Największy koszmar topowych napastników. Schował Haalanda do kieszeni. "Piłkarz od zadań specjalnych"
W Realu Madryt jest człowiekiem od zadań specjalnych. Im trudniejszy rywal, tym lepiej sobie z nim radzi. Jego gra stanowi połączenie wysokich umiejętności i nieprzeciętnego szaleństwa. Ekscentryczny Antonio Ruediger to obrońca inny niż wszyscy.
Na początku tego sezonu Real Madryt stracił serce bloku obronnego. Poważny uraz Edera Militao miał być ciosem, po którym “Królewscy” będą potrzebowali czasu, aby podnieść się z desek. Nieoczekiwanie obowiązki lidera defensywy z powodzeniem przejął jednak inny zawodnik. Antonio Ruediger rozpoczął rozgrywki jako rezerwowy, chociaż teraz nikt nie wyobraża sobie bez niego ekipy “Los Blancos”. Niemiec sprawił, że dziś na Santiago Bernabeu nikt już nie musi drżeć przed rywalizacją z topowymi napastnikami. Nie ma takiego snajpera, którego 30-latek nie zmieściłby do swojej kieszeni.
Postrach najlepszych
Poprzedni sezon nie należał do najlepszych w wykonaniu Antonio Ruedigera. Jego aklimatyzacja po przenosinach z Chelsea przebiegała powoli i momentami chaotycznie. Problemem stopera była głównie gra przeciwko niżej notowanym przeciwnikom. W starciach z teoretycznymi słabeuszami niejednokrotnie brakowało mu odpowiedniego poziomu koncentracji. Paradoksalnie znacznie lepiej prezentował się na tle renomowanych zespołów. Wystarczy przypomnieć jego perfekcyjną postawę w półfinałowej rywalizacji z Manchesterem City. W pierwszej odsłonie dwumeczu kompletnie wyłączył z gry Erlinga Haalanda. W tym celu uciekał się do najróżniejszych środków.
Ruediger potrafi być najbardziej niewygodnym rywalem dla każdego napastnika. Cały czas szuka bowiem zwarcia, gra w ciągłym kontakcie, umie ustawić sobie przeciwnika, aby ten grał na jego warunkach. W ten oto sposób Haaland we wspomnianym meczu na Santiago Bernabeu był kompletnie nieprzydatnym elementem swojego zespołu. Przez 90 minut wymienił zaledwie 12 podań przy 21 kontaktach z piłką. W obu przypadkach były to najmniejsze wartości spośród wszystkich zawodników z pierwszych składów obu ekip.
- Ruediger był dziś fantastyczny, to był topowy występ. Widać, że jest zawodnikiem z wielką jakością i doświadczeniem - chwalił go Carlo Ancelotti po spotkaniu z City. - Gratulacje dla Ruedigera za dzisiejszy występ. Ale nie możemy zapominać, że dzisiejszy mecz to nie tylko Erling, grało 22 zawodników. A Real ma topowych piłkarzy na każdej pozycji - dodał wtedy Pep Guardiola. - Widziałem filmiki z gry Ruedigera przeciwko Haalandowi. Postaramy się brać z niego przykład - powiedział Alessandro Bastoni przed finałem Ligi Mistrzów na antenie "Sky Sports Italia".
Kilka miesięcy temu Carlo Ancelotti nie do końca ufał jednak Ruedigerowi. Świadczy o tym posadzenie go na ławkę rezerwowych w rewanżu z City. Niestety dla Realu, ale decyzja włoskiego trenera odbiła się wówczas czkawką. W drugim meczu “Obywatele” wygrali 4:0, a Haaland rozegrał znacznie lepszy mecz. Nie strzelił może gola, ale oddał cztery strzały, raz obił słupek, wygenerował 1,2 oczekiwanej bramki i dołożył do tego jedno kluczowe podanie. Norweg błyszczał, ponieważ już nie musiał toczyć bezpośredniej walki z niemieckim monstrum.
Big in Berlin
- Przed meczem z Manchesterem City byłem bardzo spokojny. Wiem, ile mogę osiągnąć, jeśli jestem w pełni gotowy pod względem fizycznym i psychicznym. Wtedy nadarzyły się okoliczności, które kocham, ponieważ media przez kilka dni zastanawiały się, czy będę w stanie bronić przeciwko Haalandowi. Pojawiało się wiele wątpliwości, a jeśli mam być szczery, kocham taką atmosferę. Jestem jeszcze lepszy, kiedy ludzie we mnie wątpią - tłumaczył Ruediger w wywiadzie dla magazynu "GQ".
Aby w pełni pojąć, skąd bierze się tak wysoki poziom 30-latka, trzeba cofnąć się do jego dzieciństwa. Pochodzi on z niezamożnej rodziny, która opuściła Sierra Leone i przeprowadziła się do Berlina, konkretnie do owianej złą sławą dzielnicy Neukoelln. Młody Antonio dorastał wraz z pięciorgiem rodzeństwa w skromnym budynku komunalnym. Jego pierwsza styczność z futbolem nastąpiła na betonowych boiskach, gdzie panowała jedna zasada - przetrwa tylko najsilniejszy. Brak komfortu w czasach młodzieńczych ukształtował twardego człowieka i bezkompromisowego sportowca. W wielu wywiadach Niemiec podkreśla, że obecnie czuje się niezwykle uprzywilejowany. Konieczność rywalizacji z zawodnikami pokroju Erlinga Haalanda, Victora Osimhena czy Mohameda Salaha nie wywołuje u niego strachu i niepewności. On już swoje przeżył, a obecnie zbiera jedynie owoce ciężkiej pracy, która otworzyła drzwi do lepszego życia.
- Kiedy jesteś głodny, nie ma rzeczy niemożliwych. Najbardziej niebezpieczni są ludzie, którzy głodują, ci, którzy nie mają już nic do stracenia. Kiedy Thomas Tuchel objął Chelsea, odbył ze mną rozmowę, która nie miała nic wspólnego z taktyką. Poprosił, żebym opowiedział mu o sobie, chciał wiedzieć, skąd wzięła się moja agresja i głód, więc opowiedziałem mu o dorastaniu w Berlinie-Neukoelln, o tym, jak grałem na betonowych boiskach i wszystkie starsze dzieciaki nazywały mnie "Rambo". Tuchel pytał o mnie jako o osobę, a nie jako piłkarza. To dało mi dodatkową motywację - wspominał Ruediger na łamach "The Players' Tribune".
- Tam, skąd pochodzę, presja nie jest związana z piłką nożną. Presja to niepewność, czy jutro będziesz miał co jeść. Za każdym razem, kiedy zawiązuję buty przed meczem i czuję jakiekolwiek oznaki presji, myślę o konkretnym wspomnieniu i natychmiast odnajduję spokój. Pamiętam, że moi rodzice zawsze mówili, że Berlin jest rajem na ziemi, nigdy nie nazwaliby naszej dzielnicy "gettem". Zrozumiałem to, kiedy pojechaliśmy do Sierra Leone i widziałem zdesperowanych ludzi, którzy sprzedawali chleb, patrzyłem na biedę i głód. Do naszego samochodu podszedł jeden mężczyzna, później drugi i trzeci. Wszyscy sprzedawali dokładnie ten sam chleb, z tej samej piekarni. Jedna z rodzin mogła mieć na stole talerz z jedzeniem, pozostałe dwie może nie. To jest presja, to jest prawdziwe życie. Więc sam przed finałem Ligi Mistrzów spałem jak dziecko. Mając ze sobą rodzinę i jedzenie na stole, nie mogłem przegrać - dodał.
Słowa o braku presji można oczywiście potraktować jako banały. Trudno jednak przejść wobec nich obojętnie, skoro mają bezpośrednie przełożenie na boiskową postawę Ruedigera. Obserwując go w spotkaniach Realu Madryt, ewidentnie widać, że jest zawodnikiem, który gra, jakby nie miał nic do stracenia. Nie potrafi włączyć czasem trybu ekonomicznego, ponieważ nauczono go, że tylko ciągła walka stanowi podwaliny sukcesu. Dlatego nie odstawia nogi, nie boi się żadnego rywala i prędzej sam generuje obawy u innych napastników.
Nowy lider
W minionym roku głównym problemem Ruedigera było ustabilizowanie formy. Udane występy w prestiżowych meczach nie zawsze szły w parze z regularnością w codziennych ligowych bojach. Uraz Edera Militao pozwolił jednak Niemcowi wydobyć pełnię potencjału. Wąska kadra sprawiła, że Carlo Ancelotti po prostu musiał oprzeć na nim defensywę. W efekcie 30-latek stał się praktycznie jedynym zawodnikiem “Królewskich”, który nie podlega żadnej rotacji. Poza pierwszą kolejką ligi hiszpańskiej gra on we wszystkich spotkaniach od deski do deski. I na razie nie widać, aby trudy sezonu dawały mu się szczególnie we znaki.
W ubiegły weekend Ruediger rozegrał bardzo dobry mecz z Sevillą. Przed tamtym starciem kibice Realu mogli jedynie drżeć ze względu na ryzyko zawieszenia go. Gdyby stoper obejrzał żółtą kartkę, nie mógłby wystąpić w nadchodzącym El Clasico. Zagrożony zawodnik utrzymał jednak nerwy na wodzy i w czysty, a momentami nawet elegancki sposób powstrzymywał kolejne ataki Andaluzyjczyków. 30-latek będzie zatem do dyspozycji Ancelottiego na mecz z Barceloną, a to z kolei nie jest dobra informacja dla Roberta Lewandowskiego. Polak znajdzie się w kadrze meczowej i prawdopodobnie zbierze minuty w starciu z “Królewskimi”. Niezależnie od tego, jak długo zagra, na pewno Ruediger zrobi wszystko, aby uprzykrzyć mu powrót do gry.
W ostatnich miesiącach niemiecki obrońca wychodził zwycięsko z wielu pojedynków przeciwko uznanym snajperom. Erling Haaland czy Victor Osimhen na własnej skórze przekonali się o tym, jak trudno rywalizować z zawodnikiem, który nie odczuwa żadnej presji. Jego najważniejsze mecze nie toczyły się bowiem na Bernabeu, Camp Nou czy Wembley, ale w zakamarkach berlińskich ulic. Tam, gdzie nie istniały pojęcia fair-play i sportowego savoir vivre. W takich warunkach ukształtował się obrońca, który dziś nie boi się żadnych wyzwań. Na boisku nie czego go nic, na co nie byłby gotowy.