To jest sensacja Ligi Mistrzów. Był o krok od zesłania, teraz uciszył Barcelonę
Mecz PSG z Barceloną (4:1) pokazał, że można przejść dalej nawet bez topowej formy Kyliana Mbappe i że Vitinha, Ousmane Dembele albo Bradley Barcola również potrafią powalczyć o swój reflektor uwagi. Szczególnie ten ostatni potrzebował takiej chwili. Półtora roku temu w Lyonie spychany był na wypożyczenie do ligi szwajcarskiej. Dzisiaj jest oczkiem w głowie Luisa Enrique i gościem, który za chwilę zatańczy w półfinale Ligi Mistrzów.
Futbol znowu spłatał nam figla. Znowu przypomniał, że na najwyższym poziomie nie wygrywa się jedynie umiejętnościami, ale też głową. PSG pod tym względem udźwignęło presję, pokazując Barcelonie, że wbrew pozorom nie jest drużyną jednego Mbappe. Ma lekkość w ofensywie, potrafi odrabiać straty i nie sypie się jak domek z kart przy pierwszym niepowodzeniu. Żaden francuski zespół w historii nie awansował do półfinału Ligi Mistrzów po porażce w pierwszym meczu, a oni to zrobili. Wykorzystali czerwoną kartkę Ronalda Araujo i to, że piłkarze Xaviego, zamiast przegrać z nimi, to przede wszystkim przegrali z samym sobą.
Nowa gwiazda na scenie
Bradley Barcola jest jednym z bohaterów tego dwumeczu, bo już na Parc des Princes pokazał, że warto dać mu szansę. Wszedł na ostatni kwadrans za Lee Kang-Ina i zagrał z fantazją i nieustannym ciągiem na bramkę. Luis Enrique, który dawniej dał zadebiutować w reprezentacji Hiszpanii 17-letniemu Gaviemu po zaledwie czterech meczach w klubie, nigdy nie bał się stawiać na młodzież. Przed rewanżem podjął dwie świetne decyzje: pierwsza to obecność Zaire’a Emery’ego w środku pola, choć temu ciągle brakuje formy z jesieni. Drugą było zaufanie dla Barcoli na lewej stronie, bo to na nim Araujo dostał czerwoną kartkę, co podcięło skrzydła gospodarzom i natychmiast napędziło gości.
Właśnie po to jest Liga Mistrzów. Nie ma większej sceny w klubowej piłce - miejsca, gdzie dostajesz najszybszą windę świata, w tydzień możesz podbić swoje nazwisko, o ile oczywiście wykorzystasz szansę. Nazwisko Barcola dotąd nie elektryzowało fana spoza “bańki” Ligue 1. Nawet tam stawia dopiero pierwsze kroki, a dwa gole i pięć asyst w sezonie szału nie robią. Trzeba jednak pamiętać, że to jego pierwszy rok w Paryżu. Dopiero we wrześniu skończy 22 lata. Poza tym w ofensywie mieli błyszczeć Randal Kolo Muani i Goncalo Ramos, czyli piłkarze sprowadzeni za 140 mln euro. Ten ostatni w rewanżu nawet nie podniósł się z ławki, a Kolo Muani wszedł chyba tylko po to, by kamery mogły uchwycić moment zejścia Ousmane’a Dembele. To był kolejny bohater tego wieczoru - mimo gwizdów z wiecznym bananem na twarzy i poczuciem dobrze wykonanej roboty.
Krok od zesłania
PSG w ostatnich pięciu latach aż trzy razy dochodziło do półfinału - z Thomasem Tuchelem i Mauricio Pochettino, kolejno w 2020 i 2021 roku. Przyjeżdżali jako gwiazdozbiory z Neymarem, Di Marią, Icardim albo Verrattim, jeśli ten akurat był zdrowy. Na temat obecnego PSG często mówiło się, że jest drużyną bez dawnego blasku. Luis Enrique często irytował dziennikarzy, gdy opowiadał im zupełnie coś innego niż to wszyscy widzieli na boisku. Ale to jego upór teraz triumfuje, a Vitinha, za którego dwa lata temu zapłacono Porto 40 mln euro, wyrasta na jedną z najlepszych inwestycji tego klubu.
Barcola z sumą transferu 45 mln euro jest 13. najdroższym graczem PSG w historii. Może nie był tani, bo Lyon trzy razu odrzucał ofertę, ale docelowo to może być ktoś, kto w przyszłym sezonie otworzy spadochron i sprawi, że zejście na ziemię po odejściu Mbappe będzie nieco lżejsze.
Barcola to też triumf Luisa Camposa, dyrektora odpowiedzialnego za transfery w Paryżu. Gdy przychodził rok temu, mówił, że PSG musi być bardziej francuskie. Zapowiadał mocniejsze skupienie się na lokalnym rynku i wyciąganie perełek jak dawniej Mbappe, gdy zaczynał robić szum w Monaco. W ten sposób pozyskano Hugo Ekitike, choć ten na razie nie dojechał i aktualnie jest na wypożyczeniu w Eintrachcie Frankfurt. Barcola z kolei to przykład zawodnika, który świetnie zaadaptował się w stolicy. Wykorzystał szansę, choć pół roku przed transferem do PSG, Lyon chciał go wysłać na wypożyczenie do szwajcarskiego St. Gallen. Laurent Blanc nie dawał mu szans. Dopiero kontuzje w zespole sprawiły, że wiosną 2023 roku odważniej postawił na młodzieżowego reprezentanta Francji.
Oczy selekcjonera
W tamtym momencie, w końcówce zeszłego sezonu zobaczyliśmy przebłysk nowej gwiazdy: piłkarza, który w szalonym meczu Lyon - Montpellier (5:4) potrafił zaliczyć hat-trick asyst. Dużo zyskał na współpracy z doświadczonym Alexandrem Lacazettem. Zresztą od marca do czerwca strzelił cztery gole i zanotował osiem asyst. Być może w dawnych czasach Lyon byłby w stanie zatrzymać taką gwiazdę i przedstawić jej inspirującą propozycję przyszłości. Klub ten jednak od dawna błąka się w chaosie. Niby ma jeszcze świetną akademię, ale to normalne, że każdy wyróżniający się chłopak chce ruszyć przed siebie. Niecały rok po transferze fakty są następujące: mecz na Montjuic oglądał asystent Didiera Deschampsa, Guy Stephan. I nie ma wątpliwości, że takim występem Barcola zbliżył się do reprezentacji Francji i EURO 2024. Do tej pory nie zagrał w dorosłej kadrze ani razu.
Ciekawe jest to, że jego brat, 24-letni Malcolm, też wychowanek Lyonu, już od dobrych pięciu lat gra w reprezentacji Togo z racji pochodzenia rodziców. Bradley też miał rozmowę z tamtejszą federacją, ale od początku nastawiony był tylko na Francję. Inspiruje go historia Kyliana Mbappe. Dobrze wie, że jego czas nachodzi, a półfinał Ligi Mistrzów i EURO 2024 to idealny moment, by jeszcze mocniej zrobić hałas. Jego agentem jest Jorge Mendes i on już wie, że cena za młodego Francuza od teraz zacznie pędzić w górę.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.