Nikt nie sądził, że wróci tak dobry. Nowy atut Francuzów alarmem dla Polski
Nie zakopał się na arabskiej pustyni. Nie dość, że N’Golo Kante po dwóch latach wrócił do reprezentacji Francji, to jeszcze zrobił to w świetnym stylu, będąc jednym z najlepszych piłkarzy w meczu z Luksemburgiem (3:0). Didier Deschamps znowu miał nosa. Powołanie dla 33-latka było zaskoczeniem, ale jeszcze większym będzie to, gdy za chwilę na nowo stanie się podstawowym graczem wicemistrzów świata.
Nie są to dobre informacje dla reprezentacji Polski. 25 czerwca na Signal Iduna Park brzmi jak wyrok, a teraz jeszcze napływają wieści, że Kylian Mbappe po podpisaniu kontraktu z Realem Madryt łapie wyśmienity humor i że obecność takich liderów jak N’Golo Kante pomaga Francuzom złapać pion. Didier Deschamps w ostatnim roku próbował odmładzać skład, dając szansę w środku pola chociażby 25-letniemu Youssofowi Fofanie, ale od dawna mówiło się o tym, że nie do końca ma zaufanie do ludzi na dorobku. Eduardo Camavinga, Aurelien Tchouameni, czy Warren-Zaire Emery - wszystko fajnie, ale to nie ci piłkarze dawali Francuzom złoty medal mistrzostw świata.
Inna twarz lidera
N’Golo Kante z 2024 roku nie jest tym samym graczem, co w 2018 roku, ale jego osobowość i wciąż wysoka jakość potrafią wywołać w drużynie najlepsze wspomnienia. Koledzy z kadry mówią, że rok w Arabii Saudyjskiej sprawił, że częściej się odzywa i nie jest już tak zahukany jak dawniej. Wrócił do drużyny, która w międzyczasie trochę się zmieniła. Wielu graczy spogląda na niego jak w obrazek, a on, czując odpowiedzialność, częściej bierze młodych pod ramię i rzuca instrukcjami. Nikt nie spodziewał się, że jego powrót po dwóch latach wypadnie tak dobrze. Dziennik L’Equipe za mecz z Luksemburgiem wyżej ocenił tylko Kyliana Mbappe. Kante biegał po boisku przez 64 minuty. Stracił tylko dwie piłki, zaliczając 63 kontakty. Wygrał cztery na pięć pojedynków defensywnych. Poza tym często popychał akcje do przodu, kreując dwie sytuacje bramkowe.
Był czas, gdy mówiono, że Kante już się skończył. W ciągu ostatnich trzech lat miał 12 kontuzji. Ostatni sezon w Chelsea wyglądał tak, że zagrał raptem dwa spotkania i widać było, że na wymogi wielkiej piłki stał się zbyt kruchy. Coraz częściej pojawiały się artykuły o jego problemach pozaboiskowych: nękaniu ze strony gangsterów, czyli byłych kolegów z osiedla. Wielu ludzi próbowało wykorzystać jego dobroć albo czasem po prostu naiwność. Kante w wywiadzie dla L’Equipe mówił: “Byłem zbyt miły”, a potem jeszcze bardziej zakopywał się w bagnie. Jeśli wierzyć France Football, jest jedynym mistrzem świata z 2018 roku, który po wygraniu tytułu nie wrócił do rodzinnego klubu, by zaprezentować medal dzieciom. Zrobił to, by chronić siebie. Jego transfer do Arabii Saudyjskiej też można traktować jako próbę znalezienia nowego otwarcia.
Pierwiastek mistrza
Były pomocnik Chelsea w marcu skończył 33 lata. Aż trudno uwierzyć, że cały sezon przeszedł bez kontuzji, w sumie odhaczając aż 44 mecze w barwach Al-Ittihad. Oczywiście, klub, gdzie gra też Karim Benzema, nie wygrał mistrzostwa. Piąte miejsce jest wielkim rozczarowaniem, ale Kante robił swoje. Po długim okresie dołów i kontuzji, złapał odpowiedni rytm. Didier Deschamps mówi: “Nigdy go nie skreśliłem. Wiedziałem, że wróci”. Dotąd w historii francuskiej kadry jedynym piłkarzem spoza Europy był Andre Pierre Gignac, zaraz po wyprowadzce do Meksyku. Kante jest drugim wyjątkiem. Niektórzy sądzili, że jedzie tam tylko jako maskotka, a on meczem z Luksemburgiem pokazał, że wciąż może być dla tej reprezentacji wartością dodaną.
Francuska federacja wprowadziła zasadę, że każdy z mistrzów świata z 2018 roku w dowolnej chwili może odzyskać swój numer. Kante nie było w zespole Deschampsa od 3 czerwca 2022 roku, gdy zagrał w przegranym meczu z Danią (1:2). Kiedy na nowo wspinał się po schodach Chateau de Clairefontaine, wiedział, że zaraz po przekroczeniu progu czeka na niego wytęskniona koszulka z numerem 13. To było emocjonalne popołudnie, podczas którego wizytę złożył nawet Michel Platini. Wielu graczy, jak Randal Kolo Muani, Youssouf Fofana, Ibrahima Konate, czy Jonathan Clauss nigdy nie grali z Kante. Ten ostatni był piłkarzem drugoligowego Quevilly, gdy N’Golo rozdawał karty na mundialu w Rosji. Każdy patrzy na niego z respektem. Poza tym to najukochańszy piłkarz świata, gość z globalną sympatią, którego skromność i szczerość uśmiechu kradnie serca.
To miał być koniec
Kante w meczu z Luksemburgiem skorzystał na tym, że kontuzji doznali Aurelien Tchouameni i Adrien Rabiot. Piłkarz Realu Madryt powoli wraca do zdrowia, ten drugi też zaraz będzie gotowy, ale Deschamps cały czas ma wrażenie, że musi dodać w środku pola trochę doświadczenia i mentalności, która wygrywała już wielkie turnieje. Jeśli Kante powtórzy dobry występ w meczu z Kanadą (9 czerwca, Bordeaux), niewykluczone, że w trakcie EURO 2024 będzie nawet piłkarzem pierwszego składu. 33-latek w poprzednim sezonie rozegrał prawie 4000 minut. Więcej niż Clauss (3344), Rabiot (2941) albo Pavard (2322). Jest gotowy na wielkie wyzwania: pytanie tylko, czy ten błysk nie zgaśnie, gdy naprzeciwko pojawi się naprawdę mocny rywal i wrzuci gracza Al-Ittihad na trochę większe obroty.
Zaraz po powołaniu L’Equipe przeprowadziło długą rozmowę z Francuzem. W pewnym momencie padło proste pytanie: “Czy myślałeś, że to już koniec?”. Kante nie lukrował rzeczywistości, odpowiadając: “Oczywiście, że tak”. Szybko zaczął wymieniać piłkarzy, którzy w ostatnim czasie wyparowali z reprezentacji, jak Hugo Lloris, Raphael Varane, czy Blaise Matudi. Z powodu zawieszenia nie ma też Paula Pogby, z którym Kante znakomicie rozumiał się w środku pola. Tak naprawdę wchodzi dziś do innego zespołu. To nie jest reprezentacja tak silna jak dawniej, bo w ostatnim roku dwukrotnie przegrała z Niemcami i zremisowała z Grecją. Niech nikogo nie zmyli zwycięstwo nad Gibraltarem 14:0 jesienią poprzedniego roku, bo to w kontekście mistrzostw Europy niczego nie oznacza.
Wygrana z Luksemburgiem znowu była łatwa i komfortowa, ale widać było, że obudziła uśmiech, którego ta kadra potrzebuje. Owacja, jaką Kante dostał przy zmianie w drugiej połowie, pokazuje, że upływ czasu nie wygasza jego popularności. Le Parisien napisał: “Pod względem decybeli, mógłby się z nim równać tylko Kylian Mbappe”. Obaj mają znakomity kontakt w szatni i już kombinują, co zrobić, by powtórzyć sukces sprzed sześciu lat. Świetna forma Kante ewidentnie zwiększa szanse.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.