doceniając zasłużone zwycięstwo z Llapi, chwaląc Sukiennickiego i Gogóła, bijąc brawo Rodado za jego kunszt, musimy pamiętać, że priorytety Wisły leżą gdzie indziej. Tu jest jeszcze kawał roboty do wykonania.
Natomiast nie przekreśla to absolutnie pozytywnych stron tego, co w czwartkowy wieczór wydarzyło się przy Reymonta. Wiślacy wyrwali sobie tę europejską przygodę i niech czerpią z niej w każdej chwili, niech trwa ona jak najdłużej. Gratulacje.