Nowa, mocna siła Bundesligi. Pokonują bogatszych, teraz postraszą Bayern? Tak zadziwiają piłkarskie Niemcy

Nowa, mocna siła Bundesligi. Pokonują bogatszych, teraz postraszą Bayern? Tak zadziwiają piłkarskie Niemcy
Ren Pengfei/Xinhua/PressFocus
W sobotę 3 września Union Berlin zagra w hicie piątej kolejki Bundesligi z Bayernem i będzie to mecz wicelidera z liderem. Faworyt jest oczywisty, ale dla Unionu nie ma rzeczy niemożliwych. W tym klubie za nic mają stereotypy. Tam nie powiela się schematów i nie obiera utartych ścieżek. Union podąża własną drogą, nierzadko pod prąd i wbrew logice. I niemal zawsze dobrze na tym wychodzi.
Gdyby ktoś was spytał o to, jak buduje się mocną drużynę, odparlibyście pewnie zgodnie z utartym schematem, że najzdrowiej mieć stabilną kadrę i dorzucać do niej co okno 2-3 piłkarzy, którzy są w stanie z miejsca wskoczyć do podstawowej jedenastki i natychmiastowo podnieść poziom zespołu. Co na to Oliver Ruhnert? Odkąd Union Berlin w 2019 r. awansował do Bundesligi, do klubu za jego przyczyną trafiło w sumie… 65 zawodników. I mam tu na myśli wyłącznie transfery z zewnątrz, nie uwzględniam przesunięć z drugiej drużyny czy z ekipy juniorów do pierwszej kadry. Nieźle, jak na cztery letnie okienka. W tym okresie Union opuściło aż 68 graczy, co oznacza, że średnio co okienko 16 piłkarzy przychodzi, a 17 z niego odchodzi. Wariactwo.
Dalsza część tekstu pod wideo
Co więcej, na nowych zawodników wydano w tym okresie w sumie zaledwie 45 mln euro. Średnio więc każdy z nich kosztuje klub mniej niż 1 mln euro, co oczywiście oznacza, że berlińczycy pozyskują wielu graczy bez kwoty odstępnego. Z reguły takich będących na zakrętach swoich karier, ewentualnie takich, jak w ostatnim czasie Jannik Haberer, którzy chcą powrócić do dawnej formy po przewlekłych kontuzjach. Warto także dodać, że w ostatnich trzech latach Union ma dodatni bilans transferowy, bo wpływy z transferów wychodzących sięgają 53 mln euro. Reasumując - w ciągu czterech lat klub ze stolicy Niemiec zrobił nadwyżkę transferową w wysokości około 8 mln euro, zamieniając w tym czasie Sebastiana Anderssona na Jordana Siebatcheu, Floriana Huebnera na Robina Knochego, Manuela Schmiedebacha na Raniego Khedirę, czy Sulejmana Abdullahiego na Sheraldo Beckera. Innymi słowy mówiąc - dokonano niewyobrażalnego skoku jakościowego i jeszcze zarobiono na tym całkiem przyzwoite pieniądze.
tabela bundesligi
wlasne

Handlarz aut

Union działa na rynku transferowym niczym sprawny handlarz aut, który ma obcykane wszystkie autoszroty i komisy samochodowe w najbliższej okolicy. Bierze do siebie lekko sfatygowane i zużyte sztuki, odpicowuje je i sprzedaje dalej jako “funkiel nówki”. Będący już na peryferiach poważnej piłki Max Kruse dostał w Unionie nowe piłkarskie życie, po czym podpisał bardzo lukratywny kontrakt z Wolfsburgiem. Taiwo Awoniyi był przeciętnym napastnikiem w Mainz, a po pobycie w Berlinie powędrował za ciężkie pieniądze do Premier League, stając się najdroższym transferem w historii Unionu. Roberta Andricha wyciągnięto z drugoligowego Heidenheim (gdzie nie zawsze miał miejsce w podstawowym składzie), a dziś to podpora Bayeru Leverkusen, który za chwilę zagra w Lidze Mistrzów.
Rezerwowy bramkarz Eintrachtu, obrońca znaleziony w drugoligowym Fuerth, rezerwowy z Wolfsburga, rezerwowy z Porto, podstarzała legenda klubu, przeciętniak z Augsburga, norweska zapchajdziura, Węgier bez większego doświadczenia w Bundeslidze, odrzut z Freiburga, skrzydłowy przemianowany na napastnika i napastnik z ligi szwajcarskiej. Tak z grubsza (oczywiście lekko przerysowując) wyglądał skład Unionu na wygrany 20 sierpnia mecz z Lipskiem. Na odstępne za wszystkich tych piłkarzy wydano w sumie nieco ponad 8 mln euro, przy czym sam Siebatcheu pochłonął aż 6 mln. No i ten wesoły zestaw pokonał tych wszystkich Wernerów, Nkunków, Olmów czy innych Szoboszlaiów. Świadczy to tyleż o doskonałym skautingu ekipy pod nadzorem Olivera Ruhnerta, co o fenomenalnej pracy trenera Ursa Fischera, który z przeciętnych w skali Bundesligi zawodników jest w stanie uformować zespół konkurencyjny dla najlepszych w lidze.
W Unionie każdy na boisku ma swoje zadania do wypełnienia i musi się restrykcyjnie trzymać planu. Jedynym piłkarzem, mogącym sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa, jest Sheraldo Becker, który operuje na całej szerokości boiska i sam decyduje, w którym sektorze chce się akurat znaleźć. A propos Beckera - to właśnie on jest najlepszą wizytówką pracy szwajcarskiego szkoleniowca. Przychodził do Unionu jako dość jednostronny skrzydłowy, który uwielbiał rajdy przy linii bocznej. Dziś to pełnoprawny następca Maksa Krusego. 27-latek znakomicie potrafi transportować piłkę z defensywy do ofensywy, tyle że robi to zdecydowanie szybciej niż jego poprzednik. To on nadaje rytm kontrze i napędza Jordana Siebatcheu. Biorąc pod uwagę gole i asysty, na ten moment jest wraz z Jamalem Musialą najlepszym graczem w całej lidze (1.84 gola lub asysty na 90 minut).
Becker powinien też być drogowskazem dla innych, którzy zakotwiczyli w Unionie. Z każdym kolejnym rokiem jego rola w zespole sukcesywnie rośnie. W swoim pierwszym sezonie rozegrał zaledwie 17% minut, w kolejnym 36, w poprzednim 51, a dziś trudno wyobrazić sobie zespół bez niego (81% czasu na boisku). Do tego dołączył do rady drużyny. A przecież jeszcze rok temu nosił się z zamiarem odejścia z klubu. Jeśli nie spuści z tonu, za rok będzie się pewnie nosił z takim samym zamiarem, ale za inne pieniądze, na zupełnie innych warunkach i do innej ligi.

Ogromne wrażenie

Union zagina czasoprzestrzeń nie tylko na rynku transferowym. Matematyka też często nie daje mu rady. Według modelu goli oczekiwanych (“fbref.com”), berlińczycy zasłużyli w tym sezonie na trzy strzelone bramki. Sąpod tym względem drugim najgorszym zespołem w lidze, wyprzedzając tylko Augsburg. Tymczasem mają ich aż 11, co daje im drugą najwyższą pozycję w stawce, oczywiście za Bayernem. Stosunek goli strzelonych do goli oczekiwanych na poziomie +7,9 po czterech kolejkach to kosmiczny wynik. Union jest wręcz klinicznie skuteczny pod bramką przeciwnika. Z 19 celnych strzałów, jakie piłkarze Ursa Fischera oddali w tym sezonie, aż 11 znalazło drogę do bramki.
To nie wszystko. Pod względem zagrożenia generowanego pod bramką rywala po stałych fragmentach gry są najgorsi w lidze (xG wg algorytmu “theanalyst.com” wynosi po 4 kolejkach zaledwie 0,18), tymczasem zdołali trafić do bramki przeciwnika po zagraniach ze stojącej piłki już trzy razy. Nikt w lidze nie robił tego częściej. Z reguły nie przeszkadzają przeciwnikowi w swobodnym wyprowadzeniu piłki od własnej bramki (średnio pozwalają mu na ponad 16 podań, zanim wykonają akcję defensywną - jeden z najgorszych współczynników w lidze) i niezbyt chętnie ruszają do wysokiego pressingu (tylko 19 odbiorów w tercji atakowanej - najmniej w całej lidze), a mimo to, pod względem liczby oddanych strzałów po wysokich odbiorach, plasują się w środku stawki, w bezpośrednim sąsiedztwie Lipska i Borussii Dortmund.
To dopiero początek sezonu, ale wyniki osiągane w pierwszych kolejkach przez Union Berlin robią ogromne wrażenie. W pierwszym sezonie, po awansie do 1. Bundesligi, zajęli w tabeli jedenaste miejsce. Rok później siódme. W poprzednim sezonie skończyli na piatym. Strach pomysleć, co zrobią w bieżącym…

Przeczytaj również