Należy im się piwo od Polaków. Szokują Europę, architekt sukcesu dobrze znany
Gdyby nie oni, Polska nadal nie mogłaby świętować zakończenia sezonu w TOP15 rankingu UEFA, a co za tym idzie wprowadzenia dwóch klubów do eliminacji Ligi Mistrzów. Słoweńskie Celje niespodziewanie dotarło już do ćwierćfinału Ligi Konferencji, choć nawet na krajowym podwórku nie należy obecnie do ścisłej czołówki.
Niedawno nieco więcej uwagi poświęciliśmy bośniackiemu Boracowi Banja Luka (TUTAJ), który sensacyjnie przedzierał się przez kolejne szczeble Ligi Konferencji, ostatecznie odpadając z rywalizacji dopiero po dogrywce w dwumeczu 1/8 finału z Rapidem Wiedeń. Teraz pałeczkę kopciuszka w rozgrywkach śmiało może natomiast przejąć Celje.
W kraju kiepsko, ale Europa sprzyja
To aktualny mistrz Słowenii, który jednak nie do końca radzi sobie w bieżącej kampanii z grą na kilku frontach. Po 24 rozegranych meczach Celje zajmuje w rodzimej lidze dopiero piątą lokatę. O obronie tytułu może w zasadzie zapomnieć, bo liderująca Olimpija Lublana zgromadziła 18 punktów więcej. Wyżej są też póki co Maribor, Bravo i Koper.
Zupełnie inną twarz podopieczni Alberta Riery, byłego piłkarza m.in. Manchesteru City i Liverpoolu, pokazują ostatnio w Europie. Co prawda dość szybko, bo już na drugiej przeszkodzie, potknęli się w walce o awans do Ligi Mistrzów, dostając srogie lanie od Slovana Bratysława (1:1, 0:5), a potem w eliminacjach Ligi Europy dali się też pokonać irlandzkiemu Shamrockowi Rovers (1:0, 1:3), ale po wyeliminowaniu Piunika Erywań awansowali do fazy ligowej Ligi Konferencji.
Już sama obecność w zasadniczej części rozgrywek mogła uchodzić dla nich za wykonanie planu minimum. Nie mówimy bowiem o krajowym hegemonie, który regularnie cieszył swoich kibiców dobrą grą w pucharach. Celje tylko dwukrotnie w historii zdobywało mistrzostwo Słowenii (2020, 2024), a w Europie zazwyczaj było jednak chłopcem do bicia. W XXI wieku odpadało m.in. z Dacią Kiszyniów, Araratem-Armenia, Slobodą Tuzla czy… Śląskiem Wrocław.
Światełko w tunelu pojawiło się w poprzednim sezonie, w którym Celje najpierw sensacyjnie wyrzuciło za burtę eliminacji Ligi Konferencji portugalską Vitorię Guimaraes, a potem także białoruski Nioman Grodno. Maccabi Tel Awiw okazało się co prawda już zbyt mocne, natomiast “Hrabiowie”, bo taki przydomek przylgnął do obecnych mistrzów Słowenii, udowodnili sobie, że stać ich na wiele. Nawet w starciach z teoretycznie dużo silniejszymi przeciwnikami.
Zebrane wówczas doświadczenie pomogło w ostatnich miesiącach. Pierwszy raz w swojej historii Celje awansowało do głównej części europejskich rozgrywek, a tam wcale nie zamierzało składać broni. Największe wrażenie mogło zrobić wysokie zwycięstwo nad tureckim Basaksehirem, który próbował straszyć Krzysztofem Piątkiem. Słoweńcy pokonali Turków aż 5:1. Drugi triumf zanotowali w starciu z walijskim The New Saints (3:2), a ponadto dorzucili do swojego dorobku punkt za remis z Jagiellonią (3:3). Porażki z Betisem (1:2), Vitorią Guimaraes (1:3) i Pafos (0:2) nie przeszkodziły w wywalczeniu awansu do 1/16 finału.
Rewelacja play-off’ów pomaga Polsce
Celje do fazy play-off dostało się z 21. miejsca, a w 1/16 finału wpadło na APOEL, który uchodził za wyraźnego faworyta dwumeczu. Cypryjczycy wcześniej byli o krok, by w ogóle uniknąć konieczności gry w barażach, bo do TOP8 nie dostali się jedynie przez niekorzystny bilans bramek. Zaimponowali m.in. zwycięstwem z silną Fiorentiną. A potem niespodziewanie przejechali się na rywalizacji z piątą siłą słoweńskiej ekstraklasy. Ot, futbol.
U siebie Celje zremisowało z APOEL-em 2:2, co tym bardziej nie napawało optymizmem przed rewanżem na gorącym cypryjskim terenie. Tymczasem w Nikozji grała tylko jedna drużyna. Gospodarze byli zupełnie bezradni. Zostali w zasadzie stłamszeni przez Słoweńców, którzy tworzyli zdecydowanie więcej sytuacji, wykorzystując dwie z nich.
“Hrabowie” mogli odhaczyć kolejny punkt z listy marzeń. Najpierw pierwszy w historii awans do zasadniczej fazy europejskiego pucharu, potem premierowe zameldowanie się w play-offach, a w końcu także pierwszy wyeliminowany tam przeciwnik. Skoro jednak żarło tak dobrze, to apetyty zaczęły rosnąć.
W 1/8 finału ekipa Riery wpadła na szwajcarskie Lugano, a więc szósty zespół fazy ligowej, który solidnie dał się we znaki choćby warszawskiej Legii, triumfując na Łazienkowskiej. I cóż, ponownie to rywale Słoweńców byli dość wyraźnym faworytem do awansu. My z kolei mieliśmy powody, by mocno trzymać za Celje kciuki. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej ekscytująca stawała się bowiem walka o miejsce w TOP15 rankingu UEFA, w którą uwikłały się m.in. Polska i Szwajcaria.
Celje zagrało “dla nas” już w pierwszej odsłonie dwumeczu. Wygrało 1:0, dzięki czemu “Helweci” nie dorzucili wówczas jakichkolwiek punktów do krajowego dorobku. A rewanż to już materiał na zupełnie inną, pełną dramatycznych zwrotów akcji historię. Gdy wydawało się, że Lugano nadrobiło straty z nawiązką i zamelduje się w ćwierćfinale, komplikując tym samym sytuację Polski, mistrzowie Słowenii w piątej minucie doliczonego czasu gry doprowadzili do dogrywki. W niej strzelili kolejnego gola, grali też w przewadze jednego zawodnika, po czym… stracili bramkę.
Ostatecznie słoweńsko-szwajcarski dwumecz musiał zostać rozstrzygnięty w konkursie rzutów karnych. Jedenastki lepiej wykonywali gracze Celje, którzy nie tylko napisali kolejny piękny rozdział historii swojego klubu, ale też zamknęli “Helwetom” drogę do TOP15 rankingu UEFA, znacząco pomagając tym samym Polsce. Odniesiony niedługo później triumf Legii nad Molde sprawił, że dziś możemy być już pewni. Nasz kraj w sezonie 2026/2027 wystawi w eliminacjach europejskich pucharów pięć klubów, z czego dwa w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Polski akcent w kadrze
Gdyby nie Celje, rywalizacja między Polską i Szwajcarią wciąż by trwała. A tak pozostaje jedynie postawić Słoweńcom duże piwo. Być może przekazałby je nasz przedstawiciel w kadrze sensacyjnego ćwierćfinalisty Ligi Konferencji. Łukasz Bejger, bo o nim mowa, kilka tygodni temu przeniósł się ze Śląska Wrocław właśnie do ekipy mistrzów Słowenii. Warto dodać, że od momentu transferu jest ważnym ogniwem zespołu. Rozegrał już osiem spotkań, a w dwumeczach z APOEL-em i Lugano za każdym razem wychodził w pierwszym składzie jako podstawowy środkowy obrońca.
Młodzieżowy reprezentant Polski cieszy się sporym zaufaniem Riery, którego zresztą bardzo chwalił ostatnio w rozmowie z Weszło.
- Po tych kilku tygodniach mogę uważać go za jednego z najlepszych trenerów, których miałem. Standardy jego pracy, wymagania co do zespołu i oczekiwania związane ze stylem gry są bardzo wysokie. To też był jeden z głównych powodów, dla którego przyszedłem do Celje. Jego deklaracje nie rozminęły się z praktyką. Czuję, że rozwinę się pod jego wodzą. W całej Słowenii jest uważany za jednego z topowych trenerów tu pracujących. Nic dziwnego, że wzbudza spore zainteresowanie za granicą. Wierzę, że jeszcze mu je podbijemy poprzez awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji - mówi Bergier.
Trener to bez wątpienia duża siła mistrzów Słowenii. Riera, który jako piłkarz zebrał ogromne doświadczenie w topowych ligach, 16 razy występując też w reprezentacji Hiszpanii, ma już także solidny trenerski staż. W swoim CV zapisał pracę dla Girondins Bordeaux i Olimpiji Lublana. Był ponadto asystentem Domeneca Torrenta w Galatasaray.
Teraz Celje o awans do półfinału powalczy z Fiorentiną. Jeszcze bardziej niż przed poprzednimi rundami będzie z pewnością skazywane na porażkę. Nie ma już jednak, podobnie jak Jagiellonia czy Legia, niczego do stracenia. Ta przygoda tak czy siak będzie dla słoweńskiego klubu historyczna.