Najwierniejszy żołnierz Zidane'a kluczem do sukcesów Realu Madryt. Dziś nikt go już nie wypycha z klubu
Lucas Vazquez potrafi podzielić opinię publiczną. Niektórzy uznają, że Hiszpan absolutnie nie posiada talentu na miarę Realu Madryt i już dawno powinien opuścić stolicę Hiszpanii. Problem jest jeden. Wypychany z klubu skrzydłowy od wielu lat stanowi niezbędny element układanki Zinedine’a Zidane’a. Bez Vazqueza obecnie nie ma “Królewskich”.
16 - tyle meczów z rzędu Lucas rozegrał w wyjściowym składzie ekipy z Madrytu. Dłuższą passą może się pochwalić tylko bramkarz, Thibaut Courtois. Żaden zawodnik z pola nie ma tak mocnej pozycji w oczach “Zizou”. To już nie jest piłkarz, który zagra, albo nie zagra, ewentualnie wejdzie na tzw. ogony. Od nazwiska 29-latka rozpoczyna się budowa galowej jedenastki Realu. I to nie może nikogo szokować, bo forma Vazqueza musi imponować nawet największym przeciwnikom jego obecności na Santiago Bernabeu/Estadio Alfredo di Stefano.
Przełom
Dobra passa Lucasa rozpoczęła się po październikowym “El Clasico”. W pierwszej połowie szlagieru urazu doznał Nacho Fernandez, a na liście kontuzjowanych widniały już nazwiska Daniego Carvajala i Alvaro Odriozoli. Z braku laku Zidane musiał eksperymentować na żywym organizmie. W bój przeciwko Ansu Fatiemu i Leo Messiemu posłał zawodnika, który nigdy go nie zawiódł, który nie narzekał, będąc rezerwowym i zawsze dawał z siebie maksimum po otrzymaniu szansy. Na Camp Nou znów to udowodnił. Tym niezwykle udanym występem Vazquez kupił sobie przynajmniej kilka miesięcy zaufania.
Chociaż Dani Carvajal wrócił do zdrowia, Vazquez nadal ma miejsce w pierwszym składzie. Czasem wystawiany na prawej obronie, czasem w formacji ataku, ale to nie odbiera mu walorów. Jest wszechstronny i radzi sobie na całej długości i szerokości boiska. Robi to w dużej mierze dzięki cechom wolicjonalnym, a nie ogromnemu talentowi. Przecież Lucas nie jest tak szybki, jak Rodrygo, tak uzdolniony technicznie, jak Marco Asensio, czy tak przebojowy, jak Vinicius. Ale wszelkie braki nadrabia sercem do walki. Nigdy nie odpuszcza, nie odstawia nogi, bo wie, że tylko w ten sposób może sobie zagwarantować miejsce w Realu Madryt.
- To nie jest tak, że lubię Lucasa. Po prostu to, co robi na boisku, służy całej drużynie. Daje z siebie wszystko i jako trener jestem z tego powodu szczęśliwy - przyznał Zidane na konferencji po udanym meczu z Celtą Vigo.
Naprzeciw krytyce
Francuz może odetchnąć z ulgą, bo znów wyszło, że miał rację. Przez lata słyszał od dziennikarzy pytania, czy ten Vazquez to na pewno musi grać, a czy nie lepiej poszukać kogoś lepszego, bardziej rezolutnego, gwiazdy przez wielkie “G”. Tymczasem “Zizou” wiedział, że w zespole artystów niezbędny jest piłkarski rzemieślnik. W Realu już są ludzie od grania spektakularnych melodii na fortepianie. Ale nikt nie będzie nosił tego przysłowiowego fortepianu tak pokornie, jak robi to Lucas Vazquez. Gdy Gareth Bale dryfował meleksem do następnego dołka, Isco wciąż przybierał na wadze, a James Rodriguez bezskutecznie szukał formy, wychowanek “Królewskich” robił swoje. Teraz to procentuje.
Lucas spełnia marzenia, bo jako wychowanek szkółki Realu czekał na szansę przez długie lata. Początkowo nie było dla niego miejsca w pierwszej drużynie, więc musiał zaakceptować wypożyczenie do Espanyolu. Oficjalny debiut w barwach “Los Blancos” zaliczył dopiero w sezonie 2015/16. I to wbrew pozorom nie Zinedine Zidane, ale Rafael Benitez widział w nim materiał na idealnego rezerwowego.
- Dorastanie w akademii “Królewskich” było wspaniałym przeżyciem, chociaż bywały też trudne momenty. Mam jednak nadzieję, że spędzę tu całą karierę i będę mógł przejść na emeryturę jako gracz Realu Madryt - stwierdził w rozmowie z magazynem “AS”.
Benitez szybko stracił pracę, ale jego następca również cenił umiejętności Lucasa. O skali przydatności Hiszpana najwięcej mówi wydarzenie z finału Ligi Mistrzów z 2016 r., gdy Real znów ograł Atletico. Serię zwycięskich wtedy rzutów karnych zakończył Cristiano Ronaldo, ale w pięknym stylu rozpoczął ją właśnie Vazquez. Zachował się jak stary wyjadacz, który ma na koncie minimum 10 występów w meczach o taką stawkę. A to był przecież jego pierwszy pełny sezon w Madrycie. Urodzony profesjonalista.
Lider
Składy Realu z ostatnich tygodni pokazują, że to nie Toni Kroos czy Raphael Varane, ale Lucas Vazquez jest najpewniejszym punktem ubiegłorocznych mistrzów Hiszpanii. To nie dziwi, jeśli spojrzymy na jego wszechstronność. W “El Clasico” zneutralizował ofensywne atuty Barcelony, w decydującym o awansie meczu Ligi Mistrzów zanotował asystę, a ostatnio zaczął także trafiać do siatki. Zidane już nie musi bronić go na konferencjach. Lucas sam zamyka usta krytykom boiskowymi poczynaniami.
Kontrakt Vazqueza wygasa wraz z końcem bieżących rozgrywek, jednak chyba nikt nie wyobraża sobie sytuacji, w której opuszcza on Real jako wolny agent. Wieczny rezerwowy dziś jest fundamentem ekipy “Królewskich”. A Zidane bez Lucasa to jak żołnierz bez karabinu.
- Chcę jak najszybciej zakończyć kwestię przedłużenia kontraktów z Ramosem, Lucasem i Modriciem. Rozmawiałem już z nimi i mam nadzieję, że wszystko zostanie jak najszybciej rozwiązane - mówił francuski trener dla “Rai Sport”.
Historia 29-latka pokazuje, że zakres umiejętności jeszcze nie definiuje całej kariery. Oczywiście, że przez szeregi Realu przewinęło się w ostatnim czasie przynajmniej kilku bardziej utalentowanych piłkarzy. Ale na tę chwilę to Lucas Vazquez ma pewny plac w Madrycie. Kilka lat temu chłopak z akademii marzył o tym, aby choć raz założyć śnieżnobiały trykot w oficjalnym spotkaniu. Dziś ma na koncie aż 224 występy dla “Królewskich”. A to z pewnością jeszcze nie jest koniec.