Nenad Bjelica znów bohaterem. Wrócił w wielkim stylu. "Cieszę się, że nie trenuje Polski"
W przeszłości był kandydatem na selekcjonera reprezentacji Polski. I choć Nenad Bjelica od tamtego czasu miewał wzloty i upadki, teraz powrócił w wielkim stylu. Jesienią podjął się ciężkiej misji, przejął Dinamo Zagrzeb i rozpoczął marsz po kolejne sukcesy. Trzeba przyznać, że początek ma całkiem udany.
Po jesiennych zmaganiach w Lidze Narodów pozycja selekcjonera Michała Probierza została mocno zachwiana. Zerknijmy, co stało się z trenerem, który swego czasu był typowany przez media jako jedna z opcji dla reprezentacji Polski. Szczególnie, że Nenad Bjelica niedawno wrócił do pracy i objął po raz drugi w karierze Dinamo Zagrzeb. To z kolei klub powszechnie uważany za hegemona w całej Chorwacji, której to reprezentacja w ostatnich miesiącach dwukrotnie sprawiła naszej kadrze spore problemy.
Były szkoleniowiec między innymi Lecha Poznań, po sukcesach w okresie pierwszej kadencji w Dinamie, później miał kilka trudniejszych momentów w karierze. We wrześniu powrócił jednak do ekipy “Modrich”, która we fragmencie tego sezonu również znalazła się w mocnym dołku. Wydawało się, że ponowne zawarcie tego związku to z jednej strony ryzyko, ale z drugiej spora szansa dla obu stron. I jak na razie wszystko wskazuje, że ta szansa może zostać odpowiednio wykorzystana.
Najlepszy od trzech dekad
Bjelica na legendarny Stadion Maksimir po raz pierwszy trafił kilka dni po zwolnieniu z “Kolejorza”, na zaledwie kolejkę przed końcem sezonu 2017/18. Przypieczętował wtedy mistrzostwo, zdobył puchar, a w kolejnych rozgrywkach dołożył kolejny ligowy triumf i superpuchar. Do tego zespół pod jego wodzą bardzo dobrze prezentował się w europejskich pucharach. Tyle że ostatecznie Bjelica odszedł wtedy z klubu w niezbyt dobrych okolicznościach. Wiosną 2020 roku zwolniono mu sztab, który w trakcie pandemii nie zgodził się na obniżenie zarobków. Chwilę później podobny los spotkał też samego trenera. Dlatego jego powrót do Zagrzebia mógł stanowić pewną niespodziankę.
- Nie byłem jednak zaskoczony decyzją Dinama. Wręcz przeciwnie, dzień przed tym, jak klub rozpoczął negocjacje z Bjelicą, napisałem artykuł, w którym wyraziłem swoje zdziwienie, dlaczego Dinamo jeszcze nie wybrało numeru Nenada. Ja sam wspominam współpracę z nim bardzo dobrze. Pozostaliśmy w dobrych relacjach już po jego odejściu z klubu. Zresztą uważam, że biorąc pod uwagę wyniki, sukcesy, styl i jego maniery, to najlepszy trener Dinama na przestrzeni ostatnich 30 lat - mówi w rozmowie z nami Alen Lesicki, dziennikarz Germanijak, który przeszłości pełnił funkcję rzecznika prasowego w Dinamie.
Lesicki poznał Bjelicę od tej najlepszej strony. Większość kibiców zapamiętała go równie dobrze. To ten szkoleniowiec był pierwszym w historii Dinama, który zdołał awansować z nim z fazy grupowej europejskich pucharów. W edycji 2018/19 Ligi Europy “Modrich” zatrzymała dopiero Braga - w 1/8 finału i to po dogrywce, co dalej stanowi jeden z największych sukcesów w nowożytnej historii chorwackiej piłki klubowej. A Dinamu mocno zależy na grze w pucharach. Nie bez powodu tej jesieni poprzednik Bjelicy, Sergej Jakirović, stracił pracę dwa dni po dotkliwym blamażu z Bayernem w Lidze Mistrzów (2:9).
- Bjelica był jedynym właściwym kandydatem na to stanowisko i to z kilku powodów. Starsi zawodnicy w kadrze zespołu to ci, z którymi pracował tam podczas swojej pierwszej kadencji. Odnieśli wtedy wielkie sukcesy, więc teraz zdecydowana większość z nich chciała, aby Bjelica wrócił do klubu. Poza tym to szkoleniowiec, który ma doświadczenie w pracy w Dinamie, nie potrzebował więc czasu na adaptację. Stoją za nim wyniki, uwielbiają go media i kibice. Był idealnym kandydatem - dodaje Lesicki.
Wie, gdzie leży problem
Tym razem Bjelica objął zespół w dużo mniej cieplarnianych warunkach. Jakirović nie tylko zawalił bowiem spotkanie z “Bawarczykami”, ale zanotował też mocną zadyszką w lidze. Niewiele w sumie na to wskazywało, bo Dinamo rozpoczęło ten sezon od czterech zwycięstw. W ciągu kolejnych trzech kolejek trzykrotnie pogubiło punkty. Zaledwie zremisowali z Rijeką (1:1), a potem przegrali prestiżowe spotkanie z Hajdukiem Split (0:1) i już pod wodzą tymczasowego trenera Sandro Perkovicia ponieśli dotkliwą porażkę ze Slavenem Belupo (1:4). Bjelica z miejsca musiał więc pobudzić drużynę do działania.
- Głównym celem Bjelicy w pierwszym okresie po powrocie do Dinama było przywrócenie zespołowi pewności siebie i wiary we własne umiejętności. I trzeba mu oddać, że dokonał tego właściwie natychmiast, na co na pewno wpłynął fakt, że doskonale zna tych zawodników. Dzięki temu kolejne kroki, które musi podjąć, są dla niego dużo łatwiejsze - zauważa nasz rozmówca.
Bjelica rzeczywiście zdał ten egzamin. W debiucie efektownie pokonał Lokomotivę (5:1), ale prawdziwy przełom nastąpił kilka dni później. Dinamo w drugiej kolejce fazy ligowej LM zremisowało wtedy u siebie z Monaco (2:2), choć w tym przypadku można mówić nawet o lekkim niedosycie, bo mistrzowie Chorwacji do 74. minuty utrzymywali dwubramkowe prowadzenie. W sumie do połowy listopada Dinamo poniosło pod wodzą Bjelicy tylko jedną ligową porażkę - z jego byłym klubem, Osijekiem (2:4).
- Przede wszystkim zawodnicy muszą za tobą podążać i uwierzyć w autorytet trenera, który Bjelica zdecydowanie posiada. Wie, jak dotrzeć do piłkarzy i wydobyć z nich to, co najlepsze. Problem nie leży w jakości kadry, bo gdyby to nie byli dobrzy piłkarze, to nie znaleźliby się w Dinamie. Kłopotem jest to, że poprzednicy Nenada nie potrafili wykorzystać w pełni potencjału drzemiącego w tych graczach - uważa Lesicki.
Jasny kolejny cel
Na szczególną uwagę zasługuje postawa “Modrich” w Lidze Mistrzów. Po laniu od Bayernu wydawało się, że Dinamo może już się nie wydostać z dna tabeli. Tymczasem remis z Monaco był jedynie zwiastunem tego, na co stać mistrzów Chorwacji w Europie. W październiku w dwóch wyjazdowych meczach pokonali oni Red Bull Salzburg (2:0) oraz Slovana Bratysława (4:1), dzięki czemu ich dorobek wynosi teraz siedem punktów - więcej niż Realu Madryt, Milanu czy Paris Saint-Germain. W lidze obecna strata do Hajduka to natomiast już tylko cztery punkty.
- Dinamo rzeczywiście musi poświęcić trochę wysiłku na grę w europejskich pucharach, podczas gdy rywale w lidze chorwackiej nie mają takiego “problemu”. Ważne, aby żadna z drużyn nie odskoczyła za daleko w tabeli. W zeszłym sezonie był moment, że “Modri” tracili już 12 punktów do Hajduka, ale to oni ostatecznie zostali mistrzami. Ta obecna przewaga zespołu ze Splitu nic więc nie znaczy. Pod względem jakości w zespole, bogactwa na ławce rezerwowych czy doświadczenia Dinamo w dalszym ciągu jest dla reszty ligowych rywali, w tym Hajduka, statkiem kosmicznym. Sprawa mistrzostwa wcale więc nie jest już przesądzona - twierdzi nasz rozmówca.
Sam Bjelica z pewnością ma spory głód sukcesów. Po odejściu z Dinama w 2020 roku nie mógł bowiem narzekać na ich nadmiar. Mimo mocarstwowych planów z Osijekiem nie sięgnął po żaden tytuł. Z Trabzonsporu pogonili go po zaledwie kilku miesiącach. Jako trener Unionu poprowadził co prawda zespół w Lidze Mistrzów, ale i z berlińczykami jego przygoda zakończyła się przedwcześnie. 53-latek powrócił więc do klubu, w którym notował zdecydowanie najlepsze wyniki w swojej trenerskiej karierze. W XXI wieku tylko on i Zoran Mamić poprowadzili Dinamo w czasie jednej kadencji w więcej niż w stu spotkaniach. Teraz obie strony życzą sobie co najmniej kolejnej setki.
- Uważam, że kolejnym krokiem Bjelicy będzie objęcie stanowiska selekcjonera reprezentacji Chorwacji i jest to całkiem realny cel. Wiem, że w przeszłości typowano go wśród kandydatów do objęcia Polski, ale cieszę się, że nim nie został, bo teraz mielibyśmy z wami dużo większe problemy w Lidze Narodów. Praca w Unionie była dla niego ciężką sytuacją i po opuszczenia Berlina potrzebował chwili odpoczynku i takiego restartu. W Dinamie następuje nowy początek - podsumowuje Lesicki.