"Nietoperze" znów uczą się latać. Valencia Celadesa wraca na właściwe tory
Perypetie Valencii w bieżącym sezonie do bólu przypominają najlepsze produkcje Alfreda Hitchcocka. Na początku widz zostaje zaskoczony istnym trzęsieniem ziemi, a następnie akcja toczy się w jeszcze szybszym tempie. Po zwolnieniu Marcelino mogło się wydawać, że projekt "Nietoperzy" zakończy się kompletną klapą, ale wtedy na scenę wkroczył nowy dyrygent - Albert Celades.
44-letni Hiszpan rozpoczynał pracę w Valencii w najgorszych możliwych warunkach. W pierwszych miesiącach bieżących rozgrywek Estadio Mestalla przypominało wir trąby powietrznej, która niesie jedynie zniszczenie i pożogę. Wszystko rozpoczęło się, gdy właściciel klubu, Peter Lim postanowił zwolnić Mateu Alemany'ego pełniącego funkcję dyrektora sportowego.
Było to pokłosie niezbyt udanego okienka transferowego, w którym Valencia, delikatnie mówiąc, nie dokonała wielkich wzmocnień. Jedynym transferem znacznie zwiększającym jakość kadry było pozyskanie Maxiego Gomeza. Za apatyczne działania na rynku Alemany przypłacił głową.
Niestety, zwolnienie dyrektora nie obeszło się bez echa, ponieważ Alemany od wielu lat współpracował z Marcelino, który pełnił wówczas funkcję trenera "Nietoperzy". Hiszpański szkoleniowiec wyraził ogromne wyrazy niezadowolenia wobec prezesa, który był odpowiedzialny za odesłanie Alemany'ego z kwitkiem. Zatem Marcelino… również pożegnano. Zszokowani byli wszyscy zainteresowani futbolem na Półwyspie Iberyjskim, włącznie z zawodnikami Valencii.
Nowa era
Konsternacja wywołana zwolnieniem Marcelino trwała krótką chwilę, ponieważ Valencia, ze względu na nadmiar meczów, musiała raptownie przejść do porządku dziennego. Z pozoru nie było to łatwe, bowiem następca Marcelino, wspomniany już Albert Celades tak naprawdę debiutował w roli pierwszego trenera.
Już pierwsze spotkania pokazały jednak, że 44-latek, mimo braku doświadczenia, nie jest żadnym amatorem. Po kilku dniach od podpisania kontraktu Celades poprowadził Valencię w meczu na Stamford Bridge, który niespodziewanie zakończył się triumfem nad miejscową Chelsea.
Tym, co musiało przykuć uwagę w starciu z londyńczykami było ustawienie "Nietoperzy" w formacji 4-3-3, aby zagęścić środek pola i odciąć od gry Kante, Jorginho i Kovacica. To, jak na standardy Valencii, była prawdziwa rewolucja, ponieważ Marcelino, niezależnie od rywala, zawsze stosował ustawienie 4-4-2. Celades po zaledwie kilku jednostkach treningowych był w stanie odkryć nowe sposoby gry swoich podopiecznych.
W kolejnych spotkaniach 44-letni trener nadal eksperymentował z ustawieniem. Choćby w konfrontacji z Lille zastosował formację 4-2-3-1, w której kluczową rolę odgrywał centralnie ustawiony Kang-in Lee. "Nietoperze" wygrały, a w ostatecznym rozrachunku wyszły z grupy, wyprzedzając m.in. półfinalistę sprzed roku, Ajax. Filarem tego sukcesu był Albert Celades, a konkretnie jego elastyczność w doborze prawidłowej formacji.
Młodzieńcza fantazja
Kang-In Lee nie jest jedynym nastolatkiem, który pod wodzą Celadesa zaczął odgrywać większą rolę na Estadio Mestalla. Filarem ekipy "Nietoperzy" stał się także 19-letni Ferran Torres.
Wychowanek Valencii to prawdziwe odkrycie tego sezonu na hiszpańskich boiskach. Ferran wyróżnia się dynamiką, szybkością, wyszkoleniem technicznym, a co najważniejsze, chłodną głową w sytuacjach podbramkowych. Hiszpan zachwyca również w suchych statystykach.
Rozwój Torresa to też wynik ogromnej wiary Celadesa w umiejętności swojego młodego podopiecznego. Trener Valencii mógł postawić na doświadczenie Denisa Cherysheva, jednak wybrał potencjał drzemiący w nogach 19-letniego Ferrana.
Hiszpan odwdzięczył się za zaufanie ponad dwoma tysiącami rozegranych minut, bramką z Athletikiem czy kluczowymi asystami w spotkaniach z Barceloną i Ajaxem.
Ofensywa ponad wszystko
Awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów oraz strata zaledwie dwóch oczek do czołowej czwórki w lidze to wyniki godne uznania. Jeszcze kilka miesięcy temu mało kto przypuszczał, że Valencia po zwolnieniu Marcelino będzie w stanie nabrać wiatru w żagle.
Celades zaskoczył niemal wszystkich swoim przygotowaniem do zawodu oraz otwartym umysłem. Valencia jest obecnie trudniejszym rywalem do rozpracowania, w składzie nie ma świętych krów i nawet Dani Parejo czy Rodrigo Moreno podlegają rotacjom.
Warto również wspomnieć, że wyniki "Nietoperzy" są efektem niezwykle przyjemnego do oglądania stylu gry. VCF prezentuje się ofensywnie, młodzi zawodnicy nadają polotu, a podstawą każdego spotkania jest nieustanny atak. Spośród 30 dotychczasowych meczów prowadzonych przez Celadesa, tylko w dwóch Valencia kończyła mecz bez minimum jednego trafienia.
Świetlana przyszłość
Znakiem rozpoznawczym kadencji Celadesa jest również niemal perfekcyjna postawa "Los Ches" w meczach domowych. Ligowy bilans u siebie to siedem zwycięstw, trzy remisy i ani jednej porażki. Mestalla znów jest twierdzą nie do zdobycia.
Czas pokazał, że Marcelino, mimo wielkich umiejętności, nie był w Valencii niezbędny. "Nietoperze" potrafią grać jeszcze szybciej, jeszcze efektowniej, przede wszystkim jeszcze skuteczniej.
Chociaż brzmi to niczym herezja, jednym z najciekawszych dwumeczów Ligi Mistrzów może się okazać konfrontacja Valencii z Atalantą. Obie drużyny preferują tzw. futbol "na tak", w którym każdy dobry wynik jest wynikiem ofensywnej, przyjemnej dla oka gry.
Starcie Alberta Celadesa z Gian Piero Gasperinim będzie pięknym włosko-hiszpańskim pojedynkiem, w którym tylko jedno jest pewne - do ćwierćfinału awansuje drużyna wyznająca filozofię ofensywnej gry. I niewykluczone, że to właśnie "Nietoperze" dolecą do ćwierćfinału Champions League.
Mateusz Jankowski