Robert Lewandowski w cieniu Gnabry’ego, FC Bayern musi poprawić grę w obronie. Co wiemy po drugim półfinale?
Hansiemu Flickowi mogły wczoraj w pierwszym kwadransie meczu z Lyonem kilkukrotnie zadrżeć ręce, ale w końcu Niemiec miał okazję unieść je w geście zwycięstwa. Bayern, prowadzony do wygranej przez Serge’a Gnabry’ego, pokazał klasę i awansował do finału Ligi Mistrzów. Tam jednak czeka ich niezwykle trudne zadanie.
Kto wie, czy Olympique Lyon nie sprawiłby kolejnej wielkiej sensacji, gdyby Memphis Depay i Karl Toko Ekambi mieli lepiej nastawione celowniki. Kilka groźnych okazji stworzonych przez “Les Gones” w pierwszej fazie meczu posłużyło za kubeł zimnej wody dla chaotycznie grających zawodników Bayernu. Bieg spotkania odwrócił dopiero niesamowity Serge Gnabry, który udowodnił, że w razie problemów Roberta Lewandowskiego, jest w stanie liderować drużynie mistrzów Niemiec. Bawarczycy pokazali jednocześnie, że każda, nawet najlepsza maszyna, potrafi się momentami zacinać. I dlatego właśnie niedzielne starcie o Puchar Mistrzów przeciwko PSG zapowiada się wyjątkowo pasjonująco.
A Lyon, tak jak dzień wcześniej RB Lipsk, może z podniesioną głową wspominać ten sezon Ligi Mistrzów. Podopieczni Rudiego Garcii zagrali lepiej niż “Byki” z Lipska, ale zgubili to, co premiowało ich w spotkaniu z Manchesterem City - skuteczność. Z drugiej strony, wejście do czołowej czwórki rozgrywek to dla OL ogromny sukces, częściowo rekompensujący zaledwie siódmą lokatę zajętą w niedokończonej Ligue 1. Bayern jednak okazał się zbyt silnym zespołem dla “Olimpijczyków”. Co wiemy po wczorajszym półfinale?
1. Nawet mistrz ma czasem słabszy dzień
Długo Robert Lewandowski kazał nam czekać na wyczekiwanego gola. To nie był jego dzień. Tu zabrakło mu centymetra, by sięgnąć piłkę, tam źle wyskoczył do główki, niedokładnie przymierzył, a na domiar złego poślizgnął się w stuprocentowej sytuacji przed drugim trafieniem Gnabry’ego. Wydawało się, że po raz pierwszy w tej edycji LM kapitan reprezentacji Polski wyjdzie na boisko i ani razu nie pokona bramkarza rywali. Wcześniej robił to z precyzją szwajcarskiego zegarka. Ale w końcu “ukąsił”. I to w niełatwej sytuacji, przy kryciu dwóch środkowych obrońców Lyonu. “Lewy” przechytrzył jednak Marcelo i Jasona Denayera, a jego uderzenie głową to już weltklasse. Po lipcu jest sierpień, po sierpniu wrzesień, a Lewandowski strzela bramki. Norma.
Nie będziemy jednak tak wylewni jak dziennikarze “Bilda”, którzy wystawili Polakowi najwyższą możliwą ocenę za potyczkę z OL. To grube nadużycie. Nawet mistrz ma czasem dużo słabszy dzień. Dlatego tym bardziej zrozumiała była gigantyczna radość najlepszego strzelca Bayernu po upragnionym pokonaniu Anthony’ego Lopesa. Z PSG margines błędu może być jednak dużo mniejszy. I “Lewy” musi o tym pamiętać. Przed nim prawdopodobnie najważniejszy mecz w karierze.
2. Wymiana
Wczoraj nastąpiła chwilowa wymiana na fotelu pilota rozpędzonego bawarskiego odrzutowca. Kiepska gra Lewandowskiego zeszła na dalszy plan w obliczu fantastycznej formy Serge’a Gnabry’ego. Piłkarz, który nie poradził sobie w Arsenalu i West Bromwich Albion, znów zachwycił. Jak pisaliśmy wczoraj na łamach naszego portalu, Bayern to nie tylko “Lewy”. Lepszego dowodu na potwierdzenie tej tezy otrzymać nie mogliśmy. Dalej zdarzają się głosy, że w ekipie “Die Roten” rządzi polski napastnik, a reszta zespołu tworzy zgrany kolektyw, który dobrze ze sobą współpracuje i gra “pod Lewandowskiego”. Tymczasem trzeba otwarcie powiedzieć: wyróżniający się pośród kolegów Gnabry to aktualnie numer dwa w klubie z Monachium. Chyba można go postawić nawet ponad nieocenionego króla asyst, Thomasa Muellera.
Pierwszy gol był niesamowity. Niczym Arjen Robben, przebojowy atakujący z NIemiec przebiegł z piłką u nogi kilka metrów tak swobodnie, jakby dopiero rozpoczynał treningową rozgrzewkę. A przy tym pokazał znakomitą kontrolę posiadania futbolówki, balans ciała i nadzwyczajny drybling. Co istotne, kapitalnego gola zdobył lewą, a nie wiodącą prawą nogą. Bayern potrzebuje takich piłkarzy. Piłkarzy potrafiących wziąć na siebie ciężar gry i dźwigać na barkach zespół, gdy jego niekwestionowany lider ma gorszy dzień.
3. “Kto nie ryzykuje…?” Nie tym razem
Trener Lyonu Rudi Garcia powtórzył manewr z ćwierćfinału i znów posadził na ławce najbardziej skutecznego gracza “Les Gones”, czyli Moussę Dembele. W pierwszym składzie wyszedł piekielnie szybki Karl Toko Ekambi. Francuski szkoleniowiec uznał najwyraźniej, że ostatnio hazard mu się opłacił, dlatego warto podjąć ryzyko raz jeszcze. I tym razem spudłował. A właściwie spudłował właśnie Ekambi, który w kapitalnej sytuacji kropnął w słupek. To było zdarzenie kluczowe dla losów całego spotkania. Lyon miał szansę wyjść na przynajmniej jednobramkowe prowadzenie, a tymczasem po ciosie od Gnabry’ego nie potrafił się już podnieść.
Nie mamy oczywiście pewności, że z Dembele na boisku reprezentanci Ligue 1 pokonaliby Manuela Neuera. Nie wiemy, czy tę konkretną szansę snajper by wykorzystał. W końcu wszedł na boisko w drugiej połowie i prochu nie wymyślił. Po przerwie to był już jednak inny Olympique. Swoje momentum Francuzi stracili w momencie pierwszej bramki dla Bayernu. A z 24-letnim napastnikiem na murawie to oni mogliby otworzyć wynik spotkania.
4. Defensywa do poprawy
Hansi Flick ma ważną misję do wykonania przed finałem Ligi Mistrzów. Musi wbić do głowy defensorom Bayernu, by wykazywali większą koncentrację na boisku i lepiej się ustawiali. Wczoraj kilka razy obrona “Die Roten” mogła przyprawić niemieckiego szkoleniowca o palpitację serca, gdy na bramkę Neuera pędzili Depay, Ekambi czy znakomity Houssem Aouar. Z PSG konsekwencje nieodpowiedzialnej gry w tyłach mogą być znacznie bardziej poważne. Szczególnie naprzeciwko będących w wybornej formie Neymara i Angela Di Marii. Paryżanie z pewnością nie planują okazywać żadnej litości bawarczykom. Każdy, nawet najmniejszy błąd może się obrócić przeciwko Alabie, Boatengowi i spółce. Obaj stoperzy zaliczyli wczoraj kilka udanych indywidualnych interwencji, ale całej linii obrony zdarzyły się wpadki. W tę niedzielę powinny zostać ograniczone do minimum, jeśli zwycięzcy Bundesligi chcą podnieść Puchar Mistrzów.
5. Finał bez faworyta
Po nokaucie, jaki Bayern zafundował Barcelonie i jednoczesnym szczęśliwym triumfie PSG z Atalantą, niektórzy właściwie wręczali już niemieckiej drużynie złote medale. Półfinały pokazały jednak, że w finale żaden z zespołów nie wystąpi z minimalnego pole position. Decydujący mecz nie ma faworyta. Może i bukmacherzy wyżej cenią monachijczyków, ale należy podchodzić do tego z dystansem. To nie jest sytuacja z zeszłego roku, kiedy to ewentualne zwycięstwo Tottenhamu z Liverpoolem traktowalibyśmy mimo wszystko w kategoriach niespodzianki. Tutaj ani wygrana PSG, ani szał radości w Monachium nikogo nie powinny zdziwić.
Można skupić się na pojedynku Neymara z Lewandowskim. Albo Mbappe z Lewandowskim. I Di Marii z Gnabrym. A dla koneserów - Marquinhosa z Goretzką, dwóch piłkarzy, którzy odegrali niezwykle istotne role na drodze do finału. Niedzielna potyczka w Lizbonie zapowiada się na smakowitą futbolową ucztę. Dwie ofensywnie grające drużyny. Na boisku gwiazdozbiór godny najważniejszego meczu w najlepszych klubowych rozgrywkach na świecie. Cała wataha wygłodniałych trofeum wilków. Nic, tylko wygodnie rozsiąść się na kanapie lub w pubie, otworzyć ulubiony zimny napój i napawać się piłką nożną w najlepszym wydaniu.