Nikt nie zarabia tyle na wychowankach. Długofalowa strategia giganta Premier League. "Znów to zrobili"
Ponad 75 milionów euro. Oto zarobek Manchesteru City w ciągu ostatniego roku na sprzedaży wychowanków bez szerszego doświadczenia w seniorskiej piłce. Mistrzowie Anglii wyrastają na klub, który najlepiej w kraju spienięża “produkty” swojej akademii. Teraz znów to zrobili.
Co jasne, skuteczne działanie na rynku transferowym to nie tylko zakupy w dobrej cenie, ale i rozsądna, korzystna sprzedaż. Ostatnie kilkanaście miesięcy pokazało, że Manchester City znalazł sposób na poprawienie bilansu w księgach dzięki utalentowanej młodzieży, rozwijającej się w zespołach juniorskich. Choć wielu kibiców angielskiej piłki może czuć niesmak w obliczu 115 zarzutów dotyczących finansowych nadużyć klubu w ostatniej dekadzie, warto pochwalić go za to, co robi dobrze. System szkolenia młodych piłkarzy na Etihad Stadium mają na najwyższym poziomie. I to, jak go wykorzystują, można stawiać za przykład. Akademia City rośnie w siłę, zawodnicy drużyn do lat 19 i 21 osiągają świetne wyniki. Część z nich wspomaga klub, naturalnie wskakując do kadry pierwszego zespołu, inni pozwalają zgromadzić środki, dające większą swobodę na rynku transferowym. A to również dowód skutecznego zarządzania.
Zarobić na “swoich”
Pomimo ściągnięcia w poprzednim sezonie m.in. Erlinga Haalanda i Kalvina Phillipsa za odpowiednio 60 i 50 mln euro, Manchester City wyszedł na transferach na pokaźnym “plusie”. “Obywatele” wydali łącznie 150 mln, a zarobili około 210. I choć dużą część tej kwoty wygenerowały sprzedaże Raheema Sterlinga, Gabriela Jesusa czy Ołeksandra Zinczenki, to ponad 45 mln zapewniły odejścia pięciu piłkarzy, którzy łącznie uzbierali trzy spotkania na najwyższym poziomie w angielskim futbolu. “The Citizens” zaczynają zgarniać finansowe korzyści rozwoju klubowej akademii. I to na ogromną skalę.
Gavin Bazunu, Romeo Lavia, Sam Edozie, Juan Larios, Darko Gyabi. Jeszcze 12 miesięcy temu te nazwiska wielu z Was pewnie nic nie mówiły. Ba, nawet teraz większość z nich to raczej zupełne anonimy. I trudno się dziwić, bo ich doświadczenie w dorosłym futbolu było szczątkowe. Pierwszy miał na koncie dwa wypożyczenia do trzeciej ligi. Dwaj kolejni pojedyncze występy w meczach pucharowych dla City. Ostatni duet nie zanotował ani jednego spotkania w dorosłej piłce. Pomimo tego Southampton postanowiło wyłożyć niemałą kasę na pierwszą czwórkę z wymienionego grona, a Gyabi został kupiony przez Leeds United. Jedna piąta przychodów z transferów wychodzących została więc wygenerowana przez niedoświadczonych, 20-letnich lub młodszych graczy.
Teraz ponownie udaje się zarabiać istotne sumy. Southampton ściągnęło kolejnego młodziana z zaledwie jednym meczem na dorosłych boiskach, Shea Charlesa. Burnley z kolei dopina zakup 20-letniego bramkarza, Jamesa Trafforda, za ponad 20 milionów euro. Co prawda golkiper właśnie był bohaterem angielskiej młodzieżówki, broniąc rzut karny i dobitkę w doliczonym czasie finału EURO U-21 przy wyniku 1:0, ale nie miał nawet okazji zagrać na poziomie wyższym niż League One.
Dobra akademia to rzecz jasna sposób na przygotowanie wartościowych zawodników do pierwszej drużyny - a takich na Etihad też sobie w ostatnich latach wykreowali, w osobach Phila Fodena, Rico Lewisa czy wchodzącego powoli do zespołu Cole’a Palmera. Ale to również potencjalna maszynka do zarabiania pieniędzy, bardzo istotnych, aby spełnić wymogi Finansowego Fair Play. Takie sprzedaże pozwalają na duży komfort. Rok temu “sfinansowały” kwotę odstępnego Erlinga Haalanda. W bieżącym zaraz zbilansują pieniądze wydane na Mateo Kovacicia.
W poszukiwaniu diamentów
Akademia City zrobiła w ostatnich latach ogromny progres. Właściciele z Bliskiego Wschodu przeprowadzili bowiem w niebieskiej części Manchesteru organizacyjną rewolucję i nie ograniczali się tylko do kupowania ogromnych nazwisk. Zainwestowali w ośrodki treningowe i pion szkolenia młodzieży. Zadbali o to, żeby skauci wyszukiwali i ściągali utalentowanych juniorów z innych drużyn. Dzięki temu udało się zbudować solidne fundamenty pod klub rozwijający się długofalowo.
- Teraz obserwujemy skutki inwestycji, które zostały poczynione wiele lat temu. Gdy klub został przejęty przez City Football Group, nowi właściciele już na starcie zapowiedzieli, że akademia będzie ważnym punktem budowania tożsamości klubu. Po przyjściu Pepa Guardioli ten proces nabrał jeszcze większego znaczenia, gdyż Katalończyk całkowicie zrewolucjonizował nie tylko grę pierwszej drużyny, ale też funkcjonowanie wszystkich struktur młodzieżowych - mówi nam Jan Micygiewicz, redaktor portalu “Angielskie Espresso”. - Jeśli podliczymy sobie, ile pieniędzy klub zarobił w ostatnim czasie na sprzedaży wychowanków, to są to realnie znaczące kwoty. Posiadanie w składzie wychowanków to też ważny czynnik: przede wszystkim dla kibiców. Gdyby City tylko sprzedawało młodych zawodników, a żaden nie przebiłby się do pierwszej drużyny, to na pewno wywołałoby to niezadowolenie fanów.
Od trzech sezonów drużyny “Obywateli” sięgają po mistrzostwa Anglii w Premier League 2 (rozgrywki U-21, jeszcze do niedawna U-23) oraz U-18 Premier League. Obecnie “The Citizens” wyznaczają zatem standardy nie tylko na największej scenie, ale i na poziomach młodzieżowych. To wpływa na postrzeganie produktów ich akademii. Nie bez znaczenia jest też sukces Phila Fodena, jak i Jadona Sancho, wypromowanego w barwach Borussii Dortmund po tym, jak opuścił Etihad zawiedziony brakiem szans w pierwszym zespole.
- Przypadek Sancho jest trochę inny od pozostałych, bo dołączył on do klubu dopiero w wieku 15 lat i nigdy nie przebił się do poziomu pierwszej drużyny. Foden i Lewis to za to bez dwóch zdań najlepsze dowody na fantastyczną pracę z młodzieżą, jaką wykonuje się w niebieskiej części Manchesteru. Gdyby nie ich sukcesy w pierwszym zespole City, to uważam, że spojrzenie z zewnątrz na klubową akademię byłoby trochę inne - twierdzi nasz rozmówca.
Rywale zdają sobie sprawę, że “The Citizens” mają aktualnie najlepsze grupy młodzieżowe w kraju. Starają się więc wykorzystać okazję, by “upolować” kolejnego Sancho, którego odejścia City mogłoby pożałować. Są w stanie zaryzykować wyłożenie kilku milionów funtów, bo to może się opłacić. Tak było właśnie z Southampton. “Święci” rok temu rzucili się wręcz na ekipę Premier League 2 mistrzów kraju, wyciągając z niej czterech zawodników. To jednak nie mogło dziwić, bo dyrektorem sportowym na St Mary’s został odpowiedzialny wcześniej za transfery młodzików na Etihad Joe Shields. Znając świetnie nastoletnich graczy, postanowił skorzystać ze swej wiedzy.
Z jednej strony można zwrócić uwagę, że Edozie czy Larios się nie przebili, a Bazunu okazał się jednym z najsłabszych bramkarzy w lidze. Z drugiej, po spadku, zdającym się nadciągać od przynajmniej kilku lat, będą mieli okazję na okrzepnięcie i odnalezienie się na południowym wybrzeżu. Pomimo tego inwestycja prawdopodobnie się spłaci, bo ostatni z młokosów, Romeo Lavia, wyrósł na jeden z najbardziej gorących “towarów” Premier League. 19-latka mają obserwować największe marki w kraju: Arsenal, Liverpool czy Chelsea. “Soton” żąda za niego prawie 60 milionów euro.
- To nie przypadek, że absolwenci akademii City są obecnie tak rozchwytywani. Wszystkie ich zespoły młodzieżowe grają futbol podporządkowany pod pierwszą drużynę. Inne kluby widzą w tych zawodnikach cechy, które są potrzebne do atrakcyjnej piłki na wysokim poziomie, więc są gotowe zainwestować poważne pieniądze w ich rozwój - tłumaczy Micygiewicz. - To oczywiste, że na Etihad rywalizacja stoi na ogromnym poziomie, więc mało komu udaje się przebić. Przypadki Palmera i Lewisa w ostatnich dwóch latach pokazują jednak, że nie jest to niemożliwe. Ważne, że gdy City sprzedaje piłkarzy, to w większości przypadków zapewnia sobie klauzulę odkupu. Jeśli uznają, że pomylili się co do oceny danego zawodnika i okaże się wart pierwszej drużyny, zawsze mogą go odkupić.
Nie dziwi więc, że tego lata “Święci” kolejny raz postanowili poszukać wzmocnień w tym samym miejscu, kupując kapitana ekipy do lat 21, wspomnianego Shea Charlesa. Nie trudno też zrozumieć, dlaczego Burnley, prowadzone zresztą przez Vincenta Kompany’ego, legendę Manchesteru City, która już w poprzednich rozgrywkach skorzystała z konotacji z klubem z Etihad, by wzmocnić zespół, wydaje niemałą kwotę na Trafforda. Wszyscy widzą bowiem, że w tak mocnej akademii, jak ta City, można znaleźć diamenty czekające tylko na szansę w dorosłej piłce. I dlatego są gotowi podjąć ryzyko.
Warto ich naśladować
W realiach nowoczesnego futbolu akademie nie stanowią dla najmocniejszych klubów podstawy, jeśli chodzi o budowę kadry. Można wręcz stwierdzić, że jeśli raz na dwa lata “wychodzi” z nich zawodnik użyteczny w rotacji w perspektywie kilku lat, to jest to świetny wynik. Standardy stale rosną, czołówka nieustannie się rozwija, wymagania stają się coraz wyższe. Dlatego też korzystanie ze szkółek, zwłaszcza w przypadku zespołów walczących o najwyższe cele, wymaga szerszej strategii.
Wykorzystanie ich do generowania przychodów, bardzo ważnych dla budżetu oraz spełnienia wymogów finansowych, to kolejny aspekt efektywnego zarządzania. Pod tym względem Manchester City działa niesamowicie skutecznie i może stanowić punkt odniesienia dla konkurencji. Nawet jeśli na Etihad tracą swoje talenty, to najczęściej zawierają w umowie transferu klauzulę odkupu lub gwarantują sobie procent od kolejnej sprzedaży. W przypadku Lavii to np. 20%, a więc prawdopodobnie ponad dziesięć dodatkowych milionów euro. Duże inwestycje w infrastrukturę, personel z najwyższej półki oraz budowa marki poprzez sukcesy pozwoliły “Obywatelom” zbudować najlepszą szkółkę w kraju, z której mogą czerpać długofalowe korzyści.
Niegdyś zespoły ze środka i dołu tabeli Premier League regularnie przygarniały graczy z akademii Manchesteru United. Wielu z nich, choć nie spełniało wysokich wymagań na Old Trafford, stanowiło bowiem wartościowe opcje dla notowanych niżej drużyn. Ich szkółka straciła jednak dawny blask. Teraz pierwsze skrzypce zaczynają grać sąsiedzi.
- Liczne sukcesy w rozgrywkach młodzieżowych pokazują, że akademia City jest aktualnie jedną z najlepszych w Anglii. Jeżeli dodamy do tego wychowanków, którzy wskoczyli do pierwszej drużyny i duże kwoty zarabiane przez klub na tych, którzy nie mogli się przebić, to widzimy, że mamy do czynienia z długofalowym projektem, przynoszącym mnóstwo korzyści. Jestem pewien, że strategia, którą widzimy teraz, będzie kontynuowana w najbliższych latach - konkluduje Micygiewicz. - Pytanie tylko, jak często wychowankowie dadzą radę przebijać się do pierwszej drużyny. W idealnym świecie co roku mielibyśmy przypadek nowego Rico Lewisa z zeszłego sezonu, ale trudno na to liczyć przy rywalizacji panującej w zespole Guardioli.
Biorąc pod uwagę ostatnie kilkanaście miesięcy, “The Citizens” są najlepiej sprzedającym własne “produkty” klubem w kraju. I niewykluczone, że właśnie takie generowanie środków okaże się bardzo ważnym elementem ich strategii na kolejne lata. Zwłaszcza jeśli wśród ostatnich sprzedaży pojawi się kolejny “hit” na miarę Lavii. Wówczas z pewnością znajdą się następni chętni, aby zaryzykować i dać szansę tym, którzy w niebieskiej części Manchesteru nie zamierzają na nią dłużej czekać.