Niepewny los Ansu Fatiego w FC Barcelonie. "Jeszcze nigdy nie był tak blisko odejścia"

Niepewny los Ansu Fatiego w Barcelonie. "Jeszcze nigdy nie był tak blisko odejścia"
Colas Buera/Pressin/Pressfocus
Ansu Fati po raz pierwszy od dawna rozegrał kilka miesięcy bez kontuzji po drodze. Do niedawna wydawało się, że tylko urazy stoją napastnikowi na drodze do wielkiej kariery. Ostatnie tygodnie pokazują jednak, że zdrowy Hiszpan wcale nie musi być wartością dodaną dla Barcelony.
Bieżący sezon już jest wyjątkowy z perspektywy Ansu Fatiego. Pierwszy raz w karierze wychowanek La Masii zdołał wystąpić w 28 spotkaniach Barcelony z rzędu. Jeszcze rok czy dwa lata temu mógł tylko pomarzyć o tym, aby rozegrać tyle meczów bez nawrotów zdewastowanej łąkotki w prawym kolanie. Ten sezon miał być powrotem nie tylko do zdrowia, ale również do dyspozycji z czasów jego pierwszych miesięcy na Camp Nou. Znajdujemy się jednak na półmetku rozgrywek i po dawnym Ansu ani widu, ani słychu. Spadkobierca “dziesiątki” Leo Messiego gra na coraz niższym poziomie, sprawiając że liczba osób wierzących w jego potencjał sukcesywnie maleje.
Dalsza część tekstu pod wideo

Inny piłkarz

Ansu Fati w ostatnich latach był piłkarzem co najwyżej z doskoku. Kilka razy powtórzył się schemat, w którym rekonwalescent wrócił do gry, zwykle w krótkim czasie strzelał gola lub nawet kilka, po czym dochodziło do nawrotu jego kontuzji. W efekcie 20-latek musiał przejść aż cztery operacje łąkotki, które wyjęły mu z życia ponad rok gry. Wszyscy na Camp Nou zdawali sobie sprawę, że nie może więcej powtórzyć się sytuacja, kiedy Hiszpan świeżo po wyleczeniu urazu zostaje wrzucony na głęboką wodę.
- W przypadku Ansu musimy zachować ostrożność. W zeszłym sezonie zbyt szybko wrócił do gry, teraz musimy postąpić inaczej. Ansu jest już w pełni zdrowy, ale nie mamy zamiaru podejmować ryzyka - podkreślał Xavi kilka miesięcy temu.
Za słowami trenera “Barcy” poszły także czyny. Fati w pierwszych meczach tego sezonu nie spędzał na murawie więcej niż 30 minut. Mimo ograniczonego czasu gry przez chwilę był jednak niezwykle produktywny. Wystarczy przypomnieć mecz z Realem Sociedad, kiedy po wejściu z ławki strzelił gola i dołożył do tego dwie asysty. To była jednak tylko łyżka miodu w beczce wypełnionej przeciętnymi występami.
Problem Ansu polega na tym, że w ogóle nie przypomina samego siebie sprzed kilku lat. Dał się poznać jako energiczny skrzydłowy, który za każdym razem szuka dryblingu, strzału, niekonwencjonalnego rozwiązania. W ostatnich miesiącach nie zaprezentował jednak nawet pół akcji w starym, dobrym stylu. Obserwując “dziesiątkę” Barcelony, można odnieść wrażenie, że cały czas gra na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Wszyscy na Camp Nou podkreślają, że 20-latek jest w pełni zdrowy, ale nie widać tego w jego boiskowych poczynaniach. Dawniej efektowny gracz stał się ospały, apatyczny, bojaźliwy. W wielu sytuacjach Ansu wygląda tak, jakby bał się wykonać sprint, doskoczyć do stykowej piłki, wejść w pojedynek z obrońcą.

Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia

Szukając przyczyn regresu Fatiego, można przyjąć kilka hipotez. Jedną z nich jest nieco zbyt duża presja nałożona na wciąż bardzo młodego zawodnika. Przypomnijmy, że jeszcze jako nastolatek otrzymał on być może “najcięższy” numer w futbolu. Nie jest łatwo grać z naturalną lekkością, wiedząc, że poniekąd jesteś postrzegany jako następca legend pokroju Ronaldinho czy Leo Messiego. Nigdy nie dowiemy się, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby jednak nie przejął “dziesiątki”.
Drugi i nieco bardziej prawdopodobny powód dotyczy stanu zdrowia 20-latka. Seria tak poważnych kontuzji nagromadzonych w krótkim czasie musiała odcisnąć pewne piętno na napastniku. Teza ta teoretycznie miała zostać obalona przez dokładne badania, które przechodzi. Według ocen doktorów z Ansu wszystko jest w porządku.
- Ansu Fati wróci do formy sprzed kontuzji, jestem tego pewien. Jego kolano jest w idealnym stanie - mówił w kwietniu Dr Ramon Cugat, który przeprowadzał operacje uszkodzonej łąkotki.
- Problemy Ansu z kolanem to już przeszłość. Potrzebuje tylko więcej czasu na boisku - wtórował na łamach "Mundo Deportivo" Bori Fati, ojciec piłkarza.
Na boisku widać jednak, że z Ansu nie jest sobą. Podczas presezonu zdarzały się spotkania, w których 20-latek wyglądał tak, jakby miał problem z naturalnym chodzeniem, o sprintach nie wspominając. Z biegiem czasu Fati zaczął podejmować większe ryzyko, jednak jego postępy są co najwyżej marginalne. Na palcach jednej ręki można policzyć akcje z tego sezonu, w których wziął piłkę, poszukał dryblingu i zwieńczył wszystko dobrym strzałem. Częściej obserwujemy zawodnika, który unika gry, obawia się starć, a do tego zatracił kliniczną skuteczność.
- Zamiast wymyślać siebie na nowo, Ansu musi być teraz świadomy swojego ciała. Musi pracować nad równowagą i siłą, nie tylko podczas biegu, ale także rywalizacji z innymi piłkarzami. Jedną z możliwych hipotez dotyczących jego kontuzji uda w nodze, która nie była operowana, jest taka, że przeciążył ją podczas rehabilitacji kolana. Wymagał znacznie więcej od zdrowej nogi, którą mógł osłabić - przenalizował na łamach "The Athletic" Lluis Puig, zawodowy fizjoterapeuta.
Sytuacja jest niepokojąca, ponieważ aktualnie obie nogi Fatiego są po poważnych przejściach. Problemy z łąkotką sprawiły, że 20-latek mógł dorobić się kolana skoczka, przy czym w obecnej formie bliżej mu do Jana Habdasa niż Dawida Kubackiego. Do tego dochodzą omówione kłopoty z udem, które zostało uszkodzone w poprzednim sezonie. Oczywiście, można ufać doniesieniom z Barcelony o perfekcyjnych wynikach Ansu, który rzekomo jest zdrowy, gotowy i zjawiskowy. Nie trzeba jednak mieć wglądu w badania, aby dostrzec, że niegdyś eksplozywny piłkarz zatracił magię, stał się przewidywalny, przeciętny.

Niepewna przyszłość

Nie tylko eye-test, ale również suche liczby potwierdzają ogromny regres Fatiego. Od października strzelił on tylko jednego gola w lidze hiszpańskiej. Przed kontuzją notował średnio 0,25 oczekiwanej asysty na 90 minut, po powrocie do regularnej gry ten wskaźnik spadł do 0,15. W tym sezonie zalicza 0,8 udanego dryblingu na mecz, co jest jego najgorszym wynikiem w karierze. W wielu spotkaniach 20-latek wnosi do gry Barcelony bardzo mało lub nawet nic. W ostatnim meczu z Atletico nie zaliczył ani jednego kluczowego podania czy udanego dryblingu. Wyróżnił się jedynie sześcioma stratami, dwoma zablokowanymi strzałami i najmniejszą liczbą podań spośród zawodników pierwszego składu. Wcześniej z Espanyolem przegrał siedem z dziewięciu pojedynków, w które się wdał. W derbach irytował większością zagrań, co nie przeszło niezauważone na Camp Nou.
Niedługo po słabym meczu z Espanyolem pojawiły się doniesienia o tym, że Ansu stracił status nietykalnego w Barcelonie. Przy okazji przedłużenia kontraktu klub zabezpieczył przyszłość napastnika, umieszczając zaporową klauzulę odstępnego w wysokości miliarda euro. Kataloński dziennikarz, Marçal Llorente, przekazał jednak, że “Duma Katalonii” może rozważyć sprzedać Fatiego za znacznie niższą kwotę, nawet 70 mln euro.
- Ansu Fati jest częścią naszej przyszłości i teraźniejszości. To zawodnik, który nie odejdzie, nie jest na sprzedaż - tak na te doniesienia zareagował Joan Laporta w programie "Que T'hi Jugues".
Teoretycznie prezes Barcelony zamknął drzwi do jakiegokolwiek transferu. Pamiętajmy jednak, że mówimy o człowieku, który złożył już kilka obietnic bez pokrycia. Latem sternik “Blaugrany” wielokrotnie zapewniał, że choćby Frenkie de Jong nie jest na sprzedaż, chociaż wielu cenionych dziennikarzy informowało, że klub po cichu pracuje nad odejściem Holendra. W przypadku Ansu również medialna wersja o rzekomej nietykalności wcale nie musi okazać się prawdziwa. Patrząc na chłodno, nawet dziwnym byłoby, gdyby “Barca” całkowicie wykluczyła opcję sprzedaży Fatiego.
Gdyby inny klub zaoferował 70 mln euro, Katalończycy nie mogliby z miejsca odrzucić tej oferty. Ansu sprzed wszystkich urazów faktycznie mógł uchodzić za bezcennego piłkarza, którego straty nie wynagrodziłyby żadne pieniądze. Sęk w tym, że od wielu miesięcy Hiszpan nie nawiązuje do tego poziomu. Fati z tego sezonu nie jest zawodnikiem, którego nie dałoby się zastąpić. Nie patrzmy na nazwisko, nie patrzmy na to, z jakim przytupem wszedł do seniorskiego futbolu. Liczy się tu i teraz. A to sprawia, że 20-latek jeszcze nigdy nie był tak bliski opuszczenia Camp Nou.

Koniec z immunitetem

- Ansu Fati noszący numer 10 w Barcelonie to obraza dla futbolu - grzmiał ostatnio Jorge D'Alessandro, były piłkarz, a obecnie ekspert "El Chiringuito".
Tak poważne piętnowanie Fatiego jest na pewno przesadą. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy i uznać, że Barcelona musi podejść do sprawy zdroworozsądkowo. Nie chodzi nawet o ikoniczną “dziesiątkę”, ale samo trzymanie w składzie zawodnika, który obecnie staje się tylko wspomnieniem bardzo dobrego piłkarza.
Sprzedaż Fatiego już w tym okienku byłaby ruchem pochopnym, a w dłuższej perspektywie może nawet błędnym. Bez wątpienia Ansu powinien otrzymać jeszcze przynajmniej te pół roku szans na odwrócenie sytuacji. Tyle że Barcelona musi patrzeć wyłącznie na to, ile Ansu daje, a nie ile mógłby dać piłkarz sprzed trzech lat, który brawurowo rozpoczął karierę. Nietykalność dobiegła końca, immunitet wygasł.
Jeśli 20-latek chce nadal kontynuować karierę na Camp Nou, musi zacząć dawać sportowe argumenty. Przy zawieszeniach Roberta Lewandowskiego i Ferrana Torresa nadarzy się dla niego idealna okazja, aby odwrócić złą kartę. Jeśli nie wykorzysta tych szans, włodarze Barcelony mogą zostać zmuszeni do podjęcia trudnej, ale koniecznej decyzji. Bezgraniczna wiara w talent to jedno, dobro drużyny drugie. Fati musi sprawić, aby te dwie kwestie znów stały się zbieżne.

Przeczytaj również