Klęska na sam koniec. Brutalnego spadku nie zakładali. "Stracili tożsamość"

Klęska na sam koniec. Brutalnego spadku nie zakładali. "Stracili tożsamość"
Krzysztof Porebski / pressfocus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz26 May · 11:09
25 maja 2024 roku przejdzie do historii Poznania jako jeden z najsmutniejszych dni w piłce dla tego miasta. Tego dnia po czterech latach spadła Warta Poznań do Fortuna 1 Ligi, rezerwy "Kolejorza" spadły do III ligi, a Lech Poznań mógł "pomóc" "Zielonym", ale skompromitował się kolejny raz w tym sezonie, "pomagając" tym samym w opuszczeniu Ekstraklasy przez ekipę Dawida Szulczka. Jednak trzeba powiedzieć wprost - Warta pracowała na ten spadek i w końcu go dostała.
- Nam zdobywanie bramek w tym sezonie przychodziło z dużym trudem (...) Mieliśmy wszystko w swoich rękach na dwie ostatnie kolejki. Niestety wszystko skończyło się fatalnie. Przez te 30 miesięcy przeszliśmy długą drogę i w strefie spadkowej znaleźliśmy się na ok. 30 minut sezonu i tak się to zakończyło, mimo że nie byliśmy w niej przez chyba dwa lata... boli to bardzo. (...) Dawaliśmy tyle, ile mogliśmy. Zrobiłem też pewnie wiele błędów w tym sezonie. Jeśli cofnąłbym się na osi czasu, to dałoby radę zrobić kilka rzeczy inaczej. To jednak nie jest gra, tylko życie. Chciałbym powiedzieć, że musimy patrzeć dalej, ale dalej nic nie ma... spadliśmy z ligi. I zobaczymy, co każdemu z nas życie przyniesie. (...) Tym razem nie udało się oszukać przeznaczenia - mówił w emocjonalnej wypowiedzi po meczu Dawid Szulczek.
Dalsza część tekstu pod wideo
Najniższy budżet w lidze, brak własnego obiektu czy dyrektora sportowego, zdarzające się problemy z płatnościami. To się w końcu musiało tak skończyć, a i tak wielu stwierdzi, że trwało zbyt długo. Cztery lata udawało się oszukiwać przeznaczenie.
Ten spadek dla Warty jest podwójnie bolesny, bo tak, jak stwierdził Dawid Szulczek - ani razu w tym sezonie jego zespół nie był w strefie spadkowej. W ostatniej kolejce mógł Warcie "pomóc" Lech. Wystarczyło nie przegrać z Koroną, ale w tym sezonie nie można liczyć na lechitów, którym spokojnie można przypisać miano "grabarzy poznańskiej piłki". Nie dość, że pogrzebali swój zespół i kibiców w sposób nieprawdopodobny, to jeszcze w ostatniej kolejce nie potrafili uratować swojego honoru i godnie pożegnać się z ponad 20 tysiącami kibicami na Bułgarskiej, a przy okazji pomóc Warcie. Lech ma "krew na rękach", bo w normalnych warunkach powinien ograć Koronę.
Jednak powiedzenie, że Warta spadła przez Lecha, byłoby zdecydowanym uproszczeniem.

Sport

Sportowo kadra Warty nie była najsłabsza w lidze. Moim zdaniem na papierze słabsze zespoły mają Puszcza, ŁKS Łódź, Ruch Chorzów, Korona Kielce, a nawet może Radomiak Radom. Zatem nawet mimo problemów kadrowych, które "Zielonych" nie ominęły, to nie był zespół na spadek. Oczywiście, on mógł się zdarzyć i się zdarzył. Bo sama jakość piłkarska, co pokazał ten sezon zarówno na górze jak i na dole, nie zawsze wystarczy.
"Zieloni" od wielu lat robili wszystko, żeby stracić swoją tożsamość. Warta weszła do ekstraklasy w 2020 roku i nie awansowała dlatego, że miała najlepszy wówczas zespół w pierwszej lidze, a dlatego, że drużynę Piotra Tworka i Adama Szały cechowała się zbiorem niesamowitych charakterów. Ten zespół złożony był z Łukasza Trałki, Bartosza Kieliby, Mateusza Kupczaka (jest nadal) czy Jakuba Kuzdry. Piłkarzy po przejściach, którzy stworzyli w szatni niesamowitą atmosferę. Nazywani wówczas byli "swojską bandą" i to dlatego, że mimo przeciwności losu, przeciekającego dachu w klubie czy braku własnego stadionu, potrafili rywalizować jak równy z równym, a w swoim pierwszym sezonie w ekstraklasie zająć nawet 5. miejsce w tabeli i grać do końca o puchary. Dzisiaj wydaje się to totalną abstrakcją.
Jednak przez te cztery lata Warta ewoluowała. Ściągała lepszych piłkarzy, pojawiło się więcej zagranicznych zawodników, odeszła od swoich pryncypiów. Piotra Tworka w 2021 roku zastąpił Dawid Szulczek i to była słuszna zmiana. 26 miesięcy pracy 32-letniego trenera - do tej rundy - były bardzo udane, jednak ostatnie miesiące także idą na konto jego i piłkarzy.
Zresztą samo ogłoszenie o odejściu Dawida Szulczka po zakończeniu sezonu w momencie jego trwania i jego negocjacje z innymi klubami także nie pomogły. Nie wiadomo, jaki miało to wpływ na zespół, ale było wiadomo, że 34-letni trener szuka nowej pracy, a wielu piłkarzy wiedziało, że opuści ten klub. To nie jest atmosfera do walki o utrzymanie za wszelką cenę.
"Zieloni" spadli z ligi meczami nie z czołówką, bo potrafili odbierać punkty Pogoni, dwukrotnie Rakowowi, czy Legii przy Łazienkowskiej. Warto też przypomnieć słowa Dawida Szulczka ze spotkania z dziennikarzami przed rozpoczęciem rundy rewanżowej.
- Z perspektywy trenera był to najlepszy okres przygotowawczy w Warcie, ponieważ mieliśmy najszerszą kadrę i najwięcej jakości. Zarówno przed obozem, w trakcie i po, mogliśmy wystawić dwie jedenastki - mówił szkoleniowiec.
Warta spadła meczami z Puszczą Niepołomice - dwoma przegranymi, porażką u siebie z ŁKS 0:1, czy tracąc gole i punkty w doliczonym czasie gry w starciach w Radomiu, czy Kielcach, czyli z drużynami, które są bezpośrednio nad "Zielonymi".
Strach przed porażką w Chorzowie i walka o remis, a nie o zwycięstwo z Ruchem. Podobnie było w meczu z Radomiakiem, gdzie u siebie Warta zagrała, żeby nie przegrać. Na 0:0.
Pięć punktów na 18 możliwych z beniaminkami to zdecydowanie za mało.
Miniona wiosna była też najgorszą odkąd Zieloni wrócili do ekstraklasy, choć zaczeła się od wygranej nad Rakowem (2:1) - zdobyli w niej 18 punktów na 45 możliwych. Wiosną na palcach jednej ręki można było policzyć fajne występy Warty - Stal Mielec (5:2), Widzew (2:1) czy Lech (0:2 - przegrany, ale bardzo dobry mecz w wykonaniu Warty).
Były problemy kadrowe, bo kluczowy piłkarz - Zrelak - zagrał w tym sezonie tylko w 13 spotkaniach. Nie dojechał na tę rundę Kajetan Szmyt, który w 33 meczach strzelił 7 goli (większość z karnych) i zaliczył 2 asysty. Posypała się obrona, bo na ostatnie mecze trzeba było szyć.
- Jeśli Kajetan Szmyt zostanie w Warcie, to obiecał, że skończy sezon z dwucyfrową liczbą bramek. W ostatniej grze kontrolnej wyglądał fenomenalnie - zdradzał Szulczek.
Zakład został przegrany, ale Warcie przede wszystkim zabrakło charakteru, czyli czegoś, na czym ta drużyna się opierała. Dawid Szulczek w roli trenera prowadził "Zielonych" w 93 meczach i stwierdził, że może w dwóch meczach nie było odpowiedniego zaangażowania.
Jednak tych meczów było więcej. Szczególnie oba spotkania z Puszczą to jest kamień do ogródka całej drużyny i samego trenera. Przegrać dwa spotkania po stałych fragmentach gry? Oczywista oczywistość.
Jeśli mówimy o charakterze, to warto dodać kluczową kwestię. "Zieloni" w 16 meczach w tym sezonie pierwsi tracili gola. Tylko w jednym z nich potrafili wyrwać punkt. To dużo mówi o tym, że kiedy "Zieloni" tracili gola, to można było się rozejść.

Infrastruktura

Trzeba powiedzieć wprost. Warta infrastrukturalnie nie zasługiwała na ekstraklasę. Siedziba klubu musiała zniknąć z Drogi Dębińskiej, bo wyburzono budynek klubowy. Przeniosła się ona do budynku POSiR-u przy Spychalskiego, gdzie jest basen i właściwie wchodząc do klubu czuć chlor. Oczywiście to nie zarzut, ale mówimy o klubie, który nawet nie ma swojej siedziby. Nie mówiąc o stadionie, bo "Zieloni" robili dużo, ale ostatecznie przelicytowano. Przez te cztery lata można było postawić obiekt "a'la Raków" i byleby on spełniał wymogi. Jednak chciano coś więcej.
Postanowiono grać na Grodzisk Wielkopolski, przez co wielu kibiców w Poznaniu przestało utożsamiać się z klubem. Przestało tam jeździć, bo do Grodziska z Poznania jest praktycznie godzina drogi. "Zielonym" tam zrobiło się wygodnie, jednak przed końcem tego sezonu Komisja Licencyjna Ekstraklasy powiedziała dość. Do gry weszło miasto i chciało pomóc w powrocie Warty na Bułgarską. To się mogło spełnić, trwały rozmowy na temat powrotu "Zielonych" do Poznania, miasto miało wybudować szatnie na IV trybunie, ale teraz, przy braku kroplówki z Canal+, ten pomysł staję pod dużym znakiem zapytania. Po prostu "Zielonych" może nie stać na grę przy Bułgarskiej, a nie ma pieniędzy i czasu na start budowy nowego stadionu.
Trzeba też sobie powiedzieć wprost. Warta przez grę w Grodzisku Wlkp. miała najmniejszą frekwencję w ekstraklasie. To klub absolutnie zasłużony, dwukrotny mistrz Polski ze 112-letnią historią, ale prawda jest taka, że oprócz kibiców Warty, za "Zielonymi" mało kto w lidze nie będzie tęsknić.

Zarząd

Dlatego, że Warta zaczynała być korporacją. W klubie zaczęło pojawiać się za dużo "krawaciarzy", czyli ludzi szeroko pojętego biznesu, a niektórzy z nich nie potrafili wysłać prostego listu. W klubie, kiedy brakowało czasami na wypłaty, nawet dla szeregowych pracowników klubu, to pojawiały się na ten temat żarty, co nie w smak było wielu osobom oddającym swoje serce za klub. Bo nie każdy ma oszczędności i może sobie czekać.
Warta straciła tożsamość. Stała się klubem nijakim. Nie było synergii między drużyną, zarządem, a kibicami.
Zresztą to, co wydarzyło się po meczu z Legią, kiedy postanowiono "odtrąbić utrzymanie". Było pożegnanie kibiców z piłkarzami, antyrama z podziękowaniem dla Dawida Szulczka, uśmiechy, dobre nastroje. Zdecydowanie za szybko.
Sportowo, infrastrukturalnie i przez to, co działo się w klubie - Warta zasłużyła na spadek. Nie było dyrektora sportowego, było trwanie. Chciała trwać w takim stanie rzeczy. Nie oszukali przeznaczenia. Spadli przez szereg działań robionych od lat, odejście od swojej tożsamości. Mimo że ze swojego pobytu w ekstraklasie wyciągnęli maksa. Mało kto zakładał spadek, a on się zdarzył w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Zabrakło nieco szczęścia, ale co poradzić. Taka jest piłka nożna.
Teraz "Zieloni" będą musieli się szybko pozbierać, żeby nie pójść za ciosem, gdzie Fortuna 1 Liga jest zdecydowanie mocniejsza niż wtedy, kiedy z niej awansowali. Zespół czeka absolutna rewolucja. Nie ma dzisiaj trenera, spora grupa piłkarzy nie utożsamia się z klubem. To będzie bardzo ciężki czas, ale wszystko poniekąd stało się na własne życzenie. Czerwona lampka zapaliła się za późno.

Przeczytaj również