Nowa sensacja w Europie. Bohater z polskimi korzeniami
Jeśli europejskie puchary są po to, by kreować świeże historie i nowych bohaterów, to Olympiakos Pireus właśnie przedstawia się światu. Czas skierować reflektory na Jose Luisa Mendilibara albo na Ayouba El Kaabiego, który w dwumeczu z Aston Villą strzelił pięć goli. W tle rośnie też 22-letni Santiago Hezze, pomocnik o polskich korzeniach, któremu przygląda się Michał Probierz. Warto zgłębić tę opowieść, bo finał w Atenach może przynieść niespodziankę.
Zagrają na stadionie AEK-u, 15 kilometrów na północ od Pireusu. Będą wypoczęci i niezwykle pewni siebie, bo żadna drużyna, nawet Arsenal czy Manchester City, nie wycisnęły Aston Villi tak, jak zrobił to Olympiakos. Jose Luis Mendilibar od 20 lat zna się z Unaiem Emerym, ale w odróżnieniu od niego dopiero tamtej wiosny zadebiutował w europejskich pucharach. Przyszedł w marcu, a w czerwcu wygrał z Sevillą Ligę Europy. Teraz znowu stoi na piedestale i znowu po misji ratowniczej, bo w Grecji pracuje od lutego. Olympiakos nigdy w historii nie grał w finale europejskiego pucharu. Nie będzie faworytem w starciu z Fiorentiną, ale z Aston Villą też nie był, a zagrał tak, że w głowach kibiców “The Villans” wywaliło korki.
Mendilibar od lat śmieje, że dzwonią do niego tylko te kluby, które są w tarapatach. Nigdy nie prowadził ekipy z topu. Sevillę opuścił w październiku, gdy przegrał Superpuchar Europy i trzy pierwsze mecze w La Lidze. Całe życie słyszy, że jego futbol jest prymitywny, ale to właśnie ta prostota i perfekcyjne realizowanie planu pozwoliły mu ograć Emery’ego. Fantastyczny jest ten sezon dla baskijskich szkoleniowców: trzech z nich dostało nominację do nagrody menedżera roku w Premier League, czwarty Xabi Alonso dokonuje cudów w Leverkusen, a w Grecji rządzi piąty Mendilibar, najmniej znany, ale też mający swoje pięć minut.
Bohater z biedy
Przede wszystkim szlak Olympiakosu rozświetla Ayoub El Kaabi, czyli strzelec 32 goli w tym sezonie. Marokańczyk jest liderem klasyfikacji strzelców ligi greckiej i na pewno wygra też statuetkę króla Ligi Konferencji. W dwumeczu z Aston Villą imponował spokojem, z jakim pakował piłkę do siatki. Świetnie urywał się obrońcom i tak naprawdę należy zadać pytanie: gdzie był ten facet wcześniej, bo dziś ma 30 lat, a Olympiakos przygarnął go przed sezonem, gdy skończył mu się kontrakt z katarskim Al Sadd. Historia El Kaabiego pewnie nieraz wróci przed finałem: wychował się w biedzie na przedmieściach Casablanki, jako nastolatek pracował w stolarni i bardzo późno został zawodowcem. Poza tym nie zaczynał jako napastnik, tylko obrońca.
Olympiakos w fazie pucharowej Ligi Konferencji strzelił najwięcej goli spośród wszystkich drużyn. Potrafił odrobić porażkę 1:4 z Maccabi Tel Awiw, bo w rewanżu wygrał 6:1 i popłynął dalej. Świetnie wyglądał przeciwko Fenerbahce, gdy zwyciężył po karnych, a mecz z Aston Villą wyszedł im od A do Z, udowadniając, że sama kontrola piłki to nie wszystko. Piłkarze Mendilibara wygrali 2:0 z posiadaniem piłki na poziomie 26 procent. Bask miał nosa, że od lutego mocniej postawił na 21-letniego Konstantinosa Tzolakisa w bramce. Kluczową postacią w obronie jest David Carmo wypożyczony z Porto, a jednym z bohaterów drugiego spotkania był 34-letni Quini, lewy obrońca, który latem przyszedł za darmo z Granady.
Taniec Marinakisa
Mendilibar nie ma zespołu gwiazd. Ten sezon nie jest idealny dla Olympiakosu, skoro miał w sumie trzech trenerów, a w lidze greckiej zajmuje czwarte miejsce. Owszem, może jeszcze poszybować wyżej, ale to jest właśnie zasługa Baska, że tchnął w ten zespół wiarę, jaką na początku sezonu trudno było sobie wyobrazić. Olympiakos ma 47 krajowych tytułów, ponad dwa razy więcej niż Panathinaikos, ale ostatnio zawodził, przegrywając mistrzostwo z AEK-iem. Nie ma tu też takich pieniędzy jak dawniej, gdy klub za ponad 10 mln euro potrafił ściągać Zlatko Zahovicia albo Giovanniego z Barcelony. Przed tym sezonem najdrożsi Francisco Ortega i Santiago Hezze kosztowali ok. 4 mln euro. To raczej zespół kreatywnej księgowości, kontaktów i wypożyczeń, jak Daniel Podence, drybler z Wolverhampton.
Awans do finału to też wielka chwila Evangelosa Marinakisa, świetnie znanego kibicom Premier League, bo na co dzień jest on właścicielem Nottingham Forest. Niedawno prężył muskuły, gdy młodzieżowy zespół Olympiakosu wygrał Ligę Mistrzów. Teraz idzie krok dalej - już na Villa Park tańczył na murawie, co nie spodobało się władzom “The Villans”, bo wszedł tam bez odpowiedniego uprawnienia. Marinakis od lat porusza się w świecie piłki z łatką mafiosa. Jako magnat transportu morskiego, masowo korumpował sędziów, piłkarzy i klubowych prezesów. W przeszłości współorganizował też bojówkę zastraszającą niepokornych dziennikarzy i działaczy. Zawsze, gdy ktoś wyrzuca go drzwiami, to wraca oknem.
Scena dla Hezze
Olympiakos w ostatniej dekadzie pięć razy grał w Lidze Mistrzów, ale odpadał w fazie grupowej. Największy sukces, czyli 1/8 finału z 2014 roku, skończył się kacem, gdy Grecy roztrwonili przewagę 2:0 i przegrali w rewanżu 0:3 z Manchesterem United. Dzisiaj są ekipą, która nie popełnia tak rażących błędów. Mendilibar ostrzegał graczy przed drugim spotkaniem z Aston Villą, że robota nie została jeszcze skończona i że dalej nie są faworytem. Spokój, z jakim grali, to sygnał ostrzegawczy dla Fiorentiny, która drugi sezon z rzędu zagra w finale Ligi Konferencji. El Kaabi szykuje amunicję, a to przecież nie jedyny piłkarz, na którym opiera się Mendilibar.
Świetnie w Olympiakosie funkcjonuje środek pola. Portugalczyk Chiquinho daje rozwagę i wysoki pressing. Vicente Iborra ma 36 lat, wygrał cztery Ligi Europy i dodaje pewności ekipie, a 22-letni Santiago Hezze rośnie z każdym tygodniem, co zauważył już Lionel Scaloni, selekcjoner reprezentacji Argentyny. Dla pomocniku Olympiakosu to pierwszy sezon w Europie, wychował się w Buenos Aires, ale ma babcię Polkę i z tego powodu rozmawiał już z nim Michał Probierz. Na ten moment czeka jednak na ruch Argentyńczyków. Trudno będzie przekonać go do polskiej kadry, ale sam Olympiakos już wie, że ma w rękach perełkę, perspektywicznego defensywnego pomocnika, na którym z pewnością zarobi z zyskiem. Finał w Atenach 29 maja może być jego momentem.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.