Nowa twarz włoskiego giganta. Zaczął od mocnego uderzenia, zapamiętajcie to nazwisko
To jeden z najciekawszych dyrektorów sportowych w Europie. W Lens sam zbudował sobie pomnik. W Nicei pozwolił kibicom znów marzyć o sukcesie poza Francją. Teraz Florent Ghisolfi postanowił wyjść ze strefy komfortu i przyjął ofertę Romy. Rządy zaczął od mocnego uderzenia.
3 października 2023 roku zapisał się jako jeden z magicznych momentów w historii Racingu Lens. Tego dnia, po ponad 21 latach, kibice na Stade Bollaert-Delelis znów wysłuchali hymnu Ligi Mistrzów. Choć rywalizację w niej rozpoczęli dwa tygodnie wcześniej od wyjazdowego remisu 1:1 z Sevillą, to właśnie przed własną publicznością po raz kolejny mogli poczuć ciarki na plecach. Florent Ghisolfi, architekt tamtego zespołu, wygraną 2:1 nad Arsenalem śledził już jednak z nadmorskiej Nicei. Tak samo teraz grę Nicei w europejskich pucharach też będzie podpatrywać z nowego miejsca pracy. Rzymu.
Francuz, gdziekolwiek się nie pojawił, robił coś z niczego. Kwestią czasu było więc ściągnięcie go przez klub o jeszcze większym potencjale. Obserwowały go jak zwykle prowadzące drenaż piłkarskich talentów ekipy Premier League. Ostatecznie 39-latek wybrał nieco bardziej słoneczny kierunek. Roma wiosną poszukiwała nowego dyrektora sportowego i postawiła na Ghisolfiego. W Rzymie liczą, że za jego kadencji klub wykona podobny postęp jak wcześniej Lens i Nicea. Tym samym rozpoczął się nowy rozdział w historii “Giallorossich”. Jego kluczowym etapem ma być powrót drużyny do Ligi Mistrzów.
Z zaplecza na salony
Ghisolfi jako piłkarz przez większość kariery występował na poziomie Ligue 2 i raczej bez znaczących sukcesów reprezentował barwy Bastii i Stade Reims. Po zakończeniu przygody z boiskiem pozostał w strukturach drugiego z tych klubów jako asystent trenera. Potem pracował jeszcze w sztabie szkoleniowym Lorient, aż wreszcie latem 2019 roku powierzono mu dużo poważniejszą rolę dyrektora sportowego w drugoligowym wówczas Lens, które od kilku lat próbowało bezskutecznie wrócić do Ligue 1.
- I jego największym osiągnięciem jako dyrektora sportowego jest na pewno przywrócenie Lens do świetności. Nawet jeśli Racing wrócił do europejskich pucharów de facto już po jego odejściu, to właśnie Ghisolfi stworzył tę drużynę. Nie zapominajmy też, że na początku 2020 roku to on zdecydował się powierzyć misję poprowadzenia tamtego zespołu szerzej nieznanemu trenerowi, jakim był wówczas Franck Haise - mówi w rozmowie z nami Michał Bojanowski, ekspert ds. francuskiej piłki, autor youtubowego kanału Bojanowski o Ligue 1.
Zatrudnienie Haise okazało się strzałem w dziesiątkę i zespół po zaledwie kilku miesiącach awansował do Ligue 1. Wyciągnięcie trenera z klubowych rezerw to jednak tylko jedna z wielu zasług Ghisolfiego. To za jego kadencji do klubu trafili tacy zawodnicy jak Seko Fofana, Loic Bade, Lois Openda, Brice Samba, Facundo Medina, Christopher Wooh, Jonathan Clauss czy Kevin Danso, na których Lens albo zarobiło później grube pieniądze, albo którzy do dzisiaj stanowią o sile zespołu. Skuteczność dyrektora sportowego przełożyła się na wyniki, w tym wicemistrzostwo w sezonie 2022/2023 i wspomniany powrót do Ligi Mistrzów. A może przede wszystkim na jego “własny” transfer do Nicei.
- I o ile Ghisolfi na pewno jest współtwórcą ogromnych sukcesów Lens w ostatnich latach, o tyle wydaje mi się, że akurat w Nicei pracował zbyt krótko, by odcisnąć aż takie piętno. Na pewno wykorzystał jednak ten sprzyjający mu okres. Nikogo nie powinno dziwić, że teraz zdecydował się na kolejny krok w przód, jakim bez wątpienia jest przejęcie roli dyrektora sportowego w Romie - uważa Bojanowski.
Lepiej niż poprzednik
Okres spędzony przez Ghisolfiego w Nicei rzeczywiście nie był aż tak spektakularny jak ten w Lens. Na Lazurowym Wybrzeżu przepracował niecałe dwa lata. Pierwszy sezon był okresem przejściowym, kiedy musiał podjąć kilka ciężkich decyzji, jak np. tę o zwolnieniu trenera Luciena Favre’a. W kolejnym, kiedy do klubu sprowadzony został młody i obiecujący szkoleniowiec Francesco Farioli, ekipa z Lazurowego Wybrzeża zakończyła sezon na piątym miejscu i tym samym powróciła do europejskich pucharów, bo już jesienią zagra w Lidze Europy. A pięknym zwieńczeniem tego etapu było ściągnięcie na nowy sezon na ławkę trenerską starego kumpla, Haise.
- Patrząc na jego CV, można stwierdzić, że to naprawdę ciekawy gość, który z poprzednimi klubami zrobił niezłe wyniki. Ghisolfi potrafił dotąd dość często wyciągać nieoczywistych piłkarzy. Całą dotychczasową karierę spędził oczywiście we Francji, a Włochy wiążą się dla niego z zupełnie innymi realiami, o czym w Romie przekonał się już choćby Monchi. Przecież Hiszpan przed dołączeniem do “Giallorossich” był uważany za jednego z najlepszych dyrektorów na świecie i został przez nich przyjęty jak król. Jego misja w Rzymie kompletnie się jednak nie powiodła i dopiero niedawno skończyło się sprzątanie kadry po jego złych ruchach transferowych - przypomina nam Marcin Ostrowski, kibic Romy związany z calciomerito.pl.
Tego sprzątania dokonywał już Tiago Pinto. Kadencja Portugalczyka w “Wiecznym Mieście” nie była usłana różami. Roma zmagała się z restrykcjami dotyczącymi transferów, które nałożyła na nią UEFA. Pinto nie mógł więc skorzystać w pełni z potencjału klubu. Kiedy udało mu się w miarę uporządkować sytuację pionu sportowego, zimą odszedł ze stanowiska i tego lata dołączył do Bournemouth. Z kolei “Giallorossi” przez ostatnie miesiące pozostawali bez dyrektora sportowego. Na szczęście dla Ghisolfiego, Francuz latem mógł skorzystać z dużo większych zasobów niż poprzednik.
- Jego podstawowym zadaniem było od początku poszerzenie kadry Romy. W poprzednim sezonie zespół do końca walczył o grę w Lidze Mistrzów, ale to piąte miejsce w LM ostatecznie zgarnęła Atalanta. Roma w niej nie wystąpi, bo dysponowała po prostu zbyt wąską kadrą. Pierwszy skład był jakościowy, lecz przez to zbyt często trzeba było oszczędzać tych najważniejszych graczy. Ghisolfi rozpoczął budowę zespołu od ofensywy. To nie może dziwić, jeśli wcześniej stracił takiego piłkarza jak Romelu Lukaku, a w tle pojawiło się też przecież bardzo mocne zainteresowanie Paulo Dybalą - zauważa Ostrowski.
To nie koniec zakupów
Temat Dybali był jednym z tych najgorętszych wątków tegorocznego mercato. Argentyńczyk miał na stole gigantyczną ofertę z Al-Qadisiyah. Saudyjski klub zaoferował mu trzyletni kontrakt o wartości 75 milionów euro. Ghisolfi miał trochę związane ręce, ale ostatecznie Dybala sam odrzucił ofertę z Bliskiego Wschodu, co nowy dyrektor sportowy Romy też może mimo wszystko potraktować jako jeden ze swoich sukcesów. Francuz latem musiał się mocno nagimanstykować, bo Romę już na starcie przygotowań opuściło kilku wartościowych graczy, w tym wspomniany już Lukaku.
- Do klubu trafił Matias Soule, jedno z największych odkryć poprzedniego sezonu Serie A. Jest Enzo Le Fee z Rennes, a za strzelanie goli ma być odpowiedzialny Artem Dowbyk, który powinien zastąpić Lukaku. Roma na stałe wykupiła z Lipska Angelino, boki obrony wzmocnili też Samuel Dahl i Saud Abdulhamid. Zabrakło mi jednak kogoś nowego na środek defensywy. Smalling był latem praktycznie na wylocie, bo już od jakiegoś czasu daje niewiele drużynie i cały czas leczy kontuzję - wymienia Ostrowski.
W ostatnich godzinach letniego mercato do Romy trafili jeszcze w ramach wypożyczeń skrzydłowy Alexis Saelemaekers z Milanu oraz środkowy pomocnik Manu Kone z Borussii Moenchengladbach. Rzymianie latem wydali w sumie 90 milionów euro, co z perspektywy kibiców “Giallorossich” oznacza gigantyczne pieniądze. W związku z tym presja ciążąca na Ghisolfim od początku będzie spora. Ciekawe, jaki może to mieć wpływ na pracę Daniele De Rossiego, który w styczniu zastąpił Jose Mourinho, a w czerwcu przedłużył kontrakt do 2027 roku. Choć to oczywiście więcej niż klubowa legenda, współpraca na linii trener - dyrektor sportowy wydaje się kluczowa dla powodzenia sportowej części rzymskiego projektu.
- Podstawowym celem klubu jest powrót do Ligi Mistrzów, bo właśnie rozpoczęliśmy szósty sezon bez udziału Romy w tych rozgrywkach. “Giallorossi” mają też spore szanse w Lidze Europy, ponieważ od tej edycji nie będziemy mieli tam “spadkowiczów” z LM. W LE najgroźniejszymi rywalami rzymian na papierze będą Manchester United i Tottenham. Jeśli uda się pokonać Anglików, droga do końcowego triumfu powinna być dużo prostsza. W Rzymie wiążą też spore nadzieje z Pucharem Włoch. Trudno więc powiedzieć, czy De Rossi to przyszłość Romy. Kocham go, ale mam obawę, że jeśli coś nie potoczy się zgodnie z planem w trakcie tego sezonu, Daniele może go nie dokończyć. Liczę, że tak się jednak nie stanie - podsumowuje Ostrowski.