Nie ma drugiego takiego piłkarza na świecie. Żywa ikona angielskiej sensacji. "Przeszedłem futbol"
Nie ma drugiego takiego piłkarza. Pelly Ruddock-Mpanzu jako pierwszy zawodnik w historii przeszedł drogę od piątej ligi do Premier League z jednym klubem. Środkowy pomocnik Luton Town już niedługo będzie miał okazję sięgnąć szczytu angielskiego futbolu.
Gdy w 2013 roku młodziutki Pelly Ruddock-Mpanzu wędrował na krótkoterminowe wypożyczenie z West Hamu do Luton Town, nie spodziewał się zapewne, że zostanie żywą legendą tymczasowego klubu. Cytując jednak znany slogan reklamowy: "wpadł na chwilę, został na dłużej". Środkowy pomocnik reprezentuje barwy "The Hatters" od prawie dekady i wraz z nimi napisał jedną z najbardziej szalonych opowieści, jakie widział świat angielskiej piłki. Jako pierwszy piłkarz w historii pokonał drogę od piątej do pierwszej ligi z jedną drużyną.
Skok w dół
Ruddock-Mpanzu zaczynał futbolową przygodę w amatorskim Belmont United, skąd przeniósł się do Boreham Wood. Tam szybko wypatrzyli go skauci West Hamu. Jako 17-latek zaliczył transfer, na który czeka każdy młody zawodnik występujący w niższych ligach. Postawił na niego klub jednoznacznie kojarzony z wielką Premier League, bijący się wówczas o powrót na jej murawy - jak się zresztą okazało, skutecznie. Dalsza część opowieści potoczyła się jednak wbrew utartym schematom. Choć po niemal dwóch latach młody chłopak dostał szansę debiutu w drużynie “Młotów”, a ówczesny menedżer Sam Allardyce mówił o nim w ciepłych słowach, jego droga do mainstreamu rozpoczęła się od opuszczenia Upton Park. Zdecydował się na skok w dół, w odmęty niższych szczebli ligowej drabinki.
Występujące na piątym poziomie rozgrywkowym Luton Town złożyło ofertę wypożyczenia i pomocnik przeniósł się tam jesienią 2013 roku. W nowych barwach zadebiutował w wyjazdowym spotkaniu ze Staines Town. Pucharowy mecz z trybun oglądało około 600 osób. National League było daleko do najbogatszej ligi świata, ale młodzian dostrzegł swoją szansę. W ciągu kilku tygodni zaimponował na tyle, że “The Hatters” zapragnęli zatrzymać nastolatka. Choć West Ham ściągnął go z powrotem na początku stycznia, by łatać dziury spowodowane plagą urazów, udało się przekonać “Młoty” do sprzedaży Mpanzu.
Pomocnik kosztował 50 tysięcy funtów - sporą kwotę dla klubu, który ledwie kilka lat wcześniej stał przed widmem upadku. Tym samym zaczął się długoletni związek, dający początek współczesnej ikonie “The Hatters”. Zakup okazał się początkiem wspinaczki dla Luton i Mpanzu. Drogę tę mieli przejść razem od początku do końca.
- Czy chciałem tu trafić? Absolutnie nie. Mówiłem sobie: “Ach, to nie coś co znam”, ale czasem trzeba ryzykować. Muszę podziękować Johnowi [Stillowi - ówczesnemu trenerowi], że mnie ściągnął. Spójrzcie tylko, gdzie teraz jestem - wspominał zawodnik w rozmowie z “Guadianem”.
Wspinaczka
- Opuszczając West Ham można pomyśleć: “oho, moja przygoda z ligą się skończyła”. Ale awans już w pierwszym sezonie, w ciągu sześciu miesięcy po przenosinach, był wspaniałym osiągnięciem - mówił w rozmowie z lokalnym oddziałem radia “BBC”.
29-letni dziś piłkarz właściwie od razu zadomowił się w zespole Luton. Szybko stał się jego ważnym ogniwem. Miejsce w podstawowym składzie utrzymał przez ponad dekadę. I to pomimo tego, że już na początku drogi miał trudności z uwierzeniem w utrzymanie tempa rozwoju pozwalającego na regularne występy w klubie.
- To zaskoczenie, że wciąż tu jestem - mówił w 2018 roku, po wywalczeniu promocji do trzeciej ligi.
Wspinaczka po poszczególnych poziomach rozgrywkowych nastąpiła rekordowo szybko. Luton przeskoczyło bowiem z półamatorskiej National League do Premier League w zaledwie dziewięć sezonów (równie szybko podobną drogę przeszedł niegdyś tylko Wimbledon).
Kadra się zmieniała, stery zespołu obejmowali też kolejni trenerzy. Pelly Ruddock-Mpanzu dalej jednak grał. Rozwijał się, dostosowywał do nowych wymagań. W dającym Luton awans do elity historycznym finale baraży z Coventry City postawił symboliczną (ale i pewnie nie ostateczną) klamrę. Na murawę Wembley wyszedł w podstawowym składzie. Z trybun oglądało go ponad 85 tysięcy kibiców - 140 razy więcej, niż ponad dekadę temu, gdy debiutował.
- Każda liga jest inna. Od National League, przez League Two, League One, aż po Championship. Cały czas musisz się przystosowywać. Staram się być jak najlepszy niezależnie od tego, kto nas trenuje: John Still, Mick Harford, Greame Jones, Nathan Jones, Rob Edwards, nawet Andy Awford, który pracował tu tylko chwilę. Choć nie ma ich tu teraz, to wszyscy mają udział i dali nam platformę do awansu do Premier League - tłumaczył reprezentant DR Kongo w “BBC”. - To była wspaniała droga i każdy się do niej przyłożył. Również kibice, cała społeczność, sztab szkoleniowy - prawdziwa praca zespołowa.
“Serce grupy”
Naturalnie pracowity środkowy pomocnik ma wyjątkowe miejsce w sercach kibiców. Jest on bowiem uosobieniem szalonej, wymarzonej przez nich drogi ku piłkarskiemu rajowi. Doceniają oni jednak nie tylko jego wkład na boisku. W klubie opowiadają o nim jako o duszy towarzystwa, człowieku zarażającym pozytywnym nastawieniem.
- Trzeba cieszyć się życiem. Nigdy nie wiesz, co czeka za rogiem. Czerp z niego garściami każdego dnia. Jeśli ktoś potrzebuje pocieszenia - zrób to dla niego. Zawsze staram się rozluźniać atmosferę. Taki po prostu jestem - opowiadał.
- To świetny gość, niezależnie, czy wygraliśmy, przegraliśmy, czy zremisowaliśmy, czy jest ciepło, czy zimno, czy to paskudny poniedziałek, czy cokolwiek innego. To serce tej grupy, bo był tu tak długo. Pracuje niesamowicie ciężko i ciągle stawia kolejne kroki - komplementował go trener Rob Edwards na łamach “Guardiana”.
- Pelly to ikona tego klubu. Klucz dla naszych sukcesów - to, jaki jest, jak żyje ze wszystkimi - stwierdził były trener Luton, Mick Harford.
“Przeszedł futbol”
- [Gdy trafiałem do klubu], panowało tu szaleństwo, ale wszystko poszło do przodu. Wydaje mi się za to, że ja się nie zmieniłem. Wciąż się uśmiecham, tryskam energią i radością, uwielbiam tę ekipę, kocham żarty z ludźmi. Oczywiście rozwinąłem się fizycznie, stałem się mężczyzną i teraz bardzo cieszę się swą grą. Wcześniej pytałem samego siebie, czy naprawdę chcę to robić. Teraz wszystko przychodzi naturalnie i daje mi to wielką przyjemność - cytuje pomocnika “Guardian”.
W przypadku Mpanzu kluczowa sprawa to odpowiednie nastawienie. Piłkarsko nie wybija się on bowiem znacznie nawet na poziomie Championship. Nadrabia jednak odpowiednią mentalnością i zaangażowaniem, które okazują się zaraźliwe. Nietrudno też zrozumieć jego pozytywne usposobienie. Przeszedł przecież drogę rodem z do przesady optymistycznego filmu familijnego. Sam zresztą podsumował to najlepiej po wywalczeniu awansu:
- Czuję się, jakbym przeszedł futbol. Mogę kończyć karierę - kipiał z radości przed kamerą “Sky Sports”. - Przeszedłem wzloty i upadki, ale trzeba w siebie wierzyć. No i jestem!
W świecie wciąż zmieniającego się, coraz bardziej opanowanego przez ogromne pieniądze futbolu, takie opowieści są punktem zaczepienia dla romantyków, zakochanych w pierwotnych sportowych wartościach. Wymiar historii Mpanzu jest wyjątkowy. Wszak w Anglii chlubią się “bliskimi korzeni”, wiernymi piłkarskim ideałom niższymi ligami. A on wraz z Luton poszedł z nich wprost do najbogatszych, najbardziej medialnych krajowych rozgrywek na świecie. Trudno o lepsze podsumowanie tego, co Wyspiarze kochają w “pięknej grze”.