Nieoczekiwany zwrot akcji. Chyba sam Messi się tego nie spodziewał. "Zmiana o 180 stopni"

Nieoczekiwany zwrot akcji. Chyba sam Messi się tego nie spodziewał. "Zmiana o 180 stopni"
Dovgan/Pressfocus
Leo Messi, choć póki co raczej nie wybiera się na emeryturę, stanie w niedzielę przed wielką szansą, by spiąć swoją karierę piękną klamrą. Potwierdzić ostatecznie, kto jest najlepszym piłkarzem w historii. Kariera ta w ostatnich latach przybrała dość nieoczekiwany obrót. Kiedyś pełna sukcesów klubowych i rozczarowań reprezentacyjnych. Teraz toczona według zupełnie odwrotnego scenariusza.
Piłkarz urodzony w argentyńskim Rosario jest na topie już kilkanaście lat. Światu na dobre zaczął pokazywać się w 2004 roku, a potem stopniowo budował sobie coraz większą markę.
Dalsza część tekstu pod wideo
W 2007 roku pierwszy raz stanął na podium plebiscytu Złotej Piłki, przegrywając jeszcze z Kaką i Cristiano Ronaldo. Dwanaście miesięcy później przesunął się pozycję wyżej, tym razem ustępując tylko Portugalczykowi. W końcu jednak, w 2009 roku, dopiął swego. Najcenniejsze indywidualne trofeum otrzymał wówczas pierwszy, choć jak wszyscy doskonale wiemy, nie ostatni raz.
Przez długi czas jego klubowa kariera była pełna pięknych momentów. Gdy kończył 30 lat, miał już na swoim koncie:
  • osiem mistrzostw Hiszpanii,
  • cztery razy wygraną Ligę Mistrzów,
  • pięć Złotych Piłek…
… oraz multum innych sukcesów, nagród i trofeów. Nadal pozostawał jednak niespełniony. Zadrą była toczona równocześnie kariera reprezentacyjna. Wtedy pełna bolesnych porażek, przegranych finałów, ogromnych rozczarowań.

Lata pełna reprezentacyjnego smutku

Już w 2007 roku Messiemu koło nosa przeszła pierwsza wielka szansa na zostanie bohaterem “Albicelestes”. Jako 20-letni chłopak doszedł z reprezentacją do finału Copa America, strzelając nawet gole w ćwierćfinale i półfinale. W spotkaniu o trofeum zdecydowanie lepsza okazała się jednak Brazylia, która wygrała 3:0. Messi musiał obejść się smakiem. Nie wiedział jeszcze wtedy, że przez kolejne lata uczucie porażki w tak ważnych meczach reprezentacji będzie towarzyszyło mu notorycznie.
Na pierwsze mistrzostwa świata pojechał jeszcze wcześniej. Z rozgrywanego w Niemczech mundialu Argentyńczycy odpadli jednak w ćwierćfinale po rywalizacji z gospodarzami. Z tym samym rywalem przegrali cztery lata później w RPA.
Czas leciał, Messi królował w Barcelonie, zdobywał z nią kolejne trofea, odbierał Złote Piłki, a potem przychodziła wielka reprezentacyjna impreza, która kończyła się płaczem. Kulminacja tej niemocy to lata 2014-2016.
  • 2014 - przegrany finał mundialu,
  • 2015 - przegrany finał Copa America,
  • 2016 - przegrany finał Copa America.
W 2014 roku Messi był o krok, by poprowadzić Argentynę do wymarzonego tytułu, na który “Albicelestes” czekają od 1986 roku. Został wybrany najlepszym graczem turnieju. Strzelił cztery gole, choć wszystkie w fazie grupowej. Dołożył jedną asystę. W finale dwoił się i troił, ale jego zespół po dogrywce i błysku Mario Goetzego przegrał 0:1.
“La Pulga” przeżył wtedy największe rozczarowanie w swojej karierze. Szybko zdjął z szyi srebrny medal. Wiedział, że koło nosa przeszła mu szansa, by dorównać Maradonie. Piłkarzowi, który stał się w Argentynie prawdziwym Bogiem głównie dlatego, że poprowadził “Albicelestes” do tytułu najlepszej drużyny globu.
Gdy rok później Argentyna dotarła do finału Copa America i w nim przegrała z Chile, Messi przeżył załamanie. Miał dość porażek w błękitno-białej koszulce.
- Nigdy nie widziałem go tak zniszczonego jak wtedy - mówił jego kolega z zespołu, Lucas Biglia.
Rok później sytuacja się powtórzyła. Messi znów spróbował. Znów nie marzył o niczym innym, tylko o sukcesie wywalczonym dla swojego narodu. Argentyna ponownie dotarła do finału Copa America i… jeszcze raz przegrała z Chile po rzutach karnych. Messi zachwycał przez praktycznie cały turniej (pięć goli i cztery asysty), ale gdy podszedł do piłki w finałowym konkursie jedenastek, uderzył nad bramką.
Chile na drugim turnieju z rzędu wyrwało Argentynie puchar z rąk. To było już za wiele dla Messiego, który na przestrzeni trzech lat przegrał z kadrą trzy wielkie finały.
- Nie jest to dla mnie przeznaczone. Kończę z reprezentacją. Zrobiłem wszystko, co mogłem, ale bardzo boli niebycie mistrzem. Byliśmy w czterech finałach, próbowałem. Chciałem tego najbardziej. Nie mogę tego zaakceptować, więc czas na koniec - mówił rozgoryczony.
- Tak będzie najlepiej dla każdego. Przede wszystkim dla mnie, ale potem dla innych. Myślę, że wielu ludzi tego chciało. Oczywiście nie byli oni usatysfakcjonowani, podobnie jak my, dojściem do finału i brakiem wygranej - tłumaczył.
Jedni go wspierali, prosząc go o pozostanie w reprezentacji nawet na ulicach, inni uznawali za symbol argentyńskiej porażki. Na szczęście, mimo początkowego kryzysu, Messi nie porzucił narodowych barw.

Los się odwrócił

W tych samych latach, w których przeżywał finałowe katusze na mundialu i Copa America, pocieszyć mogły go jeszcze sukcesy z Barceloną. W 2015 roku czwarty raz w karierze, i jak dotąd ostatni, wygrał Ligę Mistrzów. Triumfował też w Superpucharze Europy czy Klubowych Mistrzostwach Świata, otrzymał piątą Złotą Piłkę, a rok później zgarnął z “Blaugraną” dublet na hiszpańskim podwórku.
Wtedy sielanka na klubowym gruncie zniknęła. Messi, przyzwyczajony do ciągłych sukcesów w Barcelonie, zaczął przeżywać coraz większe rozczarowania. Zdarzyło mu się co prawda zdobywać mistrzostwo Hiszpanii czy inne krajowe puchary, ale one były tylko niewielkim pocieszeniem. Najbardziej liczyła się Liga Mistrzów. A ona od kilku lat była i jest dla Argentyńczyka wyjątkowo nieznośna.
  • 2015/16 - porażka z Atletico w ćwierćfinale,
  • 2016/17 - porażka z Juventusem w ćwierćfinale,
  • 2017/18 - odpadnięcie z Romą w ćwierćfinale, mimo zwycięstwa 4:1 w pierwszym meczu,
  • 2018/19 - odpadnięcie z Liverpoolem w półfinale, mimo zwycięstwa 3:0 w pierwszym meczu,
  • 2019/20 - porażka 2:8 z Bayernem w ćwierćfinale,
  • 2020/21 - porażka z PSG w 1/8 finału,
Nie tylko żadnego trofeum, ale też żadnego finału i tylko jeden półfinał. Dla piłkarza takiego kalibru musiał to być wielki policzek.
Potem przyszedł nieoczekiwany transfer do PSG, który był kulminacją coraz gorszej sytuacji sportowo-finansowo-organizacyjnej w Barcelonie. Zawodnik, który praktycznie całe piłkarskie życie spędził w klubie z Katalonii, po kilkunastu latach opuścił swój dom. Zmiana otoczenia długo przekładała się też na słabszą formę Argentyńczyka. Trafiał jednak do prawdziwego dream teamu. Z Kylianem Mbappe, Neymarem, zakontraktowanymi w tym samym okienku Sergio Ramosem czy Gianluigim Donnarummą, który dopiero co został wybrany najlepszym zawodnikiem EURO 2020.
Ale nawet tam Messi znów przekonał się o tym, że Liga Mistrzów bywa brutalna. PSG odpadło z klubem, z którym on rywalizował przez lata. Chociaż Paryżanie wygrali pierwszą odsłonę dwumeczu z Realem Madryt, w drugiej, dość niespodziewanie, stracili kontrolę i wylecieli za burtę. “La Pulga” mógł pomyśleć sobie - jeśli nie tutaj, jeśli nie teraz, jeśli nie w takim składzie, to kiedy?

Upragniony sukces z kadrą

Z pełnym przekonaniem jestem natomiast w stanie stwierdzić, że Messi zgodziłby się na te lata posuchy i rozczarowań w Lidze Mistrzów, gdyby w ich miejsce pojawił się choć jeden sukces z reprezentacją. I w końcu się pojawił. Jeszcze nie w 2018 roku, gdy Argentyna na mundialu ledwo wyszła z grupy, a potem odpadła w 1/8 finału z przyszłym mistrzem - Francją. Nie rok później, kiedy “Albicelestes” podczas Copa America zajęli tylko trzecie miejsce.
W końcu jednak Messi się doczekał. Latem 2021 roku Argentyna poleciała na kolejny turniej Copa America. Już szósty w karierze obecnego zawodnika PSG. Do tej pory kojarzył on mu się z porażkami, bólem, płaczem, srebrnymi i brązowymi medalami, przegranymi rzutami karnymi. Tym razem też niewiele wskazywało na to, że “Albicelestes” wrócą z mistrzostw jako najlepsza drużyna Ameryki Południowej. Rywalizowali przecież na terytorium największego i najgroźniejszego rywala - Brazylii.
Karta się jednak odwróciła. Messi błyszczał formą, notując w całym turnieju bilans czterech goli i pięciu asyst. W półfinale “Albicelestes” przełamali klątwę rzutów karnych, eliminując w ten sposób Kolumbię, a to co wydarzyło się w wielkim finale, przeszło już do historii. Argentyna na Maracanie pokonała gospodarzy 1:0 po golu Angela Di Marii.
W wieku 34 lat Messi dopiął swego. Kiedyś chciał już nawet kończyć z reprezentacją. Tak bolały go kolejne porażki. Walczył jednak dalej i 11 lipca 2021 roku podniósł puchar w geście zwycięstwa. Został też wybrany MVP turnieju. Emocje buzowały w nim nie tylko po samym meczu, ale jeszcze kilka miesięcy później. Gdy po wrześniowym spotkaniu eliminacji do mundialu przeciwko Boliwii, Messi zaprezentował kibicom trofeum, całkowicie się rozkleił.
- To coś, za czym podążałem, o czym marzyłem i dzięki Bogu, że było mi to dane. To wyjątkowy moment ze względu na to, jak i gdzie to się wydarzyło - mówił wyraźnie wzruszony.
Poprowadzenie “Albicelestes” do tytułu najlepszej drużyny Ameryki Południowej dało mu też kolejną, siódmą już Złotą Piłkę. Pierwszy raz zapracował na nią nie występami w klubie, ale przede wszystkimi tymi w reprezentacji. Teraz jest o jeden krok od tego, by dopiąć swego także na mistrzostwach świata. Musi tylko, i aż, poprowadzić Argentynę do zwycięstwa w finałowym meczu z Francją.
Jeśli to zrobi, nikt nigdy nie zarzuci mu już tego, że zawodził w najważniejszych momentach i nie odnosił sukcesów. z reprezentacją. Jeśli to zrobi, dokona tego samego, co argentyński Bóg futbolu - Maradona. Sam zapewne stanie się w ojczyźnie Bogiem, bo przecież jego rodacy, absolutnie zakochani w tej dyscyplinie sportu, czekają na Puchar Świata od 1986 roku.
On chce im go dać. Chce to zrobić dla siebie. Dla swojej rodziny. Jeśli tego dokona, wyrwie z rąk jakiekolwiek argumenty swoim przeciwnikom. Będzie mógł bez zawahania powiedzieć - jestem najlepszym piłkarzem w historii futbolu.

Przeczytaj również