Nowe gwiazdy świata piłki. Oni też mają swoje okno transferowe. Coraz bogatsi, coraz popularniejsi

Nowe gwiazdy świata piłki. Oni też mają swoje okno transferowe. Coraz bogatsi, coraz popularniejsi
Pressfocus/Twitter
Monchi w Aston Villi. Victor Orta w Sevilli. Cristiano Giuntoli w Juventusie. Joerg Schmadtke w Liverpoolu. Sven Mislintat w Ajaksie. To tylko niektóre z ruchów ostatnich tygodni. Dyrektorzy sportowi zaczynają zmieniać kluby równie często, co trenerzy. Są przecież równie ważni.
Jeśli nie ważniejsi. Dawno minęły już czasy menedżerów, którzy w pojedynkę rządzili klubem. Sir Alex Ferguson czy Arsene Wenger odpowiadali niemal za wszystko - od prowadzenia treningów przez prowadzenie rozmów kontraktowych. Dziś jednak nawet w konserwatywnej Anglii na najwyższym poziomie nie uświadczycie klubu, który nie miałby dyrektora sportowego, dyrektora ds. futbolu, dyrektora operacji piłkarskich czy dyrektora technicznego. Jak zwał, tak zwał, choć zakres kompetencji może się różnić w zależności od stanowiska i struktury pionu sportowego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Aston Villa na przykład od niedawna ma prezesa do spraw operacji piłkarskich. Został nim Ramon Rodriguez Verdejo, w całej Europie znany jako Monchi. Architekt sukcesów Sevilli będzie współpracował ze swoim starym, dobrym znajomym - Unaiem Emerym. Ciekawe, czy pójdzie mu tak dobrze jak w Andaluzji, czy może sparzy się tak jak w jedynej dotychczasowej pracy poza Hiszpanią - w Romie.
Co ciekawe, tym razem będzie jednak podwładnym, a nie przełożonym Emery'ego. Według "The Athletic" to szkoleniowiec jest obecnie drugą najważniejszą figurą w klubie po właścicielach. Przynajmniej w oficjalnej hierarchii, bo wiadomo, że na co dzień pracują po prostu ramię w ramię nad rozwojem zespołu.
Pion sportowy Aston Villi
Theathletic.com
Wcześniej wydawało się, że do ambitnego klubu z Birmingham przeniesie się Mateu Alemany. Dyrektor ds. futbolu postanowił jednak kontynuować pracę w Barcelonie. Jego nowym współpracownikiem został były piłkarz, Barcy, Deco, który w roli prawej ręki Alemany'ego zastąpił Jordiego Cruyffa. Pierwszym zadaniem naturalizowanego Portugalczyka było przeprowadzenie transferu Vitora Roque z Athletico Paranaense.
Drodze na piłkarski szczyt Alemany'ego poświęciłem powyższy materiał. Księgowy z Mallorki ma wśród kibiców Barcy niemal kultowy status, podobnie jak Juni Calafat wśród sympatyków Realu. Szef skautów działa w cieniu Florentino Pereza, ale to on jest odpowiedzialny za wiele transferowych majstersztyków "Królewskich", szczególnie tych spoza Europy - od Fede Valverde po Viniciusa Juniora.

Byli piłkarze

Na kontynencie znaczenie dyrektorów sportowych rośnie wprost proporcjonalnie do znaczenia transferów. Mają coraz szerszy zakres kompetencji, zarabiają coraz więcej i są coraz bardziej popularni. Zwłaszcza, gdy mówimy o byłych piłkarzach. Spytajcie Hasana Salihamidzicia, który w ostatnim sezonie stał się twarzą wpadek Bayernu Monachium i choć Bawarczycy ostatecznie obronili mistrzostwo, to "Brazzo" i prezes Oliver Kahn zostali zwolnieni.
Spokojniej jest w Dortmundzie, gdzie przez ponad 10 lat dyrektorem sportowym był Michael Zorc - legenda Borussii, dla której grał przez 17 lat kariery. W 2022 na stanowisku zastąpił go Sebastian Kehl - również wieloletni zawodnik i kapitan BVB.
Marc Overmars wykonywał świetną robotę w Ajaksie, ale musiał odejść, gdy na jaw wyszło, że nagabywał i molestował koleżanki z pracy. Bez niego (i bez Erika ten Haga) Ajax zaliczył słabszy sezon i w kwietniu zatrudnił na stanowisku dyrektora technicznego Svena Mislintata - byłego szefa skautów Borussii Dortmund, Arsenalu i Stuttgartu.

Starzy wyjadacze

We Włoszech dyrektorzy sportowi odpowiadają za główny kierunek rozwoju klubów. Guru na rynku jest Giuseppe Marotta z Interu. Świetny negocjator, człowiek, który zna wszystkich i umie wszystko załatwić. Niczym Winston Wolfe z "Pulp Fiction". To on razem z Antonio Conte, a potem Maxem Allegrim odbudował wielki Juventus zanim oddał go w ręce Fabio Paraticiego. Dziś Paratici i 11 innych, byłych dyrektorów "Starej Damy" ma zakaz pracy w futbolu za przekręty finansowe z czasów pandemii Covid-19.
Paraticiemu i Conte nie powiodła się też misja budowy wielkiego Tottenhamu, za to Marotta spokojnie buduje dalej Inter na miarę możliwości. Obecnie jest na etapie twardych negocjacji transferu Andre Onany do Manchesteru United, a jednocześnie zdążył już ściągnąć na San Siro Marcusa Thurama i Davide Frattesiego.
W listopadzie 2022 roku nagrodę dla dyrektora sportowego roku we Włoszech zgarnął Paolo Maldini, który wraz ze Stefano Piolim doprowadził swój ukochany Milan do pierwszego od 11 lat scudetto. Maldini i Ricky Massara odpowiadali za transfery Mike'a Maignana, Theo Hernandeza czy Rafaela Leao, ale w piłce nie ma sentymentów. Nowi właściciele klubu - RedBird Capital - mają swoją wizję i zatrudnili na kierowniczych stanowiskach swoich ludzi.
Najgorętszym dyrektorskim nazwiskiem tego lata na Półwyspie Apenińskim był Cristiano Giuntoli. Główny budowniczy nowego Napoli długo zastanawiał się, czy po wywalczeniu pierwszego od 30 lat mistrzostwa zostać w Neapolu, ale ostatecznie, po ośmiu latach postanowił na nowe wyzwanie - zbudowanie nowego Juventusu ery po Andrei Agnellim i wspomnianych wyżej skandalach.
Największy ruch jest jednak na Wyspach Brytyjskich. Analogicznie do transferów piłkarzy, dyrektorzy sportowi mają swoisty, własny rynek. Każdy chce wyciągnąć jak najlepszych specjalistów, którzy w poprzednich miejscach pracy udowodnili, że znają się na swojej robocie.

Merytoryczni fachowcy

Jednym z najbardziej cenionych jest Dan Ashworth, który przed sezonem 2022/23 zamienił Brighton na Newcastle. To przykład nowoczesnego przedstawiciela piłkarskiej merytokracji - facet bez piłkarskiej przeszłości, ale z wielką wiedzą i doświadczeniem, którym chętnie dzieli się na różnych kursach i konferencjach, również w Polsce. Przed laty wdrażał projekt rozwoju młodych talentów w angielskiej federacji (FA), a dziś efekty pracy jego i menedżera Eddie'ego Howe'a widać w grze Newcastle i w tabeli Premier League.
Do wielu zmian doszło też pod koniec ostatniego sezonu, tak, by nowi kierownicy mieli czas na wdrożenie nowej strategii transferowej w letnim oknie. Joerg Schmadtke, doświadczony dyrektor z Bundesligi, miał już odejść na emeryturę, ale dostał telefon od starego znajomego, któremu nie mógł odmówić. Juergen Klopp zaprosił go do współpracy w Liverpoolu w miejsce Juliana Warda, któremu niezbyt udało się zastąpienie Michaela Edwardsa.
Edwards ma w Anglii opinię Midasa, który w pięć lat przywrócił Liverpool na szczyt europejskiej piłki. Na razie jednak odpoczywa od piłki i chyba nie pali się do powrotu. Medialne plotki łączyły go niedawno z West Hamem, ale ostatecznie nowym dyrektorem technicznym został Tim Steidten. Niemiec z przeszłością w Werderze i Bayerze Leverkusen będzie ściśle współpracował z dyrektorem sportowym i legendą klubu, Markiem Noble'em.
Jednym z pierwszych efektów pracy Schmadtkego jest dość niespodziewany transfer do Liverpoolu Dominika Szoboszloia, gwiazdy RB Lipsk. Gruszek w popiele nie zasypia też Tottenham. Transfer, między innymi, Jamesa Maddisona z Leicester to efekt pracy duetu Australijczyków, którzy chcą posprzątać włoski bałagan po Conte i Paraticim. Nowym menedżerem Spurs został Ange Postecoglou, a nowym dyrektorem ds. piłki nożnej Scott Munn. 51-latek był ważną postaciw w City Football Group, ale nigdy nie pracował w Premier League, zresztą tak samo jak Postecoglou.

Tetrarchia

Czym jest jednak ryzyko Daniela Levy'ego w porównaniu do działań nowych właścicieli Chelsea, którzy przez ostatni rok sukcesywnie wywracali do góry nogami cały pion sportowy "The Blues". Todd Boehly uznał, że stanowisko dyrektora sportowego w jego klubie jest tak odpowiedzialne, że najpierw, tymczasowo obsadził się na nim sam, a potem podzielił je pomiędzy dwóch ludzi - ściągniętego z Brighton Paula Winstanleya i wyjętego z Monaco Laurence'a Stewarta.
W październiku nowym dyrektorem rekrutacji w Chelsea został Joe Shields z Southampton. A w grudniu do tego "najbardziej ekscytującego projektu w świecie piłki" dołączył Christopher Vivell z RB Lipsk - na stanowisko dyrektora technicznego. Dziś to ta czwórka odpowiada za transfery do i z Chelsea. Efekty ocenimy w przyszłym sezonie.
Większy spokój zapanował w ostatnich miesiącach w Arsenalu i Manchesterze United. "Kanonierzy" powalczyli z Manchesterem City o mistrzostwo, wrócili po latach do Ligi Mistrzów, a właściciel Stan Kroenke nie szczędzi grosza na transfery, dzięki czemu Edu - były piłkarz AFC, a dziś dyrektor sportowy - może przeprowadzać imponujące wzmocnienia.
Sukcesywnie pozycję Manchesteru United po latach chaosu poprawia też John Murtough. Funkocjonuje on w dużo trudniejszych realiach niż Edu, bo MU jest klubem wystawionym na sprzedaż i cały czas nie wiadomo kto - i w jakim stopniu - wykupi go z rąk rodziny Glazerów - czy będzie to najbogatszy Brytyjczyk Sir Jim Ratcliffe, czy katarski szejk Jassim bin Hamad al-Thani.
Dyrektorów sportowych Arsenalu i Man Utd wiele też łączy. Obaj doprowadzają sportową strategię swoich klubów do ładu po rządach nieudolnych poprzedników - Raula Sanllehiego i Eda Woodwarda. Obaj działają w duetach "piłkarsko-urzędniczych" - Edu z Richardem Garlickiem, Murtough z Darrenem Fletcherem. I obaj próbują nawiązać do sukcesów z ery wszechwładnych menedżerów - Arsene'a Wengera i Sir Alexa Fergusona.

Nie ma nieomylnych

Nie ma jednak bezbłędnych dyrektorów sportowych, co to to nie. Spytajcie wspomniany kwartet z Chelsea, który w kwietniu wybrał Franka Lamparda na stanowisko tymczasowego trenera "The Blues" po kosztownym zwolnieniu Grahama Pottera. I który może jeszcze pożałować sprzedaży odpowiednio do Arsenalu i MU Kaia Havertza i Masona Mounta. Choć trzeba ich docenić za skasowanie za ten duet ponad 120 milionów funtów.
Nawet doskonale funkcjonującemu "komitetowi transferowemu" Manchesteru City zdarzają się wpadki. Prezes Khaldoon Al Mubarak, prezes wykonawczy Ferran Soriano, dyrektor sportowy Txiki Begiristain, dyrektor ds. operacji piłkarskich Omar Berrada od lat są wzorem do naśladowania dla innych klubów angielskiej elity i od lat starają się wprowadzać w życie wszystkie koncepcje swojego genialnego menedżera. Ale nawet z ich niemal nieograniczonymi możliwościami finansowymi zdarzają się nietrafione transfery.
Na koniec wszystko "weryfikuje boisko", a posady dyrektorów sportowych, tak samo jak menedżerów, zależne są od tego, co prezentują zbudowane przez nich drużyny. Czy wpisują się w tożsamość klubu i planowaną strategię, ale, przede wszystkim, ile to daje punktów i trofeów. W zeszłym sezonie ta weryfikacja okazała się szczególnie bolesna choćby dla Victora Orty z Leeds czy Rasmusa Ankersena z Southampton. Jeszcze niedawno byli na fali wznoszącej, a teraz panicznie szukali ratunku przed spadkiem raz po raz zmieniając trenerów i dokonując niespodziewanych transferów. Nic nie pomogło i dziś Ankersen kieruje "Świętymi" z tylnego siedzenia, a Orta wrócił do Hiszpanii, gdzie zajął miejsce Monchiego w Sevilli.
We współczesnej piłce, w której kibice są zaangażowani w codzienne funkcjonowanie klubów jak nigdy wcześniej, a media zaglądają w ich każdy zakamarek, rozpoznawalność, a co za tym idzie presja na dyrektorach sportowych rośnie. Ale, jak zauważa w swoim artykule na "The Athletic" Adam Crafton, nadal jednak więcej zależy od tych nad i pod nimi, a więc od właścicieli/prezesów i menedżerów/trenerów. Kiedy jednak transfery okazują się nietrafione, a kolejne zmiany trenerskie nie pomagają, dyrektor sportowy musi mieć się na baczności - on jest następny do zwolnienia.

Przeczytaj również