Nawet w Premier League nie ma cierpliwości dla trenerów. Historia bezsensownego zwolnienia Javiego Gracii
Przerwa reprezentacyjna to zwykle czas krótkiego odpoczynku od klubowej piłki. Jednak w Watfordzie, mimo braku spotkań, wydarzyło się coś, co poruszyło prawdopodobnie każdego sympatyka popularnych „Szerszeni”. Przed kilkoma dniami gruchnęła informacja o zwolnieniu Javiego Gracii, którego na stanowisku szkoleniowca zastąpił jego rodak - Quique Sanchez Flores. Decyzja ta wydaje się niezrozumiała zarówno na pierwszy, jak i na drugi czy nawet osiemnasty rzut oka.
Zmiany na ławce menedżerskiej na początku września są rzadko spotykane, ponieważ następca zwolnionego szkoleniowca nie ma możliwości przeprowadzenia żadnych transferów i musi „rzeźbić” z tego, co zostało w klubie.
Dodatkowo, jeśli już podjęto decyzję o zwolnieniu poprzedniego menedżera na tak wczesnym etapie sezonu, oznacza to, że nowy szkoleniowiec musi dawać gwarancję natychmiastowej poprawy wyników. Czy Quique Sanchez Flores jest trenerem o półkę lepszym niż Javi Gracia? Polemizowałbym.
Piękna historia ze smutnym epilogiem
Javi Gracia nie jest szkoleniowcem, który często znajduje się na pierwszych stronach gazet, ale jego praca na Vicarage Road była naprawdę godna podziwu. Wystarczy przypomnieć sobie start poprzedniego sezonu, aby zrozumieć, jak doskonałym fachowcem był Gracia.
Niemal równo 12 miesięcy temu Watford przystępował do przerwy reprezentacyjnej, będąc w czubie tabeli z kompletem zwycięstw na koncie. Skoro słaby początek bieżących rozgrywek wywołał tak pochopny ruch, jak zwolnienie Hiszpana, to rok temu działacze Watfordu powinni od razu wybudować pomnik 49-letniemu szkoleniowcowi.
W dalszej części rozgrywek oczywiście „Szerszenie” nie zdołały utrzymać się w czołówce ligi, jednak nawet 11. lokata nie może być uznawana za żadną tragedię. Szczególnie, że solidne punktowanie w Premier League szło w parze ze wspaniałą dyspozycją Watfordu w rozgrywkach pucharowych. W FA Cup podopiecznych Javiego Gracii zatrzymał dopiero Manchester City, aczkolwiek samo dojście do finału trzeba rozpatrywać jako historyczny sukces „Szerszeni”.
Niestety wyczyny z poprzedniego sezonu nie uratowały Gracii przed zwolnieniem. Katalizatorem decyzji rodziny Pozzo o zakończeniu współpracy z hiszpańskim szkoleniowcem był oczywiście brak zwycięstw. 1 punkt po 4 kolejkach oraz 5 zwycięstw w ostatnich 16 spotkaniach ligowych to nie są wymarzone liczby, jednak nie wydaje mi się, aby były też tak tragiczne, by od razu zwalniać Gracię.
Choćby Tottenham na przestrzeni ostatnich 16 starć w Premier League odniósł zaledwie 4 wygrane. Manchester United tylko 3. Pochettino i Solskjaer mimo słabszych rezultatów od Gracii na razie nie muszą drżeć o swoje posady.
„Seria niefortunnych zdarzeń”
Patrząc powierzchownie na tabelę niektórzy (w tym włodarze Watfordu) doszliby do wniosku, że Gracia to nieudacznik, jednak na słaby start sezonu w wykonaniu „czarno-żółtych” miało wpływ wiele pechowych czynników. Obserwując uważnie wydarzenia związane z „Szerszeniami” można odnieść wrażenie, iż na Vicarage Road rozgrywają się kolejne rozdziały sagi Lemony’ego Snicketa.
Watford nie zdobywa punktów, ale patrząc wyłącznie na grę „Szerszeni” nikt nie powiedziałby, że to ekipa, która zasługuje na relegację. Głównym problemem podopiecznych Gracii na przestrzeni ostatnich kilku tygodni była rażąca nieskuteczność, która kosztowała Watford wiele cennych punktów. Kreowanych sytuacji było mnóstwo, ale niewielki odsetek z nich zakończył się bramkami.
W spotkaniu przeciwko West Hamowi Watford oddał 23 strzały przy 16 uderzeniach „Młotów”. Rezultat? Porażka „Szerszeni” 1:3. W meczu z Brighton obie ekipy miały xG (expected goals) wynoszące 1,0. Efekt? Zwycięstwo „Mew” 3:0.
Zagłębiając się jeszcze mocniej w statystyki zauważymy, iż xG Watfordu ze wszystkich czterech kolejek Premier League wyniosło 5,19. Przełożyło się to na zaledwie dwie zdobyte bramki, co sprawia, że „Szerszenie” mogą się „pochwalić” największym ujemnym współczynnikiem w całej lidze wynoszącym oczywiście -3,19.
Watford kreował mnóstwo sytuacji, mimo że ich skład pod względem personaliów nie zachwyca. Podczas okienka transferowego rodzina „Pozzo” tylko raz sięgnęła głębiej do kieszeni, sprowadzając Ismailę Sarra, jednak szybko to zrekompensowano oddając za 20 milionów euro Dodiego Lukebakio. Poza Senegalczykiem na Vicarage Road trafili albo zawodnicy z niższych lig (Dawson, Dalby), albo wolni agenci (Sturridge, Bashiru).
Quique Sanchez Flores – solidność i nic poza tym
Brak znaczących wzmocnień odbił się na wynikach Watfordu, jednak 4 słabe pod względem wyników kolejki to moim zdaniem wciąż zbyt krótki okres, aby od razu decydować się na zwolnienie Gracii. Szczególnie, że jego następcą nie został nikt z najwyższej półki, ale Quique Sanchez Flores, który wraca na „stare śmieci”.
Były trener Espanyolu miał okazję trenować Watford w sezonie 2015/16. Hiszpan wraz z „Szerszeniami” dotarł wówczas do półfinału FA Cup oraz przy okazji zajął 13. miejsce w lidze. Przypominam, że Gracia w trakcie ubiegłych rozgrywek doszedł do finału krajowego pucharu oraz uplasował się dwie lokaty wyżej.
Następnie Flores przeniósł się do Espanyolu, gdzie spędził dwa sezony. Z barcelońskimi „papużkami” Hiszpan zajął kolejno 8. oraz 11. lokatę. Wydawało się, że to wspaniałe wyniki robione ponad stan, jednak kampania 2018/19 pokazała, że Flores wcale nie wycisnął z graczy Espanyolu maksimum możliwości. Zrobił to dopiero jego następca, który już w pierwszym sezonie wprowadził ekipę z Cornella El Prat do Ligi Europy, stając się wręcz żywą legendą klubu.
CV Floresa nie jest złe, ale nie jest też wybitne. Próżno oczekiwać radykalnej poprawy rezultatów od trenera, który zasadniczo nigdy nie osiągał lepszych wyników niż Gracia. Właśnie dlatego zupełnie nie dostrzegam sensu tych ruchów na stanowisku trenera przeprowadzonych przez wpływową rodzinę Pozzo zarządzającą klubem.
Pozzo te zmiany?
Bogacze zazwyczaj szybko się nudzą, czego najlepszym dowodem są ostatnie lata na Vicarage Road. Od 2012 roku w Watfordzie pracowało aż 9 szkoleniowców. Powiedzieć o pracy w roli trenera „Szerszeni”, że to „gorący stołek” to właściwie nic nie powiedzieć. Ta posada wręcz płonie żywym ogniem.
O ile zwolnienia Zoli, Jokanovica czy Mazzarriego można było logicznie wytłumaczyć, tak zakończenie współpracy z Gracią akurat w tym momencie sezonu zdaje się nie mieć większego sensu. „Nowy-stary” trener, czyli Quique Sanchez Flores ma za zadanie odbić Watford od dna, ale patrząc na terminarz „Szerszeni” wydaje się to niezwykle mało prawdopodobne.
Zwłaszcza, iż Flores pod względem preferowanej taktyki jest niemal lustrzanym odbiciem Gracii. Obaj panowie z Półwyspu Iberyjskiego preferują grę w ustawieniu 4-4-2 z jednym szybkim napastnikiem (w sezonie 15/16 był to Ighalo, w ubiegłym roku Deulofeu) oraz typowym rosłym target manem (w tej roli niezmiennie Troy Deeney). Nawet bilanse obu szkoleniowców są łudząco podobne.
Biorąc to wszystko pod uwagę wydaje się, że rodzina Pozzo zrobiła zmianę dla samej zmiany. Wszak Quique Flores nie gwarantuje ani drastycznej poprawy gry, która notabene nie wyglądała wcale źle, ani większej liczby punktów w najbliższych spotkaniach. Parafrazując polskie przysłowie można by rzec, iż „zamienił stryjek Javiego na Quique”.
Mateusz Jankowski