Nowa pozycja, która zmienia futbol albo... przywraca go do korzeni. "Najlepsi wyznaczają trendy"
Bok obrony to pozycja, która w ostatnich latach w futbolu przechodzi największe zmiany. Coraz częściej boczni obrońcy wcielają się w rolę rozgrywających. Widoczne jest to szczególnie w Premier League, gdzie najlepsi trenerzy wyznaczają taktyczne trendy.
Pierwszy, jak zawsze, był Pep Guardiola. A w zasadzie nawet nie on, tylko jego mistrz, Johan Cruyff, w którego Barcelonie jeden obrońca podchodził wyżej do pomocy, gdy zespół był w posiadaniu piłki, zmieniając ustawienie z 4-3-3 na 3-4-3. Najgłębiej grającym pomocnikiem w tamtej drużynie był Guardiola.
Dzisiaj w jego Manchesterze City jest nim Rodri, a gdy City buduje atak, dołącza do niego jeden z obrońców. Ale nie prawy (Kyle Walker pozostaje w swoim korytarzu przy prawej linii bocznej), ani nie lewy (ostatnio zwykle Josko Gvardiol albo Nathan Ake, który schodzi wtedy bliżej jednego pozostałego stopera, zwykle Rubena Diasa), tylko środkowy. Guardiola dostrzegł jak swobodnie z piłką przy nodze czuje się John Stones i postanowił zrobić z niego pomocnika tworząc w środku pola słynny "kwadrat", w którym liczbowo połyka drugie linie rywali. Ten taktyczny trik wydatnie pomógł City w zdobyciu potrójnej korony w sezonie 2022/23, ale Pep stosował go już w Bayernie, kiedy "zrobił pomocnika" z Philippa Lahma.
Wtedy w zespole nie było już Ołeksandra Zinczenki, który odszedł do Arsenalu w poszukiwaniu bardziej regularnych występów. Mikel Arteta znał doskonale Ukraińca z czasów, gdy sam był asystentem Guardioli. Wiedział, jak dobrze czuje się on w rozegraniu (w reprezentacji zawsze gra w pomocy) i jakie problemy miewa w fazie defensywnej, bliżej własnej bramki. Dlatego odsunął go od niej, przesuwając ku linii środkowej, do wsparcia Thomasa Parteya w budowaniu ataków.
Kolejny był Juergen Klopp. W poszukiwaniu remedium na słabą formę Liverpoolu, w kwietniu zmienił rolę Trenta Alexandra-Arnolda zachęcając go, by brał większy udział w rozegraniu w środku pola, bo ma ku temu ogromne możliwości. Od tego czasu "The Reds" przegrali tylko jeden ligowy mecz, a Anglik stał się ich głównym rozgrywającym.
W każdym zespole założenia są nieco inne, ale już blisko jedna trzecia klubów Premier League wykorzystuje "inverted full backs", czyli odwróconych bocznych obrońców (tak jak odwróceni skrzydłowi schodzą oni do środka zamiast trzymać się linii bocznej - stąd nazwa). Dotyczy to zwłaszcza drużyn, którym zależy na kontroli, utrzymywaniu się przy piłce. Bo właśnie "utrzymywanie kontroli, a nie tworzenie sytuacji stało się nowym, podstawowym zadaniem bocznych obrońców" - pisze "The Athletic". W poprzednim sezonie liczba zaliczonych przez nich asyst była najniższa od pięciu lat.
Skąd ten trend? I czy dotychczasowy archetyp bocznego obrońcy - wybieganego, obiegającego skrzydłowego po zewnętrznej i dośrodkowującego spod chorągiewki albo wycofującego piłkę na przedpole - odchodzi do lamusa?
Z piłką i bez piłki
- Po pierwsze, lubię gdy moi skrzydłowi grają wysoko i szeroko. Po drugie, lubię krótkie podania, więc im więcej mam piłkarzy, którzy pomagają w budowaniu akcji przez środek, tym lepiej - tłumaczy Guardiola. Stones (albo zastępujący go Manuel Akanji czy Rico Lewis schodzący z boku) jest tym dodatkowym człowiekiem w drugiej linii, którego stracili po przyjściu klasycznej "dziewiątki" - Erlinga Haalanda.
Boczny obrońca w środku pola pomaga też w fazie defensywnej. Enzo Maresca, inny były asystent Guardioli, dziś szkoleniowiec Leicester, lidera Championship, również korzysta z odwróconego bocznego obrońcy. W rozmowie z cyklu "Coaches' Voice" zwracał uwagę, że zespół grający w klasycznym ustawieniu 4-3-3, w momencie straty piłki ma w zasadzie tylko trzech zawodników do bronienia - dwóch stoperów i defensywnego pomocnika (na grafice z lewej).
Ale jeśli w rozegraniu pomaga dodatkowy boczny obrońca, to po stracie piłki stanowi on dodatkowe zabezpieczenie w środku pola - a więc w najszybszym i najbardziej bezpośrednim korytarzu ku bramce (na grafice w środku). W Leicester jest nim prawy Ricardo Pereira, gdy lewy James Justin zostaje z tyłu wspierając stoperów.
Teoretycznie jeszcze lepsze jest ustawienie z dwoma odwróconymi bocznymi obrońcami (na grafice z prawej). To już prawdziwa taktyczna awangarda. W Premier League jest jeden zespół, w którym w fazie budowania akcji zarówno prawy, jak i lewy obrońca schodzą do środka boiska. To Tottenham Ange'a Postecoglou. Pedro Porro i Destiny Udogie to najwężej i najwyżej ustawieni boczni obrońcy w lidze. Mają jednak nieco inne zadania. Hiszpan jest bardziej rozgrywającym, a Włoch raz po raz wbiega w pole karne rywala rozrywając jego defensywę.
Umieć wszystko
A przecież Porro przychodził do Tottenhamu w zeszłym sezonie jako wymarzony wahadłowy w ustawieniu 3-4-3 Antonio Conte - szybki, wybiegany i dośrodkowujący. To, z jaką łatwością, nauczył się zupełnie nowych zadań u Postecoglou musi imponować. Jego rola wymaga wizji, doskonałej kontroli piłki i radzenia z nią sobie pod presją rywala. Cała gra Tottenhamu jest bardzo ryzykowna, ale widowiskowa, a od piłkarzy wymaga wszechstronnych umiejętności, kreatywności i odwagi.
- Po prostu naśladuję Pepa - żartował Postecoglou zapytany na konferencji prasowej o swoją taktykę, dodając na końcu charakterystyczne "mate". W rzeczywistości idzie o krok dalej. - W dużym stopniu bazuję na instynkcie. Chcę, by system był możliwie jak najbardziej płynny. Jeśli widzisz przestrzeń - wbiegaj tam, zapomnij, że jesteś bocznym obrońcą. Jesteś piłkarzem. Musimy wykorzystywać wolne miejsca - tłumaczył Australijczyk.
Niewykluczone, że kolejni trenerzy będą próbowali go naśladować zmierzając od maksymalnej kontroli, która ma swoje minusy (spytajcie skrzydłowych Arsenalu czy City), ku większej swobodzie. Dziś ustawienia z jednym "inverted full back" - takie jak 3-2-5 (w fazie ataku) u mistrza i wicemistrza Anglii - jako żywo przypominają system "WM", którym Herbert Chapman zrewolucjonizował futbol lat 20. i 30. Ale 2-3-5, gdy Tottenham jest przy piłce, cofa nas jeszcze bardziej w czasie, ku ustawieniom pierwszych drużyn piłkarskich.
Można zażartować, że wraz z rozwojem pozycji bocznego obrońcy wracamy do początków futbolu, ale oczywiście dzisiaj to zupełnie inna dyscyplina, a ewolucje ról i ustawień mają inne przyczyny niż wtedy. Koniec końców każdy trener chce po prostu do maksimum wykorzystywać swoje przewagi i jak najlepiej wykorzystywać mocne strony swoich zawodników. Dziś to boczni obrońcy stają się języczkiem u wagi, który nieraz przechyla szalę zwycięstwa.