Niedawno wściekły rezygnował z kadry, dziś jest gwiazdą MŚ. A w klubie na bocznym torze. "Świetna reklama"
Z powodu konfliktu z selekcjonerem mógł oglądać mundial sprzed telewizora. W klubie gra “ogony”, generalnie zawodzi. Hakim Ziyech udał się jednak do Kataru i znów jest wielki. Marokańczyk daje znać, że w Chelsea nie pokazuje pełni umiejętności.
Jeszcze niedawno wydawało się, że 2022 rok będzie mógł kojarzyć się Hakimowi Ziyechowi tylko negatywnie. Konflikt z selekcjonerem reprezentacji, Vahidem Halilhodziciem, doprowadził do rezygnacji marokańskiego piłkarza z gry w narodowych barwach. W Chelsea skrzydłowy nie spełnia z kolei oczekiwań i już przed startem sezonu mówiło się, że jest na wylocie z klubu.
Ziyech odwrócił jednak złą kartę. Po pożegnaniu bośniackiego szkoleniowca powrócił do kadry i wraz z kolegami z zespołu pisze jedną z najbardziej niesamowitych opowieści w historii mistrzostw świata. Marokańczycy jako pierwsza drużyna z Afryki awansowali do półfinału. A 29-latek, który jeszcze niedawno mógł żyć ze świadomością, że zmagania na największej imprezie piłkarskiej globu będzie oglądał co najwyżej w telewizji, jest kluczowym ogniwem sensacji katarskiego mundialu. Przyszłości w Chelsea już raczej nie uratuje, ale poza grą na chwałę kraju osiąga jeszcze jeden cel. Znakomitymi występami wręcz krzyczy do innych klubów: “wciąż świetny ze mnie piłkarz, nie pożałujecie, jeśli mnie weźmiecie!”
Krnąbrny indywidualista
Trudno odmówić Hakimowi Ziyechowi talentu. Jeśli chodzi o wyszkolenie techniczne, jest graczem ze ścisłego światowego topu. Precyzyjne podania przez pół boiska, efektowne zwody, fenomenalna kontrola piłki - te aspekty jego gry robią ogromne wrażenie. Ma w sobie coś z futbolu podwórkowego. Niestety trochę działa to też na jego niekorzyść. To indywidualista, zawodnik trudny do zamknięcia w ramach taktycznych. Pod względem współpracy z trenerami również ma nienajlepszą opinię. Nie lubi być ustawiany po kątach, często stara się stawiać na swoim. Na tę cechę narzekał Marco van Basten, który prowadził go w Heerenveen. Krnąbrny charakter spowodował też konflikt ze zwolnionym w sierpniu Halilhodziciem.
- Mówię, co myślę. Domagam się wyjaśnień, chcę uzasadnienia. Może dlatego trudno ze mną współpracować, ale taki po prostu jestem - mówił o sobie Ziyech na łamach “De Telegraaf”.
Halilhodzić zarzucał skrzydłowemu brak profesjonalizmu i niepoważne podejście do obowiązków, wywierające zły wpływ na drużynę. Twierdził, że udaje kontuzje, żeby nie grać. Postanowił odsunąć go od składu przed rozgrywanym na przełomie stycznia i lutego Pucharem Narodów Afryki. Wściekły gwiazdor kadry w rewanżu poinformował, że kończy karierę reprezentacyjną.
U Halilhodzicia rzeczywiście już nie wystąpił. Federacja z powodu spięć wewnątrz zespołu postanowiła jednak podziękować 70-latkowi za współpracę. Stery przejął zwycięzca afrykańskiej Ligi Mistrzów z Wydad, Walid Regragui. Nowe rozdanie sprawiło, że zawodnik Chelsea postanowił zmienić decyzję. Wrócił do drużyny, by pomóc jej na mistrzostwach świata. I tego wyboru na pewno żałować nie może.
Na bocznym torze
W reprezentacji Ziyech jest niepodważalnym liderem, największą gwiazdą zespołu. W Chelsea jednak został odsunięty na boczny tor. Choć w Londynie gra od dwóch i pół roku, nie rozwinął tam w pełni skrzydeł. Wygląda na to, że musi szukać sobie nowego pracodawcy.
A przecież trafiał do Anglii jako czołowy piłkarz Eredivisie. Jeden z autorów sensacyjnego awansu Ajaksu Amsterdam do półfinału Ligi Mistrzów. Oczekiwania były więc duże - zresztą zapłacono za niego ponad 40 milionów euro. Miał z miejsca wskoczyć do podstawowego składu i stanowić o sile ofensywy “The Blues”. Rzeczywistość brutalnie jednak zweryfikowała te oczekiwania.
Marokańczykowi brakuje dynamiki potrzebnej w Premier League. Często jest zbyt wolny, spóźniony. Dodatkowo to, co w Holandii wyglądało na pozytywną bezczelność, na angielskich boiskach wydaje się niechlujne i przez to nieskuteczne. Ziyech się generalnie nie odnalazł w brytyjskim klimacie futbolowym, co sprawia, że regularnie frustruje kibiców i daleko mu do ważnego ogniwa Chelsea.
Choć czasami pokazywał przebłyski geniuszu (np. piękny gol z Tottenhamem w poprzednim sezonie), to kończy się tylko na nich. Dlatego też nie wywalczył sobie miejsca w podstawowym składzie ani u Franka Lamparda, ani Thomasa Tuchela. W tym sezonie sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Zarówno przed zwolnieniem Niemca, jak i po zastąpieniu go Grahamem Potterem Marokańczyk gra właściwie tylko “ogony”.
Na murawach Premier League pojawił się zaledwie pięciokrotnie, z tego cztery razy z ławki. We wszystkich rozgrywkach zaliczył tylko dwa mecze w podstawowej jedenastce, łącznie zbierając 271 minut. To ekwiwalent trzech pełnych spotkań, niespełna 15% możliwego czasu gry. I zdecydowanie mniej niż zagrał już na mundialu.
Oddany sprawie
W reprezentacji widzimy jednak inną twarz Ziyecha. Piłkarza pewnego siebie, poświęcającego się dla zespołu. W Anglii brakuje mu dyscypliny i zaangażowania. Człapie, zamiast wracać za akcją z pełną szybkością, nie pilnuje rywali. W Katarze jest inaczej. Przeciwko Portugalii bardzo dobrze wspierał Achrafa Hakimiego, cofając się czasami aż do linii obrony, dzięki czemu faworyci mieli ogromne problemy z atakowaniem swą lewą flanką. Ziyech i Hakimi skutecznie neutralizowali atuty Joao Felixa, Raphaela Guerreiro czy Joao Cancelo.
Ziyecha ogląda się z przyjemnością. Aż prosi się, aby podać mu piłkę, bo potrafi ją rozsądnie przetrzymać tak, by dać czas partnerom. W defensywie pracuje z pełnym zaangażowaniem. Bierze grę na siebie, gdy tego potrzeba. Idealnie wpisuje się w filozofię trenera Regraguiego - u niego każdy, bez wyjątku, musi pracować na sukces zespołu.
- Kiedy nasz zawodnik zakłada koszulkę reprezentacji, chce walczyć i jest gotów umrzeć na boisku - mówił selekcjoner podczas turnieju.
Pod tym względem gwiazdor drużyny zdecydowanie się dostosował do wymagań. Łatwo przewidzieć, że to on zanotował najwięcej kluczowych podań (6) i kontaktów z piłką w tercji ofensywnej (79) z całego zespołu oraz znajduje się w czołówce zawodników otrzymujących najczęściej futbolówkę (146 razy - lepszy tylko Hakimi). Zaskakiwać może za to, że ma najwięcej zablokowanych zagrań rywali (9), a pod względem przechwytów (6) oraz odbiorów w środkowej strefie (4) plasuje się tuż za plecami najlepszych w zespole
To oblicze skrzydłowego aż chce się oglądać. I takiego właśnie zawodnika chciałby mieć u siebie czołowy klub szukający wzmocnień. Dobre występy na mundialu sprawiają, że 29-latek robi sobie świetną reklamę w obliczu spodziewanego rozstania z “The Blues”. Sam zawodnik miał być nawet gotowy na obniżkę pensji, żeby zmienić zespół. Na Stamford Bridge już się raczej nie odbuduje, ale w narodowych barwach pokazuje, że wciąż drzemie w nim niemały potencjał.
Przez ostatnie kilka miesięcy łączono go głównie z Milanem. Aktualnie, według informacji Fabrizio Romano, nie są jednak prowadzone żadne oficjalne rozmowy dotyczące ewentualnej przeprowadzki Marokańczyka do Mediolanu. Sytuacja jest więc otwarta. A po takim, historycznym turnieju, Ziyech znajdzie się w lepszej sytuacji na rynku transferowym. Ba, Chelsea też z pewnością będzie zadowolona. Londyńczycy zarobią więcej niż mogli na to liczyć przed mistrzostwami. Pytanie tylko, które jego wcielenie zawita do nowego klubu. To z Ajaksu i reprezentacji, czy to znane z boisk Premier League… I czy trafi tam jako półfinalista, medalista, czy może zwycięzca mistrzostw świata - bo o tym, że Maroko nie można lekceważyć, już się przekonaliśmy. A w tym naprawdę duża jest zasługa Ziyecha.
***
Przytoczone statystyki na podstawie danych portalu FBref.com.