Nierówny sezon Polaków w Serie A. Jednego z nich mocno doceniono. "Uwielbiają go, kojarzy się z solidnością"
W minionym sezonie ponownie najlepszym Polakiem grającym we Włoszech okazał się Piotr Zieliński. Kilku “Biało-czerwonych” potraktowało ostatni rok jako okazję do wybudzenia się z koszmaru. Nie dla wszystkich jednak los był taki łaskawy.
W miniony weekend zakończył się historyczny dla Polski sezon zasadniczy Serie A, w którym liczba Polaków sięgających po Scudetto wzrosła z dwóch do pięciu. To dobry czas na podsumowanie gry biało-czerwonej kolonii we włoskiej elicie. Oczywiście warto zauważyć, że formalnie rozgrywki dobiją do mety w niedzielę 11 czerwca, gdy dodatkowy baraż pomiędzy Spezią i Hellasem Werona wyłoni ostatniego spadkowicza z ligi.
Kto był najlepszy, a kto najgorszy? Komu można zapisać przy nazwisku plusa, a kogo zganić? Ilu polskich piłkarzy raczej chętnie zapomni o minionym sezonie? Wykładamy kawę na ławę.
Piotr Zieliński (Napoli)
Zdecydowanie najlepszy z Polaków. Miniony sezon jest potwierdzeniem jego jakości. Aż strach pomyśleć, co by go ominęło, gdyby latem ubiegłego roku przyjął ofertę z West Hamu. Po siedmiu latach spędzonych w Neapolu, wreszcie udało mu się sięgnąć po upragniony tytuł. Nie był frontmanem zespołu, trener Luciano Spalletti przewidział dla niego inne zadania. Przez cały sezon “Zielu” ciężko pracował dla drużyny i miał bardzo duży wpływ na tworzenie sytuacji bramkowych. Dowodem jest statystyka kluczowych podań, których według “fbref.com” wyprowadził 84, odstawiając ligową konkurencję wraz z Cristiano Biraghim z Fiorentiny. Zieliński potwierdził również klasę w Lidze Mistrzów, strzelając cztery gole i dokładając do tego dwie asysty. Tylko Kevin De Bruyne wykręcił lepsze liczby od niego. Co więcej, w klasyfikacji kluczowych podań piłkarz Napoli jest najlepszym pomocnikiem w całej Champions League. Warto odnotować, że najlepsze występy zaliczył w meczach z najmocniejszymi rywalami. Krótko: Piotr Zieliński to jeden z architektów sukcesu Napoli.
Wojciech Szczęsny (Juventus)
Najbardziej stabilny z polskich bramkarzy grających w Serie A. 15 czystych kont w 28 meczach, gorsze występy można policzyć na palcach jednej ręki. Ze względu na brak spektakularnych parad, a także kapitalne statystyki Ivana Provedela, trudno rozpatrywać go w kategorii golkipera sezonu. Szczęsny jest jednak uosobieniem spokoju w bramce. Mało kto kwestionuje jego pozycję. Z drugiej strony, ostatnio media sporo piszą na temat przyszłości Polaka. “Szczena”, choć klub w ramach jednej z klauzul przedłużył mu właśnie kontrakt do 2025 r., to sporo zarabia, a przy tym nie gryzie się w język, co nie do końca podoba się trenerowi Massimilano Allegriemu. Nie wiadomo, czy latem nie zmieni barw.
Arkadiusz Milik (Juventus)
Przygodę z Juventusem rozpoczął z przytupem, przez dłuższy czas przyćmiewając sprowadzonego za ponad 80 milionów euro Dusana Vlahovicia. Wówczas strzelał sporo bramek, bardziej jednak zwracał uwagę fakt, że w będącym uosobieniem mierności Juventusie, to właśnie Milik wyglądał jak piłkarz, który może dać kibicom sporo radości. Później powróciły stare demony, czyli siedem spotkań opuszczonych z powodu urazu zginacza. Po kontuzji polski napastnik rozegrał dziewięć meczów i połowie z nich wyglądał kiepsko. Nie było widać tak dużego entuzjazmu w grze i umiejętności zaskoczenia rywala. Często ostatnie wrażenie jest kluczowe, co może nie stanowić dobrej informacji w kontekście potencjalnego wykupu Polaka z Marsylii. Choć trzeba dodać, że siedem strzelonych goli sprawia, że jest trzecim najlepszym strzelcem Juventusu.
Nicola Zalewski (Roma)
Oceniając sezon polskiego wahadłowego, należy mieć na uwadze fakt, że to pierwszy jego rok o tak dużej intensywności. We wcześniejszym dopiero przebijał się do składu Romy, zaliczając nieco ponad 1000 minut. A teraz we wszystkich rozgrywkach było ich ponad 3000. Zalewski zdobył więc niebagatelne doświadczenie. Największy rozkwit przeżył w styczniu, kiedy to rozegrał bardzo dobry mecz z Milanem, wziął na karuzelę Dodo z Fiorentiny i zaliczył asystę w starciu z Napoli. Zabrakło w tym jednak ciągłości, wiele występów Polaka było bezbarwnych. Największe zarzuty wobec Zalewskiego to brak nieprzewidywalności w momencie tworzenia sytuacji bramkowych i nierówna forma. W Primaverze ocierał się o double-double, teraz strzelił tylko dwa gole i zaliczył jedną asystę. Można się zatem zastanawiać, na ile pomaga jego rozwojowi defensywna taktyka Jose Mourinho i gra na wahadle.
Łukasz Skorupski (Bologna)
Ostatnio doświadczył wielkiej nobilitacji, gdyż po raz pierwszy został nominowany do trójki czołowych golkiperów sezonu w Serie A. Czy słusznie? Mamy wątpliwości. Skorupski zbudował sobie bardzo silną i całkowicie zasłużoną reputację na Półwyspie Apenińskim. Kojarzy się z solidnością, zawziętością, a każda widowiskowa parada, jak np. w meczu z Juventusem, wywołuje dyskusję na temat tego, czy nie jest jednym z najlepszych bramkarzy w lidze. Tymczasem filar Bologni zaliczył mimo wszystko więcej kiepskich występów od Szczęsnego i tak często nie zachwycał paradami, jak choćby Guillermo Ochoa z Salernitany. W Bolonii “Skorup” jest uwielbiany przez kibiców, a sam piłkarz może cieszyć się z faktu, że ostatnio klub notuje progres pod wodzą Thiago Motty. Bardzo dobry sezon Skorupskiego, ale raczej nie na bycie w najlepszej trójce bramkarzy Serie A.
Bartosz Bereszyński (Sampdoria/Napoli)
Dobrym mundialem zapracował sobie na transfer do Napoli. Patrząc wyłącznie na poczynania ligowe, żaden aspirujący klub nie zdecydowałby się na jego sprowadzenie. W spadającej Sampdorii nie odnotowywał wielu przekonujących występów, raczej dostosowywał się do obecnej w klubie stagnacji. Na koniec trzeba jednak pamiętać, że przeżył przygodę życia, wygrał w Neapolu Scudetto, co będzie wspominał przez długie lata. A piłkarsko? Po zimowym wypożyczeniu zawalił mecz z Cremonese w Pucharze Włoch, co mogło mieć wpływ na późniejszy brak zaufania od Spallettiego. Na finiszu rozgrywek wystąpił w trzech spotkaniach, w starciu z Bologną pokazał się z dobrej strony i zaliczył asystę. Tyle że rzecz jasna nie ma szans na jego wykup. “Bereś” musi poszukać sobie nowego klubu. Ogólnie miewał lepsze sezony podczas pobytu na Półwyspie Apenińskim.
Krzysztof Piątek (Salernitana)
Idąc do Salernitany, wreszcie zapoznał się na dobre z tym, co znaczy rytm meczowy. Ponad 2100 rozegranych minut to najwięcej od kilku lat. Piątek kolejny raz jednak udowodnił, że sezon 2018/2019 raczej się nie powtórzy. Jego bilans to cztery gole i pięć asyst w Serie A. Mogło być lepiej. Na pewno nie przekonał do siebie kibiców i właściciela klubu tak jak Boulaye Dia. Z drugiej strony, Polak dobrze czuje się przy Paulo Sousie pod kątem taktycznym. Mocno zaakcentował końcówkę sezonu, miał kilka udanych występów na finiszu. W starciu z Empoli zdobył bramkę dzięki umiejętnościom technicznym, później zaliczył asystę na miarę trzech punktów w końcówce spotkania z Atalantą. Przeciwko Romie oszukał Chrisa Smallinga i kolejny raz wyprowadził ostatnie podanie, które zakończyło się golem. Ogólnie dla dobra jego kariery lepiej by było, gdyby, choć to mało możliwe, został w Salernitanie i pracował dalej z Sousą. Mało który piłkarz tak często zmienia kluby i trenerów, a tutaj widać pewne pozytywne symptomy. Warto dążyć do stabilizacji.
Karol Linetty (Torino)
Przed zeszłym sezonem zastanawiano się, jaki wpływ będzie miał na niego trener Ivan Jurić, który zbudował wielu nieoczywistych graczy. Wówczas Linetty kolejny raz zawiódł, teraz jednak było inaczej. Wreszcie szkoleniowiec zaufał mu w większym wymiarze, a Polak niemal na stałe wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie Torino. 21 z 32 rozegranych meczów rozpoczynał w podstawowej jedenastce. W minionych rozgrywkach świetnie czuł się w starciach z mocnymi rywalami. Najpierw bardzo duża aktywność z Interem, potem gol z Romą i wyjątkowo intensywne w jego wykonaniu starcie z Juventusem, gdzie poprzeczka zabrała mu bramkę. W końcówce sezonu Linetty grywał mniej, a u trenera Juricia wydolność jest najważniejsza. Podsumowując, reprezentant Polski mocno zmienił się pod wodzą Chorwata, choćby łatwo zauważyć, jak mocno naciska na rywala, co tylko potwierdza rękę szkoleniowca. Był to najlepszy sezon pomocnika po transferze do Torino.
Bartłomiej Drągowski (Spezia)
Idąc do Spezii, zdecydował się na krok w tył, po tym jak we Fiorentinie odrzucił go Vincenzo Italiano. Miał mnóstwo szczęścia, bo w starciu z Hellasem wydawało się, że złamał nogę i czeka go kolejny potężny zakręt w karierze. Opuścił mundial, mało kto jednak spodziewał się tego, że wróci niemal od razu po wznowieniu gry po mundialu. Jak było? Podobnie jak Szczęsnemu, na palcach jednej ręki można policzyć mu słabsze mecze. Najlepszy występ zaliczył przeciwko Interowi, broniąc rzut karny i zaliczając kilka fantastycznych parad. Jeśli Spezia utrzyma się w lidze, to głównie dzięki niemu. Bieżący sezon pokazał, że warto było zrobić krok w tył, aby wykonać dwa w przód. Polski golkiper pokazał klasę i zasłużył na transfer do lepszego klubu.
Szymon Żurkowski (Spezia)
Najsłabszy z Polaków podczas minionej kampanii. Powrót na Stadio Artemio Franchi we Florencji mocno wyhamował jego karierę, która rok temu, po dobrej grze w Empoli, zapowiadała się naprawdę nieźle. Łącznie rozegrał niewiele ponad 450 minut, sporo meczów stracił przez kontuzję. Większą szansę na pokazanie się dostał w Spezii, gdzie jednak jego występy pozostawiały wiele do życzenia. Widać, że urazy spowodowały mnóstwo odpuszczonych mikrocykli treningowych, co dla pomocnika o profilu Szymona Żurkowskiego jest kwestią kluczową. To gracz, który biega od pola karnego do pola karnego, a bez optymalnego przygotowania fizycznego traci mnóstwo swoich atutów. Sezon do zapomnienia.
Arkadiusz Reca (Spezia)
Nie udało mu się nawiązać do swojego najlepszego sezonu, 2020/2021 w Crotone, gdzie strzelił dwa gole i zaliczył siedem asyst. Ale ten obecny, mijający, można ocenić jako poprawny w wykonaniu Recy. Jeśli Spezia spadnie z Serie A, to na pewno nie będzie on jednym z głównych winowajców. W wielu meczach nie był jednak najlepszą wersją siebie. Dotyczy to w szczególności powrotu po kontuzji, z którą zmagał się w marcu i kwietniu. Później zaliczył sporo anonimowych występów. Można zastanawiać się, ile czasu jeszcze uda mu się spędzić w najwyższej klasie rozgrywkowej we Włoszech. Nadal czuje się dużo lepiej jako wahadłowy niż boczny obrońca, co uwidoczniło jego braki u trenera Leonardo Sempliciego. Zaś po czterech pełnych sezonach w Italii martwi brak progresu Recy w defensywie.
Paweł Dawidowicz (Hellas)
Znaczna część sezonu pokazała, jak trudno jest wrócić do pełni formy po zerwanych więzadłach krzyżowych. Trenerzy ostrożnie wprowadzali Dawidowicza do drużyny i uważali, aby zbyt mocno go nie przeciążyć, stąd tylko nieco ponad 1600 rozegranych minut. Niestety, w minionych miesiącach również doskwierały mu urazy. Nie były to ciężkie kontuzje, obrońca Hellasu zwykłe opuszczał dwie-trzy kolejki. Miały one jednak wpływ na jakość jego występów, gdyż przegrywał pojedynki fizyczne i spóźniał się z interwencjami. Dobrze pokazała to sytuacja, w której został ograny przez niezbyt zwrotnego “Ciccio” Caputo. Z drugiej strony, tak jak Piątek, miał lepszą końcówkę, dopóki nie dopadł go kolejny uraz. Ale trzeba przyznać, że na finiszu sezonu częściej oglądaliśmy dawnego Pawła, który fizycznością wyłącza rywali. Przekonał się o tym m.in. Hirving Lozano z Napoli.
Przemysław Wiśniewski (Spezia)
Początki w Serie A miał trudne, bo nie potrafił wywalczyć miejsca w podstawowym składzie Spezii. Kiedy jednak zaufano mu w większym stopniu, stał się liderem obrony. Zagrał kapitalny mecz z Milanem, w którym strzelił gola i skutecznie wyłączał z gry zawodników “Rossonerich”. Jak na wejście w środku sezonu do drużyny mającej sporo problemów, Wiśniewski dał zdecydowanie więcej pozytywów niż negatywów. Po obiecującym wejściu do Serie A trudno wyobrażać sobie jego powrót do Serie B, nawet jeśli Spezia spadnie.
Sebastian Walukiewicz (Empoli)
Transferem do Empoli miał uniknąć gry w Serie B z Cagliari. Pobyt obrońcy w klubie z Toskanii pozostawia jednak sporo do życzenia. Przegrał on rywalizację z bardziej doświadczonymi Ismaijlim i Luperto, czego skutkiem jest zaledwie ok. 600 rozegranych minut. Strata większości sezonu tym bardziej boli, że Polak nie opuścił go z powodu kontuzji. Problemy z grą obecne w Cagliari przeniosły się również do nowego miejsca. Dziś aż trudno uwierzyć, że w 2020 roku Walukiewicza łączono z takimi klubami jak Borussia Dortmund czy Liverpool.
Wracając jednak do sezonu 2022/23, warto zauważyć, że kiedy “Walu” dostawał szansę od Paolo Zanettiego, to nie zawodził. Tylko starcie z Sassuolo było do zapomnienia, wówczas mocno spóźnił się z interwencją przy straconym golu. W pozostałych spotkaniach wypadał całkiem obiecująco. Duży wpływ na czas gry mógł mieć fakt, że Empoli go tylko wypożyczyło. Z drugiej strony, w końcówce sezonu spędził więcej minut na boisku. Zobaczymy, co dalej z tym utalentowanym stoperem.
Hubert Idasiak (Napoli)
21-letni golkiper pierwszy raz nie miał możliwości występów w Primaverze. Zdecydował się jednak na pozostanie w Neapolu i szlifowanie formy pod okiem Alexa Mereta, z którym bardzo dobrze się dogaduje. Co więcej, w Italii nie obowiązuje zasada braku złotego medalu za tytuł dla piłkarzy, którzy nie zagrali nawet minuty w lidze, więc Idasiak został mistrzem Włoch. Podczas mistrzowskiej fety widać było, ile to dla niego znaczy. W przyszłym sezonie zapewne będzie reprezentował barwy innego klubu.
Kacper Urbański (Bologna)
Na początku sezonu trenerem Bologni był śp. Sinisa Mihajlović, który bacznie przyglądał się Kacprowi i powoływał go do kadry meczowej. U Thiago Motty 19-latek miał mniej kontaktów z pierwszą drużyną, robił za to wrażenie w Primaverze. Dziewięć goli i pięć asyst to niezły rezultat jak na pomocnika.
Jordan Majchrzak (Roma)
18-letni wychowanek Legii Warszawa zadebiutował w Serie A podczas starcia Romy z Sassuolo. Wówczas Jose Mourinho dał mu 13 minut, ale trudno powiedzieć cokolwiek na temat tego występu. Generalnie młody napastnik w kilku meczach znalazł się w kadrze Romy, więcej czasu spędzał jednak w Primaverze, gdzie strzelił trzy gole i zaliczył asysty.