Niewiarygodny bilans Arsenalu. Przepaść zasypana, drugie miejsce to nie porażka

Niewiarygodny bilans Arsenalu. Przepaść zasypana, drugie miejsce to nie porażka
Nigel Bramley/Pressfocus
Maciej  - Łuczak
Maciej Łuczak19 May · 08:00
Przed ostatnią kolejką Premier League wyraźnym faworytem do tytułu jest Manchester City. Superkomputer Opta szanse na czwarte z rzędu mistrzostwo Anglii wycenia na 84 procent. Takie rozstrzygnięcie wcale jednak nie musi oznaczać, że wielkim przegranym tego sezonu będzie Arsenal. To byłoby bardzo niesprawiedliwe spojrzenie na zespół Mikela Artety.
Kiedyś wiecznie czwarci, teraz prawdopodobnie znów drudzy. Stereotypowo patrząc znów to zrobili. To, czyli porażka w rywalizacji o trofeum. Jeśli w niedzielę Manchester City przyklepie tytuł, to znów łatwo będzie Arsenal zaatakować od takiej strony. To jednak będzie tylko część prawdy, i to ta mniejsza.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rekordy

Po 37. kolejce drużyna Mikela Artety ma 27 wygranych spotkań. Na tym etapie, jeszcze przed ostatnią kolejką, to już najlepszy wynik w historii. Nawet w sezonie The Invincibles drużyna wygrała 26 spotkań (słynny bilans 26-12-0).
W 2024 roku Arsenal w Premier League rozegrał 17 meczów. 15 z nich wygrał, jeden zremisował (z Manchesterem City na wyjezdzie) i jeden przegrał. Prawdopodobnie to właśnie porażka z Aston Villą, to jedno potknięcie, będzie miało konsekwencje w postaci zajęcia drugiego miejsca. Natomiast to nie powinno zamazywać obrazu, że druga polowa sezonu jest niemal bezbłędna. Niemal.
Bilans bramkowy w tym roku kalendarzowym to 52:8, co mówi samo za siebie. Jedyny remis, 0:0 z City na wyjeździe, został osiągnięty po świetnym występie w obronie. Dawno mistrzowie Anglii nie mieli u siebie tak mało sytuacji, dawno ktoś tak dobrze przeciwko nim nie bronił. Na kolejkę przed końcem zespół Artety ma 86 punktów, jeśli w ostatniej serii gier pokona Everton, to skończy tylko z punktem mniej niż "Niezwyciężeni" w sezonie 2003/04. Nigdy w erze Premier League Arsenal nie miał tak dobrego bilansu bramkowego jak obecnie: +61.
Po poprzednich rozgrywkach wśród ludzi związanych z londyńskim klubem było ogromne rozczarowanie, że rywalizacja o tytuł skończyła się przedwcześnie - kilkoma remisami (West Ham, Southampton), a także porażką, która już wszystko przyklepała (Nottingham Forest). W tym momencie widać jednak progres rok do roku. W tym sezonie Arsenal się nie posypał, połączył Premier League z Ligą Mistrzów, z której odpadł co prawda po przeciętnym dwumeczu z Bayernem Monachium, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na dyspozycję w lidze.

Nieoczywiste wybory

Kunszt trenerski Artety pokazały dwie duże zmiany, jakie wprowadził w tym sezonie. Niewielu pewnie zdecydowałoby się na zmianę w bramce. Aarona Ramsdale’a zmienił David Raya i mimo że wielu na początku to kwestionowało, ostatecznie boisko udowodniło, iż rację miał hiszpański trener. Raya ma szesnaście czystych kont, zdobędzie Złote Rękawice, a oprócz konkretnych liczb, zdaniem Artety, zapobiega mnóstwie groźnych sytuacji, których na pierwszy rzut oka nie widać.
Wypaliło też postawienie na Kaia Havertza, który w Arsenalu wreszcie stał się zawodnikiem na miarę potencjału, który pokazywał jeszcze w Bayerze Leverkusen. Początkowo bardziej postrzegany jako następca Granita Xhaki, w trakcie sezonu przeistoczył się w środkowego napastnika, który nie tylko zdobywał bramki, ale też bardzo pracował dla drużyny. Z niepewnego, często schowanego piłkarza, stał się jednym z najlepszych zawodników ligi w 2024 roku.
Powyższe przykłady pokazują, jak wiele nieoczywistych rozwiązań Arteta potrafi dostrzec. Niemal z miejsca wprowadził do drużyny Declana Rice’a. Wielu powiedziałoby, że to akurat powinno być oczywiste, ale jeśli spojrzymy w najdroższe transfery w Premier League, to sporo jest tam zawodników, którzy poziomem za bardzo nie dojechali. Począwszy od Paula Pogby, po Jadona Sancho, a nawet Jacka Grealisha, który pierwszy sezon w Manchesterze City miał mocno przeciętny.
Natomiast Rice w Arsenalu z miejsca stał się kluczową postacią. Bardzo rozwinął się w ataku - w tym sezonie miał w lidze więcej udziałów przy bramkach niż w trzech poprzednich łącznie. Stał się też ważnym wykonawcą stałych fragmentów gry, które Arsenal, z dużym wkładem współpracownika Artety, Nicolasa Jovera, dopracował niemal do perfekcji. Żaden inny klub nie zdobył tak dużo bramek po zagraniach ze stojącej piłki. Mnogość wariantów, umiejętność sprytnego zachowania się i przeszkadzania bramkarzowi (Ben White!) - to charakteryzowało klub z północnego Londynu. Zarazem bardzo dobrze bronili stale fragmenty, po których stracili zaledwie sześć goli, co jest drugim najlepszym wynikiem w Premier League.
Porównanie statystyk Arsenalu z trzech ostatnich sezonów:
Gole:
21/22 - 61
22/23 - 88
23/24 - 89
Stracone gole:
21/22 - 48
22/23 - 43
23/24 - 28
Czyste konta:
21/22 - 13
22/23 - 14
23/24 - 18

Od przepaści do rywalizacji

Można to wszystko oczywiście skwitować prostym: i co z tego? Skoro koniec końców nie przyniesie to tytułu, to jakie to ma znaczenie? Byłoby to jednak spojrzenie bardzo jednowymiarowe. Pozbawione kontekstu. Nie licząc ostatniego sezonu, przez wiele lat Arsenal od ścisłej czołówki dzieliła przepaść. Teraz, sezon po sezonie, nadrabia dystans, notuje progres. Nie można tego nie dostrzec.
Strata Arsenalu do lidera na koniec sezonu w erze Pepa Guardioli: (w nawiasie mistrz Anglii)
23/24 - 2*
22/23 - 5 (Manchester City)
21/22 - 24 (Manchester City)
20/21 - 25 (Manchester City)
19/20 - 45 (Liverpool)
18/19 - 28 Manchester City)
17/18 - 37 (Manchester City)
16/17 - 18 (Chelsea)
*stan po 37. kolejce
86 punktów przed erą Pepa Guardioli to byłby wynik, który w kilku sezonach dałby mistrzostwo. Jeśli londyńczycy pokonają Everton i zakończą grę z 89 punktami, to przy obecnym bilansie bramek, zdobyliby tytuł w czterech z pięciu sezonów przed przyjściem Pepa do Premier League. Ważny jest zatem kontekst, to, z kim się rywalizuje, a Arsenal, podobnie jak wcześniej Liverpool Juergena Kloppa, musi to robić z historycznie fantastyczną drużyną, która zaraz jako pierwszy zespół w historii może w Anglii wygrać czwarty tytuł z rzędu.
Jeśli Arsenal skończy na drugim miejscu, to oczywiście trudno z ich perspektywy będzie nie czuć niedosytu. Zarazem można mieć jednak przekonanie, że ten zespół jest na odpowiedniej ścieżce, że z roku na rok robi progres. Po raz pierwszy od dwudziestu lat w ostatniej kolejce puchar za zwycięstwo w lidze będzie na stadionie Arsenalu. To też miara postępu. Być może jeszcze w niedzielę nikt go do góry nie wzniesie, ale coraz bardziej można mieć przekonanie, że główne pytanie to teraz nie "czy", a "kiedy" to nastąpi?

Przeczytaj również