Największy przegrany meczu z Chorwacją? Bardzo niepokojący sygnał. "To aż przykre"

Największy przegrany meczu z Chorwacją? Bardzo niepokojący sygnał. "To aż przykre"
Artur Kraszewski / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot09 Sep · 07:00
Niewiele pozytywów, ale i bez jazdy od ściany do ściany, byleby tylko krytykować. O jednego z reprezentantów Polski możemy się jednak mocno martwić. Z Chorwacją zagrał bardzo słabo i bardzo niepokojąco.
To miał być standardowy tekst o największych wygranych i przegranych wśród reprezentantów Polski po kolejnym ich meczu. Ten po Szkocji (TUTAJ) wzbudził wasze duże zainteresowanie i dyskusję. Ale gdy zacząłem zastanawiać się, kto pasuje do obu kategorii za występ przeciwko Chorwacji, zmieniłem koncepcję.
Dalsza część tekstu pod wideo

Plusiki

Bo realnie, czy można wskazać jakichkolwiek wielkich wygranych przegranego 0:1 spotkania w Osijeku? Biało-czerwoni, delikatnie sprawę ujmując, nie pokazali najlepszej piłki. Oczywiście, nie mierzyli się z byle kim, bo Chorwacja, nawet w przebudowie, to dalej groźny i klasowy zespół, z niesamowitym Luką Modriciem na kierownicy. Niemniej, Polacy rozczarowali w ofensywie, wypadli poniżej oczekiwań.
Największe zagrożenie stwarzał Nicola Zalewski, ale on po prostu potwierdził, że jest ostatnio najmocniejszym punktem tej drużyny, jej motorem napędowym. Chwalimy go niemal co mecz, umieściliśmy w gronie wygranych za Szkocję, tutaj możemy postawić kolejny plusik. Podobnie Sebastian Szymański - z grona środkowych pomocników dał zespołowi najwięcej, był najbardziej pożyteczny w grze, ale też nie zrobił niczego tak spektakularnego, by obwołać go wielkim wygranym tego spotkania. Wygranym zgrupowania - tu prędzej, bo teraz spisał się solidnie, a w Glasgow wyglądał imponująco. Wreszcie dowiózł na poziom reprezentacyjny, stał się pewnym elementem składu. Dziś nie ma już dyskusji, dlaczego piłkarz Fenerbahce nie przenosi formy klubowej na kadrę. Warto to docenić.
Pozytywnie wypadł też Łukasz Skorupski, choć można zastanawiać się, czy ten znakomity strzał Luki Modricia przy odpowiedniej reakcji byłby jednak do wyciągnięcia. Ale ogółem “Skorup” był dobrze dysponowany, wybronił kilka sytuacji, dawał drużynie spokój, którego ostatnio zabrakło Marcinowi Bułce. Potwierdził, że jest głównym kandydatem do przejęcia bluzy z numerem jeden na eliminacje do MŚ 2026.

Poniżej oczekiwań, ale…

Po kiepskim meczu reprezentacji (choć paradoksalnie do szczęśliwego remisu zabrakło centymetrów) zwykle jak z automatu można rzucać nazwiskami przegranych. Przykładem Jakub Kiwior po Szkocji. Tu jednak w moim odczuciu sytuacja jest inna.
Pierwszy przykład z brzegu - Mateusz Bogusz. Czy jego debiut ocenimy jako udany? Nie ocenimy, pomocnik LAFC, choć niezwykle ambitny i pracowity, grał nerwowo, niedokładnie, miał bardzo trudną przeprawę z Josko Gvardiolem. Nie będzie przesadą twierdzenie, że rozczarował. Nie wykorzystał swojej szansy. Natomiast tzw. jazda od ściany do ściany nie ma sensu. Niczego Bogusz tym występem nie stracił, wiele nie przegrał. Nagły zwrot o 180 stopni i odsuwanie go od kadry byłoby głupotą. Dopiero rozegrał pierwszą godzinę w narodowych barwach, jeszcze może być przydatny, szczególnie że cała ofensywa wyglądała w Osijeku blado.
W moich oczach poniżej oczekiwań wypadł też Sebastian Walukiewicz, kilka dni temu jeden z wygranych meczu w Glasgow. Obrońca Torino był zaskakująco niepewny, miał sporo problemów z rywalami, popełniał błędy, ale z pewnością nie skreślił się tym występem z dalszej gry w kadrze. Tak jak i wracający do niej po przerwie Jakub Kamiński. “Kamyk” szczególnie na początku spotkania się gubił (w defensywie), później zanotował lepszy fragment (w ofensywie), by w drugiej połowie ustabilizować grę w tyłach, jednocześnie niewiele dając w ataku. Można powiedzieć, że nie był ani lepszy, ani gorszy od ostatniej wersji reprezentacyjnej Przemysława Frankowskiego. Ot przeciętny występ.

Największy przegrany?

Żegnamy się z meczem w Osijeku bez szerokiego zestawienia wygranych i przegranych, ale jest piłkarz, którego - tak myślę - możemy chyba uznać za największego albo po prostu jedynego przegranego. To Jakub Moder. Pomocnik Brighton wszedł na boisko w drugiej połowie, dostał pół godziny gry i zupełnie zawiódł.
Niepokojący sygnał wysłał już chwilę po wejściu, gdy fatalnie podawał piłkę. Nie odkręcił się do ostatniego gwizdka. Był nadzwyczaj nerwowy, niepewny, zagubiony, szczególnie jak na zawodnika tej klasy. I to - cytując klasyka - zarówno w ofensywie, jak i defensywie. Dowodem 80. i 81. minuta. Najpierw w niegroźnej sytuacji zmarnował szansę na akcję Polaków podaniem do nikogo, a po chwili zanotował prostą stratę na własnej połowie, po której rywale oddali groźny strzał. Właściwie mogliśmy pochwalić 25-latka tylko raz, gdy celnie wrzucał piłkę na głowę Walukiewicza. I to by było na tyle.
- Wejście Jakuba Modera to była tragedia. To wyglądało bardzo słabo. Zastanawialiśmy się, po kim najbardziej widać, że najbardziej nie gra. Widać to było ze Szkocją po Kiwiorze i teraz po Moderze. On dostał powołanie za darmo, taka jest prawda - mówił w studiu pomeczowym na kanale Meczyki.pl Mateusz Święcicki z Eleven Sports.
Niestety, pełna zgoda. Widać, że Moder absolutnie nie jest w formie. Widać, że brakuje mu minut, ogrania, bo przecież po EURO nie zagrał w klubie ani sekundy. Ani w lidze, ani w sparingach. Leczył kontuzję, późno wznowił treningi, Michał Probierz wyciągnął do niego rękę, zapraszając na zgrupowanie i korzystając w roli zmiennika, ale na boisku zawodnik Brighton się nie obronił. To aż przykre, jak tak dobry piłkarz tak słabo wyglądał w niemal każdym elemencie gry.
Odkąd Moder wrócił do reprezentacji, miał kilka przebłysków, potrafił pokazać się z pozytywnej strony na EURO. Wydawało się, że kadra powoli go odzyskuje, że zaraz - po tylu przejściach - wreszcie może zostać jej ważną częścią. Najwyraźniej jeszcze nie czas.
Kwestia, czy i kiedy ten czas nadejdzie.

Przeczytaj również