Nowoczesny obrońca ze starej szkoły. Tak dobry, że sparaliżował Liverpool. "Jeszcze zagra w wielkim klubie"
Gdy Joachim Andersen przeszedł z Lyonu do Fulham, można było zastanawiać się, czy kariera Duńczyka zmierza w odpowiednim kierunku. Wątpliwości nasilił jeszcze spadek "The Cottagers" w sezonie 2021/22. Obrońca nie zagrał jednak w Championship, ponieważ rękę wyciągnęło Crystal Palace. Bieżący sezon doskonale pokazuje, dlaczego "Orły" zdecydowały się na taki ruch, i dlaczego o 26-latku znowu zrobiło się głośno.
Joachim Andersen nie należał do grona zawodników, którzy trafiali na angielskie czołówki gazet. Obrońca Crystal Palace, który wcześniej grał w Fulham, był postrzegany jako solidny piłkarz, dysponujący przede wszystkim długim i precyzyjnym podaniem. Od początku sezonu 2022/23 narracja wobec Duńczyka uległa jednak znacznej zmianie. Gracz "Orłów" nieco niespodziewanie, ale i w pełni zasłużenie, trafił do czołówki defensorów w Premier League.
Bieżące rozgrywki pokazują bowiem, że Joachim Andersen jest unikalnym przedstawicielem dwóch szkół gry w obronie. Z jednej strony to staromodny zawodnik, który prowokuje rywala, gra na pograniczu faulu i nie boi się brudnych wejść. Z drugiej zaś 26-latek jawi się jako piłkarz mający do zaoferowania znacznie więcej niż pakiet tych podstawowych wartości. Wspomniane już podania budzą podziw i dopełniają obrazu uniwersalnego zawodnika, mogącego być liderem defensywy niejednej drużyny.
Najlepszym oknem wystawowym dla podopiecznego Patricka Vieiry był mecz z Liverpoolem, gdzie Andersen zagrał na poziomie, którego nie powstydziłby się sam szkoleniowiec Crystal Palace. W ciągu 90 minut Duńczyk wyprowadził z równowagi wszystkie osoby blisko związane z "The Reds". Pękł wszak nie tylko niedoświadczony Darwin Nunez, ale też fani drużyny z Anfield, którzy wykazali się kompletnym odrealnieniem i zaczęli wysyłać do Andersena... groźby śmierci.
Stara szkoła
To właśnie mecz z Liverpoolem najlepiej pokazuje, jak niewygodnym przeciwnikiem potrafi być Joachim Andersen. Duńczyk został oddelegowany do krycia Darwina Nuneza. W efekcie Urugwajczyk nie tylko wyleciał z boiska po uderzeniu rywala głową, ale też całościowo zaliczył bardzo kiepski występ. Dość powiedzieć, że napastnik Liverpoolu nie oddał wówczas żadnego celnego strzału i sześć razy stracił piłkę. Nie wygrał również pojedynku główkowego, chociaż testowany był sześciokrotnie. A Andersen? Andersen bawił się w najlepsze.
To była stara szkoła, być może nawet nieco podwórkowa. Najważniejszy był jednak efekt - przeciwnik Andersena został de facto rozbity psychicznie. Duńczyk cały mecz szukał kontaktu, zaczepiał rywala i dryfował na cienkiej granicy. Dryfował jednak bardzo skutecznie, bo żadna z jego potyczek nie kwalifikowała się do restrykcyjnej reakcji arbitra. Defensor Crystal Palace otrzymał co prawda żółtą kartkę, lecz w statystykach meczowych... nie zapisano mu żadnego faulu.
Potyczki z Nunezem mają też jeszcze jeden wymiar, który wcale nie jest tak oczywisty. Na pozór zachowanie podopiecznego Patricka Vieiry było typowe i kilkanaście lat temu większość obrońców grała właśnie w taki sposób. Andersen nieprzypadkowo jednak wybrał właśnie tego gracza Liverpoolu na cel swojego nękania - Urugwajczyk znany jest nie tylko z dużego talentu, ale i szwankującej pewności siebie.
Jeszcze za czasów gry w Portugalii pojawiały się liczne głosy, że Darwin Nunez to po prostu piłkarz słaby psychicznie, który nie zawsze radzi sobie z presją. Joachim Andersen, bardziej niż jakikolwiek innych przedstawiciel Premier League wcześniej, postanowił zweryfikować tę tezę. I okazało się, że miał rację, bo jego postawa znacząco pomogła Crystal Palace w wyrwaniu jednego punktu.
Przystosowany
Jednocześnie wypada zaznaczyć, że Joachim Andersen właściwie nie bryluje w żadnej statystyce, która dotyczy bezpośredniej gry w defensywie. Duńczyk wypada dość przeciętnie w większości klasyfikacji:
- odbiory - 8 - 49. miejsce w Premier League
- wygrane pojedynki powietrzne - 66,7% - 54. miejsce w Premier League
- odzyskane piłki - 29 - 87. miejsce w Premier League
Oczywiście, korzystniejsze dla zawodnika Crystal Palace byłoby porównywanie go wyłącznie z innymi środkowymi obrońcami, lecz nawet wtedy Andersen nie zanotuje gigantycznego przeskoku. Dość powiedzieć, że w żadnej ze statystyk nie będzie w stanie wskoczyć do czołowej piętnastki. Jest więc przeciętnie... a mimo tego przedstawiciela londyńskiego klubu coraz częściej łączy się z przenosinami do lepszego klubu i chwali za postawę wyróżniającą w skali całej Premier League. Dlaczego?
W dużej mierze przez wzgląd na oczekiwania, jakie stawia współczesny futbol. Obecnie od obrońcy wymaga się nie tylko neutralizowania akcji rywala - w takim wypadku gracze pokroju Trenta Alexandra-Arnolda nie mieliby racji bytu - ale też, a może przede wszystkim, umiejętnego wyprowadzania piłki, przewidywania boiskowych zdarzeń, minimalizowania ryzyka i sprawnego rozpoczynania akcji. A tutaj Joachim Andersen sprawdza się bardzo dobrze.
- celność podań - 81,6%
- łączny dystans podań - 6170 metrów
- dystans podań do przodu - 4805 metrów
- długie podania - 73
- kluczowe podania - 3
Pod względem dystansu podań Duńczyk plasuje się w czołowej dziesiątce Premier League. Jeśli idzie do długie zagrania to tylko Trent Alexander-Arnold ma ich na koncie więcej, lecz to piłkarz Crystal Palace dysponuje znacznie lepszą celnością (74,5% do 57,5%). W gruncie rzeczy jedynie Virgil van Dijk mógłby wpisuje się w charakterystykę zbliżoną do Duńczyka, ale Holender wypada słabiej w statystyce kluczowych podań. To oczywiście kropla w morzu, niemniej żaden środkowy obrońca w Premier League nie zaliczył ich więcej niż reprezentant "Orłów".
Joachim Andersen wyrósł zatem na defensora, którego większość szkoleniowców przyjęłaby z otwartymi ramionami. Duńczyk radzi sobie w obronie, jest bardzo inteligentnym graczem, który potrafi uderzyć w słaby punkt przeciwnika. Pewnie czuje się z piłką przy nodze i dysponuje podaniem, które, no cóż, można śmiało wystawić w galerii sztuki współczesnej.
Kluczowy piłkarz Vieiry
Oczywiście Joachim Andersen nie jest idealnym obrońcą i nie ma racjonalnych powodów do tego, aby stawiać go obok Alessandro Nesty w jego szczytowej formie. Braki Duńczyka są zauważalne i poniższe statystyki obrazują je dość dokładnie. Andersen rzadko rwie się do pressingu i ma problemy z blokowaniem strzałów. Niemniej pozostaje kluczową postacią Crystal Palace, a przecież "Orły" Patricka Vieiry robią wiele, aby równać do najlepszych.
Francuz zupełnie odmienił oblicze zespołu po kadencji Roya Hodgsona. Jego Crystal Palace to zespół szybko grający piłką, nastawiony na ofensywę i potrafiący zaskoczyć wyżej notowanego rywala swoją bezkompromisowością oraz bezpośredniością. Chociaż w londyńskim klubie obecnie liczy się przede wszystkim kolektyw, to istnieje kilka postaci fundamentalnych. Joachim Andersen jest jedną z nich.
"Orły" grają dość głęboko na własnej połowie. Według statystyk "The Analyst" kontrolują zaledwie pięć z 30 sektorów boiska (dla przykładu Liverpool i Manchester City 25/30, a Bournemouth 3/30), co przekłada się na liczbę stwarzanych przez nich sytuacji i oddawanych strzałów. Tych jest zadziwiająco mało, bowiem 35, co jest drugim najgorszym wynikiem w Premier League.
Londyńczykom udało się jednak przekuć te uderzenia na pięć goli, dzięki czemu ich skuteczność jest szóstą najlepszą w angielskiej elicie. Wobec tej wybiórczości Crystal Palace i dość defensywnego usposobienia w pierwszej fazie akcji, konieczne jest szybkie omijanie zasieków rywala. Tutaj doskonale przydaje się długie podanie Andersena, który sam chociaż nie pressuje, to jest w stanie łatwo pokonać atakującego go rywala i przerzucić piłkę na jednego ze skrzydeł.
Dzięki temu Wilfred Zaha lub Jordan Ayew mogą wpaść w tercję obronną przeciwnika i stworzyć realne zagrożenie. Crystal Palace rzadko gra przez środek boiska - częściowo wynika to z konieczności i możliwości, a częściowo przymus ten neutralizowany jest przez uniwersalnego Duńczyka.
Joachim Andersen jest więc dla "Orłów" postacią kluczową. To nie tylko uzdolniony obrońca, ale jeszcze lepszy dystrybutor piłek, który z niemal mechaniczną precyzją rozdziela je do określonych sektorów boiska. Jego zagrania nie są sztuką dla sztuki, lecz pomysłem na to, jak Crystal Palace ma grać. A skoro ten pomysł sprawdza się w Premier League, to nie ma powodów, aby nie chwalić samego wykonawcy. Postawa Duńczyka w ostatnich miesiącach zasługuje na oklaski, a on sam coraz mocniej walczy o to, aby jeszcze zagrać w wielkim klubie. Plan ten jest jak najbardziej realny.