Niekończący się problem Chelsea. Szokujące liczby i dziwne słowa Pochettino. Jedno broni go przed zwolnieniem
Setki milionów funtów wydane na transfery, zmiany trenerów, ale na boisku marny constans. W Chelsea jak było źle, tak jest źle. Mauricio Pochettino w porównaniu do Grahama Pottera wyników nie poprawił, a niewykluczone, że przed zwolnieniem najbardziej chronią go problemy finansowe, do których mogłoby ono doprowadzić.
- Nie jesteśmy odpowiednio dobrzy, taka jest rzeczywistość. Jestem pierwszy, który jest za to odpowiedzialny. To, co pokazaliśmy, było niewystarczające - mówił po porażce 2:4 z Wolverhampton Pochettino. To był drugi z rzędu mecz, w którym Chelsea straciła cztery gole, sytuacja dotąd w XXI wieku niespotykana. Co więcej, to już czwarty przypadek w tym sezonie, w którym Chelsea straciła cztery gole, a przecież dopiero co minęliśmy półmetek rozgrywek. Ponadto londyńczycy po raz pierwszy od lat 70. przegrali oba ligowe mecze z Wolverhampton.
- Chelsea, wow... Ci zawodnicy podpisali ośmioletnie kontrakty. Osobiście nie dałbym im nawet rocznych - przekazał w Sky Sports jeden z ekspertów tej stacji, Jamie O’Hara. Po 23 rozegranych meczach Chelsea jest 11. w tabeli, ma aż dziesięć porażek. Pochettino poprowadził The Blues w takiej samej liczbie spotkań w lidze co Potter. Bilans? O trzy punkty więcej (31 vs 28) i bilans bramkowy minimalnie lepszy (+1 vs 0).
Nie ma postępu
Argentyńczyk miał jednak okres przygotowawczy, kolejne transfery, a progresu nie widać. Tylko latem Chelsea wydała na transfery 400 milionów funtów, o pieniądzach z zimowego okna w 2023 roku nie ma już nawet co wspominać. Sama linia pomocy to dwóch zawodników, których łączna suma transferowa przekroczyła 200 milionów funtów. Moises Caicedo i Enzo Fernandez miewają pojedyncze przebłyski, ale na Anfield zostali kompletnie zdominowani, a ten pierwszy, po efektowej asyście z Wolves, chwilę później popełnił błąd, który doprowadził do utraty gola. Nie pierwszy zresztą w tym sezonie. Nie ma też takiego wpływu na odbiór piłki jak w Brighton, zalicza znacznie mniej przechwytów. W meczu z drużyną Gary’ego O’Neila była widać, który zespół jest odpowiednio ułożony taktycznie, ma pomysł i potrafi go skutecznie realizować. Mieliśmy do czynienia ze starciem drużyny przeciwko zlepkowi drogich indywidualności.
"The Blues" są w tym sezonie ekipą, która na moment rozbudzi nadzieje, żeby za chwile kompletnie rozczarować. Obiecujący remis z Liverpoolem na inaugurację przykryli porażką z West Hamem. Serię trzech zwycięstw w różnych rozgrywkach i remis z Arsenalem zakończyli porażką u siebie z Brentford. Po ekscytującym remisie 4:4 z Manchesterem City przegrali 1:4 z Newcastle United. I tak w kółko. Mały krok do przodu, a potem trzy duże do tyłu. U siebie przegrali z Nottingham Forest, Aston Villą, Brentford i Wolverhampton. Jednak znacznie gorszy bilans mają na obcych stadionach. Tam porażką zakończyli sześć z siedmiu ostatnich meczów.
Ten sam problem
Od miesięcy za Chelsea ciągnie się nieskuteczność. Tylko Everton ma w tym sezonie gorszy bilans goli faktycznych do goli oczekiwanych. Różne negatywne rekordy pod tym względem "The Blues" bili już za kadencji Pottera, ale w tym sezonie niewiele się zmieniło. Chelsea, na bazie modeli xG, powinna mieć blisko osiem goli więcej niż faktycznie strzeliła. Nie do końca jest też tak, że liczba strzałów, sytuacje są nabijane trochę sztucznie, np. wieloma uderzeniami z nieprzygotowanych pozycji. Tylko Newcastle United strzela w Premier League średnio z bardziej jakościowych pozycji (npxG/sh) niż Chelsea.
W tę statystykę nie są wliczane kopnięcia z rzutów karnych, z których nikt w Premier League nie strzelił więcej goli w tym sezonie niż Chelsea. Skuteczność Cole’a Palmera z 11. metrów pomogła w wyrównaniu wyniku liczby bramek z poprzedniego sezonu. Mimo zmarnowania aż 47 wielkich szans, co jest najgorszym wynikiem w lidze, już na tym etapie sezonu, po 23 kolejkach, podopieczni Pochettino mają tyle samo goli co w całym ubiegłym (38). To jednak marna pociecha, bo po pierwsze bramek powinno być więcej, a po drugie straszliwie przecieka defensywa.
Chelsea ma ujemny bilans bramkowy (-1), straciła aż 39 goli. Tylko Tottenham ma w lidze więcej błędów prowadzących do utraty bramki. W obronie co chwilę dochodzi do personalnych roszad, ale na razie Pochettino nie znalazł optymalnego zestawienia, którego cokolwiek dobrego by gwarantowało. Argentyńczyk nie pomaga też sobie niektórymi wypowiedziami.
Trenera chronią finanse
- Liverpool przegrał z Arsenalem i jakoś nic o tym specjalnie nie słyszę - powiedział na ostatniej konferencji. Zapomniał chyba jednak przez chwilę, gdzie w tabeli jest drużyna Juergena Kloppa, a gdzie Chelsea. Wszystko wskazuje jednak na to, że na razie zwolnienie Argentyńczykowi nie grozi. "Chroni" go Financial Fair Play, wedle którego klub w trzyletnim cyklu maksymalnie może stracić 105 milionów funtów. Oprócz drogich transferów Chelsea musiała sporo zapłacić za dwa ostatnie zwolnienia trenerów. Thomas Tuchel kosztował około dziesięć milionów funtów, a Potter i jego sztab o trzy więcej. Pochettino ma jeszcze 18 miesięcy kontraktu i pożegnanie się z nim oraz współpracownikami byłoby kosztowne. Otoczenie jednak nie pomaga. Ostatnio oliwy do ognia dolała żona Thiago Silvy, która po spotkaniu z Wolverhampton napisała na portalu X: "nadszedł czas na zmianę. Jeśli będziesz czekać dłużej, będzie za późno".
Gdzie zatem szukać nadziei? Na razie jedynym zawodnikiem, do którego trudno mieć pretensje, jest Palmer. Mimo trudnych warunków swietnie się w Chelsea zaadaptował, już dobrnął do granicy dziesięciu goli, nikt nigdy w "The Blues" nie zrobil tego w młodszym wieku. Nie tylko strzela, ale też kreuje, na pewno ma zadatki na bycie liderem. Po kontuzji wrócił Christopher Nkunku, który strzelił już dwa gole, ale choćby spotkanie z Wolves udowodniło, że potrzebuje wsparcia. Zresztą sam Pochettino przestrzegał przed liczeniem na to, że powrót Francuza nagle rozwiąże wszystkie problemy. Być może w najbliższym czasie będzie miał więcej okazji do współpracy w duecie z Nicolasem Jacksonem, co dość obiecująco wyglądało w okresie przygotowawczym.
Pod koniec lutego zespół Pochettino stanie też przed szansą zdobycia trofeum. W finale Carabao Cup zagra na Wembley z Liverpoolem. W meczu ligowym londyńczycy zostali przez "The Reds" zmieceni, ale finał to potencjalnie nowa historia. Dla Chelsea ważna nie tylko z perspektywy pucharu, ale także potencjalnego awansu do europejskich pucharów. Zwycięstwo dałoby szansę na grę w Lidze Konferencji Europy, co może być istotne dla finansów klubu. Awans przez ligę wydaje się na ten moment już tylko teoretyczny.