New Orleans Pelicans łyknęli młode talenty NBA! Czy w mieście jazzu zabrzmi rock'n'roll?
Według wielu ekspertów zza oceanu koszykarze New Orleans Pelicans w najbliższym sezonie NBA będą grać najszybszą i najciekawszą koszykówkę w całej lidze. Wszystko za sprawą pozyskania największej gwiazdy draftu i młodych zawodników, którzy dotychczas występowali w Los Angeles Lakers.
W ostatnich miesiącach kibice New Orleans mieli powody do poważnych obaw. DeMarcus Cousins, kreowany na świetnego partnera Anthony'ego Davisa, zerwał ścięgno Achillesa i odszedł do Golden State Warriors. Mistrz NBA z 2008 r., Rajon Rondo, spakował się i wyjechał do Los Angeles, by razem z Lakers LeBrona Jamesa znów walczyć o najwyższe cele.
Wydawało się, że Pelicans będą mogli swoją przyszłość powierzyć Anthony'emu Davisowi, ale ten powiedział, że chce już teraz walczyć o najwyższe cele i oświadczył władzom klubu, że domaga się transferu do wspomnianych Jeziorowców. W ten sposób w zasadzie rozpadł się trzon zespołu z Nowego Orleanu. Zapowiadały się chude lata, ale do Pelicans uśmiechnęło się szczęście.
Nowy LeBron James?
Choć największe szanse na wylosowanie numeru 1 tegorocznego draftu przyznawano New York Knicks, prawo pierwszego wyboru przypadło właśnie New Orleans Pelicans. Ci nie mieli wątpliwości, kto powinien do nich trafić.
Od czasów draftu z 2003 r. i wejścia LeBrona Jamesa do NBA nie było takiego szaleństwa na punkcie "jedynki". Zion Williamson, bo oczywiście o nim mowa, jeszcze nie zdobył choćby punktu w najlepszej lidze świata, a już okrzyknięto go następcą "Króla". Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że nawet na ceremonię draftu Zion ubrał się podobnie, jak niegdyś LeBron James.
Dziewiętnastoletni podkoszowy zapowiada się naprawdę obiecująco - z pewnością ma dobre warunki, by zostać gwiazdą ligi. Jest silny, bardzo dobrze radzi sobie w “pomalowanym”, potrafi rzucić za trzy. Co więcej, "piłka mu nie przeszkadza" - potrafi zebrać ją w defensywie, przekozłować przez całe boisko i z dwoma obrońcami na plecach zapakować do kosza.
Jednakże warto zwrócić uwagę także na inny aspekt - jego warunki fizyczne mogą być dla niego zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Aż 129 kg przy 201 cm. LeBron James jest od niego o 2 cm wyższy i o 16 kg lżejszy! Z kolei legendarny Shaq O'Neal w swoim debiutanckim sezonie przy 216 cm wzrostu ważył "tylko" 104 kg, czyli o 25 kg mniej niż Williamson.
Tu ważna uwaga: kolana Ziona przejdą ciężką próbę, skoro ma on grać po 35-40 minut w każdym z 82 meczów samego tylko sezonu zasadniczego. Oczywiście, niektórzy wskażą, że przecież z takim ciałem radzi sobie dotąd świetnie, ale pamiętajmy - NBA to jeszcze większa intensywność niż gra w NCAA.
Niemedialny lider
Choć wszystkie obiektywy w najnowszym sezonie będą wycelowane w Ziona, faktycznym liderem Pelicans będzie Jrue Holiday. 29-letni obwodowy od sezonu 2013/2014 broni barw klubu z Nowego Orleanu i zdążył już tam przeżyć naprawdę wiele.
Grał ze zwariowanymi Cousinsem i Rondo czy z niezadowolonym Davisem, a jednocześnie zmagał się z ogromnym problemem, jakim był nowotwór ciężarnej żony. Nigdy nie narzekał, że klub jest zbyt słaby jak na jego umiejętności, tylko ciężko pracował. Teraz, po odejściu Davisa, same władze klubu nie mają wątpliwości. - To jego zespół - powiedział menedżer generalny Pelicans, David Griffin.
Holiday z pewnością będzie niezwykle wartościową postacią w rotacji Pelicans. W zeszłym sezonie jego średnia na mecz wynosiła 21,2 pkt, 5 zbiórek i 7,7 asyst. Jego udział w ataku niewątpliwie wzrośnie. Co więcej, gra w ofensywie nie jest wcale jego specjalnością - jest nią obrona i to po tej stronie parkietu Holiday wsławił się utrudnianiem życia takim gwiazdom, jak np. Kevin Durant. W osobie Holidaya sztab szkoleniowy Pelicans poszuka tego, który pomoże rozwinąć się Zionowi i pozostałej młodzieży.
Los Angeles Pelicans
Cóż to za młodzież? Przede wszystkim ci, którzy trafili do Nowego Orleanu w wyniku wymiany z Lakers. Za Davisa Pelicans otrzymali Lonzo Balla, Brandona Ingrama oraz Josha Harta.
Jak już wspomniałem w tekście o Lakers, według mnie ci zawodnicy grają poniżej oczekiwań. Uwaga ta dotyczy szczególnie Ingrama oraz Balla. Ten pierwszy wchodził do ligi jako "nowa wersja Kevina Duranta". Tymczasem w Lakers Ingram po dobrym meczu zaliczał pięć słabych. Do NBA wszedł w takim samym wieku, co Durant. KD w swoim trzecim sezonie (21 lat) był królem strzelców sezonu zasadniczego ze średnią 30,1 pkt, a Ingram na identycznym etapie swojej kariery zapewniał 18,3 pkt co mecz.
Ponadto ma problemy ze zdrowiem, a czasami także z utrzymaniem nerwów na wodzy, co skutkuje zawieszeniem przez władze ligi. Część osób przywołuje jego statystyki po przerwie na tegoroczny Mecz Gwiazd, ale pamiętajmy, że Lakers nie liczyli się już w walce o Play-offy (brak presji), a sztab ogrywał wtedy młodych, by podbić ich wartość przed potencjalną wymianą z Pelicans.
Większym zawodem jest jednak Lonzo Ball. Przez swojego słynnego ojca przedstawiany był jako przyszły zbawiciel pogrążonych w kryzysie Lakers. Efekt? W pierwszym sezonie średnia na poziomie 10,2 pkt, w drugim - jeszcze mniej, bo 9,9 pkt.
Oczywiście na jego statystyki w sezonie 2018/2019 miało wpływ przyjście LeBrona Jamesa, ale technika rzutu Balla nadal wywołuje śmiech za oceanem. Jest to koszykarz, który po prostu nie umie rzucać. Na razie to bardziej zjawisko medialne wspierane przez szalonego ojca Lavara niż potencjalny All-Star.
Jednakże jego dużą zaletą jest dobra gra w obronie.
Zdecydowanie mniej oczekiwano w Lakers po Harcie. Ten przez dwa sezony w LA dostarczał średnio niecałe 8 pkt co mecz, ale w jego przypadku także trudno mówić o jakimś wielkim rozwoju. Statystyki dotyczące skuteczności rzutów za 2 i za 3 punkty wskazują, że w zasadzie zaliczył on regres w drugim sezonie w NBA. Nie jest też tak młody, jak pozostała dwójka, ponieważ w marcu skończy już 25 lat.
Do nich należy doliczyć jeszcze innych, np. Jaxsona Hayesa (19 lat) czy Jahlila Okafora (23 lata).
Plusy projektu Pelicans
1) Z pewnością młodość - Zion - 19 lat, Ingram - 21 lat, Lonzo - 21 lat. Jeśli Zion rozwinie się na miarę swojego talentu, a Ingram i Ball wreszcie odpalą na dobre, to w Nowym Orleanie powstanie coś niesamowitego. Drużyna na lata, z przyszłością i możliwością gry o najwyższe cele.
2) Pozostawienie Jrue Holidaya, który będzie liderem zespołu. Zapewni także odpowiednią pomoc w rozwoju utalentowanej młodzieży.
3) Widowiskowość gry. Wspomniani dotychczas zawodnicy bardzo lubią wjeżdżać pod kosz, co zapowiada sporo efektownej gry, która przyciągnie uwagę kibiców i mediów.
4) Twarda obrona. Kto wie, może najmocniejsza w lidze. Holiday jest specem od defensywy, Lonzo i Ingram także bardzo dobrze bronią, Zion z kolei zapewni odpowiednie kilogramy pod koszem.
Minusy projektu Pelicans
1) Zaufanie młodym, którzy w NBA nic jeszcze nie osiągnęli lub osiągnęli bardzo niewiele. Zespół w następnych latach ma oprzeć się na Williamsonie, a ten w lidze nie rozegrał dotąd nawet minuty. Jeśli okaże się przewartościowanym gościem, Pelicans będą mieć spory problem. Kłopoty te będą jeszcze większe, jeżeli Ball i Ingram pokażą, że w Lakers to nie presja ich blokowała, tylko po prostu są przeciętni, a Holiday wreszcie uzna, iż ma dosyć młodych i chce poszukać klubu, w którym powalczy o mistrzostwo.
2) Oddanie największej gwiazdy zespołu, Anthony'ego Davisa, przez co powstała ogromna dziura bezpośrednio pod koszem. Pelicans jeszcze kilkadziesiąt godzin temu nie mieli w swej rotacji nikogo sensownego, kto mógłby tam grać. Owszem, mógłby grać tam Zion, ale on preferuje grę na pozycji silnego skrzydłowego. Spekulowano, że być może uda im się pozyskać Ala Horforda, który odszedł z Boston Celtics, ale ten wybrał 76ers.
Pierwszego dnia udało im się jednak pozyskać Derricka Favorsa, który niemal całą dekadę spędził w Utah Jazz. To sensowny ruch i solidna postać na pozycji centra.
3) Przyjście Williamsona spowodowało, że Julius Randle raczej poszuka sobie nowego klubu. Były zawodnik Lakers, mimo swoich wad, np. czasami chaotycznej gry czy popełnianiu głupich przewinień w ataku, zapewniał solidne wsparcie z ławki rezerwowych, a czasem także w pierwszej piątce. Teraz przeniesie się do New York Knicks.
4) Jednowymiarowość w ataku. Skoro najważniejsi gracze w składzie preferują grę blisko kosza, kto będzie siać za trzy punkty? No właśnie... Jeśli rywale postawią mur w pomalowanym, trzeba będzie strzelać z dystansu. Odpowiedniej skuteczności Holiday, Lonzo czy Ingram raczej nie zapewnią (Ball na pewno nie), więc Pelicans musieli poszukać strzelców i... poszukali.
W nocy z 30 czerwca na 1 lipca polskiego czasu Adrian Wojnarowski z ESPN napisał na Twitterze, że Pelicans ściągnęli do siebie J.J. Redicka (niemal 40% za 3 pkt w poprzednim sezonie), o którym wspominałem w tekście o Lakers. Pelicans dobrze myślą, ale nie wiem, czy jeden strzelec im wystarczy.
Co z tego będzie?
Trudno jednoznacznie stwierdzić, jak potoczy się sytuacja w Nowym Orleanie. Jeśli projekt ten się sprawdzi, z pewnością powstanie bardzo poważna siła walcząca o najwyższe cele. Nie sądzę jednak, by możliwy był awans do Play-offów już w najbliższym sezonie.
Kluby na Zachodzie, które nie zakończyły ostatniego sezonu po 82 meczach, wciąż będą się mocno liczyć w walce o czołową ósemkę, a warto dodać, że zbroją się jeszcze Lakers czy Mavericks. Konferencja zachodnia jest niezwykle mocna i “Pelikanom” będzie trudno przebić się do postseason już w pierwszym roku nowego projektu.
Co, jeśli to wszystko nie wypali? Cóż, sprawa jest prosta. Nikt nie będzie ich oglądać, a zawodnicy tuż po ostatnim meczu sezonu zasadniczego będą już w klapkach wsiadać do samolotów, by udać się na (nie)zasłużone wakacje.
Na koniec warto podkreślić raz jeszcze - w składzie Pelicans jest mnóstwo młodego talentu, ale odpowiedź na pytanie, czy w mieście jazzu zabrzmi szalony i młodzieńczy rock'n'roll, poznamy dopiero w ciągu kilku lat.
Jakub Witczak