Największe wzmocnienie Barcelony. Bezcenny i niezastąpiony, Flick go pokocha
Nie ma róży bez kolców, dymu bez ognia i Barcelony bez Gaviego. Do “Dumy Katalonii” wraca jej kluczowy element. Być może nawet najważniejszy.
335 dni. Prawdopodobnie dokładnie tyle potrwa pauza Pablo Gaviry od gry. 19 listopada ubiegłego roku Gavi zerwał więzadło krzyżowe w meczu z Gruzją. Co najgorsze, doznał tej paskudnej kontuzji w spotkaniu, w którym wcale nie musiał występować. Hiszpania miała już bowiem wtedy zapewniony awans na EURO 2024. I to właśnie za sprawą pomocnika, który we wcześniejszym starciu z Norwegią strzelił zwycięskiego gola na 1:0. Luis de la Fuente wystawił jednak gracza Barcelony, czego pewnie do dziś żałuje. Z tego powodu ten przegapił mistrzostwa Europy, większość poprzedniego sezonu i początek obecnego. Dopiero po upływie niespełna roku ta gehenna dobiega końca. W takich przypadkach zwykle mówi się, że rekonwalescent może wrócić silniejszy. To delikatnie wyświechtany frazes, ale akurat przy Gavim jesteśmy skłonni uwierzyć w dosłowność przekazu.
Serce dwóch organizmów
- Szatnia przypomina teraz zakład pogrzebowy. Wszyscy mamy złamane serca. To wypadek, mógł zdarzyć się każdemu. Jesteśmy bardzo smutni - powiedział De la Fuente cytowany przez The Guardian po feralnym meczu z Gruzją.
Tamte słowa najlepiej oddały to, jak wielką stratą okazała się absencja Gaviego. Już w młodym wieku stał się on absolutnie kluczową postacią zarówno Barcelony, jak i reprezentacji. Od debiutu na seniorskim poziomie rozegrał 137 meczów, w tym czasie żaden inny zawodnik z TOP5 lig nie był tak eksploatowany. Oczywiście, że tak gigantyczna liczba meczów w nogach w końcu musiała skończyć się nieszczęściem. Musieli o tym wiedzieć zarówno selekcjoner Hiszpanii, który wystawił go w meczu o pietruszkę, jak i trenerzy “Barcy”, którzy grali nim od dechy do dechy. Trudno jednak ciskać oskarżeniami, mając na uwadze skalę talentu. Pomocnik dał się poznać jako gracz tak dobry, że aż żal było trzymać go na ławce.
Poza niezaprzeczalną jakością dzieciak urodzony w Andaluzji od początku kariery wykazał się wyjątkowym charakterem. W jego regionie używa się wyrażenia “muy salado”, dosłownie “bardzo słony”, ale w znaczeniu człowieka niezwykle energicznego, pełnego pasji, tętniącego życiem. Dokładnie taki był Gavi w praktycznie każdym spotkaniu, które rozegrał. Tętnił energią i potrafił nią zarażać całą drużynę. Nic dziwnego, że reprezentacja nie zapomniała o nim w trakcie poprzedniego turnieju zakończonego historycznym sukcesem.
- Chciałbym coś ogłosić, Gavi będzie z nami jako 27. zawodnik - powiedział Luis de la Fuente przed ćwierćfinałem EURO z Niemcami. - Obecność Gaviego zawsze napawa nas radością. To wojownik. Zawsze dodaje odwagi całej grupie, jesteśmy bardzo szczęśliwi, że będzie nam towarzyszył - wtórował Pablo Amo, asystent selekcjonera. - Do zobaczenia na finale w Berlinie. Nie możesz tego przegapić, nadal jesteś częścią drużyny - według Mundo Deportivo takimi słowami sam król Filip VI zwrócił się do pomocnika.
Faktycznie zjawił się on na finale mistrzostw Europy, triumf nad Anglią świętował w koszulce meczowej wraz z wszystkimi kolegami. Podobny zabieg zastosowała Barcelona jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu. Kontuzjowany gracz podróżował wraz z zespołem na prestiżowy mecz z PSG w Lidze Mistrzów. Trenerzy z jednej strony chcieli pokazać 20-latkowi, że o nim nie zapomnieli, a z drugiej wysyłali czytelny sygnał reszcie drużyny. Zobaczcie, Gaviego tu nie ma, więc wy musicie dać z siebie 110%, ponieważ on zrobiłby dla was to samo. Pedri w spotkaniu z Porto wykręcił rekordowe dla siebie 13 kilometrów i po ostatnim gwizdku powiedział, że biegał za siebie i właśnie za Pablo.
- Gavi jest niezwykle ważną częścią drużyny. Ciągle pomagał nam dzięki swojej osobowości. Bez wątpienia to przyszłość hiszpańskiej piłki - rzucił Alvaro Morata podczas świętowania mistrzostwa Europy. - Gavi gra tak dojrzale, jakby miał 32 lata. Ja w jego wieku dopiero przebijałem się do seniorskiej piłki. Pamiętam jego mecz z Włochami, nie mogłem uwierzyć, że jest 17-latkiem i dopiero debiutuje w reprezentacji - dodał kapitan kadry w wywiadzie dla El Pais.
Skrojony dla Flicka
Nadchodzący powrót jest fantastyczną wiadomością dla Barcelony. Katalończycy w żaden sposób nie zastąpili Gaviego, ponieważ byłoby to praktycznie niemożliwe. Ze świecą szukać piłkarza, który tak harmonijnie łączy cechy klasowych rozgrywających z tytaniczną pracą w defensywie. W sezonie 2023/24 był piątym zawodnikiem Barcelony pod względem skutecznych wślizgów. A przecież rozegrał tylko nieco ponad 1000 minut.
Według danych portalu Statsbomb w minionych rozgrywkach notował 37 skoków pressingowych na 90 minut, najwięcej w lidze hiszpańskiej. Wykonywał 13,04 akcji defensywnych na mecz, ponownie najlepszy wynik wśród pomocników. Drugi w tej klasyfikacji był Eduardo Camavinga z wynikiem 11,38 interwencji w obronie. Hiszpan wygrywał średnio prawie trzy pojedynki główkowe na mecz, chociaż mierzy zaledwie 173 centymetry. W trzech poprzednich sezonach wykreował 15 dużych szans w lidze hiszpańskiej. Spośród pomocników poniżej 21. roku życia lepszym wynikiem mógł się pochwalić tylko Pedri, jego przyjaciel i kolega z drużyny. Te i inne statystyki potwierdzają tylko, że mamy do czynienia z zawodnikiem niemal kompletnym.
- Gavi będzie wzmocnieniem tego sezonu. To kluczowy gracz, jego strata w poprzednich miesiącach była bardzo odczuwalna. Trudno znaleźć alternatywę dla takiego zawodnika, nie da się go zastąpić, dlatego cieszymy się, że już niedługo znów będzie z nami - powiedział Deco podczas Thinking Football Summit.
Taki wachlarz umiejętności powinien idealnie współgrać z potrzebami Hansiego Flicka. Jego filozofia gry opiera się przecież na takich filarach, jak intensywność, wybieganie i jakość. Praktycznie wszyscy zawodnicy Barcelony zwracają uwagę na to, że po przybyciu Niemca wzrósł poziom przygotowania fizycznego, co pozytywnie wpływa na postawę w poszczególnych meczach. Zespół nie męczy się tak szybko, nie oddycha rękawami w końcówkach. Zamiast tego potrafi zabiegać rywala, narzucając mordercze tempo. Po pierwszych kolejkach Katalończycy są liderami najlepszych lig pod względem odzyskanych piłek w ofensywnej tercji (średnio 8,7 na mecz według danych Opty). Szkoleniowiec wpoił podopiecznym, że najlepszą obroną faktycznie jest atak i to od pierwszej minuty do ostatniego gwizdka.
Warto też mieć na uwadze, że odświeżony styl wpłynął pozytywnie na większość kluczowych zawodników. Robert Lewandowski strzela jak za najlepszych lat, Raphinha fruwa ponad murawą, Jules Kounde, Pedri czy Inigo Martinez też wyglądają lepiej niż przed rokiem. Oczywiście, że jest za wcześnie, aby już koronować wielką Barcelonę. Prawdziwym egzaminem dojrzałości tego projektu będą nadchodzące starcia z Bayernem Monachium czy Realem Madryt. I wszystko wskazuje na to, że w tych meczach Flick będzie już mógł liczyć na tak wyczekiwaną postać.
- Wszyscy jesteśmy niezwykle zadowoleni z powrotu Gaviego do pracy na murawie. Radzi sobie bardzo dobrze, chociaż potrzebuje jeszcze czasu. Jego wytrwałość podczas rehabilitacji była inspirująca. Nadal będziemy go wspierać w tym, aby doszedł do pełni sprawności. Ma 20 lat, więc może jeszcze rozegrać 10-15 sezonów na najwyższym poziomie. Musimy teraz się nim zająć, dbając o przyszłość - podkreślał kilka tygodni temu Flick cytowany przez kataloński Sport.
Rozsądek w cenie
Gavi już od kilku tygodni trenuje na pełnych obrotach. Czytając doniesienia hiszpańskich mediów, można odnieść wrażenie, że 20-latek najchętniej sam wystawiłby się już do gry. Barcelona musi jednak wykazać się rozsądkiem i chłodną głową. Po tak poważnej kontuzji trzeba będzie powoli wprowadzać zawodnika w rytm meczowy. W nadchodzących rywalizacjach z Sevillą, Bayernem i Realem raczej należałoby się spodziewać jedynie epizodów w końcówkach. Nawet jeśli Hiszpan teoretycznie byłby gotowy do walki od pierwszej minuty.
- Gdyby to zależało od Gaviego, najprawdopodobniej już mógłby grać. Pomocnik nie odczuwa już żadnego dyskomfortu czy bólu. Trenuje tak intensywnie, że czasami musi nawet być powstrzymywany, aby nie przedobrzyć. Flick nie chce jednak podejmować zbędnego ryzyka, opiekuje się zawodnikiem, bowiem wie, że może stać się jednym z podstawowych elementów drużyny - opisał Alex Pintanel z Relevo.
- Poproszenie Gaviego o zachowanie spokoju jest zadaniem prawie niemożliwym do wykonania. Ale Flick wraz ze sztabem medycznym będą musieli wytyczyć idealną ścieżkę, aby móc cieszyć się grą "szóstki" w najlepszy możliwy sposób. Charakter tego piłkarza jest wyjątkowy, taki, jakiego potrzeba w każdej szatni. Chęć zobaczenia go ponownie w akcji jest ogromna, ale czasami głowa musi zwyciężyć nad sercem. Nawet kiedy mówimy o "sercu Barcelony", jak nazywał go Xavi - wtórował Achraf Ben Ayad z Mundo Deportivo.
- Zawsze daję z siebie wszystko, robię wszystko, co w mojej mocy, aby pomóc Barcelonie. W porównaniu z poprzednim sezonem poprawiłem się, jeśli chodzi o grę bez piłki. Wcześniej popełniałem też więcej fauli, teraz staram się nad tym bardziej panować. Czasami oglądałem powtórki i zastanawiałem się, dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej. Moja mama też się martwi, kiedy obserwuje moje starcia z rywalami, ale taki jest futbol. Ja jestem zawodnikiem, który zawsze będzie walczył do końca - zaznaczył Gavi w październiku ubiegłego roku, rozmawiając z La Vanguardia.
Barcelona pozostaje liderem ligi hiszpańskiej, ale tak naprawdę dopiero teraz może zacząć prawdziwe granie. Katalońskie media zgodnie podają, że w najbliższym spotkaniu z Sevillą na murawie powinni pojawić się Gavi, Dani Olmo, a także Fermin Lopez. Powrót całej trójki otwiera przed Flickiem zupełnie nowe możliwości w kwestii konfiguracji linii pomocy. A to właśnie w tej formacji trener musiał najmocniej się gimnastykować. Plaga kontuzji zmusiła go do przesunięcia Raphinhi do środka lub wystawiania Pablo Torre i Erika Garcii. Tych samych, którzy latem byli bliżej wylotu z klubu niż pierwszego składu. Od teraz Niemiec powinien jednak dysponować względnym komfortem przy selekcjonowaniu drugiej linii. A naprawdę wielu szkoleniowców chciałoby mieć takie problemy, jak np. decydowanie o liczbie minut, które rozegra Gavi. W końcu to zawodnik, który potrafi wsadzić głowę tam, gdzie inni baliby się włożyć nogę. Dosłownie.