Gwiazdor Arsenalu wraca do formy, a Arteta... zatrudnia złodziei. Szokujące metody dadzą sukces?
Mikel Arteta za chwilę zacznie szósty sezon w Arsenalu, a biorąc pod uwagę, że jego zespół cały czas rośnie, można zakładać, że tym razem jeszcze mocniej naciśnie na Manchester City. Wygrana 4:1 w sparingu z Bayerem Leverkusen pokazała zespół energiczny i odważny - taki, który jeszcze lepiej wykorzystuje przestrzeń i rozumie się w ciemno. Wartością dodaną jest m.in. Gabriel Jesus, wracający do wysokiej formy.
Ostatni sondaż Sky Sports przedstawia to prosto: aż 85 procent kibiców Arsenalu wierzy, że nadchodzący sezon będzie jeszcze lepszy. Tylko w społeczności Manchesteru City (89 procent) nastroje są wyższe, choć sam Pep Guardiola twierdzi, że tak błyskawicznie rozwijający się Arsenal prędzej czy później może ich solidnie ugryźć. Gdyby wziąć pod uwagę jedynie pełne sezony Artety, w każdym rósł punktowo (61, 69, 84, 89). Poprzednie rozgrywki pokazały, że ten zespół dojrzewa. Poza tym miał najlepszą defensywę w lidze, a w bezpośrednich starciach z City zdobył cztery punkty. Imponujący sparing z Leverkusen (4:1) na nowo rozpalił ogień, który trzeba będzie podtrzymać w pierwszych pięciu kolejkach, gdy Arsenal aż trzy razy zagra na wyjeździe i to z Aston Villą, Tottenhamem oraz Manchesterem City.
Impuls Jesusa
Pep Guardiola powiedział ostatnio, że dla niego sezon rozpocznie się dopiero po wrześniowej przerwie na reprezentację. Piłkarze biorący udział w EURO nadrobią okres przygotowawczy, a do tego momentu głównym celem jest to, by nie gubić łatwych punktów. Arsenal w poprzednim sezonie pierwszą porażkę zanotował dopiero w 11. kolejce. Początek miał pewny i podobnie może to wyglądać teraz, bo po wojażach w Stanach Zjednoczonych ekipa wydaje się fruwać. Forma Trossarda, Havertza, czy Gabriela Jesusa uwypukla lepszą dynamikę drużyny. Arsenal tańczy w odpowiednim rytmie. Zresztą już w poprzednim sezonie strzelił 91 goli, najwięcej od sezonu 52/53 i nie wydaje się, by powiedział w tym aspekcie ostatnie słowo.
Arteta może zacierać ręce, widząc z jakim luzem porusza się po boisku Gabriel Jesus. Brazylijczyk podczas poprzedniego tournée borykał się z urazem kolana, a w sierpniu poddał się operacji. Wiosną udzielił głośnego wywiadu, twierdząc, że nie pamięta, kiedy ostatni raz grał bez bólu. Tak naprawdę cały sezon miał szarpany - gubił mecze z powodu innych dolegliwości, wchodził na końcówki, a jego bilans czterech goli w 27 meczach na nikim nie zrobił wrażenia. Jesus powtarzał, że jeśli przepracuje okres przygotowawczy, to w przyszłym sezonie wróci w pełnej krasie i być może to się powoli dzieje. Brazylijczyk strzelił gola w sparingu z Manchesterem United (2:1) i Bayerem Leverkusen (4:1). Pokazał, że jest graczem wszechstronnym, niezwykle mobilnym i trudnym do upilnowania dla obrońców.
Pilnowanie detali
Arsenal nigdy nie ukrywał, że jest gotów sprzedać Jesusa latem, jeśli pojawi się odpowiednia oferta. Taka jednak nie nadeszła, poza tym Arteta od początku widział, jak bardzo zawzięty jest Jesus, by znowu być piłkarzem, którym był na początku sezonu 22/23, jeszcze zanim doznał kontuzji przed mundialem w Katarze. Plusem Arsenalu w porównaniu z początkiem poprzedniego sezonu jest też to, że innym graczem jest dziś Kai Havertz. Nie ważne, czy gra w pomocy, czy w ataku - ma niezbędną pewność siebie, której brakowało mu jesienią. Dorzućmy do tego choćby odpoczywającego latem od mistrzostw Europy Martina Odegaarda i wyjdzie na to, że siła Arsenalu w ofensywie, nawet bez transferów, może być jeszcze większa.
Arteta po zajęciu drugiego miejsca w poprzednim sezonie mówił, że Premier League nie wybacza najmniejszych błędów i że tutaj nie ma miejsca na momenty dekoncentracji. Ostatnio The Athletic przytoczył anegdotę, jak podczas kolacji z piłkarzami zatrudnił specjalnych iluzjonistów/kieszonkowców, którzy robiąc różne sztuczki opróżniali graczom kieszenie. Na koniec Bask kazał zawodnikom wyłożyć rzeczy na stół, a gdy zobaczył zdziwione oczy, wyjaśnił im, że w piłce tak samo jak w życiu, musisz cały czas być czujnym i pilnować detali. Z tego powodu Arteta odwołał letni sparing z Wrexham i zamienił go na Bournemouth, by oszczędzić graczom dodatkowych lotów. Osobiście kontaktował się też z szefami stadionu SoFi w Los Angeles, by ci wyciągnęli wnioski sprzed roku i przygotowali graczom trochę lepszą murawę.
Meblowanie obrony
Arsenal podczas tournée w Stanach nie latał tyle, ile latała choćby Chelsea, który zaliczyła cztery stany i trzy strefy czasowe. Piłkarze mieli okazję trenować na California Lutheran University, gdzie trenował też LA Rams, zespół NFL, gdy w 2022 roku po 22 latach wygrał Super Bowl. Arsenal widzi w tym pewne podobieństwo, bo sam na tytuł czeka ponad dwie dekady. Arteta, jeśli zauważa jakiś detal, który może przybliżyć drużynę choćby o milimetr do sukcesu, to po prostu z niego korzysta. Przed sezonem dużo mówiło się o tym, że najlepsza defensywa w lidze będzie jeszcze mocniejsza, bo po kontuzji wraca Jurrien Timber, a tymczasem Arsenal dołożył jeszcze jednego gracza i obok Saliby oraz Gabriela stanie Riccardo Calafiori, ściągnięty z Bolonii.
22-latek w zespole Thiago Motty grał na środku obrony, ale wcześniej był też lewym obrońcą, co pokazuje, że Arteta lubi stawiać na wszechstronność. Tak było w przypadku transferu Tomiyasu (2021), Zinczenki (2022) i Kiwiora (2023). Szanse na grę tego ostatniego mocno spadły, więc automatycznie media huczą o transferze, a wśród zainteresowanych jest m.in. Atletico Madryt. Zinczenko z kolei pokazał meczem z Leverkusen, że nadal może dać wiele drużynie w ofensywie i że raczej nigdzie się nie wybiera.
Ostatnio zresztą po odejściu Cedrica Soaresa zmienił numer z 35 na 17, bo jak sam mówi, z identycznym grał w dzieciństwie. Wygląda na to, że dużym wyzwaniem dla Artety w nowym sezonie będzie zaspokojenie ambicji każdego piłkarza i utrzymanie dobrej energii grupy. W drugiej połowie meczu z Leverkusen pozytywny impuls dali też młodzi Ethan Nwaneri i Myles Lewis-Skelly, a to świadczy o tym, że Arsenal ma w kim wybierać.
Ten zespół jest głodny, ma odpowiednią konkurencję na poszczególnych pozycjach, a jego trener ma wręcz obsesję, by w kolejnym sezonie utrzeć nosa staremu kumplowi z City. Przykładem tego, jak może grać Arsenal w nowym sezonie, jest gol na 2:0 przeciwko Leverkusen: brutalny pressing na ekipie Xabiego Alonso, gra na jeden kontakt kilku piłkarzy i spokój Trossarda pod bramką.
Autor artykułu jest dziennikarzem Viaplay.