Nigdy nie skreślaj Harry’ego Maguire’a. Ten Hag wie, że popełnił błąd. Wyjątkowa postawa fanów United [WIDEO]
Jego przypadek pokazuje, że piłka to nieustanna opowieść o upadaniu i wstawaniu. Trzeba mieć psychikę ze stali, by nie dać się kulom śniegowym hejtu, a zaraz potem założyć pelerynę superbohatera i odwrócić schemat. Harry Maguire jest pod tym względem wielki. Manchester United od 14 miesięcy nie przegrał meczu, gdy reprezentant Anglii wychodzi w pierwszym składzie, ale o tym nie przeczytacie w memach.
Żaden z zawodników nie zapłacił takiej ceny za pamiętną porażkę 0:4 z Brentford na początku kadencji Erika ten Haga. Żaden nie odebrał telefonu o tym, że pod jego domem jest bomba, a przecież wcześniej zdarzały się też inne incydenty, bo wszędzie tam, gdzie pojawia się Harry, momentalnie widać pianę na ustach. Internet pełen jest przeróbek filmu, w którym Maguire po meczu rzuca koszulkę, a ludzie robią unik jakby leciał tam worek z odchodami. Na kimś trzeba przecież wyładować frustrację. Zastrzyk łatwej dopaminy leży pod ręką - wystarczy dołączyć do plemiona hejterów i skakać po gałęzi aż pęknie.
Mimo to Maguire nie pęka. Nie złamały go gwizdy we wrześniowym meczu reprezentacji ze Szkocją, bo od tego czasu trzy razy wyszedł w pierwszej jedenastce i trzy razy wygrał, za każdym razem będąc kluczową postacią. Manchester United dalej nie zachwyca i balansuje na krawędzi kompromitacji, ale przynajmniej ma ludzi, którzy w najgorszym momencie potrafią wyciągnąć go z otchłani. Co więcej, nie są to gwiazdy jak Marcus Rashford czy Bruno Fernandes, tylko zapomnieni Scott McTominay i właśnie Maguire. Wtorkowy mecz Ligi Mistrzów z Kopenhagą zaserwował nam to, co w piłce kochamy najbardziej: nieoczywistych bohaterów, moment odkupienia i zamianę tych “złych” w “dobrych”, bo przecież krytykowany na początku sezonu Andre Onana też potrzebował takiego meczu.
Wiara Southgate’a
Sprawa Maguire’a jest ciekawa, bo pokazuje jak błyskawicznie potrafią zmieniać się nastroje fanów - że rzadko gości tu obiektywizm, a wszystko napędzają przelotne momenty: jedna zła interwencja, krzywa mimika albo samobój, jak w meczu ze Szkocją, który przecież mógł zdarzyć się każdemu. Każdego tygodnia obrońcy popełniają błędy, ale przyjęło się najmocniej kopać Maguire’a. Jego kontakty z piłką naznaczone są większą uwagą, błędy są wyolbrzymiane, a wpływ na zespół pomijany, mimo że w ostatnim czasie wielu piłkarzy wystawiło mu laurkę za to jakim potrafi być liderem. Aaron Ramsdale mówi, że niewielu jest zawodników, którzy tak bardzo pomagają bramkarzom - wręcz prowadzą cię przez mecz. To samo mówił Conor Coady, który dopiero w kadrze zobaczył “jak wielki jest Harry”.
Kibic rzadko myśli o drużynie jako o strukturze, w której ważna jest niewidzialna chemia między graczami. Interesuje go to, co powierzchowne i to, co zostanie zakrzywione w postaci virala, pięciosekundowej migawki na Tik Toku. To patrzenie na piłkę tylko w jeden konkretny sposób dotykało w przeszłości choćby Emile’a Heskeya, krytykowanego w kadrze, którego brał potem w obronę Steven Gerrard, mówiąc: “Nawet nie wiecie, jak jego obecność rozładowuje napięcie i wzmacnia zespół”. Maguire miał szczęście, że w tym trudnym dla siebie roku cały czas miał oparcie w postaci Garetha Southgate’a. Nie jest to trener, który łatwo poddaje się wpływom z zewnątrz, sam przecież doświadczył nienawiści po EURO 1996 i doskonale wie, że upór i zbudowanie pancerza pozwalają na mozolne odgruzowanie opinii. Pisałem o tym TUTAJ w tekście o Beckhamie, który był mistrzem upadania i wstawania.
Prawda statystyki
Maguire w poprzednim sezonie cierpiał przez to, że Erik ten Hag ściągnął swojego obrońcę z Ajaksu (Lisandro Martinez), zaufał mu, a ten zwyczajnie dał radę. Zmienił się styl gry, a Harry nie dostał szans, by się do niego zaadaptować, bo został kozłem ofiarnym po porażce z Brentford (0:4) i od tego czasu ugrzązł na ławce. Nawet, gdy przychodziły urazy, Ten Hag wolał wstawiać do środka bocznych obrońców, co jeszcze bardziej podkopało pewność Maguire’a. Przed nowym sezonem stracił opaskę kapitana. Był już praktycznie na wylocie i nagle budzimy się w październiku, gdy to on ratuje trenera w momencie, kiedy statek Holendra nabrał wody. Procent zwycięstw Manchesteru z Harrym w jedenastce wynosi 78 procent. Drugi pod tym względem Victor Lindelof ma 62, a Lisandro Martinez - 61.
Można to oczywiście czytać na kilka sposobów. Statystykę na pewno zakłamuje fakt, że Maguire’a brakowało w starciach z najsilniejszymi rywalami, kiedy Manchester United tracił punkty. Z drugiej strony być może nadchodzi moment, by zaufać Harry’emu także w takich meczach, mimo że Ten Hag zakodował w głowie przekonanie, iż reprezentant Anglii źle wygląda w pojedynkach jeden na jeden, a takich jest więcej, kiedy grasz z Arsenalem albo Manchesterem City. Dziewięć żółtych kartek Maguire’a w poprzednim sezonie jest pewnym sygnałem do niepokoju, ale ciągle mówimy o graczu, który nieustannie musi odpierać ataki całego świata i walczyć o dobre imię. Nie walczy tylko na boisku. Cały czas musi udowadniać, że jest kimś więcej niż gościem z dużą, charakterystyczną głową, która dobrze klika się w socialach.
Przykład dla innych
Są zawodnicy, którzy pewnie by się poddali. Jadon Sancho do dziś nie potrafi wziąć się w garść i stawiać kroków od początku, a Maguire właśnie to zrobił. Znowu jest tym obrońcą, o którym możemy powiedzieć, że dobrze czuje się z piłką i zawsze znajduje na boisku odpowiednie korytarze. Na tym zbudował swoją markę, gdy zabiegał o niego Jose Mourinho, a zaraz po mundialu w 2018 roku angielscy kibice w przypływie entuzjazmu kupowali maski z jego twarzą. Był czas, gdy jedna z angielskich gazet wydrukowała tytuł “Największy żyjący Anglik”. Każdy dziennikarz dzwonił do byłych trenerów i nauczycieli, by szepnęli kilka słów o etyce pracy wychowanka Barnsley, o czym dziś mało kto już pamięta, bo tak moment spadania z drabiny był u Harry’ego tak samo szybki jak wtedy, gdy na nią wchodził.
Wtorkowy wieczór, gdy Stretford End skandował jego imię, zapamięta na długo. Wspólny wywiad z Andre Onaną zaraz po ostatnim gwizdku, z przyśpiewką fanów na swoją cześć w tle, oglądało się z uśmiechem na twarzy, bo trudno tego uśmiechu nie mieć, kiedy dwaj ciemiężeni piłkarze w końcu dostają swój moment chwały. Maguire zadedykował zwycięstwo zmarłemu Bobby’emu Charltonowi, legendzie klubu. Zaraz potem stwierdził, że czuje dumę, gdy pomyśli jak zareagował na wydarzenia ostatnich 12 miesięcy.
Pytanie, co zrobi teraz Ten Hag, gdy do zdrowia wróci Lisandro Martinez. Nadchodzące derby z Manchesterem City będą testem dla Maguire’a, choć ten już teraz może czuć się zwycięzcą i przykładem dla innych piłkarzy, na których świat postawił krzyżyk.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.