Nawet na łożu śmierci myślał o przyszłości ukochanej FC Barcelony. Wspominamy Tito Vilanovę

25 kwietnia 2014 r. świat futbolu obiegła informacja, która do dnia dzisiejszego jest niezwykle trudna do zaakceptowania, zrozumienia, przyjęcia do wiadomości. Z powodu nawracającego nowotworu ślinianki przyusznej, w wieku zaledwie 45 lat zmarł Tito Vilanova - ojciec Adrii i Carloty, mąż Montse, współtwórca wielkiej Barcelony.
Chociaż przez niemal całą swoją karierę starał się pozostawać w cieniu, systematycznie wykonując swoją pracę, jego osiągnięcia na Camp Nou nigdy nie zostaną zapomniane. Tito Vilanova był przykładem i wzorem dla innych, a jego spuścizna do dziś pomaga “Dumie Katalonii” zbierać owoce.
Od zawsze w Barcelonie
Tito Vilanova odnosił największe sukcesy jako trener oraz prawa ręka Guardioli, ale jego zamiłowanie do ekipy z Camp Nou sięga jeszcze lat młodości. Nastoletni pomocnik trafił do słynnej La Masii, gdzie nawiązał przyjaźń z samym Pepem oraz m.in. Jordim Rourą.
Tito wyróżniał się pod względem wizji gry oraz boiskowej pracowitości, jednak jako piłkarz nigdy nie zdołał wspiąć się na szczyt. Jedyne spotkania na poziomie La Liga rozegrał w barwach galicyjskiej Celty, a największym boiskowym osiągnięciem było doprowadzenie Figueres do zajęcia miejsca na podium Segunda Division.
Po zawieszeniu butów na kołku w wieku 34 lat, otrzymał propozycję objęcia pieczy nad młodzieżowymi drużynami Barcelony. Jego analityczny umysł w połączeniu z boiskowym doświadczeniem miał pomóc w budowaniu fundamentów przyszłych sukcesów “Dumy Katalonii”. Rocznik, który przypadł Vilanovie, obfitował w nieograniczone pokłady talentu. Gerard Pique, Cesc Fabregas oraz największa perła szkółki, Leo Messi.
I to właśnie Tito jako pierwszy zaczął regularnie stawiać na filigranowego Argentyńczyka. Poprzedni trenerzy z pewnością dostrzegali talent młodziutkiego Leo, ale podchodzono do niego z dystansem z powodu niewystarczających warunków fizycznych. Dopiero Vilanova w pełni zaufał Messiemu, co być może stanowiło przełomowy moment w karierze “Atomowej Pchły”.
O dwóch takich, co podbili świat
W kolejnych latach Vilanova próbował swoich sił w trenerce, prowadząc znajome Figueres, jednak w głębi duszy zawsze chciał powrócić do swojego miejsca na ziemi, stolicy Katalonii. Okazja nadarzyła się w roku 2007, gdy jego dobry znajomy, Pep Guardiola rozpoczął pracę jako szkoleniowiec rezerw “Blaugrany”. Tito został jego asystentem. Obaj panowie doskonale się uzupełniali, wyznawali podobne zasady w kwestii podejścia do futbolu, ponieważ w ich żyłach płynęła barcelońska idea gry efektywnej, a zarazem pięknej.
- Powiedziałem Tito, że podbijemy świat, dzięki takiemu stylowi gry, jakiego jeszcze nie widziano. On mi uwierzył, natychmiast, bez zastanowienia. Zrobiliśmy to - opowiadał po latach Pep Guardiola.
Dobra gra Barcelony B sprawiła, że włodarze Katalończyków już w 2008 r. powierzyli pierwszy zespół w ręce tandemu Guardiola-Vilanova. Dalsze losy tego duetu to po prostu najpiękniejszy epizod na kartach historii “Dumy Katalonii”. Już w trakcie pierwszej kampanii poprowadzili klub do zdobycia potrójnej korony.
Cały rok zwieńczono sześcioma trofeami, czego nie dokonał nikt wcześniej, ani później. Na przestrzeni następnych sezonów dorzucono kolejnych osiem pucharów. Barceloński “dream-team” jak walec rozjeżdżał kolejnych rywali. Tiki-taka zawładnęła światem, a architektami wszystkich sukcesów byli dwaj młodzi trenerzy, którzy uwierzyli w swoje możliwości.
- Wszystkie tytuły zdobyte w Barcelonie nie byłyby możliwe bez Vilanovy - przyznał kiedyś sam Guardiola. Obecny trener Manchesteru City zawsze pozostawał na pierwszym planie, aczkolwiek wszelkie pomysły były konsultowane ze swoim asystentem. Tito zresztą niejednokrotnie sam wpadał na rewolucyjne nowinki taktyczne, które okazywały się strzałem w “10”.
W 2009 r. Tito podzielił się z Guardiolą ideą dotyczącą wystawienia Leo Messiego na pozycji fałszywej dziewiątki. Wcześniej Argentyńczyk spędzał większość spotkań na skrzydle, gdzie wykorzystywał niebotyczną szybkość oraz umiejętności fenomenalnego dryblowania. Vilanova wiedział jednak, że ustawienie “La Pulgi” bliżej centralnej strefy wywoła niemałe zamieszanie w szeregach rywali.
Guardiola zaakceptował pomysł swojego asystenta, a sam manewr taktyczny został wykorzystany podczas wiosennego “El Clasico” rozgrywanego na Santiago Bernabeu. Leo trzymał się środka, a rolę ścinających skrzydłowych pełnili Samuel Eto’o oraz Thierry Henry. Efekt? “Blaugrana” zdemolowała swojego rywala 6:2. Messi zanotował dublet oraz asystę.
W zgodzie z ideami
W 2012 r. doszło do rozłamu hiszpańskiego tandemu. Guardiola, jak sam przyznał na pożegnalnej konferencji, wypalił się, potrzebował oddechu. Na pierwszy plan wreszcie wysunął się Vilanova, który został pierwszym trenerem ukochanej Barcelony. Sukcesy klubu stanęły pod chwilowym znakiem zapytania, ale Tito, w swoim stylu, nie złożył broni. Poprowadził Katalończyków do najlepszego ligowego sezonu w historii.
Tamten zespół pobił klubowe rekordy pod względem zdobyczy punktowej oraz liczby ligowych trafień. Po raz pierwszy w historii “Barca” zdobywała minimum jedną bramkę w każdym meczu La Liga. Tito stawiał na futbol, który kochają kibice, czyli oparty na ofensywie, szybkich wymianach futbolówki, nieustannej dominacji rywala.
Warto również pamiętać, że ta znakomita ekipa znacznie różniła się od tego, z czym kibice muszą męczyć się dzisiaj. Od kilku lat “Duma Katalonii” wypiera się własnych zasad, dołączając do transferowego wyścigu szczurów. Co roku na Camp Nou sprowadzani są gracze za setki milionów euro, którzy najczęściej okazują się niewypałami pokroju Coutinho czy Dembele. Perły La Masii nie mają szans na regularną grę w pierwszym składzie.
Tymczasem pod wodzą Vilanovy w kadrze znajdowało się, uwaga, aż 16 adeptów barcelońskiej akademii. Dla porównania, obecnie jest ich ledwie pięciu. Siedem lat temu w meczu z Levante doszło do sytuacji bezprecedensowej, ponieważ w pewnym momencie na boisku wystąpiła cała jedenastka złożona z wychowanków La Masii.
Epilog
Oczywiście, tamten sezon został także zapamiętany z powodu słynnego zwycięstwa Bayernu w dwumeczu z Katalończykami. Bawarczycy wygrali aż 7:0, jednak sam Tito nie mógł wówczas w pełni skupić się na futbolu. Już w listopadzie 2011 r. u Hiszpana wykryto nowotwór, ale kolejne operacje nie zapobiegły nawrotom choroby. W kilku spotkaniach sezonu 2012/13 Barcelonę musiał prowadzić Jordi Roura.
19 lipca 2013 r. Tito Vilanova ostatecznie ogłosił, że śmiertelna choroba nie pozwala mu na dalszą pracę. Przez wiele lat Hiszpan robił wszystko, aby przygotować “Dumę Katalonii” do boiskowej rywalizacji, jednak wtedy zaczęła się prawdziwa walka, której stawką było życie. Pomimo ponad stu zabiegów chemioterapii, stan szkoleniowca nie ulegał poprawie.
Nawet na łożu śmierci Tito przysłużył się Barcelonie. 19 kwietnia Leo Messi spotkał się z nim, aby porozmawiać o swojej przyszłości. Jak relacjonuje Jordi Roura, który nieustannie czuwał przy przyjacielu, Argentyńczyk miał zacząć rozmowę słowami”: “To koniec, odchodzę, Mister”. Był wówczas krytykowany ze wszystkich możliwych stron po tym, jak zawiódł w spotkaniach Ligi Mistrzów oraz Pucharu Króla.
Hiszpan w długiej rozmowie skłonił Messiego do pozostania, zauważając, że w żadnym innym klubie nie będzie mu lepiej. Następnego dnia Argentyńczyk zdobył decydującą bramkę w meczu przeciwko Athletikowi. Camp Nou znów go pokochało. Tito po raz ostatni wyciągnął pomocną dłoń Barcelonie. Tydzień później zmarł.
W pożegnalnym liście klubu, prezydent Josep Maria Bartomeu zaznaczył, że Vilanova do ostatniej chwili walczył przede wszystkim o dobro Barcelony. Messi nie zdecydował się na odejście, a po samym trenerze pozostały przepiękne wspomnienia, nazwa stadionu treningowego oraz cytaty.
Najsłynniejszy, “seny, pit y collons”, można przetłumaczyć na “odważnie, z rozwagą i z jajami”. Dewiza służyła za skuteczną motywację dla jego podopiecznych. Tito już z nami nie ma, ale jego cytaty, trofea oraz idee pozostaną nieśmiertelne. Kto wie, może u góry Hiszpan właśnie tłumaczy św. Piotrowi wyższość asymetrycznego 4-3-3 nad formacją bez skrzydłowych?
Mateusz Jankowski