Nie strzelał przez rok, teraz jest najlepszy w Premier League. Kilkuletnia passa Vardy'ego poważnie zagrożona
Myślisz Leicester City - mówisz Jamie Vardy. Zwłaszcza jeśli ktoś zapyta Cię o napastnika z King Power Stadium. Ale w ostatnich miesiącach Anglik przekazał pałeczkę kluczowego snajpera w ręce swojego kolegi. Kelechi Iheanacho przetrwał trudne początki w zespole “Lisów” i teraz wyrasta na gwiazdę drużyny, pewnie prowadząc ją do Ligi Mistrzów.
Nieco starsi kibice interesujący się polską Ekstraklasą słysząc “Kelechi Iheanacho” przypominają sobie pewnie Nigeryjczyka, który na przełomie XX i XXI wieku zakładał koszulkę Wisły Kraków, a później grał też dla Stomilu Olsztyn, Widzewa Łódź i kilku innych zespołów z naszego kraju. To jednak tylko zbieżność imion i nazwisk. Teraz w świecie futbolu swój czas ma inny Kelechi Iheanacho. Póki co trwa jego pięć minut. Czy nieco się przedłuży? Wiele na to wskazuje.
Kapitalne wejście
Losy Nigeryjczyka w ostatnich latach to istny rollercoaster. Najpierw - zimą 2014 roku - zamienił jedną z lokalnych akademii w swoim kraju na wielki Manchester City, po tym, jak razem z reprezentacją U17 wygrał mistrzostwa świata i sam został wybrany najlepszym piłkarzem turnieju. Kilkanaście miesięcy później doczekał się debiutu w Premier League, a chwilę potem także pierwszej bramki. I to jakiej. Mecz z Crystal Palace. 89. minuta. Na tablicy wyników 0:0. Kelechi zastępuje Wilfrieda Bony’ego. Mija kilka chwil i Nigeryjczyk dobija strzał Samira Nasriego, dając “Obywatelom” zwycięstwo. Czysta euforia. Zobaczcie sami.
Tamto spotkanie było zresztą tylko wstępem do naprawdę udanego sezonu w jego wykonaniu. Kończył go z bilansem 14 goli i pięciu asyst. Wydawało się, że wśród gwiazdozbioru z Etihad Stadium objawił się dzieciak, którego wystarczy tylko trochę oszlifować. Wszystko zmieniło się jednak po transferze Gabriela Jesusa. Manchester wydał na Brazylijczyka ponad 30 mln euro. Automatycznie wskoczył on w hierarchii napastników przed Iheanacho, a trzeba pamiętać, że niekwestionowaną “jedynką” na tej pozycji był Sergio Aguero. Nigeryjczyk przestał łapać się nawet do kadry meczowej. Wiedział, że musi szukać szczęścia gdzie indziej. Padło na Leicester City.
Zgubiona forma
I tu pojawia nam się rollercoaster w części drugiej. Bo urodzony w 1996 roku napastnik zdecydowanie nie zaliczył w nowej ekipie wejścia smoka. Na starcie postrzelał coś w krajowych pucharach, ale w Premier League szło mu fatalnie. Najpierw czekał siedem miesięcy na gola w tych rozgrywkach, a później - od września 2018 roku do grudnia 2019 - nie trafił choćby raz.
- To był trudny okres, ale ta wiara wciąż we mnie była. Czasami po prostu nie idzie, cokolwiek zrobisz. Nawet jeśli próbujesz zrobić właściwą rzecz, nie wychodzi. A kiedy zdarzają się złe rzeczy, tracisz głowę - wspominał tamten okres sam Iheanacho.
Nawet obecnego sezonu Nigeryjczyk nie zaczął szczególnie dobrze. Na pierwszego gola w Premier League czekał do 22. kolejki. Wcześniej dziewięciokrotnie był w ogóle poza kadrą meczową. Lepiej było jedynie w pucharach, gdzie strzelał choćby w meczach Ligi Europy z Zoryą Ługańsk i Bragą. To były jednak tylko wyjątki od reguły. A reguła mówiła, że Kelechi jest daleko od optymalnej formy. I mocnej pozycji w hierarchii Brendana Rodgersa.
Co się zmieniło?
Kluczem do przełamania Nigeryjczyka okazała się zmiana ustawienia. I gra u boku Jamiego Vardy’ego. W poprzednim sezonie dwaj napastnicy zagrali w duecie tylko osiem razy. W obecnym nie mieli takiej okazji aż do 28 lutego. Pomógł w dużej mierze przypadek. Z urazami zmagali się James Maddison i Harvey Barnes. Rodgers musiał przeorganizować grę zespołu. Postawił na ustawienie z trójką środkowych obrońców, wahadłowymi zamiast klasycznych skrzydłowych oraz dwójką napastników. I to okazało się strzałem w dziesiątkę.
“Lisy” w nowej formacji pierwszy raz wystąpiły podczas spotkania z Burnley 3 marca. Od tamtego momentu rozegrały dziewięć meczów. Iheanacho strzelił w nich 12 goli. Do siatki nie trafił jedynie w przegranym 0:2 spotkaniu z Manchesterem City. Poza tym - każdy mecz to przynajmniej jedna zdobyta bramka. A zdarzył się też hattrick (vs Sheffield) i dublety (vs Manchester United, West Ham).
Żeby pokazać przemianę Kelechiego, wystarczy zestawić ze sobą bilans z dwóch okresów. W ostatnich 14 meczach Nigeryjczyk zdobył 14 bramek. Dokładnie tyle samo, ile podczas poprzednich 76 spotkań w koszulce Leicester. Chociaż do 22. kolejki czekał na pierwsze trafienie w Premier League, dziś jest już najskuteczniejszym piłkarzem “Lisów” w tym sezonie. Licząc wszystkie rozgrywki ma tych bramek 17. Drugi Vardy - 15. Anglik po raz pierwszy od kampanii 2014/15 może nie skończyć sezonu jako najlepszy strzelec zespołu.
- Najwyższym priorytetem dla mnie było pomóc mu w rozwoju. Kelsowi było trudno ze względu na styl, którym normalnie graliśmy, a więc ustawienie z jednym napastnikiem - Vardym - tłumaczył Rodgers w rozmowie z “BBC”.
Już kilka tygodni temu Iheanacho zapracował sobie na przedłużenie kontraktu. Nowa umowa ma obowiązywać do 2024 roku. Wcześniej Nigeryjczyka czeka jednak trochę roboty. Jego kapitalne występy prowadzą “Lisy” w kierunku Ligi Mistrzów. Dziś zespół zajmuje trzecie miejsce w ligowej tabeli. Nad czwartą Chelsea ma cztery punkty przewagi. Nad piątym West Hamem już siedem. Do końca pozostało tylko pięć kolejek. Tylko cud mógłby sprawić, że Leicester nie zajęłoby miejsca w czołowej czwórce.
A Iheanacho musi zrobić wszystko, by w jego karierze pojawiła się w końcu stabilizacja. Ostatnie dwa miesiące ma niewiarygodne. Ale to dalej tylko dwa miesiące.