Nowa supergwiazda wjeżdża na salony. Takiego debiutu świat nie widział

Nowa supergwiazda wjeżdża na salony. Takiego debiutu świat nie widział
Marcello Zambrana / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski13 Jun · 11:46
Wystarczyły trzy mecze, aby został jednym z liderów napakowanej kadry. Brazylijskie gwiazdy Realu Madryt nie kończą się na Rodrygo i Viniciusie. Do tego grona właśnie wkracza Endrick.
Z wyglądu przypomina młodego Pele. Jego zdjęcia robią furorę w mediach społecznościowych. Co rusz gości na okładkach kolejnych magazynów sportowych. W wieku 17 lat jest twarzą firmy New Balance, ma też podpisany lukratywny kontrakt z HBO Max. Roztacza wokół siebie pewnego rodzaju aurę wyjątkowości. Endrick już jako postać wykraczająca poza granice boiska stał się chodzącą marką. Wcześnie nadany mu status złotego dziecka brazylijskiego futbolu doprowadził do narodzin medialnej bestii. Kogoś, kto sam dla siebie jest najlepszym ambasadorem.
Dalsza część tekstu pod wideo
W ostatnim czasie mocniej poznajemy Brazylijczyka z czysto sportowej strony. Nie tej widzianej na pojedynczych urywkach czy kompilacjach najlepszych zagrań. Endrick z hukiem przebił się do seniorskiej reprezentacji Brazylii i przy dobrych wiatrach pozostanie w niej przez jakieś dwie dekady. Na razie notuje start, którego nie dałoby się lepiej rozpisać. W trzech ostatnich meczach “Canarinhos” strzelił trzy gole, z czego każdy był na swój sposób wyjątkowy. W liczbie bramek w kadrze dogonił już Viniciusa. Na Copa America pojedzie jako pierwsza strzelba drużyny. I kto wie, czy nie wróci z pierwszym złotym medalem.

Bajkowa historia

Endrick już w zeszłym roku zanotował oficjalny debiut w pierwszej reprezentacji, lecz dopiero niedawno, w marcu, stanął przed szansą na przywitanie się z Europą. I zrobił to w najlepszym możliwym stylu. W prestiżowym sparingu z Anglią zdobył bramkę na wagę zwycięstwa. Miał wtedy tylko 17 lat i 246 dni, był najmłodszym strzelcem dla Brazylii od czasów Ronaldo Nazario. Został też najmłodszym graczem, który trafił do siatki w meczu na Wembley. Przybył, zobaczył, zwyciężył.
- Myślę, że on ma w sobie coś z Romario. Podobnie się porusza, podobnie prowadzi piłkę. W meczu z Anglią był po prostu znakomity - chwalił wtedy Joe Cole, ekspert Channel 4.
Po tamtym meczu Endrick opowiedział ciekawą historię. Zdradził, że wcześniej grał na konsoli samym sobą i też strzelił pierwszego gola na Wembley. Świat wirtualny stał się realnym. Przekuł piksele w spełnione marzenia. W strefie mieszanej oczarował jeszcze dziennikarzy, mówiąc, że czuje dumę, mogąc grać tam, gdzie kiedyś brylował Sir Bobby Charlton. Chociaż stał się symbolem przyszłości futbolu, nie zapomniał o pięknej historii tej dyscypliny.

Madryt czeka

- Nikt tak naprawdę mnie nie zna, więc po przybyciu do Realu będę musiał sam się przedstawić. Wiem, że im więcej wygrywasz w Madrycie, tym więcej jeszcze zwycięstw musisz odnieść. Nie ma czasu na odpoczynek. Zdaję sobie też sprawę z tego, że największa różnica między piłką w Ameryce Południowej i Europie to interes wność. Ale myślę, że Palmeiras pod tym względem jest najbardziej europejskim zespołem i to może mi pomóc w adaptacji - mówił nastolatek cytowany przez Lance.com.br.
Trzy dni po triumfie nad Anglią Endrick odhaczył kolejny punkt na piłkarskiej liście życzeń. Rozegrał pierwszy mecz na Santiago Bernabeu i od razu strzelił gola. W najlepszy możliwy sposób przywitał się z kibicami, którzy w najbliższych latach powinni regularnie go oklaskiwać. Wtedy dostali małą przystawkę, próbkę, prolog przed historią, której rozmiarów jeszcze nie znamy.
- Endrick zapewni kibicom Realu Madryt wiele radości. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Przed nim świetlana przyszłość. Jego rozwój przebiega bardzo dobrze, chociaż nadal musi ciężko pracować. Mam nadzieję, że nie straci tego, co teraz pokazuje i nadal będzie osiągał takie wyniki w klubie i reprezentacji - stwierdził selekcjoner Dorival Junior, przywoływany przez CNN Brasil.
- Czekamy na ciebie, wszyscy na ciebie czekamy - powiedział do piłkarza Florentino Perez po meczu na Bernabeu.
Endrick trafia do bezsprzecznie najlepszego obecnie klubu świata, ale zdaje się idealnie do niego pasować. Oczywiście, że pewnie dopiero przyjdzie mu zmierzyć się z presją, jaka towarzyszy grze w barwach “Los Blancos”. Jednak na tę chwilę nie dał żadnych sygnałów, aby nie był na to gotowy. Co więcej, “Królewscy” są obecnie drużyną, która potrafi doskonale uwypuklić talenty ofensywnych zawodników. Carlo Ancelotti zastał Viniciusa, kiedy ten miewał wahania formy, rzadko trafiał do siatki. Po czasie ukształtował z niego kandydata do Złotej Piłki. Pod jego wodzą rozwinął się też Rodrygo. W szatni spotka się też z Ederem Militao. Znajdzie się pod skrzydłami idealnego trenera, będąc otoczony ludźmi, których już poznał w kadrze. Aklimatyzacja powinna przebiec w modelowy sposób.
- Moja rada dla Endricka jest taka, aby cieszył się chwilą i tym wszystkim, co się dzieje. Wiem, że robi bardzo dobre postępy, jesteśmy zachwyceni tym, że od lipca do nas dołączy. Teraz nas odwiedził, porozmawialiśmy, ale musimy poczekać do lata - powiedział Ancelotti na grudniowej konferencji.

Skromność cnotą

Bycie elementem topowej reprezentacji i gra w Realu Madryt to szczyt, do którego dąży większość piłkarzy. Endrick osiągnął to przed 18-tką. Ale patrząc z boku, wydaje się, że to go nie przytłacza. On wciąż wydaje się dobrym dzieciakiem, który w odpowiedni sposób radzi sobie z szumem wokół własnego nazwiska. Przez bliskie osoby jest opisywany jako spokojny i bezkonfliktowy człowiek. Lubi grać w FIFĘ, sam przyznał, że praktycznie zawsze wybiera do składu Kyliana Mbappe. Jego ulubiona potrawa to hamburgery. Słucha musica sertaneja, czyli piosenek opowiadających zwykle o prostym życiu i niespełnionej miłości. Nie zapomina też o procesie edukacji. Zobowiązał się do nauki pięciu języków obcych, w tym migowego. W ten sposób chce skomunikować się z jak największą liczbą osób. Stara się być zwykły w swojej niezwykłości.
Został dobrze wychowany, ponieważ nauczono go, że luksus nie jest czymś oczywistym. Urodził się w miejscowości Taguatinga znanej z bardzo wysokiego poziomu przestępczości. Wcześniej jego ojciec, Douglas Ramos, klepał biedę. Przez pół roku mieszkał w sierocińcu z dwiema siostrami. Sam próbował zrobić karierę, ale nigdy nie przebił się na najwyższy poziom. Kiedy jego syn w wieku 11 lat podpisał kontrakt z Palmeiras, przeprowadził się z nim do Sao Paulo i zaczął sprzątać w klubowej akademii. Chłopiec okazał się takim talentem, że w końcu sam zaczął utrzymywać rodzinę.
- Nigdy nie chodziłem głodny, ale wiem, że moi rodzice tak. Głodowali dla mnie. To dodaje mi siły, bo nie chciałbym, żeby kiedykolwiek musieli to robić. Nie chciałem już nigdy widzieć ich w potrzebie - zaznaczał w wywiadzie z The Guardian. - Jestem bardzo rodzinnym człowiekiem. Widok szczęśliwych rodziców też mnie uszczęśliwia - wtórował w magazynie GQ.
Piłkę brazylijską przerósł już na starcie kariery. W młodzieżówkach Palmeiras strzelił 165 goli w 169 spotkaniach. Został najmłodszym debiutantem w historii klubu. Później zdobył z nim dwa krajowe mistrzostwa, z czego jedno w roli lidera ofensywy. Tuż po popisach na Wembley i Santiago Bernabeu strzelił gola na wagę awansu do finału turnieju Paulistao. Osiągnął tyle, że transfer do Realu Madryt wydawał się najbardziej naturalnym ruchem.
- Powtarzam mu, że piłka to gra umysłu. Trzeba zachować wewnętrzną równowagę. Nie możesz polegać na pochwałach i nie możesz przejmować się krytyką. Nie jesteś najlepszy, kiedy strzelasz gola i nie jesteś najgorszy, gdy pudłujesz - przyznał Raphael Veiga, kolega z Palmeiras.
- Jak pracuje się z Endrickiem? Zawsze proszę go to, aby nie tracił uśmiechu. Niech wie, że poniesie porażkę, ale też, że odniesie sukces. Teraz ma 17 lat, ale jeśli będzie grał tak, jak teraz, to pogra jeszcze do 40. roku życia. My jesteśmy tu po to, żeby mu pomóc. Przeszedł już wiele. Zaczął bardzo dobrze, później radził sobie troszkę gorzej. Ale najlepsi na świecie zawsze są poddawani krytyce. Ważne, żeby iść naprzód - podkreślał trener Abel Ferreira w rozmowie z Globo Esporte.
- Jestem bardzo wdzięczny Palmeiras, ponieważ klub zrobił dla mnie wszystko, kiedy byłem nikim. Nie miałem nic, ale wtedy Palmeiras było ze mną. Dziękuję też Bogu za to, że Abel był moim pierwszym trenerem. Dzięki niemu nauczyłem się czekać na odpowiedni moment. Rozmawiał ze mną i zawsze mówił, że wszystko przyjdzie w swoim czasie. Bardzo mu dziękuję - pisał Endrick, żegnając się z klubem.

Twardo po ziemi

Endrick ma być jedną z twarzy odrodzenia reprezentacji Brazylii. Symbolicznym momentem było niedawne obdarowanie go numerem 9. Ten kiedyś oczywiście kojarzył się z legendarnym Ronaldo Nazario. W późniejszych latach został jednak splamiony miernością nieodpowiednich następców. “Dziewiątka” trafiła na plecy takich asów, jak Fred, Gabriel Barbosa, Diego Tardelli czy Bruno Henrique. Wychowanek Palmeiras ma przywrócić blask instytucji brazylijskiego napastnika.
- Nie będę kłamał. Chciałbym, żeby ludzie poświęcali mi mniej uwagi. W ten sposób mógłbym się spokojnie rozwijać. Ale tak zaplanował to Bóg. Uwaga ludzi to owoc mojej ciężkiej pracy. Jeśli ludzie mnie nienawidzą, to dlatego, że wyrobiłem sobie markę. Teraz muszę twardo stąpać po ziemi, trzymać głowę nisko i skoncentrować się na tym, aby być lepszym. W Brazylii nauczyłem się, że musisz być silny psychicznie. Jeśli wygrasz mecz, jesteś bogiem, jeśli przegrasz, nie możesz pokazywać się publicznie - mówił na łamach portalu FIFA.com.
W kilku wywiadach poruszał też temat tego, żeby media przestały nazywać go nowym Pele czy nowym Ronaldo. Chciałby bowiem zostać zapamiętany jako pierwszy Endrick, a nie drugi ktoś. Trudno jednak nie szukać nawiązań, kiedy co rusz trafia do siatki, zaczyna dźwigać reprezentację Brazylii, bije kolejne rekordy. Znajduje się na początku drogi, jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że wiedzie ona we właściwym kierunku. Na szczyt futbolu.

Przeczytaj również