Niespodziewany problem Realu Madryt. Mały kryzys gwiazdy, niepokojące statystyki. "Przeradza się w obsesję"
Dotychczas jego kariera układała się w modelowy sposób. W końcu nadeszła jednak chwila słabości, która trwa już ponad dwa miesiące. Na razie ten sezon zdecydowanie nie należy do Rodrygo Goesa.
Real Madryt nie zmaga się aktualnie z wieloma problemami. “Królewscy” przewodzą tabeli w lidze hiszpańskiej, kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa, a większość ich piłkarzy znajduje się w znakomitej formie. Wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja Rodrygo. Brazylijczyk właściwie po raz pierwszy od opuszczenia Santosu znalazł się w małym dołku. 22-latek nie strzela goli, marnuje sporo okazji i nie przypomina samego siebie z poprzednich sezonów. Napastnik przyzwyczaił nas do poziomu, którego ostatnimi czasy nie udaje mu się osiągać.
Presja lidera
A w minionych latach przecież perfekcyjnie funkcjonował jako uzupełnienie ofensywy Realu Madryt. Obecność Viniciusa Juniora i przede wszystkim Karima Benzemy sprawiała, że nie oczekiwano od niego bycia numerem jeden. Wychowanek Santosu często sprawdzał się zatem jako joker, as z rękawa i ostatnia deska ratunku. Wystarczy przypomnieć jego bramki w końcówkach meczów z Chelsea i Manchesterem City, które finalnie pomogły wygrać Ligę Mistrzów. Jeszcze na początku tego roku portal “Opta” informował, że aż 44% bramek Rodrygo w barwach “Los Blancos” padło w ostatnim kwadransie spotkań. Brazylijczyk był idealnym zmiennikiem, który od niedawna musi jednak sprawdzić się w nowej roli.
Przenosiny Benzemy do Arabii Saudyjskiej sprawiły, że 22-latek zanotował awans do pierwszego składu. To na nim i na Viniciusie, wspieranymi przez Jude’a Bellinghama, miała opierać się odrestaurowana linia ataku. Sam start sezonu pokazał, że takie ustawienie może przynosić wymierne efekty. W pierwszej kolejce ligi hiszpańskiej Real pewnie pokonał Athletic na wyjeździe po trafieniach Bellinghama i właśnie Rodrygo. Reprezentant “Canarinhos” przeprowadził wtedy akcję w swoim stylu.
Pewnie niewielu spodziewało się, że bramka na inaugurację rozgrywek będzie pierwszą i jak na razie ostatnią, którą zdobył on w tym sezonie. Od tego czasu Real rozegrał dziesięć meczów, a Rodrygo spędził na murawie ponad 700 minut. Ani razu nie udało mu się jednak trafić do siatki. Mijają kolejne tygodnie, a 22-latek wciąż nie potrafi przełamać strzeleckiej niemocy. Co najgorsze, można odnieść wrażenie, że z każdym kolejnym występem bez gola w Brazylijczyku rośnie wątpliwość i brak przekonania do własnych umiejętności. A te, mimo gorszego okresu, są przecież naprawdę ogromne.
Niepokojące liczby
Na tym samym etapie ubiegłego sezonu Rodrygo miał na koncie cztery trafienia przy mniejszej liczbie rozegranych minut. I przede wszystkim przed rokiem był znacznie pewniejszym zawodnikiem w polu karnym. Kiedy miał piłkę na nodze, można było spodziewać się, że zaraz umieści ją w siatce. Kibice Realu czekają na tę wersję 22-latka, ale strzelecka posucha nie chce dobiec końca. Liczby pokazują, że Brazylijczyk być może aż zbyt nachalnie próbuje przełamać niemoc. Pod względem liczby oddawanych strzałów na 90 minut zajmuje on drugie miejsce w La Lidze, ustępując Dodiemu Lubekaio. Jedynie 23% uderzeń zawodnika “Królewskich” leci w światło bramki. Jest to jeden z gorszych wyników wśród ofensywnych zawodników. Model expected goals pokazuje, że Brazylijczyk powinien w tym sezonie mieć już na koncie przynajmniej cztery lub pięć bramek. Stał się jednak najbardziej nieskutecznym piłkarzem na Półwyspie Iberyjskim obok Iago Aspasa. Obaj generują gigantyczne współczynniki oczekiwanych bramek, które nie przekładają się na faktyczną liczbę goli.
- Brak bramek Rodrygo? Przeżywa moment, w którym czasami znajdują się wszyscy napastnicy. Każdy zawodnik miewa wzloty i upadki. Ale trzeba patrzeć na jego wkład w grę, jego ogólną pracę dla zespołu. Trochę odpoczynku na pewno też mu się przyda, ale jestem przekonany, że jego bramki przyjdą - tłumaczył Carlo Ancelotti na jednej z konferencji prasowych.
Trener madrytczyków naturalnie broni swojego podopiecznego, który przed laty wielokrotnie odpłacał się za zaufanie. Nawet Włoch musi jednak dostrzegać, że w tym sezonie Rodrygo delikatnie odstaje od reszty kolegów w ofensywie. Jako jedyny zawodnik w tej formacji zdobywa mniej bramek niż powinien, patrząc na liczbę sytuacji, do których dochodzi. W pewnym sensie to właśnie forma Bellinghama, Joselu i wracającego do zdrowia Viniciusa nieco tuszuje drobny kryzys czwartego do brydża. Inni strzelają gole, Real wygrywa, więc teoretycznie trudno szukać powodów do niepokoju. Na dłuższą metę “Królewscy” będą potrzebować bramkowego wsparcia ze strony 22-latka.
Taktyczne niesnaski
Niedawno głos w sprawie zniżki formy zabrał sam zainteresowany. Podczas konferencji prasowej na zgrupowaniu reprezentacji Brazylii Rodrygo dość nieoczekiwanie wskazał główny powód swojego regresu. Nie ukrywa on, że problemem jest wystawianie go na niepreferowanej przez siebie pozycji. Urodzony skrzydłowy od kilku tygodni musi wcielać się na Santiago Bernabeu w rolę środkowego napastnika.
- Zawsze dawałem do zrozumienia, że potrafię grać na obu skrzydłach. Nie lubię grać jako "dziewiątka", chociaż w klubie muszę to robić. Tutaj, w reprezentacji, mogę poruszać się po całym boisku, co pomaga w mojej grze. Ważne jest to, aby móc wykonywać wszystkie zadania, ponieważ dzięki temu masz większą szansę na grę - powiedział Rodrygo cytowany przez dziennik "AS".
Brazylijczyk być może faktycznie nie jest stworzony do tego, aby grać jako “dziewiątka”. Trudno jednak spodziewać się tego, aby Ancelotti nagle wrócił do systemu z klasycznymi skrzydłowymi. Zmiana formacji na czwórkę pomocników z dwoma wysuniętymi napastnikami pozwoliła zmaksymalizować potencjał takich zawodników, jak Jude Bellingham, Fede Valverde czy Eduardo Camavinga. Grzechem byłoby zaniechanie tego wszystkiego tylko po to, aby poszukać rozwiązania problemów Rodrygo.
- Jedyne, co mu chodzi po głowie, to to, że nie strzelił gola. Nie może otrząsnąć się z tej myśli. W szatni wiedzą, że to nienasycony wojownik, który chce liczb. Z tego powodu przeradza się to w obsesję - opisywał dziennik "Marca".
Madrycka prasa zwróciła uwagę na to, że wszyscy w Realu czekają na przełamanie Brazylijczyka. W niedawnym meczu z Osasuną Ancelotti krzyczał z ławki, aby to właśnie 22-latek podszedł do rzutu karnego. Jego polecenie zostało jednak zignorowane, a jedenastkę nieskutecznie wykonał Joselu. Klub chce jak najszybciej uporać się z posuchą Rodrygo. Im dłużej będzie ona trwała, tym prawdopodobnie jeszcze bardziej zacznie ciążyć na psychice samego zawodnika.
Jeden gol rozwiąże wszystko
Chwilowa niedyspozycja oczywiście w żaden sposób nie wpływa na holistyczną ocenę Rodrygo. Wciąż mówimy o jednym z najbardziej utalentowanych piłkarzy młodego pokolenia, który pewnie przez długie sezony będzie stanowić o sile Realu. Niewykluczone, że jedna bramka pozwoli mu wrócić na właściwe tory. Historia futbolu zna tysiące przypadków, gdy napastnicy marnowali sytuacje na potęgę, ale kiedy już nastąpiło przełamanie, to zaczęli znów strzelać jak z nut.
- Czasami nie wszystko idzie tak, jak tego oczekuję, ale nie zabraknie mi poświęcenia i pracowitości, aby pomóc tej drużynie. Dziękuję za wsparcie - napisał Brazylijczyk po niedawnym meczu z Osasuną.
Rodrygo musi odzyskać formę, ponieważ konkurencja nie śpi. Jude Bellingham wparował do Realu z drzwiami i oknami, a od kilku tygodni swoje w ofensywie dokłada też Joselu. W efekcie w dwóch ostatnich meczach ligowych Rodrygo musiał godzić się z rolą rezerwowego. Mimo nieskrywanej sympatii Carlo Ancelotti nie może stawiać na zawodnika, który przestał gwarantować namacalne efekty swojej gry. Niewykluczone, że kończąca się przerwa reprezentacyjna pozwoliła młodemu napastnikowi oczyścić umysł i zrozumieć, czego potrzebuje do przerwania złej passy. Czekamy, aż Rodrygo Goes znów zacznie iść we właściwą stronę.